Rozdział 11.
KONGRES WIEDEŃSKI
Wysiadając na ląd w Dover [6 czerwca 1814], Aleksander może sobie powiedzieć, że Anglicy są do niego usposobieni równie entuzjastycznie jak Francuzi. Tłum wznosi okrzyki na jego cześć, z kolasy, w której zajął miejsce obok króla Prus, wyprzęga się konie i ochotnicy ciągną powóz po ulicach miasta. Ale choć lud wydaje się tak dobrze do niego nastawiony, czy tak samo będzie z rządem? W Paryżu car mógł stwierdzić u dyplomatów angielskich żywą niechęć wobec swoich zakusów na Polskę. Ma nadzieję, że jego obecność w Londynie wystarczy, by przekonać regenta i opinię publiczną do zostawienia mu wolnej ręki na podległych mu terytoriach słowiańskich. Jak to ma w zwyczaju, liczy na swój urok i na to, że Bóg mu pomoże w tym przedsięwzięciu.
Jednak w Londynie spotyka środowisko polityczne bardziej podzielone, niż przypuszczał. Jego siostra, nieobliczalna, władcza i wszędobylska Katarzyna, nie spotkawszy się z łaskawym przyjęciem na chłodnym dworze brytyjskim, na złość zbliżyła się do opozycyjnej partii wigów. Zamieszana we wszystkie intrygi, które wstrząsają rodziną królewską, przyciągnęła do siebie lorda Greya i lorda Hollanda, zawziętych przeciwników będących podówczas u władzy torysów, i już przez to samo bardzo źle usposobiła do siebie regenta.
Thomas Lawrence (1769-1830): Portret księcia-regenta [przyszłego króla Jerzego IV] w r. 1814
(1814; obraz niedokończony; olej na płótnie; 91,4 x 71,1 cm; National Portrait Gallery, Londyn)
Spotkanie brata z siostrą jest jednym wybuchem czułości i wzajemnego uwielbienia. Bynajmniej nie ganiąc siostry za jej nieroztropne posunięcia polityczne, Aleksander przyznaje jej rację. Czyż on sam nie ustawił się w Paryżu jako szermierz liberalnych ideałów? Czyż nie wymógł na Ludwiku XVIII, by złożył deklarację swojemu ludowi? Chce, tak jak tam, i tutaj uchodzić za władcę o otwartym umyśle. Przygotowano dla niego apartamenty w pałacu Świętego Jakuba. Ale Katarzyna go namawia, by z nich zrezygnował i zamieszkał w skromniejszych warunkach u niej, w Pulteney House. Zapewnia go, że lud, który nienawidzi regenta, będzie rad, iż car wymówił się od oficjalnej gościnności. I istotnie, zaledwie przybył do Pulteney House, Aleksander przyznaje siostrze słuszność. Podczas gdy oczekuje na wizytę księcia regenta, wokół domu zbiera się roznamiętniony tłum. Dwadzieścia razy musi pokazywać się na balkonie, żeby odpowiedzieć na owacje Anglików. Jednak dostojny gość wciąż się nie pojawia. Wreszcie po trzech godzinach car otrzymuje wiadomość, że Jego Królewska Wysokość odmawia zapuszczenia się do tej ludnej dzielnicy, w której jego obecność mogłaby „sprowokować zamieszki”. Katarzyna triumfuje. Ubawiony tym brakiem pewności siebie księcia regenta, Aleksander pierwszy składa mu wizytę w Carlton House i wraca z niej przekonany mocniej niż kiedykolwiek o przenikliwości swojej siostry.
Tak jak Katarzyna car otacza się znanymi wigami. By ich zadziwić swoim liberalizmem, prosi nawet lorda Greya, by mu przedłożył projekt „utworzenia opozycji w Rosji”. Po audiencji jego rozmówca, zmieszany, mówi po francusku do Metternicha:
Czy car zamyśla o wprowadzeniu parlamentu w Rosji? Gdyby postanowił to zrobić – a ja na pewno nie będę go od tego odwodzić – nie będzie się musiał troszczyć o stworzenie opozycji, z pewnością jej mu nie zabraknie.
Oczywiście nie będzie już nigdy więcej mowy o owej idealnej „opozycji”. Są projekty, które zyskują na tym, że nigdy nie wchodzą w życie. Są poezją polityki.
Poza tym Aleksander spotyka się z najwybitniejszymi przywódcami kwakrów, rozmawia z nimi na tematy religijne, podziela ich uniesienia i zaprasza do Sankt Petersburga. Nawiązuje również kontakt ze słynnym filozofem i prawoznawcą Jeremym Benthamem i wypytuje go o możliwości zmian w prawodawstwie rosyjskim. Otrzymawszy doktorat honoris causa na uniwersytecie w Oksfordzie, ubolewa, że nie obronił pracy doktorskiej, a rektor mu odpowiada:
Obroniłeś, panie, swoją pracę przeciw gnębicielowi narodów świetniej niż którykolwiek doktor praw na świecie.
Aleksander I i Fryderyk Wilhelm IV otrzymują tytuły doktorskie na Uniwersytecie Oksfordzkim, 15 czerwca 1814
(anonimowa karykatura angielska; 1814; akwaforta ręcznie kolorowana na papierze czerpanym; 32,7 х 43,2 cm; Państwowe Muzeum Historyczne / Государственный исторический музей, Моskwa)
Dbając o popularność, często pokazuje się w Hyde Parku, konno, w angielskim mundurze, i pozdrawia wielbicieli, którzy go oklaskują. Zwiedza z siostrą Westminster, katedrę Świętego Pawła, Greenwich, Królewską Giełdę i Muzeum Brytyjskie, ogląda wyścigi w Ascot. Wszystkie wieczory zajmują bankiety, bale, galowe przedstawienia. Lord Castlereagh i lord Liverpool wydają oficjalne obiady na ich cześć. Szefowie opozycji, lord Grey i książę Devonshire, robią to samo. Podczas gdy książę regent nie pokazuje się na zebraniach towarzyskich wigów, Aleksander chodzi na nie bardzo chętnie.
Magiczny efekt, jaki wywoływała obecność cesarza – pisze księżna de Lieven – owacje, które mu wszędzie towarzyszyły, stanowiły najbardziej poniżający kontrast dla regenta. Był zirytowany i głęboko zraniony, szybko więc uznał Aleksandra za rywala.
Zaprosiwszy Aleksandra na defiladę w Hyde Parku, regent udaje się tam umyślnie z godzinnym opóźnieniem. Aleksander odpowiada, każąc mu oczekiwać dwie godziny na swoje przybycie na dworskie przyjęcie. I aby się usprawiedliwić przed regentem, który nie posiada się z wściekłości, mówi, że zatrzymał go lord Grey, najbardziej zajadły przywódca opozycji.
John Augustus Atkinson (1775-1830): Jego Królewska Wysokość Książę Regent, w towarzystwie cesarza Rosji, króla Prus, marszałka Blüchera, hrabiego Platoffa i licznego orszaku znamienitych osobistości, dokonuje przeglądu wojsk w Hyde Parku, dnia 20 czerwca 1814 r., w którym ogłoszono pokój z Francją
(1815; His Royal Highness the Prince Regent, accompanied by the Emperor of Russia, the King of Prussia, Marshal Blucher, Count Platoff, and a numerous suite of distinguished personages, reviewing the troops in Hyde Park, on the 20th of June 1814, the day on which Peace was proclaimed with France; rycina kolorowana; rytownik: J. C. Edwards, 1821-1855; 25,8 43,5 cm; Państwowe Muzeum Historyczne / Государственный исторический музей, Моskwa)
Kiedy lady Jersey, egeria wigów, zaprosiła Aleksandra na obiad 15 czerwca, regent postarał się o to, by go przetrzymać w Oksfordzie, aby mógł wrócić do Londynu dopiero następnego dnia o 3.00 nad ranem. Car pospiesznie się przebiera, pojawia się u lady Jersey o świcie i tańczy skotchreela, skoczny taniec szkocki, do 5.00 rano. Jak zawsze u niego dążenie do realizacji wielkich planów chodzi w parze z zamiłowaniem do błyskotek życia. Zadowolony z tego, że jest tak fetowany, ma wrażenie, że przeciwstawiając się regentowi w Londynie, tak jak się sprzeciwiał Ludwikowi XVIII w Paryżu, zdobywa poważanie Anglików.
Anonimowa karykatura angielska przedstawiająca Aleksandra I
Transacted business till seven, / Dress’d, supp’d – got home about eleven. / On a straw mattrass laid me down / And slept till morn like any clown.
[Sprawy załatwiam do dziewiętnastej, / Stroję się, jem – w domu o jedenastej. / Gdy na sienniku rozciągnę się / Jak każdy cudak, do rana śpię.]
(1814; akwaforta na kartonie; 11,3 х 8,0 cm)
Politykę uprawia się jednak na dworze, a nie na ulicy, i podczas gdy car paraduje po Londynie, Castlereagh i Metternich przygotowują za jego plecami wspólny sprzeciw wobec mniej lub bardziej utajnionej aneksji Polski przez Rosję.
