„Maria” w wokółziemskiej żegludze, po przepłynięciu Atlantyku, z Cape Town w RPA i dalej przez Wyspę Św. Heleny, zacumowała w Club Nacional de Regatas w Montevideo (Urugwaj, 30 grudnia 1982 r.). Tutaj Ludomir Mączka spotkał – i poznał – czechosłowackiego żeglarza Rudę Krautschneidera z jego stalowym jachtem „Polka”, będącego w drodze na wody południowe – antarktyczne.
W połowie czerwca 1983 roku do Montevideo, na „Marię” przyleciała nowa załoga z Polski: Wojtek Jacobson i Marek Kowalski.
Po przygotowaniach jachtu i drobnych naprawach wypłynęli do Rio de Janeiro, a stamtąd pożeglowali do Vitória. I właśnie tam, w październiku 1983 roku, do burty Marii stojącej na kotwicy w Iate Clube do Espírito Santo, przybił niewielki bączek z trzema żeglarzami z pobliskiego francuskiego jachtu. Jeden z przybyłych, niemłody już, wysoki mężczyzna, przyjaźnie uśmiechając się, podał Ludkowi kartkę z wypisanymi słowami: LUDEK / yacht MARIA.
…załoga bączka z jachtu „E Capoe” z Popofem-Dumarskim przypłynęła do „Marii”. Oprócz Dumarskiego była tam ładna dziewczyna, Francuzka o imieniu Marie-Françoise i mężczyzna Henri. Popof powoływał się na jacht „Vagant” spotkany w maju 1983 w Urca, Brazylia…
Komentarz i fot.: Wojciech Jacobson
Tak rozpoczęła się wieloletnia znajomość z Francisem Dumarskim, zwanym w środowisku żeglarskim „Popof”, który piętnaście lat wcześniej na Tahiti w Papeete spotkał i zaprzyjaźnił się z Leonidem Teligą. Jacht Dumarskiego Te Reva stał wówczas obok jachtu Opty Teligi. Ślad po tamtym spotkaniu był teraz na jachcie Maria – fotokopia księgi gości z Opty.
Jakież było zdziwienie „Popofa”, gdy żeglarze z Marii pokazali mu jego kurtuazyjny wpis sprzed lat do księgi gości jachtu Opty.
Papeete, 24 lutego 1968
Mój drogi Leonidzie,
Około południa mieliśmy na pokładzie „Te Reva” wspólne drugie śniadanie wraz z Johnem Sowdenem. Zrobiłeś nam obu wielką przyjemność swoją obecnością. Przyjaciel Morza, majtek Popof mówi Ci – „Dziękuję!”.
Któregoś dnia spotkamy się gdzieś na morzu. Gdzie? Kiedy?
Maruru[1]
F. Dumarsky
[tłum. Wojciech Jacobson]
Ale zaskoczeni byli również żeglarze z Marii: co to za kartka w ręku „Popofa”?, skąd wiedział o Ludku i Marii?, kto dał mu taki „namiar”?
Dumarski opowiedział o spotkaniu w maju tamtego roku w Rio de Janeiro, a właściwie w Urca – nadmorskiej dzielnicy wielkiego miasta, z małżeństwem Ursel i Friedelem Klee żeglującym po świecie jachtem Vagant (typ Optima 92, prototypowa jednostka ze stoczni Dehler). Dla Ludka wszystko było jasne: przecież małżeństwo Klee i ich Vaganta poznał we wrześniu 1978 roku na Cocos Islands na Oceanie Indyjskim, gdy płynął z Jerzym Boehmem z Australii do Afryki, a potem spotkali się jeszcze w Afryce, w Durbanie, w grudniu tego samego roku. Tamten pobyt wydłużył się Marii aż do września następnego roku; Vagant stał do marca; obie załogi miały czas na bliższe poznanie się, na wspólne wycieczki pożyczonym samochodem w afrykański interior. W swojej książce Ursel i Friedel Klee wspomną później:
[…] Ludek i Jerecz [Jureczek, Jerzy Boehm – przyp. ZS] organizują stary samochód i zapraszają nas do jazdy do rodaków w Johannesburgu. Z przyjemnością uczestniczyliśmy…
Teraz, jesienią 1983 roku, znajomość z „Popofem” zacieśnia się. „Popof”, na kotwiczącym w Vitórii, niedaleko od Marii, francuskim jachcie E Capoe, jest kukiem i co rusz podrzuca załodze Marii przeróżne frykasy, smakołyki; zaprasza ich na wspaniałe posiłki na jachcie, na którym „kukuje”.
