Kazimierz Robak: Aresztować Krzysztofa B. i jego szajkę!

Wniosek:

Niniejszym wnoszę o aresztowanie Krzysztofa B., kapitana, pisarza i edu­ka­tora, za ustawiczną działalność antyrządową, polegającą na dyskredytowaniu kolejnych polskich rządów i ośmieszanie ich na forum publicznym od lat ponad trzydziestu. Razem z nim należy zatrzymać jego wspólników działających pod szyldem Szkoły Pod Żaglami, stworzonej przez w.wym.
Wniosek swój motywuję następująco…

Wygłup? No owszem, ale… Tak naprawdę powyższy akapit jest parafrazą tego, co napisałem cztery lata temu:

 

Krzysztof Baranowski z punktu widzenia rządu powinien być uznany za wywrotowca. Jego działania są bowiem dla kolejnych ekip rządzących kompromitujące. Dowodzą jasno, że przez trzy dekady, poza wspomnianymi już wyjątkami, nikogo – ale to NIKOGO  – na szczeblu państwowym w naj­mniej­szym  stopniu nie interesuje programowe wychowywanie obywateli LEPSZYCH, bo „odgórne” myślenie jest proste: lepsi i tak jakoś sobie dadzą radę, więc po co głowę zawracać i pieniądze marnować.

 

„Wspomniany wyjątek” był jeden. Bowiem tylko jeden minister oświaty – prof. Bolesław Faron, w PRL (tak, „za komuny”) – stwierdził w roku 1982, że Szkoła Pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego będzie kuźnią nowych, lepszych obywateli (tak powiedział!). I poparł ją całą powagą swego urzędu.
Powaga ta była – co się okazało później – nie tak wielka, jak można było przypuszczać, ale skuteczna. Bo pierwsza SzPŻ jednak wypłynęła, a jej największą chwałą i najlepszym potwierdzeniem tego, że prof. Faron miał rację dając zielone światło Krzysztofowi Baranowskiemu, są jej absolwenci.
Panie ministrze – dziękuję za to i kłaniam się Panu z największym szacunkiem!

Dalej już było tylko pod górkę. Kolejna minister (ministerka?) resortu wsławiła się powiedzeniem, że „Baranowski prędzej własne uszy bez lustra zobaczy, niż następną Szkołę Pod Żaglami”, a nazwiska jej (które pamiętam doskonale, zresztą można sprawdzić) nie warto wymieniać.

 

*  *  *

 

Dużo by o tym mówić, ale nie ma sensu się powtarzać.
Kto chce zobaczyć co było i co jest, niech przeczyta tekst pod tym właśnie tytułem („Co było i co jest”) z 2013 roku.
Jedyne, co w nim nieaktualne, to zakończenie – zweryfikowane kilka dni temu podczas kwalifikacji do SzPŻ-2017.

 

*  *  *

 

Kwalifikacje odbyły się 19 czerwca 2017 na warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego.
Przyjechali na nie gimnazjaliści i gimnazjalistki z całej Polski, by zawody sportowe (bieg płaski na 400 m, pływanie na dystansie 50 m), próby sprawnościowe (podciąganie na drążku) i test z angielskiego (trudny!) wyłoniły z nich załogę  dwumiesięcznego rejsu łączącego naukę szkolną (6 lekcji dziennie) z obsługą żaglowca (24 godziny na dobę).

Kandydatów po pierwszym naborze było znacznie więcej: ci, którzy przyjechali, wytrwali w wielomiesięcznym wolontariacie i dlatego dostali się do etapu finałowego.

 

*  *  *

 

Jedną z zasad SzPŻ jest to, że nie ma w niej przegranych: ci, którzy nie dostają się na pokład żaglowca, mogą wziąć udział w wakacyjnych rejsach po Mazurach. Wszystko to dla młodych jest bezpłatne, bo zasadą naczelną Szkoły jest kwalifikacja wg cech charakteru i umysłu, a nie wg zasobności rodzicielskiej kasy.