Zresztą powoli zainteresowanie londyńczyków Aleksandrem słabnie. Uliczni gapie zwracają teraz większą uwagę na bardziej widowiskowych Rosjan, takich jak surowy przywódca partyzantów, generał kozacki Płatow, z eskortą brodatych jeźdźców o rozżarzonym spojrzeniu. Po wielu ledwo niedostrzegalnych oznakach Aleksander poznaje, że jego gwiazda blednie nie tylko na dworze, ale także w społeczeństwie. Wielki bankiet w Guildhall, gromadzący 700 zaproszonych gości wokół cesarza Rosji, króla Prus i księcia regenta, jedynie podkreśla złą sytuację. Obiad podany na złotych nakryciach przebiega w ponurej atmosferze. Włoscy śpiewacy usiłują oczarować biesiadników. Wielka księżna Katarzyna, która nie znosi muzyki, nieoczekiwanie domaga się, by artyści zamilkli. To żądanie wywołuje konsternację zgromadzonych. Aleksander, który cierpi na niedosłuch, niczego nie rozumie z szeptów zakłopotanych sąsiadów. Nagle spieszno mu opuścić ten kraj, czysty, chłodny i sztywny.
Luke Clennell (1781-1840): Bankiet wydany przez Korporację Londyńską na cześć księcia regenta, cesarza Rosji i króla Prus, 18 czerwca 1814 r.
(The Banquet Given by the Corporation to the Prince Regent, the Emperor of Russia and the King of Prussia, 18 June 1814 / The Allied Sovereigns’ Banquet; olej na pł.; 127 x 191 cm; Galeria Sztuki Guildhall, Londyn)
Dwudziestego szóstego czerwca [1814] wsiada na pokład statku w Dover, wśród owacji przejeżdża przez Holandię i przybywa do Bruchsal w Badenii […]
W małym miasteczku niemieckim car […] z dala od splendorów Londynu rozkoszuje się radościami prostoty. Ale oto w jego kryjówce odkrywają go głosiciele jego chwały. Przybywa do niego deputacja czterech wysokich rosyjskich dostojników, by go prosić w imieniu senatu, Przenajświętszego Synodu i Rady Cesarstwa o przyjęcie przydomku „Błogosławionego przez Boga”. Z tej okazji wzniesiono by pomnik i wybito medal, jedno i drugie z napisem: „Od wdzięcznej Rosji temu, który przywrócił królom ich władzę”. Jeśli w Paryżu czy Londynie Aleksander przyjmował wszystkie hołdy z wyraźną przyjemnością, teraz się przed nimi ukrywa. Jakby w porównaniu z francuskimi i angielskimi bibelotami to rosyjskie uświęcenie było za ciężkie na jego głowę. Jakby się obawiał, że przyjmując je, obrazi swoim zadufaniem Boga. Jakby grzech pychy nie istniał za granicą, a stawał się śmiertelny w Rosji. Szyszkowowi, który błaga, by nie sprawiał swoją odmową zawodu narodowi, każe zredagować wymijającą odpowiedź:
Wystawcie mi pomnik w waszych sercach, tak jak ja wam wystawiam w moim! Niech mój naród mnie błogosławi, tak jak ja go błogosławię! Niech żyje Rosja i niech tak nad nią, jak nade mną rozciągnie się błogosławieństwo Boże!
A zatem żadnego pomnika, żadnego medalu. Ale przydomek, który dobrze brzmi, pozostanie wśród ludu związany z osobą wyzwoliciela ojczyzny. Obawiając się wyrazów zbytniego uwielbienia po swoim powrocie do Rosji, Aleksander pisze do gubernatora Sankt Petersburga:
Doszły mnie słuchy, że czynicie wszelkiego rodzaju przygotowania na moje przyjęcie. Nigdy nie lubiłem takich manifestacji, a dziś uważam, że są bardziej niż kiedykolwiek niestosowne. Tylko Najwyższy jest sprawcą tych wydarzeń, które położyły kres krwawym zmaganiom w Europie. Przed Nim wszyscy winniśmy się pokłonić. Proszę wszędzie ogłosić moją stanowczą wolę, że nie życzę sobie żadnych demonstracji ani żadnych przyjęć z okazji mojego powrotu.
W Sankt Petersburgu, gdzie władze municypalne przygotowały wspaniałe uroczystości na cześć władcy, odwołuje się pospiesznie wszystkie przyjęcia, demontuje się łuki triumfalne.
Wczesnym rankiem 13 (25) lipca [1814] Aleksander przybywa do stolicy bez fanfar i orszaku i udaje się do soboru Kazańskiego na modlitwę. Wszystkich, którzy się do niego zbliżają, uderza jego przygnębienie. Niewątpliwe odczuwa przesyt chwały. Osiągnąwszy szczyt, cierpi, że nie ma już czego pragnąć. Próżność wszelkich szlachetnych ludzkich poczynań pozbawia go bodźców do działania i zbliża do Boga. Niemniej przyjmuje zaproszenie matki, która urządziła dla niego wielki bankiet w pełnej gali w Pałacu Różanym. Przychodzi tam w złym humorze, roztargniony, zamknięty w sobie. Chór śpiewa przed nim kantatę, do której słowa ułożył stary poeta Dierżawin:
Skromny aniele, naszych serc światłości,
Nasz dobroczyńco, znowu wśród nas gościsz!
Zamiast podziękować autorowi, Aleksander opowiada mu o swoich troskach: kraj jest spustoszony, wszędzie ruiny, finanse nadszarpnięte. Do jego odbudowy potrzeba energicznych ludzi. Przyzywa niezniszczalnego Arakczejewa, który od jakiegoś czasu odpoczywa w swojej posiadłości w Gruzinie.
Czas zabrać się do pracy – pisze do niego. – Czekam na Ciebie niecierpliwie.
Przyjmuje dymisję czcigodnego hrabiego Rumiancewa, kanclerza cesarstwa, i na jego miejsce mianuje swojego adiutanta Nesselrodego, posyła na emeryturę chorowitego sekretarza stanu Szyszkowa i wyznacza jego następcą Olenina; zdejmuje ze stanowiska Rostopczyna, gubernatora Moskwy, którego nie znosi za pyszałkowatość.
Przed odejściem Szyszkow redaguje na prośbę cesarza manifest z wyrazami wdzięczności dla narodu rosyjskiego. Otrzymawszy projekt tekstu, Aleksander się zżyma: po pierwsze, wymieniając różne klasy społeczne, autor mówi o szlachcie przed armią, co jest niesprawiedliwe ze względu na zasługi oddane krajowi przez jej dzielnych żołnierzy; po drugie, ośmielił się mówić o dobrych stosunkach między właścicielami ziemskimi a chłopami pańszczyźnianymi „opartych na wzajemnych korzyściach”. Są to dwie opinie, na które car nie może się zgodzić.
Szyszkow zmienia dokument zgodnie z życzeniem Jego Wysokości, ale zauważa:
Te nieszczęsne uprzedzenia wobec poddaństwa w Rosji, wobec szlachty i w ogóle całego dawnego ustroju są dziełem Laharpe’a i innych młodych ludzi, wychowanych na ideach francuskich, którzy będąc towarzyszami jego młodości, odwrócili jego oczy i serce od stroju, języka, obyczajów, słowem od wszystkiego, co rosyjskie.
Manifest zostaje opublikowany 30 sierpnia 1814 roku i dwa dni później Aleksander opuszcza stolicę, by się udać do Carskiego Sioła, a stamtąd na kongres do Wiednia. W chwili, gdy wsiada do powozu, wysyła kartkę do Arakczejewa:
Do widzenia, Drogi Przyjacielu. Przepracowałem całą noc, a teraz wyjeżdżam.
W drodze do Austrii zatrzymuje się w Puławach, u Czartoryskich, oświadcza, że jest to jego „ulubione miejsce”, całuje w rękę księżną wdowę, nazywając ją maman, i wobec jej rozrzewnionych synów woła:
– Polska ma trzech wrogów, Prusy, Austrię i Rosję, i jednego przyjaciela, mnie!
Rzuciwszy w przestrzeń kilka bliżej nieokreślonych obietnic, odjeżdża nocą, gdyż – jak mówi – musi galopować „niczym goniec”.
Dwudziestego piątego września w towarzystwie króla Prus wjeżdża do Wiednia i zamieszkuje w Hofburgu. Zapisuje zwięźle po francusku swój program negocjacji:
Dla Rosji Księstwo Warszawskie. W ostateczności odstąpię tylko Poznań do linii przeciągniętej od Torunia do Pyzdr i stamtąd, wzdłuż Prosny, do granicy ze Śląskiem i obwodem Chełmno do Drewnicy, z wyjątkiem rejonu wokół Torunia.
Dla uzasadnienia swoich roszczeń pisze:
Jest rzeczą słuszną, żeby moi poddani otrzymali jakieś odszkodowanie za tak wielkie ofiary i żeby granica chroniła ich na zawsze przed nową inwazją.
Tymczasem nie zamyśla o prostej aneksji Polski. Chce, żeby Księstwo Warszawskie, powiększone o ziemie przydzielone podczas rozbiorów Prusom i Austrii, stało się niezależnym królestwem, którego on ogłosiłby się królem. W sumie Polska stałaby się częścią Rosji, nie będąc nią. Łączyłaby ją z Rosją jedynie osoba władcy. Byłaby autonomiczna pod względem geograficznym, ale nie politycznym. Wspólna głowa dwóch słowiańskich narodów. Cóż może być mądrzejszego? W zamian za te ustępstwa Austria by otrzymała:
północ Włoch do Toskanii i Lago Maggiore, ziemie weneckie, Tyrol, Salzburg Innviertel oraz Dalmację. Co do Prus, przyznano by im jako rekompensatę skrawek Saksonii, a reszta powinna zostać odstąpiona panującym rodom Weimaru i Coburga.