Któregoś dnia na kotwicowisku zawarte zostają kolejne znajomości i do Wojtka Jacobsona trafia podarowana przez żeglarzy niemieckich Jochema Dumke i Marianne Zeller z jachtu Rafiki książka napisana przez… Ursel i Friedela Klee pod tytułem …und immer mal wieder liegt Land im Wege[2] […i co jakiś czas po drodze trafia się ląd].
Małżonkowie Klee opisują w niej swoją żeglarską, wieloletnią wyprawę. Są tam opisy miejsc – w tym tych, gdzie również była Maria, ale także spotkań w portach świata „oceanicznych wędrownych ptaków”, jak mówi się o żeglarzach niespiesznie wędrujących po morzach i oceanach globu.
Pierwsze spotkanie z Marią i jej załogą, we wrześniu 1978 roku, wywarło duże wrażenie na niemieckich żeglarzach. W swojej książce opisali to, co zobaczyli, może początkowo nieufnie, ale z zaciekawieniem przyglądając się nieczęsto spotykanym żeglarzom zza żelaznej kurtyny.
Hier aber treffen wir zwei richtige Originale. Ludomir, ein zäher, zierlicher Mann ohne ein Gramm Fett zuviel, ist Skipper; Jercy, “George”, segelt seit Australien mit, pflegt seinen neu erworbenen Mephisto-Bart und kümmert sich um alles Technische, denn Ludek, von Beruf Geologe, steht kompliziertem Kram als harter Naturbursche spöttisch-gleichgültig gegenüber. Er hat viele Jahre mit Russen in der Mongolei gearbeitet,, mit Afrikanern in Sambia und anderswo.[3]
[Ale tutaj spotykamy dwóch prawdziwych oryginałów. Ludomir, twardy, drobny mężczyzna bez grama tłuszczu, jest skipperem; Jercy, „George”, żegluje z Australii, pielęgnując swoją nowo nabytą brodę Mefistofelesa i dbając o wszystko co techniczne, ponieważ Ludek, z wykształcenia geolog, jako twarde dziecko natury jest drwiąco obojętny wobec rzeczy skomplikowanych. Przez wiele lat pracował z Rosjanami w Mongolii, z Afrykanami w Zambii i w innych krajach].
Kilka lat wcześniej na Tahiti w Papeete, a potem na wyspach Suva spotkali Zbigniewa Puchalskiego, samotnie żeglującego na Mirandzie. Tamto spotkanie nie przyniosło Ursel i Friedelowi Klee zbyt wielu ciepłych wspomnień: samotny żeglarz wolał pozostać w swoim świecie, nie wchodząc w zbyt bliską znajomość z żeglarzami niemieckimi.
Wir hatten von einer recht linientreuen Einhandseglerin gehӧrt und in Papeete und Suva bemerkt, daß der Herr Pochalsky mit seiner Mirinda offenbar auch lieber allein war.[4]
[Słyszeliśmy od pewnej samotnej żeglarki i w Papeete oraz Suvie zauważyliśmy, że pan Pochalsky oczywiście wolał być sam ze swoją Mirindą]
Tym razem lody nieufności zostały szybko roztopione w cieple towarzyskich kontaktów – być może również dlatego, że Ludek i Jurek Boehm biegle władali językiem niemieckim – tak więc Ursel i Friedel Klee mogli w dalszych zdaniach książki z satysfakcją podsumować efekt spotkania z Ludkiem Mączką i Jurkiem Boehmem: Wir werden richtig gute Freunde [będziemy naprawdę dobrymi przyjaciółmi][5].
