Teatr Gdynia Główna.
Martyna Szoja: Tańcząc z technologią
(recenzja spektaklu „Czy pan istnieje, panie Johns?”)

Cyniczna technologia a szalony taniec. Zgrzyt stali a bezszelestny balet. I człowiek. Materia, czy coś więcej? Wielki stwórca postępu, czy jego zakładnik? 

„Czy pan istnieje, panie Johns?” – 50-minutowy spektakl oparty na opowiadaniu Stanisława Lema (1921-2006), w reżyserii i ze scenariuszem Ewy Ignaczak – to rozprawa o kondycji ludzkiej, która nie traci nic na swej aktualności, choć oparta jest o tekst z 1955 roku. 

Fabuła, przedstawiona na scenie Teatru Gdynia Główna, jest na pozór prosta. Widzów wchodzących na widownię wita elegancki mężczyzna. Głosem, w których pobrzmiewa ukrywane zażenowanie, informuje o spóźnieniu oczekiwanego gościa. Bohater próbuje na wszelkie sposoby zająć uwagę widowni, a gdy wykonuje popisowy taniec, przeszkadza mu w tym kolejna, tym razem kobieca, postać.

Szoja, Ignaczak, Ida Bocian, Filip Wójcik, Stanisław Lem, Czy pan istnieje panie Johns?, Pociąg do Miasta Stacja Sanatorium

Tych dwoje ma skrajnie odmienne poglądy na współczesny świat i przyszłość człowieka. Słowne utarczki przemieniają się w rozprawę sądową, gdy na jaw wychodzi ich prawdziwa tożsamość. Są prawnikami stojącymi po przeciwnych stronach podczas rozprawy, w której firma Cybernetyk Company pozwała kierowcę rajdowego, tytułowego pana Harry’ego Johnsa o zwrot wszystkich swoich protez. Jest jednak jedno wielkie „ale”. Pan Johns składa się tylko z nich – czy więc istnieje?

W spektaklu występuje… – no właśnie: ile postaci? Dwie czy trzy?

Zdecydowanie łatwiej jest napisać, że na scenie wystąpiła adwokatka pana Johnsa (jak zwykle świetna Ida Bocian) oraz jego oskarżyciel i przedstawiciel Cybernetyk Company (Filip Wójcik).

To jednak jest tylko częścią prawdy. Odpowiedź zależy od przyjętej przez nas optyki, od spojrzenia na toczący się na naszych oczach proces sądowy i automatycznie ustawia nas po którejś ze stron – przeciw istnieniu Johnsa albo za. Ten problem pozostanie z widzami do końca spektaklu.

Proces jest zderzeniem skrajnych opinii, mocnych argumentów i wykluczających się tez.
Oskarżyciel cynicznie i prześmiewczo opisuje historię sportowca. Z lekceważeniem zwraca się do przeciwniczki sporu, a z czasem (choć pierwszy szok musi minąć) również do przedstawionego Harry’ego Johnsa. Więcej: pozwala sobie na założenie protez Johnsa – jego ciała?, jego trupa? – na samego siebie.

Adwokatka odwrotnie: uważa Johnsa za żywego wciąż człowieka, dla którego żądania Cybernetyk Company to wyrok śmierci. Z autentycznie zagranym przejęciem przekazuje materiał dowodowy, który krąży między widzami. Walka jest zaciekła i bohaterowie nie unikają ciosów poniżej pasa – bo jak inaczej w przypadku, zdawać by się mogło, cywilizowanej rozprawy, uzasadnić przemoc fizyczną?

Słowne, i nie tylko słowne, przepychanki przeplatają się nieustannie z tańcem – szalonym wirowaniem, wprowadzającym w stan nieważkości, kontrastem dla chłodnej kalkulacji maszyn. Bo taniec, tak naprawdę, nie może zostać wykonany przez maszynę: nie istnieje bez emocji, do których ona nie jest zdolna. Taniec od zawsze intrygował ludzi, którzy na przestrzeni wieków próbowali zamykać go w sztywne ramy, a czasem zupełnie pozwalając tancerzom pokonać wszelkie bariery, których tak naprawdę taniec nie ma.

Taniec nie ma ograniczeń. Człowiek tańczący sam staje się tańcem.

Jak to więc możliwe, że oskarżyciel – który kocha tańczyć i daje się porywać emocjom – później bezdusznie neguje istnienie Johnsa? Może dlatego, że ten nie umiał tańczyć? Oskarżyciel wzbudza antypatię, ale jest postacią bardzo ciekawą: stoi po stronie Cybernetyk Company i można zastanawiać się, czy sam nie jest maszyną, zwłaszcza po scenie, gdy zupełnie jak maszyna wyłącza się i milknie. Gdyby był, wtedy proces wzrósłby do rangi pojedynku między człowiekiem a robotem. Widzimy jednak jego żywe emocje: taniec i ból, który wykrzywia mu twarz po upadku. Ten ból, spowodowany wynikającym z błędu upadkiem, przekonuje mnie najbardziej. W maksymie errare humanum est! połóżmy akcent na wyrazie drugim, nie na pierwszym: maszyny się nie mylą, błądzenie jest rzeczą tylko ludzką. Oskarżyciel jest więc życiowo zagubionym człowiekiem, który niepewność pokrywa nadmierną pewnością siebie i bezmyślną wręcz wiarą w świetlaną przyszłość ludzkości, zaś na istniejące problemy zamyka oczy. A może wcale zagubiony nie jest i odpowiedź jest prosta i smutna jednocześnie. Może robi tak, bo mu za to płacą?