Jednak ten podział ziem nie zadowala żadnego z partnerów. […]
Kongres 1815
Siedzą (od lewej): Aleksander I – car Rosji, Franciszek II Habsburg – cesarz Austrii; Fryderyk Wilhelm IV – król Prus; (za oknem, na skale, z lunetą – Napoleon Bonaparte)
(Der Congress; 1815; anonimowa, polityczna karykatura niemiecka z 1815 r.; rycina kolorowana, akwaforta na kartonie; 26 x 19,5 cm; Państwowe Muzeum Historyczne / Государственный исторический музей, Моskwa)
[…] Talleyrand nadal uprawia swoją krecią politykę. Jego zabiegi wieńczy zawarcie tajnego porozumienia między Francją, Anglią i Austrią, wymierzonego w Rosję i Prusy. Zadowolony, że zasiał niezgodę między wczorajszymi przyjaciółmi, Talleyrand pisze do Ludwika XVIII:
Aleksander jest tak daleki od podejrzeń o jakąś intrygę uknutą za jego plecami, że na nowo rozważa możliwość małżeństwa wielkiej księżniczki Anny z księciem du Barry. Jednocześnie, nic o tym jeszcze nie mówiąc, przygotowuje się do uzyskania zgody na utworzenie Polski bez Poznania i Galicji. Obecnie wie, że nie mógłby tego uzyskać bez uciekania się do wojny. A nazbyt mu zależy na tym, by uchodzić za szermierza powszechnego pokoju, by się wdawać w taką awanturę.
Chociaż wokół stołu konferencyjnego walczy się zajadle, w salonach świadczy się sobie grzeczności. „Kongres tańczy, ale nie posuwa się naprzód” – pisze książę de Ligne. Od początku obrad Wiedeń stał się międzynarodowym karawanserajem, gdzie roi się od królów i kobiet lekkich obyczajów, dyplomatów i oszustów, od księżniczek i handlarzy. W mieście brakuje już pokojów do wynajęcia. Każdy pełnomocnik ma obok siebie agentów na zlecenie śledzących innych. Ci przygodni szpiedzy działają obok szpiegów policji austriackiej. Na biurkach piętrzą się tajne raporty. Wszystkie uroczystości stwarzają okazję do zbierania donosów. Najbardziej urocze kobiety usiłują podczas tańca, pogawędki czy w łóżku wydobyć wyznania ze swoich partnerów. W lożach teatralnych i w alkowach, między dwoma uśmiechami i dwoma uściskami pociągają ich za język.
W armii tych ochotniczych informatorek, które zapędzają w kozi róg wszelkie profesjonalistki, służą ukochana siostrzenica Talleyranda, Dorota, księżna Kurlandii oraz jej siostra, księżna Sagan.
Najlepszą agentką cara jest mocno rozwiązła księżna Bagration. Próbuje uwieść Talleyranda, który jednak nie daje się usidlić. Rozzłoszczona, głosi wszem wobec, jaki jest szpetny „ze swoimi oczami śniętej ryby i ciężkimi powiekami, które ma zawsze spuszczone jak markiza nad witryną sklepową”. W odwecie on mówi o tej nierządnicy o bystrze nastawionych uszach: „Ma zwyczaj słuchać sekretów, kiedy ktoś leży jej między nogami, co nie jest na co dzień wygodne”.
Pierre-Paul Prud’hon (1758-1823): Książę Charles-Maurice de Talleyrand-Périgord (1754-1838)
(fragment obrazu: Charles Maurice de Talleyrand Périgord (1754-1838), Prince de Talleyrand; 1817; olej na płótnie; 215,9 x 141,9 cm; Metropolitan Museum of Art, NYC, N.Y.)
Pośród tego zamieszania Aleksander, mistyk, czuje się jak ryba w wodzie. Odrobina frywolności daje mu odpoczynek po wielkich myślach. Czerpie ze swobodnych rozmówek energię do działań w sprawach publicznych. Niewątpliwie w Rosji byłby mniej łasy na światowe rozrywki. Zalicza się do ludzi, którzy są poważni u siebie, a folgują sobie poza domem. Znalezienie się w obcym świecie jest dla niego zachętą do rozpasania i zarazem usprawiedliwieniem. Zażądał, żeby cesarzowa Elżbieta przyjechała do niego do Wiednia. Ale hołdy składa innym. Co rano naciera sobie ciało kawałkiem lodu, aby ujędrnić skórę. Bywa na wszystkich przyjęciach, uwija się po wszystkich salonach, zaleca się do wszystkich pięknych kobiet. Kiedy bal zaczyna się tradycyjnym polonezem, idzie na czele tancerzy i rozkoszuje się pełnymi zachwytu spojrzeniami skierowanymi na jego postać.
George Dawe (1781-1829): Portret cara Aleksandra I
(Portrait of Emperor Alexander I; 1826; olej na płótnie; 238,5 х 152,3 cm; Ermitaż Państwowy / Госудaрственный Эрмитaж, St. Petersburg)
Opięty w wojskową bluzę ze sztywnym kołnierzem, w wysokich lakierowanych butach o spiczastych noskach, zachwycająco sunie i wiruje przy dźwiękach muzyki. Jego twarz, chociaż zbliża się już do czterdziestki, jest zawsze tak samo ujmująca: świeża cera, żywe spojrzenie, zaokrąglony owal, drobne wargi, łysiejące czoło, staranie ułożone włosy na szczycie głowy i puszyste faworyty na policzkach. Dość krótki wzrok zmusza go do posługiwania się binoklami z rączką do trzymania, a z powodu lekkiej głuchoty z niemałym wdziękiem pochyla się ku rozmówcy. W rozmowach z kobietami okazuje najwyższą uprzejmość. Urozmaicenie i ciepło jego komplementów każe nawet powątpiewać w ich szczerość. Niektóre damy uważają, że jest wręcz „zbyt miły”. Kolejno albo równocześnie zapala się do księżnej Gabrielle d’Auersperg, „piękności cnotliwej”, do hrabiny Karoliny Szechenyi, „piękności zalotnej”, do hrabiny Zofii Zichy, „piękności zdumiewającej”, do Julii Zichy, „piękności olśniewającej”, i do hrabiny Saaran, „piękności diabelskiej”. Do tej kolekcji ładnych wiedenek należy dodać dwie przyjaciółki Metternicha, księżną Sagan i księżną Bagration, wdowę po bohaterze z 1812 roku, który padł pod Borodinem, oraz wiele młodych kobiet mniejszego znaczenia. Według świadectwa pewnego policjanta, „na kolacji u Karola Zichy’ego Aleksander i hrabina Vrna dyskutowali na temat, czy to kobiecie, czy mężczyźnie potrzeba więcej czasu na toaletę, i żeby to sprawdzić, zrobili zakład i wyszli, żeby się rozebrać. Hrabina Vrna wygrała”. […]
Nawet rozważna cesarzowa Elżbieta odczuwa zawrót głowy. Od dawna zaniedbywana przez cara, spotkała w Wiedniu swojego dawnego wielbiciela, księcia Adama Czartoryskiego. Wiek odcisnął swoje piętno na władczyni, ale on doznaje przy niej tego samego wzruszenia co w czasie pierwszych spotkań. Zapisuje w swoim dzienniku:
Widzę ją tutaj, bardzo odmienioną, ale zawsze jest taka sama, jeśli chodzi o jej uczucia i moje (straciły swój żar, ale wciąż są jeszcze dość silne, że cierpię na myśl, iż mógłbym przestać ją widywać). Widziałem ją dotąd tylko jeden raz. Dość źle przyjęty, mam niedobry dzień (…). Drugie spotkanie. Podjęte nowe zobowiązania. Ona jest jak zawsze aniołem. Jej list (…). Wymiana pierścionków (…). Życzę jej szczęścia i jestem o to szczęście zazdrosny: uwielbiam ją bezgranicznie, a jednak (…). Ta długa niepewność, ten opór, ten ciągły ból, to oczekiwanie od 20 lat: tragedia jedynego wiarołomstwa naruszyła pewne najbardziej wzniosłe zasady. Ale to mnie bynajmniej nie tłumaczy, gdyż wybaczyłem jej z całego serca, a ona jest godna nie przebaczenia, ale miłości, szacunku, uwielbienia.
Cesarzowa natomiast, pisząc do matki, użala się, iż jest zmuszona ze względu na sytuację…
…poświęcić dla ładu prawnego prawdziwe szczęście swojego życia, rozstając się z istotą, którą przywykła przez 14 najlepszych lat swojej egzystencji uważać za swoje drugie ja.