Po afrykańskich spotkaniach Maria żegluje z powrotem do Australii – bo „Bemuś powiedział, że chciałby jeszcze raz zobaczyć Australię”, jak wspomni po latach Ludek Mączka w udzielonym Zeszytom Żeglarskim wywiadzie, dodając „poczułem wtedy zupełną wolność, że mogę płynąć, gdzie chcę”.
Vagant płynie do Europy, po drodze zawijając jeszcze do Kapsztadu, na Wyspę Św. Heleny i na Azory. Żeglarze w ojczystym kraju załatwiają lądowe sprawy, medyczne dolegliwości, ale zew morza nie pozwala spokojnie spać w suchym, stabilnym łóżku. W jachcie wykonują konieczny remont, dokonują ulepszeń i przygotowują się do kolejnej wyprawy. Wyruszają w 1982 roku. Tym razem przez Cape Horn płyną na Pacyfik, na wyspy Oceanii, do Japonii, na Aleuty. I właśnie na wodach Alaska Gulf w ciężkich warunkach sztormowych mają wywrotkę. Jacht traci maszt, z trudem docierają do najbliższej małej wioski rybackiej, gdzie – jak piszą – spędzają wśród lokalnej społeczności osiem cudownych miesięcy, w ciągu których naprawiają sztormowe szkody: wykonują drewniany maszt ze stuletniego świerku. Po naprawach żeglują dalej, na Hawaje i z powrotem: Aleuty, Alaska, Victoria, Vancouver, gdzie spędzają zimę.
Po latach, w liście adresowanym do Ludka i „Popofa” z 1991 roku, opiszą tamten rejs informując o jeszcze jednej ciekawej znajomości, którą zawarli w Kanadzie, w Victorii:
In Victoria we met Sven who had sailed the Northwest Passage, where he met a Polish guy called “Ludek”, who had his boat “Maria” in Le Havre and somewhere on several stops during our voyage we heard that somebody had taken “Popof” from Rio to the Caribbean which was seen as a great loss for the French Yachtie Community in Rio.
[W Victorii spotkaliśmy Svena, który przepłynął Przejściem Północno-Zachodnim, gdzie spotkał Polaka o imieniu „Ludek”, którego łódź „Maria” była w Hawrze, a na którymś z kilku postojów podczas naszej podróży usłyszeliśmy, że ktoś zabrał „Popofa” z Rio na Karaiby, co we francuskiej społeczności jachciarskiej w Rio było postrzegane jako wielka strata.]
Svena Johanssona dobrze pamięta Wojciech Jacobson, który dziś w korespondencji mailowej przybliża postać tego żeglarza:
Sven Johansson to nasz przyjaciel, którego spotykaliśmy wielokrotnie na trasie NW Passage jako sternika na s/y „Belvedere”. U Svena, na jego łódce [fregata North Star of Herschel Island – przyp. ZS] w Victorii, mieszkał Ludek.