Głównym problemem – co podkreśla tytuł – jest zagadnienie egzystencji człowieka. Stara jak świat kwestia bytu. Pytanie – kim jest człowiek i kiedy przestaje się być człowiekiem? A kiedy się zaczyna? Maszyna nie odpowie na to pytanie, niezależnie od rozwoju technologii. Pytanie to jest wiecznie żywe: budziło kontrowersje kiedyś i budzi współcześnie.

Zagadnienie istnienia pana Johnsa mogłoby być przykładem omawianym przez starożytnych filozofów. To paradoks statku Tezeusza, z tą różnicą, że Johns był człowiekiem. Statek Tezeusza według legendy Plutarcha z Cheronei (50-125 r. n.e.)  po powrocie herosa do Aten miał zostać zachowany w oryginalnym stanie. Oczywiście, z upływem lat pojawiła się potrzeba wymiany niektórych części, aż z biegiem czasu uległy jej wszystkie fragmenty statku. W rezultacie, czy statek ten był statkiem Tezeusza, czy nie? A Johns – czy pozostał Johnsem?

W świecie tak zaawansowanym technologicznie, że każdy, nawet adwokatka Johnsa, ma w sobie jakieś mechaniczne „ulepszacze”, istnieje – jak mówi bohaterka – potrzeba aksjomatów, kręgosłupa moralnego i pytań, w tym pytania o zło. Sprzeciwia się ona wizji oskarżyciela, który zdaje się w bezmyślnych podskokach i pląsach biec do przepaści i katastrofy. Przypomina Witkacego i jego przerażenie kondycją „człowieka masowego”, co dosadnie w Szewcach (1934) wyraził Czeladnik:

Ma se radio, ma se kino, ma se stylo, ma se daktylo, ma se brzucho i nieśmierdzące, niecieknące ucho, ma se syćko jak się patrzy – czego mu trza?

Spektakl budzi pytania o zagrożenia ze strony nowych technologii. Pokazuje lemowską wizję sztucznej inteligencji dającej wielkie możliwości, ale i ryzyko, przede wszystkim stania się niewolnikiem. Do tego nie trzeba wielkiej rewolucji robotów, wystarczą małe kroki, nowe nawyki, uzależniające nas od technologii. A czy ona potrafi nam zastąpić drugiego człowieka? Czy usatysfakcjonuje nas mechaniczne Sto lat, które może za pierwszym razem jest bezbłędne, jednak za drugim, po każdym z błędów zaczyna brzmieć złowrogo…

 

Spektakl odszedł od konwencji czwartej ściany i od początku zacierał granicę między historią Johnsa a rzeczywistością. Nadawanie widzom konkretnych funkcji, odwołania do Elona Muska i aktualnych wydarzeń, a nawet to, że Filip Wójcik naprawdę jest absolwentem Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Gdańsku, mocno oddziaływało na publiczność, wciągając ją coraz bardziej w sztukę.

Całość była jednak relacją z procesu sądowego, który powinien skończyć się wyrokiem. Jaki więc on był? Co orzekł sędzia?

Na scenie wyrok nie zapadł. Wyrok musimy wydać sami. Sędzią jest każdy z nas. Sami musimy rozwiązać ten ludzki/nieludzki/ponadludzki dylemat. A wtedy to rozwiązanie osądzi nas. Oceni nasze człowieczeństwo. Ile człowieka jest w nas samych.

Znowu – łatwiej jest ocenić spektakl jako spektakl. I przyjemnie napisać, że z tekstem Lema Teatr Gdynia Główna poradził sobie świetnie. Kostiumy, tytułowy Johns (jednak rekwizyt) mistrzowsko wykonany przez Czesława Podleśnego, światła, muzyka (Marzena Chojnowska) i koncertowa gra aktorska Idy Bocian i Filipa Wójcika to atuty ogromne. Tym mocniejsze, że oparte na wyjątkowo udanej konstrukcji, gdyż Ewa Ignaczak zbudowała spektakl spójny i głęboki. I – bądźmy szczerzy – dla niektórych (dla wielu?) zbyt trudny.

Mam nadzieję, że spektakl pozostanie w repertuarze TGG na dłużej.

Martyna Szoja
30 maja 2022
Tekst publikowany na stronie Teatru Gdynia Główna, w blogu dedykowanym
► gdyńskiemu Festiwalowi „Pociąg do Miasta Stacja Sanatorium – 2022”

 


Szoja, Ignaczak, Ida Bocian, Filip Wójcik, Stanisław Lem, Czy pan istnieje panie Johns?, Pociąg do Miasta Stacja Sanatorium

Tytuł sztuki: „Czy pan istnieje, panie Johns?
wg opowiadania Stanisława Lema pod tym samym tytułem
Scenariusz i reżyseria: Ewa Ignaczak
Obsada: Ida Bocian i Filip Wójcik
Światło: Marzena Chojnowska
Opracowanie muzyczne: Marzena Chojnowska
Artefakty: Czesław Podleśny
Kostiumy: zespół TGG
Muzyka, udźwiękowienie, przygotowanie wokalne: zespół TGG
Choreografia, konsultacja choreograficzna, ruch sceniczny: zespół TGG
Data premiery: 2 lipca 2021
Teatr, miejsce wystawienia: Teatr Gdynia Główna


Martyna Szoja – absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego (sinologia, Studium Europy Wschodniej), aktualnie studiuje sinologię na uniwersytecie w Würzburgu; laureatka i finalistka wielu konkursów na recenzje teatralne, zdobywczyni Grand Prix Prezydenta Miasta Gdynia 2020 za recenzje spektakli VI edycji Festiwalu „Pociąg do Miasta – Stacja Miasto” (sierpień 2020); z urodzenia i sercem gdynianka.


 

► Periplus – powrót na Stronę Główną