Książę Adam Jerzy Czartoryski i cesarzowa Elżbieta Aleksiejewna
Le Prince Adam Czartoryski – malarz: Josef Abel (1768-1818); rytownik: Andreas Geiger (1765-1856) (mezzotinta; druk: Wiedeń 1799; 36,5 x 25 cm; Polona.pl)
L’Impératrice Elisabeth Alexeievna – malarz: Jean Laurent Mosnier (1746-1808); rytownik: Charles Turner (1773-1857) (akwatinta; druk: Londyn, 1805; 73 x 55 cm; Państwowe Muzeum Ermitażu / Государственный Эрмитаж, St. Petersburg)
W ten sposób miłosne więzy między cesarzową a księciem Czartoryskim, zerwane w 1807 roku przez przygodę Elżbiety z kornetem Ochotnikowem, nawiązują się z nowym żarem nad brzegiem Dunaju. On jej wybaczył „z całego serca” ówczesną niewierność, ona go znowu uważa za „prawdziwe szczęście swojego życia”. Z pewnością jest wiele romantyzmu w tej wzajemnej namiętności, miarkowanej z obu stron przez poczucie obowiązku. Zryw tych dwóch serc umacnia zakazanie sobie zbliżenia fizycznego. Oboje zadają sobie ból, wyrzekając się złamania tego zakazu, czego oboje pragną. Pokusa wzrasta przy każdym następnym spotkaniu. „Czartoryski jest wciąż dobrze widziany przez cesarzową” – można przeczytać w raporcie policyjnym 3 października 1814 roku. Czy do końca pozostaną jeńcami swoich zasad, czy wreszcie ulegną miłosnemu szałowi? Wolno przypuszczać, że Elżbieta z czasem ulega swojemu wielbicielowi, a car zostaje o tym poinformowany. W istocie, sam zdradzając żonę, okazuje się publicznie dla niej coraz bardziej przykry. Jakby odgrywał się na niej za dawne urazy. […]
Wśród tego ożywienia miłosnego i politycznego jedna wspólna myśl ciąży nad aliantami: wciąż ich niepokoi Napoleon zesłany na swoją wyspę. Książę do Ligne mówi żartobliwie, że się tam bawi w Robinsona Crusoe. Talleyrand nie przestaje się domagać, by wydalić Korsykanina poza obręb Morza Śródziemnego. Proponuje jako miejsce internowania Azory, „o 500 mil od tej ziemi” – powiada. Wellington, który właśnie przyjechał do Wiednia, jest takiego samego zdania. Ale Metternich uważa, że z deportacją ekscesarza w inne miejsce należy poczekać, aż on sam da po temu pretekst jakimś nieopatrznym krokiem.
Car formalnie sprzeciwia się wszelkim rozważaniom o nowym miejscu internowania jego dawnego przeciwnika. Są dwa powody wspaniałomyślności Aleksandra: po pierwsze, domyśla się na podstawie raportów swoich szpiegów obojga płci, że świeżo podpisano tajne porozumienie między Anglią, Austrią i Francją przeciw Rosji i Prusom; po drugie, dowiedział się od Talleyranda, że Ludwik XVIII odrzucił możliwość małżeństwa między księciem de Berry a wielką księżniczką Anną. Zapominając, że sam był kiedyś przeciwny temu związkowi, teraz się oburza: a zatem ta królewska nicość utyskująca na podagrę, osadzona na tronie dzięki wysiłkom Rosji i mocarstw sprzymierzonych, uważa siostrę cara, Romanową, za pochodzącą ze zbyt niskiego rodu dla jego siostrzeńca! Ten nowy afront ożywia urazę Aleksandra do Burbonów i skłania go do pewnej życzliwości wobec Napoleona, który przynajmniej zawsze okazywał się lojalnym przeciwnikiem. […]
Te dyskusje o przyszłości Napoleona przerywa wiadomość, która spada na kongres jak uderzenie gromu. W nocy z 6 na 7 marca [1815] Metternich dostaje informację, że były cesarz Francuzów opuścił swoją wyspę i udał się w nieznanym kierunku. O 8.00 biegnie do cesarza Franciszka, który, wstrząśnięty, każe mu natychmiast zawiadomić o tym cesarza Rosji i króla Prus. Po trzech miesiącach dąsów dyplomatycznych po raz pierwszy Metternich udaje się do cara. Dowiedziawszy się o sprawie, Aleksander bez wahania oświadcza, że jest gotów do kontrataku. W obliczu wspólnego niebezpieczeństwa wczorajsze niesnaski zostają natychmiast zapomniane i koalicja w sposób naturalny się zmienia. […]
Joseph Beaume (1796-1885): Napoleon opuszcza Elbę (Portoferraio, 26 lutego 1815)
(Napoléon Ier quittant l’île d’Elbe. 26 février 1815, Portoferraio; 1836; olej na płótnie; 168 x 276 cm; zbiory Château de Versailles)
Godzinę później uczestnicy kongresu zbierają się w celu omówienia sytuacji. Aleksander czuje, że stoi w pozycji oskarżonego. Czyż nie przekonywał zawsze, że zostawiając Napoleona na jego wyspie, niczym się nie ryzykuje? To jemu jeniec nie dotrzymał słowa. Ma mu to za złe i podziwia go. Cóż za odwaga! Mówi z wymówką do Wellingtona:
– Jak mogliście go wypuścić z tej wyspy?
Wellington z niezmąconym spokojem odpowiada:
– Po coś go pan tam umieścił?
Jeszcze nie wiadomo, jakie zamiary ma to wskrzeszone widmo.
Talleyrand wierzy – albo udaje, że wierzy – iż ekscesarz wyląduje we Włoszech i natychmiast wyruszy do Szwajcarii.
Metternich przerywa mu w pół słowa i twierdzi:
– Ruszy prosto na Paryż.
Wszyscy mają nadzieję, że Napoleon, kiedy tylko postawi stopę na francuskiej ziemi, zostanie po pierwszych krokach bez żadnej walki aresztowany. Ale czy Burbonowie mogą liczyć na taką lojalność ludu francuskiego? Niektórzy ministrowie w to wątpią.
Następne dni przyznają im rację. Napoleon po wylądowaniu w zatoce Juan szybko podąża do Paryża, miasta z entuzjazmem otwierają się przed nim, chłopi wiwatują na jego cześć, żołnierze odmawiają strzelania, a marszałek Ney, obiecawszy „przywieźć uzurpatora w żelaznej klatce”, spotyka w Auxerre swojego cesarza i zaciąga się w jego szeregi. Opuszczony przez wszystkich Ludwik XVIII chyłkiem zmyka, by się schronić w Gand.
Wprowadziwszy się 20 marca 1815 roku do Tuilerów, Napoleon znajduje w aktach Ministerstwa Spraw Zagranicznych tekst traktatu z 3 stycznia, którego król w pośpiechu zapomniał zabrać. Uradowany, poleca sekretarzowi poselstwa rosyjskiego pozostałego w Paryżu, Butiaginowi, przekazać ten dokument do Wiednia carowi, by otworzyć mu oczy na dwulicowość jego rzekomych sojuszników. Aleksander, który już od dłuższego czasu podejrzewał swoich partnerów o hipokryzję, zrazu wpada we wściekłość. Capo d’Istria widzi go, jak przemierza wielkimi krokami swój gabinet, i zauważa, że ma nienaturalnie zaczerwienione uszy. Ale wkrótce car się opanowuje. Wezwawszy Metternicha, pyta go, czy zna „ten numer”, a kiedy Metternich, zaskoczony, milczy, oświadcza mu, że czas zaprzestać tego dyplomatycznego podstawiania sobie nogi i że sojusznicy powinni się teraz zjednoczyć we wspólnej walce z uzurpatorem. Po czym, podchodząc do kominka, rzuca dokument w ogień. Królowi Bawarii, który przychodzi do niego, by się wytłumaczyć, mówi to samo:
– Wciągnęli w to pana. Już o tym nie myślę.
Ale wraz z kopią traktatu z 3 stycznia Butiagin doręcza Aleksandrowi list od królowej Hortensji, błagającej o przychylne nastawienie do Napoleona.
Naród jest całkowicie oddany cesarzowi, ale chce pokoju, a on będzie miał dość rozumu, by pójść za głosem większości, bo już tego doświadczył, a Burbonowie są tu przykładem, że nie można być władcą, oddzielając swoje sprawy od spraw narodu (…). Oczekuje się niecierpliwie wiadomości o zamierzeniach cesarza Aleksandra, mówi się, że w jego interesie jest utrzymywać pokój z Francją, że nie powinien nigdy się obawiać, iż się zechce go niepokoić sprawą Polski (…). On [Napoleon] obiecuje liberalną konstytucję i wolność prasy, chce wreszcie zaspokoić wszystkich, bo jeśli tego nie zrobi, nie będzie mógł tu pozostać (…). Jeżeli będziesz nam, Panie, przyjazny, wszystko pójdzie dobrze.
Krótko mówiąc, Napoleon, piórem byłej królowej Holandii, zachęca Aleksandra, by zerwał ze swoimi sojusznikami winnymi zdrady, by dołączyć do niego, który powrócił z Elby zmieniony w jagnię.
Aleksander, mimo czułości, jaką żywi do autorki listu, pozostaje nieugięty. Zresztą już podpisał 25 marca deklarację ośmiu mocarstw potępiającą Napoleona:
Napoleon sam się ustawił poza wszelkimi stosunkami cywilnymi i społecznymi i jako wróg i mąciciel spokoju świata został wystawiony pod pręgierz publiczny.
Na podstawie nowego układu sojuszniczego car zobowiązuje się do zgromadzenia 150.000 żołnierzy i do tego, że nie złoży broni, póki wspólny wróg nie pozostanie ostatecznie rozbity. Siła zbrojna aliantów wzrośnie do 800.000 ludzi. Armia rosyjska, która rok wcześniej opuściła Francję, dostaje rozkaz ponownego marszu ku brzegom Renu.
W Wiedniu skończyło się świętowanie. Żadnych balów, żadnych bankietów. W salach recepcyjnych zgaszono kandelabry. Orkiestry nie mają dla kogo grać. Eleganckie donosicielki pozostają bezrobotne. Kongres pospiesznie kończy swoje prace.