Svena spotykałem kilkakrotnie żeglując na „Concordii”, która w Vancouver miała przez dwa lata bazę i odwiedzałem Victorię B.C., gdzie mieszkał Sven. Ostatnie moje listy nie dochodziły do Svena – wracały…
Piszę ten mail, by podkreślić włączenie do opowieści jeszcze jednej osoby – Svena Johanssona, Szweda z kanadyjskim obywatelstwem i życiorysem. Został ściągnięty ze Szwecji jako ekspert hodowli reniferów w Kanadzie. Stał się bardzo popularny wśród ludzi Północy […]
W kolejnych latach małżeństwo Ursel i Friedel Klee nadal żegluje, ale z upływem lat problemy medyczne nasilają się. Po ciężkiej chorobie w 1999 roku umiera Ursel. Friedel ciężko przeżywa jej odejście. Na ich jachcie – ich domu przez tyle lat – pływa odtąd samotnie, żegluje daleko…
Dwa lata później, we wrześniu 2001 roku amerykański Coast Guard u wybrzeży Oregonu dostrzega dryfujący na przybrzeżnej mieliźnie jacht typu Optima 92 niemieckiej bandery o nazwie Vagant. W środku jachtu znajdują jednego żeglarza – zmarł z powodu niewydolności serca.
W liście z 1991 roku do Ludka i „Popofa” Ursel i Friedel Klee pisali o spotkaniu żeglarzy polonijnych w Polsce – „World Polonia Sailing Jamboree”. Nie udało im się przypłynąć, choć bardzo chcieli spotkać ponownie Ludka i „Popofa”.
A w Polsce, tamtego lata 1991 roku, Maria, jej kapitan i załoga, budzili powszechne zainteresowanie. Na trasie Kołobrzeg – Trzebież w załodze płynął… „Popof” – Francis Dumarski.
Po długim, siedmioletnim postoju Marii na lądzie we Francji, w Le Havre i po remoncie, Ludek skompletował załogę i przypłynął do kraju. Jeszcze w Le Havre, podczas remontu jachtu, załodze pomagał w pracach zaprzyjaźniony z Ludkiem i Marią żeglarz z Kanady George Bourque i to on właśnie wtedy, w czerwcu 1991 roku, w przerwie prac przy jachcie zrobił zdjęcie siedzących w mesie Marii czterech, pełnych młodzieńczego wigoru, wilków morskich.
Pierwszy od prawej to oczywiście Ludek Mączka, obok niego siedzi „Popof” czyli Francis Dumarski, dalej – francuski żeglarz, ich przyjaciel z Brestu i Le Havre – Jean Lossec, a na końcu – zupełnie łysy z szerokim uśmiechem – to australijski skaut David Walsh.
„A nawiasem mówiąc” – cytując za Ludkiem jego charakterystyczne powiedzenie – to właśnie David Walsh w 1976 roku żeglował Marią z Ludkiem Mączką i Kazikiem Jasicą z Wollongong w Australii do Auckland w Nowej Zelandii, a jeszcze wcześniej, w latach trzydziestych, żeglował z Australii do Szkocji z Władysławem Wagnerem na Zjawie III i właśnie wtedy… ale to już inna historia. ■
Tekst powstał dzięki nieocenionej pomocy kpt. Wojciecha Jacobsona – przyjaciela i współtowarzysza
wypraw żeglarskich Ludomira Mączki, kultywującego pamięć o „Ludojadzie”.
Zenon Szostak
Tekst opublikowany pierwotnie w kwartalniku Zeszyty Żeglarskie
W portalu Periplus.pl pojawia się za wiedzą i zgoda P.T. Autora.
Przypisy, tłumaczenia i edycja obecna: Periplus.pl / (kr)
Zenon Szostak – szczeciński żeglarz związany z Jacht Klubem AZS;
twórca, redaktor i wydawca kwartalnika
laureat Międzynarodowej Nagrody Żeglarskiej Szczecina 2019 w kategorii „Popularyzator Żeglarstwa”.
[1] Popr. Mauruuru – po tahitańsku: ‘dziękuję’.
[2] Klee, Ursel & Friedel. …und immer mal wieder liegt Land im Wege. Bielefeld : Delius Klasing Verlag GmbH, 1981. (wyd. 1 i 2);
Frankfurt am Main : Ullstein, 1983 (wyd. 3).
[3] Klee, wyd. 3, str. 208.
[4] Klee, tamże.
[5] Klee, tamże.
► Periplus – powrót na Stronę Główną