Wszyscy jednak liczą na najwyższą stawkę: na rejs żaglowcem, gdzie czeka ciężka praca, ciężka praca, ciężka praca i… niezapomniane wrażenia, o których piszą na wielu internetowych forach absolwentki i absolwenci wcześniejszych roczników SzPŻ Krzysztofa Baranowskiego (również i u nas: zobacz tu, tu, tu i tu).

W tym roku zwycięską grupę czekał szok: kpt. Baranowski podsumowując wyniki konkursu kwalifikacyjnego oznajmił, że tegorocznego rejsu Szkoły Pod Żaglami nie będzie. Z prostej przyczyny: brak pieniędzy.

 

*  *  *

 

Tu właśnie leży podstawa wniosku, który sformułowałem na wstępie.

Nie wnikam w motywy prywatnych darczyńców i sponsorów, bo wiadomo, że łaska pańska zawsze na pstrym koniu jeździ i najczęściej od fanaberii zależy.

Uważam jednak, że finansowanie takiej instytucji jak Szkoła Pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego, to sprawa nie prywatnych sponsorów, a Państwa Polskiego, konkretnie ministerstwa edukacji. Bowiem to Rzeczypospolitej powinno zależeć na tym, by mieć jak najwięcej takich obywateli, jak absolwenci SzPŻ.

Przygotowuję właśnie tekst złożony z fragmentów tego, co do mnie piszą młodzi ludzie z kolejnych roczników, opowiadając o tym, co robią, gdzie się uczą, co wymyślili. Wiem, co robią ci, którzy przeszli przez tę Szkołę dziesiątki lat temu.
Od lektury tych krótkich na ogół mejli serce rośnie.
Wszystko zaś potwierdza, że cel SzPŻ jest spełniany: formuje ona wartościowych ludzi, którzy są lub będą wybitnymi osobowościami w swych środowiskach. Zorganizowanych, zdyscyplinowanych, świadomych własnych możliwości i ograniczeń, umiejących gospodarować czasem i pracować w zespole.

Do SzPŻ trafiają osoby nieprzeciętne. Ich rówieśnicy, uczniowie dobrzy i bardzo dobrzy, siedzą w ławkach szkolnych, gdy kilkaset osób z każdego rocznika chce czegoś więcej. Dokłada więc sobie pracy w postaci wolontariatu, ćwiczeń sportowych, nauki języka, by do normalnych zajęć szkolnych dołożyć harówkę na pokładzie, nocne alarmy i pracę na rejach, często w sztormie.
Szlif zmienia diament w brylant. Podobny szlif daje SzPŻ tym nieprzeciętnym, płci obojga.
I na takich ludziach powinno zależeć Rzeczypospolitej, której przyszłość… tak, tak, wszyscy to znają… zależy od… i tak dalej.

Gówno prawda. Żadnemu z dotychczasowych ministrów oświaty (z jednych chwalebnym wyjątkiem!), ani ich przełożonym, na tym nie zależało i nie zależy.

 

*  *  *

 

SzPŻ przez 34 lata swego istnienia – które były wyłącznie rezultatem przebiegłości i kwestarskiej działalności Krzysztofa Baranowskiego – dowiodła swojej wartości swymi absolwentami.
Jest kuźnią – wg słów prof. Farona – ludzi światłych i otwartych na świat.
Otwiera horyzonty, uczy tolerancji dla inności i nietolerancji dla fuszerki i ciasnoty umysłów.
Stoi ponad systemami, bo uwalnia to, co w ludziach najlepsze: rozumną inicjatywę i umiejętność działania sensownego.

Mało tego: SzPŻ Krzysztofa Baranowskiego zgromadziła wokół siebie (czyli wokół osoby jej inicjatora i założyciela) wielopokoleniową grupę ludzi profesjonalnych i ideowych jednocześnie, którzy potrafią ją prowadzić, a przez lata wypracowali metody działania.

Czy o taką instytucję nie powinien zabiegać każdy rząd, któremu leży na sercu dobro obywateli i przyszłość kraju?