W ogólnym zamęcie Rosja dostaje Księstwo Warszawskie z wyłączeniem Poznania, Torunia i Bydgoszczy, które zostały przy Prusach jako rekompensata za utrzymanie niepodległości Saksonii. Ponadto rejon Tarnopola, odstąpiony Rosji w 1809 roku, zostaje przywrócony Austrii, a Kraków ogłasza się wolnym miastem. Aleksander przyjmuje tytuł króla Polski i zastrzega sobie możność nadania temu państwu, „które będzie się cieszyć odrębną administracją”, „wewnętrznych uprawnień, jakie uzna za właściwe”.
Księstwo Warszawskie, z wyjątkiem części, o których postanowiono inaczej, zostaje zjednoczone z Cesarstwem Rosyjskim – głosi dokument. – Będzie nieodwołalnie zobowiązane na mocy swojej konstytucji pozostać na wieczność w posiadaniu Jego Wysokości Cesarza Wszechrosji, jego dziedziców i następców.
A żeby uniknąć wszelkich dwuznaczności, car pisze po francusku do marszałka polskiego Senatu, hrabiego Ostrowskiego:
Przybierając tytuł króla Polski, chciałem zaspokoić życzenia narodu. Królestwo Polskie będzie zjednoczone z Cesarstwem Rosyjskim na mocy swojej własnej konstytucji, na której pragnę oprzeć szczęście kraju. Chociaż wielki interes powszechnego spokoju nie pozwolił zjednoczyć wszystkich Polaków pod jednym berłem, dołożę w miarę możliwości wszystkich sił, by przynajmniej złagodzić surowość tego rozdzielenia i uzyskać wszędzie dla nich prawo zachowania swojej narodowości.
Kolejno następują po sobie traktaty; terytorium Genui zostaje odstąpione Sardynii; ustanawia się nowy Związek Niemiecki; Austriacy umacniają się w królestwie lombardzko-weneckim; królestwo Neapolu, po upadku Murata zwrócone Burbonom, staje się widownią krwawych zamieszek, a 9 czerwca 1815 roku pełnomocnicy podpisują akt końcowy, który na zawsze ustala podział Europy.
Piętnaście dni przed oficjalnym zamknięciem kongresu Aleksander opuścił Wiedeń, by stanąć nad Renem i tam oczekiwać przybycia wojsk rosyjskich. Po krótkim pobycie w Monachium i Stuttgarcie przenosi się do miasteczka Heilbronn, w pobliżu miejsca obranego na przyszłą kwaterę główną swojej armii. Od powrotu Napoleona czuje niepokój nie tylko polityczny, ale także religijny. Jak Bóg, który najwyraźniej jest po stronie aliantów, mógł dopuścić, żeby diabeł wyskoczył z pudełka? Co myśleć o tych Francuzach, owacyjnie witających despotę, nad którego usunięciem on, Aleksander, tak się natrudził? Czy należy znowu przelewać rosyjską krew, by ponownie osadzić Burbonów na tronie? Czy Wszechmocny nie karze cara za to, że zbyt dobrze się bawił w Wiedniu? Nękany tymi wszystkimi pytaniami Aleksander szuka na nie odpowiedzi w nabożnych książkach, które przysyła mu jego przyjaciel Koszelew. Po nurzaniu się w przepychu Wiednia, Monachium i Stuttgartu łaknie samotności i medytacji. […] Jego marzeniem, podobnie jak w młodości, byłoby schronić się gdzieś w sielskim zaciszu. Ale musi się zająć sprawami tego świata.
Szykuje się kampania belgijska. Wellington z 90.000 Anglików, Hanowerczyków, Holendrów i Belgów jest już w Brukseli; Blücher ze 120.000 Prusaków znajduje się w Namur. Znaczne siły austriackie i rosyjskie zmierzają ku Francji. Kiedy się tam pojawią, przejdzie się do ofensywy. Podczas gdy sprzymierzeni dyskutują w kwaterze głównej nad strategią, jaką należy obrać, Napoleon postanawia przed nadejściem posiłków przystąpić do ataku. Przeprawiwszy się 15 czerwca przez Sambrę, rozbija armię angielsko-pruską pod Ligny. Oszołomieni tą klęską, alianci zwołują radę wojenną dla opracowania kroków odwetowych. Ich niepokój nie trwa długo. Dwudziestego drugiego czerwca [1815] otrzymują wiadomość o ostatecznym zwycięstwie odniesionym przez Wellingtona i Blüchera pod Waterloo. Aleksander, natchniony, oświadcza: „Jestem wielkim grzesznikiem, ale Pan zechciał się mną posłużyć, by zesłać ludom pokój”.
Wydarzenia następują szybko jedno po drugim: Napoleon abdykuje po raz wtóry, stolica Francji otwiera się przed Prusakami, Ludwik XVIII może wracać. Aleksandrowi pilno, by znaleźć się w Paryżu i przypieczętować zwycięstwo dobra nad złem. […] Wyjeżdża jak oszalały, mając za całą eskortę tylko oddział Kozaków, i w ten sposób przebywa 200 wiorst kraju, którego alianci jeszcze nie spacyfikowali. Jego wiara w Opatrzność daje mu pewność, że nikt go w drodze nie zaatakuje.
Rozdział 12.
ŚWIĘTE PRZYMIERZE
Dziesiątego lipca [1815] Aleksander przybywa do Paryża i znów wprowadza się do Pałacu Elizejskiego. Po półgodzinie pojawia się z wizytą Ludwik XVIII, który także powrócił na dawne śmiecie do Tuilerów. Tym razem król jest bardzo uprzejmy, a car go dobrze przyjmuje. Wciąż zachowując osobistą niechęć do Burbonów, Aleksander jest mocniej niż kiedykolwiek przekonany o konieczności zbliżenia między Rosją a Francją. Kiedy jego sojusznicy go zdradzili, a ostateczne zwycięstwo nad Napoleonem zostało odniesione bez udziału wojsk rosyjskich, czuje się od jakiego czasu tylko dodatkiem do koalicji. Wierny swoim ideom zamierza się ustawić jako obrońca ludu francuskiego. Gdy dwaj władcy po godzinnej rozmowie rozstają się, Aleksander ma na piersi błękitną wstęgę Orderu Ducha Świętego. Pięć dni później Napoleon, zwątpiwszy w możliwość dalszych działań, wchodzi na pokład HMS Bellerophon i powierza swoje losy wspaniałomyślności Anglików. „Zasiadłem, jak Temistokles, przy ognisku ludu brytyjskiego” – napisał. To „ognisko” będzie się nazywało Święta Helena.
Tymczasem w Paryżu umacnia się władza królewska, oparta na Talleyrandzie i na Fouchém. Nowy prefekt policji, Élie Decazes, ma trudne zadanie, nadzorując ludność zdezorganizowaną, źle zaopatrzoną, narażoną na gwałty wojsk okupacyjnych.
Georg Emanuel Opiz (1775-1841): Partia kart w paryskim domu gry
(ok. 1818; akwarela i tusz na papierze; 37 х 28,5 cm; Państwowe Muzeum Historyczne / Государственный исторический музей, Моskwa)
W stolicy stacjonuje tylko jeden słaby oddział rosyjski. Ale wojska Wellingtona i Blüchera są liczne. Przede wszystkim Prusacy okazują się aroganccy i brutalni. Obozują w Tuilerach, w Ogrodzie Luksemburskim, na dziedzińcu Notre-Dame. Nocą grasują, z szablą w ręce, po przedmieściach. Sam Blücher zachęca ich do najgorszych rabunków, jakby chciał się zemścić na ludności cywilnej za klęski zadane mu ongiś przez wojsko. W ramach represji każe nawet wysadzić w powietrze most Jeneński za to, że nosi imię jednego ze zwycięstw Napoleona nad Prusakami. Wszystko jest już gotowe do eksplozji, kiedy u Blüchera interweniuje Talleyrand.
– Chciałbym, żeby w tym momencie [wysadzenia mostu] był na nim pan Talleyrand – odpowiada zirytowany marszałek.
Zaraz potem Ludwik XVIII oświadcza, że to nie pan Talleyrand, ale on sam da się wysadzić w powietrze z mostem. Z kolei protestuje Aleksander, oburzony grubiaństwem Blüchera, i udaje mu się wygrać sprawę. Most Jeneński pozostaje, ale pod zmienioną nazwą mostu Szkoły Wojskowej, żeby zadowolić – jak powiedział Talleyrand – „prymitywną próżność Prusaków”.
Zawsze dbały o umocnienie tronu Ludwika XVIII wśród umęczonego i podzielonego narodu, car broni go przed zakusami sceptycznych aliantów na dalsze okrojenie terytoriów Francji. Unika także mieszania się do francuskiej polityki i udaje, że nic nie wie o ekscesach „ultrasów”, o „białym terrorze”, który panuje na prowincji i nadweręża prestiż monarchii. W istocie rojaliści, zajadli wrogowie bonapartystów, rozciągają swoje oskarżenia na liberałów, na konstytucjonalistów, na niezdecydowanych, na wszystkich, którzy nie podzielają ich skrajnych opinii.
Ten drugi pobyt w Paryżu wydaje się carowi mniej zajmujący niż pierwszy. Czy się zestarzał? Czy odczuwa już przesyt? Czy Francuzi, zbyt lekko traktujący życie, przestali go zachwycać? Czy to dlatego, że mimo czytania Biblii jest coraz bardziej skłonny do melancholii? Poczucie nieuchronności losu jest w nim tak mocno zakorzenione, że zdarza mu się bez zachowania żadnych środków ostrożności przechadzać samotnie po ulicach Paryża. Niektórzy przechodnie zdejmują przed nim kapelusz, ale nikt nie krzyczy: „Niech żyje cesarz Aleksander!” Widuje się go także na koniu, z paziem, na Polach Elizejskich. Kiedy wyjeżdża karetą, towarzyszy mu dwóch francuskich lokajów, a zaprzęgiem powozi francuski stangret. Straż w jego rezydencji trzymają na zmianę Anglicy, Prusacy i Rosjanie.
Georg Emanuel Opiz (1775-1841): Kozacy w ogrodach Tuileries
(1815; akwarela i tusz na papierze; 36,8 х 28,7 cm; Państwowe Muzeum Historyczne / Государственный исторический музей, Моskwa)
Miesiąc po zamieszkaniu przez Aleksandra w Pałacu Elizejskim triumfalnie wkracza do miasta pułk rosyjskich grenadierów i drugi, kirasjerów. Jednak podczas defilady niektóre formacje mylą się i tracą rytm kroków. To uchybienie przybiera w umyśle cara wymiar nieproporcjonalny do jego wagi. Widzi w tym obrazę swojego honoru, obrazę honoru Rosji. W nagłym wstrząsie powraca do niego cała tępa surowość dyscypliny w Gatczynie. Tak jak by zrobił jego ojciec, unosi się gniewem na dwóch pułkowników, których uważa za winnych, i każe ich wsadzić do aresztu w Pałacu Elizejskim. Na próżno sprzeciwia się temu generał Jermołow, przedkładając, że tego dnia straż w pałacu sprawują Anglicy.
– Tym gorzej dla nich! – krzyczy car. – Ich hańba będzie jeszcze większa!
Innym razem, kiedy Wołkoński nie mógł znaleźć jakiegoś dokumentu, krzyczy mu prosto w twarz:
– Poślę cię w takie miejsce, że się nie pozbierasz!
Pod wieczór car, uzyskawszy ten papier, wzywa Wołkońskiego i ze śmiechem mówi:
– Przyznaj, że zawiniłeś. Zawrzyjmy pokój!
– Skrzyczałeś mnie przy wszystkich, panie – odpowiada Wołkoński – a pokój zawierasz w cztery oczy.
To obraźliwe traktowanie podwładnych, to unoszenie się gniewem z powodu byle drobiazgu nie przeszkadza Aleksandrowi nadal uważać się na natchnionego przez Chrystusa. […]
Aleksander pozostaje obojętny na […] kontakty z najświetniejszymi reprezentantami salonów i literatury. Proszony, by wystąpił do Ludwika XVIII o ułaskawienie generała Bédoyere’a i marszałka Neya, tylko wzdycha w obecności pani de Krudener: „Czemu służy ta surowość? Dokąd to ma doprowadzić? Sprawiedliwość ma swoje prawa, ale miłosierdzie ma je także!” Ale nie mówi słowa królowi i pozwala rozstrzelać tych dwóch ludzi winnych tego, że kiedy polecono im zatrzymać Napoleona po jego powrocie z Łaby, dołączyli do niego.
Georg Emanuel Opiz (1775-1841): Oficerowie wojsk rosyjskich [od lewej]: kirasjerów, kozaków i piechoty spacerują z paryżankami
(ok. 1818; akwarela, tusz, piórko nałożone na szkic ołówkiem na papierze; 37 х 28 cm; Państwowe Muzeum Ermitażu / Государственный Эрмитаж, St. Petersburg)
Żeby wywrzeć wrażenie na sojusznikach pokazem rosyjskich sił zbrojnych i skłonić ich w ten sposób, by uważniej słuchali jego głosu w ostatecznych pertraktacjach, postanawia urządzić ogromną defiladę na równinie Vertus, o 120 wiorst od Paryża, między Epernay, Brienne i Châlons. Jest to to samo miejsce, „Pola Katalunijskie”, gdzie rzymski wódz Decjusz zatrzymał w 451 roku hordy Hunów W demonstracji bierze udział siedem dywizji kawalerii i 11 dywizji piechoty, razem 150.000 ludzi, 540 dział, 96 generałów. Car ustalił osobiście najmniejsze ruchy wojsk. Cały sztab generalny już od tygodni pada ze zmęczenia. Z takim zaangażowaniem ani z takimi obawami nie przygotowywano się do żadnej bitwy Próba generalna w obecności Jego Wysokości i młodych wielkich książąt odbywa się bez zakłóceń. Następnego dnia zjeżdżają się na miejsce zagraniczne osobistości: cesarz Franciszek, król Prus. Wellington, Schwarzenberg, niezliczeni marszałkowie, generałowie i książęta przybyli z Paryża, Hagi, Berlina i Londynu […] Wszystkie okoliczne domy zostały zarekwirowane, by rozmieścić wybitnych gości. Płócienne namioty, przeznaczone na narady i bankiety, przyozdobił Fontaine, ulubiony architekt Napoleona. Otoczony tłumem wędrownych handlarzy, obóz wygląda jak przystrojone sztandarami i jasno oświetlone targowisko, po którym kręcą się głównie wojskowi. Pomiędzy białymi namiotami ustawiają się rosyjskie mundury wszystkich formacji. Trąbki i bębny ćwiczą w pobliskim lasku. Od najnędzniejszego piechura, który czyści swój mundur, do najwyższego rangą generała, który przepowiada sobie w pamięci trasę marszu, ta sama troska ściska serca wszystkich: oby tylko Aleksander był z tego widowiska zadowolony!
Dziesiątego września [1815], przy pięknej, słonecznej pogodzie, przed gośćmi cara zebranymi na pagórku zaczyna się defilada. Po raz pierwszy wielki książę Mikołaj dowodzi brygadą grenadierów, a wielki książę Michał oddziałem artylerii. Na czele armii stoi marszałek polny Barclay de Tolly. Defilada, ciągnąca się w nieskończoność, olśniewa znawców. Na znak dany przez salwę artyleryjską żywe kropeczki przemieszczają się, ustawiają w długie rzędy, zawracają, łączą się ze sobą i rozchodzą. Najmniejszego błędu w ich manewrach. Żołnierze maszerują jak automaty. Nawet konie idealnie trzymają się swoich szeregów i zdają się w rytm marszu kiwać głowami. Jeden pułk następuje po drugim. Różnią się jedynie barwą mundurów. Kiedy milkną bębny i piszczałki, słychać odgłos tego ogromnego przemarszu, podobny do szumu rzeki. Gdy wojska ustawiły się w czworoboki, salwy artyleryjskie wstrząsają ziemią i krajobraz znika w obłokach dymu. Pod ich osłoną armia w pośpiechu opuszcza pole manewrów. Po 12 minutach usilnej strzelaniny powraca cisza, opada chmura dymu, ukazując pustą równinę.
Nikt z aliantów nie spodziewał się podobnego wyczynu. Wellington oświadcza:
– Nigdy bym się nie spodziewał, że można doprowadzić armię do takiej doskonałości!
Aleksander zaś, porwany entuzjazmem, woła:
– Widzę, że moja armia jest najpierwsza na świecie i nic nie jest dla niej niemożliwe! […]
Georg Emanuel Opiz (1775-1841): Kozacy i paryżanki
(ok. 1818; akwarela, tusz, piórko nałożone na szkic ołówkiem na papierze; 37 х 28 cm; Państwowe Muzeum Ermitażu / Государственный Эрмитаж, St. Petersburg)
Nazajutrz, w dniu świętego Aleksandra, pani de Krudener uczestniczy, obok władców sprzysiężonych mocarstw, w uroczystym Te Deum odprawionym pod gołym niebem przez siedmiu kapłanów przed siedmioma ołtarzami wobec 150.000 ludzi ustawionych w siedem czworoboków. Potem bankiet gromadzi wyższych oficerów.
Georg Emanuel Opiz (1775-1841): Kozacy na targu (det.)
(ok. 1818; akwarela, tusz, piórko; 28,7 х 19,3 cm; Państwowe Muzeum Historyczne / Государственный исторический музей, Моskwa)
Aleksander gratuluje im świetnej postawy ich pułków. Oświadcza, że przyznaje tytuł książęcy marszałkowi polnemu Barclayowi de Tolly i przyrzeka żołnierzom rychły powrót w domowe pielesze.
To był najpiękniejszy dzień w moim życiu – mówi do pani de Krudener. – Nigdy go nie zapomnę. Serce miałem przepełnione miłością do moich wrogów. Potrafiłem żarliwie się na nich modlić i ze łzami u stóp krzyża Chrystusowego prosiłem o zbawienie dla Francji.
Doszedłszy do tego stopnia egzaltacji religijnej, Aleksander marzy o wzmocnieniu postanowień wielkich mocarstw – Rosji, Prus i Austrii – przez uroczystą deklarację międzynarodowego braterstwa i poddania się przykazaniom ewangelii. W ten sposób, myśli, przymierze polityczne powiększy się o przymierze mistyczne, co nada mu prawdziwe znaczenie. Już od dawna sobie mówi, że władca nie może przewodzić swojemu ludowi bez stałego odwoływania się do woli Bożej. Rozmowy z panią de Krudener jedynie umocniły go w tym przekonaniu. Przenosi na papier podstawy takiej uświęconej ugody, nazwanej „Świętym Przymierzem”. Ostateczną redakcję dokumentu powierza Sturdzy i Capo d’Istrii. Na żądanie cara ów traktat, niemający precedensu w historii dyplomacji europejskiej, zaczyna się od inwokacji do „Przenajświętszej i Niepodzielnej Trójcy”. Jego sygnatariusze zobowiązują się uznać za regułę postępowania
zasady sprawiedliwości, miłosierdzia i pokoju, które choć niekiedy niemożliwe do jednoznacznego zastosowania w życiu, powinny jednak bezpośrednio wpływać na postanowienia rządzących.