 

*  *  *

 

W mojej utopii wygląda to tak.

Budynkiem SzPŻ jest żaglowiec. Żaglowiec nazywa się Pogoria i został zbudowany w 1980 roku z myślą o Szkole Pod Żaglami właśnie.

Brałem udział w wielu pogoriowych Szkołach Pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego: 9-miesięcznej, semestralnej (2 x po 5 miesięcy), dwumiesięcznej.
Dziś, optymalnym wg mnie okresem szkolenia są trzy miesiące: pod koniec drugiego miesiąca młodzi ludzie dochodzą do tego, że – wyrwani ze snu alarmem do żagli – wychodzą na pokład ze śpiewem, czując radość z tego, co robią.

Pogoria może przyjąć jednorazowo 32 osoby załogi szkolnej.

Załóżmy, że w czasie roku zorganizować można trzy 3-miesięczne rejsy SzPŻ, bo trzeba uwzględnić okresy remontów i działalności tzw. innej (np. zarobkowej).

Przez 37 lat istnienia Pogorii – gdyby Szkoła Pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego była instytucją mającą dofinansowanie państwowe (więc stałe), przez jej pokład mogłoby przejść (37 x 3 x 32 =) 3552 absolwentów, co zaokrąglę do trzech tysięcy.
W wojsku trzy tysiące oficerów stworzy armię. W przypadku absolwentów SzPŻ chodzi jedynie o przykład i wpływ na innych, ale zasięg byłby równie wielki.

 

*  *  *

 

SzPŻ-2017 nie odbędzie się, bo w 38-milionowym kraju nie znalazł się nikt, z rządem na czele, kto by zainwestował 400.000 PLN w edukację i przyszłość 32-osobowej grupy nieprzeciętnych młodych ludzi.

 

W związku z powyższym wnioskuję, jak na wstępie:

w.wym. osobnika, który pokazuje, gdzie kolejne rządy RP mają to wszystko, oraz jego szajkę – aresztować natychmiast za obrazę władzy i zdradę tajemnicy państwowej, a za tymi, co za granicą i na morzu, rozesłać listy gończe i wysłać w pościg pięć motocykli uzbrojonych w karabiny maszynowe w celu ujęcia.

zawsze życzliwy
Kazimierz Robak
23 czerwca 2017


Postscriptum #1.

Gdyby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości, czy i jaka praca jest wykonywana przez kadrę i młodzież podczas dwumiesięcznych rejsów, proszę kliknąć w link: SzPŻ-2016 – daty, liczby, fakty.

 


Postscriptum #2.

Od roku 1956 istnieje w Polsce Medal Komisji Edukacji Narodowej – odznaczenie nadawane przez ministra właściwego do spraw oświaty i wychowania (nazwy tego urzędu się zmieniały) za szczególne zasługi dla oświaty i wychowania.

Wśród punktów, określających komu i za co przyznaje się to odznaczenie, znajdują się następujące:

● Medal KEN jest nadawany za szczególne zasługi dla oświaty i wychowania, w szczególności w zakresie działalności dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej, twórczości dla dzieci i młodzieży oraz kształcenia i doskonalenia nauczycieli:

● nauczycielom legitymującym się co najmniej siedmioletnią wyróżniającą się działalnością dydaktyczną, wychowawczą i opiekuńczą, inicjującym i podejmującym nowatorskie formy i metody pracy edukacyjnej;

● działaczom społecznym i związkowym, fundatorom oraz innym osobom, których działalność wydatnie przyczynia się do rozwoju oświaty i wychowania;

● autorom utworów literackich, popularnonaukowych, dzieł scenicznych, muzycznych, plastycznych, filmowych, widowisk telewizyjnych i audycji radiowych, które wywierają szczególnie wartościowy wpływ wychowawczy i edukacyjny na dzieci i młodzież;

● innym osobom legitymującym się wybitnym, uznanym dorobkiem w zakresie oświaty i wychowania.