Dalszy ciąg tekstu określa to bliżej:
Zgodnie ze słowami Pisma Świętego, które nakazuje wszystkim ludziom uważać się za braci, trzej monarchowie zawierający tę umowę zostaną zjednoczeni więzią prawdziwego i nierozerwalnego braterstwa i, uważając się za rodaków, będą sobie udzielać we wszelkich okolicznościach i o każdym czasie wsparcia, pomocy i ratunku; mając się za ojców swoich poddanych i wojska, będą nimi rządzić w tym samym duchu braterstwa, którym sami są ożywieni, by wspierać religię, pokój i sprawiedliwość.
Wreszcie trójka sprzymierzonych władców twierdzi, że są oni „zesłani przez Opatrzność, by rządzili trzema gałęziami jednej wielkiej rodziny”.
Aleksander jest bardzo dumny z tego nieco mglistego paktu w podniosłym stylu, mającego zjednoczyć trzech władców wyznających trzy rywalizujące religie: katolika, prawosławnego i protestanta. Król pruski chętnie godzi się podpisać pod tym wyznaniem wiary, które przypomina mu słowa wymienione kiedyś nocą w Poczdamie przy grobie Fryderyka Wielkiego. Cesarz Franciszek, okazując najpierw pewną powściągliwość przed wkraczaniem w strefy mistyczne, szybko ustępuje pod naciskiem Metternicha, który pogardliwie określa ten akt jako „pustosłowie”. W rzeczywistości kanclerz Austrii natychmiast dostrzega, w jaki sposób można będzie się posłużyć Świętym Przymierzem do celów praktycznych. Zobowiązanie władców do wzajemnej pomocy w zaprowadzeniu pokoju między narodami zawiera dla każdego z nich zaproszenie do tłumienia ruchów rewolucyjnych nie tylko u siebie, ale także u sąsiadów. Pozując na rycerzy prawnego ładu, przekształcają się w policjantów Europy.
Czy taka myśl nie przyświecała również Aleksandrowi? Jego zamiłowanie do wyrównanych szeregów i spokoju wśród ludzi skłaniałoby go do swego rodzaju paternalistycznego ucisku. Bóg, do którego się modli, nosi mundur żandarma. W ten sposób car, zawsze wewnętrznie poplątany, rozdarty i skryty, pod szczerym idealizmem tai rachuby polityczne. Jest więc jednocześnie spryciarzem i natchnionym. A zresztą służąc Rosji, czy tym samym nie czci Pana? Wszystko miesza się w jego głowie, zdobycze terytorialne i pouczenia Biblii, wino pite na bankietach i wino komunii.
Układ Świętego Przymierza zostaje podpisany 26 września 1815 roku przez cara, cesarza Franciszka i króla Prus. Francja, Szwecja, Hiszpania i królestwa Neapolu i Sardynii przystępują do niego później. Wyspiarska Anglia, wciąż nieufna, grzecznie odmówiła; sułtan, rzecz jasna, nie będzie mógł uczestniczyć w lidze utworzonej pod znakiem krzyża; papież, zaproszony, odrzuci propozycję, gdyż dokument, który mu przedłożono, nie uwzględnia różnic wyznaniowych.
Kiedy się osiągnęło takie szczyty, trudno z nich zejść, by u ich podnóża zajmować się sprawami materialnymi. Im bardziej wzniosłe są zasady, tym więcej rozczarowania przynosi wprowadzenie ich w życie. Po zajęciu się traktatem Świętego Przymierza, należy się teraz zająć układem ze zwyciężoną po raz drugi Francją. Aleksander własnoręcznie napisał notę oświadczającą, że nowe rozczłonkowanie Francji nie daje się pogodzić z planem europejskiej równowagi. Aby bronić swojej koncepcji, musi walczyć z reprezentantami Prus, którzy domagają się Flandrii, Alzacji, Lotaryngii, Franche-Comté, Sabaudii i Kraju Saary. Za jego radą Ludwik XVIII grozi abdykacją, jeśli alianci zmasakrują jego królestwo.
Nie zostanę narzędziem zagłady mojego narodu i raczej zrzeknę się tronu, niż zgodzę się na odebranie mu blasku dawnej chwały przez bezprzykładne poniżenie – pisze do Aleksandra 23 września 1815 roku.
Odczytując ten przedtem uzgodniony z nim list aliantom, car mówi:
Jak przewidziałem, znaleźliśmy się w jeszcze większych kłopotach niż kiedykolwiek przedtem; Ludwik XVIII zrzeka się tronu, i słusznie. Francja już nie ma króla. Znajdźcie dla niej innego, jeżeli potraficie. Co do mnie, nie będę się mieszał do afery, której można było uniknąć. Zresztą czas, bym wracał do siebie, i by to wszystko zakończyć.
Po licznych przetargach Prusy, Austria i Anglia idą na ustępstwo. Francja zachowuje swoje granice z 1790 roku, ma zapłacić z tytułu odszkodowań wojennych 700.000.000 franków, z tego 1.000.000 dla Rosji, i zostaje zmuszona do wyrażenia zgody na tymczasową okupację kraju przez 150.000 żołnierzy. Co więcej, wbrew postanowieniom pierwszego traktatu paryskiego, sprzymierzeni wymagają zwrotu dzieł sztuki, z których Napoleon ograbił muzea, pałace i świątynie w krajach zagarniętych przez jego wojska. Ostateczna ugoda zostanie podpisana dopiero 30 listopada [1815]. W myśl tych ustaleń Austria rozciąga swoje panowanie na większą część Włoch, Prusy dwakroć powiększają swój obszar i sięgają aż po Ren, Anglia staje się królową mórz. Co do Rosji, to chociaż kongres nie przyznaje jej żadnych zdobyczy terytorialnych, zachowuje Finlandię odebraną poprzednio Szwecji oraz Besarabię, odstąpioną w 1812 roku przez Turcję. Poza tym przez unię dynastyczną z nowym Królestwem Polskim wchodzi w bezpośredni kontakt z krajami niemieckimi i w pewien sposób włącza się w losy Europy.
I ostatnia satysfakcja dla Aleksandra: Talleyrand, którego nie cierpi, zostaje usunięty przez Ludwika XVIII, pragnącego się w ten sposób przypodobać pełnomocnikom alianckim. […] Następcą Talleyranda zostaje książę de Richelieu, francuski emigrant, były gubernator Odessy, który na defiladzie przed dwoma tygodniami nosił jeszcze mundur rosyjski. Na wieść o tej nominacji Talleyrand pokpiwa:
– Świetny wybór, na pewno: to Francuz, który najlepiej zna Krym.
Aleksander, niezadowolony zarówno ze swoich zbyt łapczywych sojuszników, jak i ze zbyt niestałych Francuzów, opuszcza wreszcie Paryż, by udać się do Prus. O Francji, gdzie spędził cztery miesiące, mówi z goryczą:
Na tej ziemi żyje 30.000.000 bydląt obdarzonych mową, bez praw, bez honoru: jak może być inaczej tam, gdzie nie ma religii?
i pisze do swojej ukochanej Katarzyny:
Oto już wyjechałem z tego przeklętego Paryża!
Berlin gotuje mu triumfalne przyjęcie. Podczas ogromnego bankietu Aleksander wstaje razem z królem Prus i ogłasza zaręczyny swojego młodszego brata, wielkiego księcia Mikołaja, z księżniczką Szarlottą. Radosne okrzyki witają tę gwarancję zbliżenia między dwoma narodami, które wspólnie walczyły ramię w ramię.
Aleksander wyrusza w drogę 27 października (8 listopada) [1815]. Przekraczając wytyczoną przez siebie granicę z Królestwem Polskim, przebiera się w polski mundur i zastępuje na swojej piersi gwiazdę Świętego Andrzeja Orderem Orła Białego. Tak ubrany, wjeżdża konno do Warszawy. Jego eskorta składa się niemal wyłącznie z generałów i magnatów polskich. Na placu Saskim odbiera defiladę polskich wojsk, nosząc kokardę o barwach narodowych, przy okrzykach tłumu: „Niech żyje Aleksander, nasz król!” Nazajutrz w pałacu Czartoryskich otwiera bal z matką księcia Adama. Wzruszona do łez tym zaszczytem, pisze jeszcze tego samego wieczoru w swoim dzienniku:
Polska istniała i był król polski w narodowym mundurze, i noszący polskie odznaczenia. Mam ojczyznę i zostawię ją swoim dzieciom.
By zjednać sobie sympatię nowych poddanych, Aleksander mnoży świadectwa szacunku i łaskawości. Nakazuje zdjąć sekwestr nałożony na dobra Polaków, którzy służyli pod sztandarami Napoleona, przyznaje wielu polskim oficerom tytuł adiutanta, rozdaje ze swojej prywatnej szkatuły zapomogi pieniężne, tworzy dwór w Warszawie i wybiera spośród polskiej arystokracji szambelanów, mistrzów ceremonii i damy dworu. Składa wizytę księżnej Dominice Radziwiłłowej, której mąż zginął w walce z Rosją, pokazuje się w mundurze strzelców u księżnej wirtemberskiej, siostry księcia Adama Czartoryskiego, tańczy z nią ogniście i „popełnia tysiąc szaleństw”.
Cesarz jest tu ubóstwiany – pisze generał Jermołow. – Jeśli chce, potrafi ująć każdego.
Jednak chociaż wysokie sfery są oczarowane nowym królem, to wielu Polaków nadal uważa Rosję za okupanta, a więc wroga. Domagają się po cichu zwrotu Mohylewa, Witebska, Wołynia, Podola i Litwy i z niepokojem oczekują konstytucji obiecanej przez cara.
Aleksander podpisuje ją 15 (27) listopada 1815 roku. Jest, ogółem biorąc, nader liberalna, przewiduje przedstawicielstwo narodowe, bezpośrednie głosowanie, bardzo umiarkowany podatek, niezależność prasy, gwarancję niektórych praw osobistych, używanie języka polskiego w administracji i w wojsku, zniesienie konfiskat i deportacji… W ten sposób, paradoksalnie, car przyznaje Polakom to, czego odmawia Rosjanom. Ale Polacy, myśli, mają długą praktykę konstytucyjną, podczas gdy Rosjanom taka innowacja przyniosłaby bezrozumne marzenia i rozprzężenie. Chce wypróbować na Polsce lekarstwo, które później, po odpowiednich przygotowaniach, można by zaaplikować Rosji. Mała Polska byłaby więc czymś w rodzaju laboratorium doświadczalnego dla swojego ogromnego sąsiada, utrzymywanego jeszcze przez jakiś czas w ustroju autokratycznym. Polacy przyjmują jednak konstytucję 1815 roku dość powściągliwie. Spodziewali się czegoś więcej. A poza tym zadają sobie pytanie o charakter więzi łączącej nowe królestwo z dawnym imperium, ze wspólnym władcą na czele. Czy chodzi tu o unię opartą na jego osobie, czy o nową rzeczywistość polityczną?
Pozostaje mianowanie namiestnika, który by na miejscu reprezentował Aleksandra. Najwyższe kwalifikacje do objęcia tego wysokiego stanowiska ma oczywiście książę Adam Czartoryski. Jego przyjaźń z carem, głęboka znajomość polskich zagadnień, jego przeszłość członka Tajnego Komitetu, obecność w kwaterze głównej wojsk sojuszniczych, udział w kongresie wiedeńskim czynią z niego zarówno w oczach Rosjan, jak i Polaków bezkonkurencyjną osobistość. I właśnie jego polot, inteligencja, niezależność umysłowa niepokoją cara. Obawia się, by przez swój rozmach wicekról nie zastąpił w oczach współziomków króla. Co więcej, nie może przebaczyć Czartoryskiemu pewnych szorstkich reakcji, pewnych wypowiedzi nienacechowanych dostatecznym szacunkiem, oznak temperamentu niezbyt skłonnego do posłuszeństwa. Wreszcie ma mu niewątpliwie za złe ponowne nawiązanie w Wiedniu romansu z cesarzową. W każdym razie potrzebny mu jest ktoś mniej wyrazisty: wykonawca, a nie przywódca. A zatem, nikogo nie uprzedzając, mianuje namiestnikiem dzielnego jednonogiego generała Józefa Zajączka, który dowodził polskimi wojskami pod Napoleonem. Aby uniknąć dyskusji, oznajmia o swoim postanowieniu w przeddzień wyjazdu z Warszawy. I tak, jak to było ze Sperańskim, rozprawia się brutalnie ze swoją ofiarą w cztery oczy. Wezwany głęboką nocą do gabinetu cesarza Czartoryski odbiera cios i źle ukrywa swoją złość. Generał Michajłowski-Danilewski pisze:
Działo się to około drugiej nad ranem. Byłem w przedpokoju cesarskiego gabinetu razem z księciem Wołkońskim i sekretarzem stanu Marczenką. Nagle książę Czartoryski wypadł z gabinetu i zaczął przemierzać pomieszczenie wielkim krokami. Nie tylko nie zwracał na nas najmniejszej uwagi, ale nawet się z nami nie przywitał. Po prostu nie posiadał się z wściekłości, zapewne z powodu rany zadanej jego miłości własnej.
Nazajutrz Czartoryski przełyka złość i przyjmuje nędzną rekompensatę w postaci stanowiska marszałka Senatu.
Aleksander, opuściwszy wreszcie stolicę Polski, zatrzymuje się w Wilnie, iluminowanym na jego cześć, gdzie transparent głosi po francusku: „Wdzięczność i zaufanie”. Natomiast w Sankt Petersburgu, dokąd przybywa w nocy, nie czeka na niego żaden pochlebny napis. Tym razem znowu nie życzy sobie, by go fetowano. Cesarzowa Elżbieta, która poprzedniego dnia powróciła z podróży, czeka na niego w pałacu. Spotykają, nie okazując najmniejszego uczucia. Myślami jest gdzie indziej. Gorący wielbiciel cara Joseph de Maistre pisze do swojego rządu: „Wielka dusza powróciła wreszcie do swego wielkiego ciała, cesarz przyjechał!”
Od pierwszych dni domownicy Aleksandra stwierdzają, że ta „wielka dusza” jest osobliwie ponura. Można by rzec, że po okresie podniecenia nagromadzenie hołdów doprowadziło go do przesytu, do rozczarowania, do melancholii. Car skłania się do przestrzegania drobiazgowej surowości.
Oficerowie otrzymują zakaz noszenia poza godzinami służby ubrań cywilnych. W pułkach zostaje zaostrzona dyscyplina. Ponieważ w wysokich kręgach towarzyskich zauważono liczne przypadki przechodzenia na katolicyzm, jezuici zostają wygnani z Sankt Petersburga i przesiedleni do Połocka. […]
Aleksander […] jest teraz u siebie, w Rosji. Stoi w obliczu problemów rosyjskich. Dwudziestego piątego grudnia [1815] ogłasza uroczyście narodowi zawarcie Świętego Przymierza. Wkrótce Przenajświętszy Synod nakazuje wywiesić plakaty z tekstem tego układu na cerkiewnych murach i poleca księżom, by go omawiali w swoich kazaniach.
Ale w oczach Aleksandra to za mało. Aby ukazać narodowi prawdziwe znaczenie tego paktu polityczno-mistycznego, którego był inicjatorem, ogłasza 1 stycznia 1816 roku zjadliwy manifest. W tym dokumencie po podziękowaniu swoim poddanym za odwagę, której dowiedli w czasie wojny, jedynie Bogu przypisuje uzyskany sukces. Dalej, komentując zdarzenia, których był natchnionym bohaterem, obrzuca zniewagami pokonaną Francję, piętnuje Paryż jako ognisko rebelii, występku i wiecznego zepsucia, nazywa Napoleona plebejuszem, obcym bandytą, złoczyńcą i zarzuca mu – co jest już szczytem oskarżenia dla autokraty – że:
uzurpował sobie należące jedynie do Boga prawo do samowładnego rządzenia nami wszystkimi.
Ludzki trybunał nie może orzec zbyt wielkiej kary dla takiego zbrodniarza – głosi manifest. – Nie będąc dostatecznie ukarany śmiertelną ręką, stanie zalany krwią ludów w obliczu Boga przed straszliwym trybunałem, gdzie każdy odbiera zapłatę za swoje czyny.
Bliscy cesarza, zdumieni i skonsternowani, pytają, czy to ten sam człowiek, który w Paryżu prowadził eleganckie rozmowy z przedstawicielami Ludwika XVIII i który tutaj daje wyraz wściekłości z brutalnością zacofanego popa. Można by powiedzieć, że wracając do Rosji, cofnął się w czasie o całe stulecie. Zamiast się oprzeć na ścisłych rozważaniach politycznych, nieustannie się odnosi do walki między geniuszem dobra a geniuszem zła, do Opatrzności, do Słowa, do Najwyższego… Jego koncepcja monarchii staje się teologiczna i patriarchalna. Przerażony nowymi skłonnościami swojego dawnego ucznia Laharpe pisze do niego:
Właśnie przedrukowano tutaj i rozprzedaje się w obfitości pański manifest z 1 stycznia. Jestem skłonny wierzyć, że to z powodu pewnych epitetów, które tu mocno zaszokowały. W swoim nieszczęściu ten naród [francuski] lubił jeszcze obracać oczy ku temu, który się okazał najbardziej wspaniałomyślny z jego nieprzyjaciół. Chce się mu chyba odebrać tę ostatnią pociechę. Są chwile, kiedy nie wątpię, że istnieje jakiś spisek przeciwko chwale, jaką zdobyłeś w 1814 roku.
Aleksandra bynajmniej nie porusza ta wymówka. Co go może obchodzić opinia publiczna, kiedy ma za sobą opinię Boga? Pisze po francusku do siostry Katarzyny:
Pytasz mnie, Droga Przyjaciółko, co robię. Zawsze to samo, to znaczy coraz bardziej się przyzwyczajam uginać przed wyrokami Opatrzności, a nawet znajdować rodzaj satysfakcji z całkowitego osamotnienia, w którym się znajduję.
To „całkowite osamotnienie” – jak niekiedy mówi – jest samotnością Mojżesza, przywódcy narodu wybranego.
Troyat, Henri. Aleksander I – pogromca Napoleona.
Przekład: Barbara Przybyłowska.
Warszawa : Wydawnictwo Amber, 2007.
Skróty i uzupełnienia, zaznaczone przez nawiasy kwadratowe, oraz ilustracje i podpisy: Periplus.pl / Kazimierz Robak
poprzedni: ►► Rosjanie w Paryżu (1814) ◄◄