Do tej pory (jeśli wierzyć Wikipedii) Medal KEN otrzymały 1403 osoby i instytucje.
Krzysztofa Baranowskiego, spełniającego z naddatkiem każdy z wymienionych wyżej warunków, wśród nich nie ma.

Sprawa niby prosta, bo wydawałoby się, że wystarczy złożyć wniosek.
Tak, tyle że według zasad składania wniosków, pismo przewodnie winno być podpisane przez np. Kuratora Oświaty, Rektora Uczelni, członków uczelnianego Senatu czy przedstawicieli działających w Uczelni/oświacie związków zawodowych zrzeszających nauczycieli.
Ja zaś, a nikt z moich P.T. koleżanek i kolegów, nawet blisko tak Ważnych Person nie stał, więc kółko się zamyka.

Krzysztofowi Baranowskiemu należy się jednak coś więcej: medal Sapere Auso – „temu, który odważył się być mądrym”.
Ale od czasów króla Stanisława, który to odznaczenie wymyślił i Stanisława Konarskiego, który je za swoje Collegium Nobilium w 1771 roku dostał, tego medalu się nie nadaje.
Kolejne rządy wolą takich fanaberii wśród swych obywateli nie nagradzać.

KR

Postscriptum #3 (z roku 2018).

Kpt. Krzysztof Baranowski otrzymał medal Sapere Auso Hodie – „temu, który odważył się być mądrym dziś”.

Medal ustanowiony został przez absolwentów i współpracowników Szkoły Pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego.

Dewiza i grafika odznaczenia nawiązywała do tradycji: medalu Sapere Auso („temu, który odważył się być mądrym”) ustanowionego przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego i wręczonego w 1771 r. ks. Stanisławowi Konarskiemu (był on pierwszym i jedynym odzna­czonym).

Medal Sapere Auso Hodie.
(brąz, średnica: 122 mm, grubość: 15 mm, waga: 1050 g;
projekt i wykonanie medalu i szkatułki: Krzysztof Surmacz, artysta rzeźbiarz, Gdańsk; 2018)

Pierwsze Wręczenie Medalu Kapitanowi odbyło się 22 sierpnia 2018 r. w Cascais, na Pogorii, przed wypłynięciem w rejs (kapitan: Krzysztof Baranowski) zorgani­zo­wa­ny z okazji 35. rocznicy pierwszej SzPŻ KB-1983/1984 (do Indii i Sri Lanki) i 30. rocznicy Inter­na­tional Class Afloat (Międzynarodowej SzPŻ KB-1988/1989).

Wręczał Maciek Nuckowski, absolwent MSzPŻ KB 1988/1989. Ja trzymałem mowę i powiedziałem, że to wyraz naszego uznania dla zasług Kapitana położonych dla edukacji młodych pokoleń, w której najważniejszą rolę spełnia bezpośrednia konfrontacja z morzem i jego wymaganiami.

 „Drugie Wręczenie Medalu” odbyło się w Narodowym Muzeum Morskim w Gdańsku 7 września 2018 r. – replika odznaczenia została przekazana do zbiorów NMM. Gości przyszło co niemiara, w telewizji nawet powiedziano, że „były tłumy”.

 

Wśród gratulujących Kapitanowi byli m.in. kpt. Krystyna Chojnowska-Liskiewicz (pierwsza kobieta, która opłynęła świat solo, dokonała tego na jachcie Mazurek, skonstruowanym przez jej męża, kpt. inż. Wacława Liskiewicza, który też był obecny), kpt. Marek Kleban (reprezentujący STAP – armatora Pogorii) i prof. Bolesław Faron (bez którego pierwszej SzPŻ by nie było, przynajmniej wtedy, kiedy była):

Przy okazji odbyło się wodowanie książki „Żeglarskie Kto jest kim: Krzysztof Baranowski”, którą Kapitan – mimo że zaskoczony – bez wahania podpisywał, co znaczy, że zawierała samą prawdę.

 


Periplus powrót na Stronę Główną

Tekst opublikowany równolegle w portalu Żeglujmy Razem.