W domowym archiwum znalazłem fotografię. Eksponat na niej przedstawiony jest związany z Chicago, Gdynią i Gdańskiem. Ireneusz Gieblewicz (teraz Geblewicz) wykupił kadłub-wrak jachtu Dal, wyrzucony z chicagowskiego Muzeum Wiedzy i Przemysłu. Przy remoncie zostały mu drobiazgi z oryginału. Po rejsie Dali do Gdyni i do Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku, Irek ofiarował mi knagę i przelotkę (kipę) z oryginalnego jachtu. Przepłynęły Atlantyk w latach 1933-1934. Michał Jósewicz oprawił je koleżeńsko w mahoniu.
Knaga i kipa (przelotka) z jachtu Dal, które w latach 1933-1934 przepłynęły Atlantyk w rejsie z Gdyni do Chicago. Bez mała pół wieku później Michał Jósewicz przytwierdził je do mahoniowej podstawy.
fot. Wojciech Jacobson
Było to tak.
W gdyńskim Basenie Jachtowym im. Zaruskiego, 16 września 1980 roku, odbyła się niecodzienna uroczystość: przy dźwiękach hymnu narodowego granego przez orkiestrę Marynarki Wojennej do nabrzeża zacumowała niewielka drewniana, staromodna łódź żaglowa, a żeglarz, który wyszedł na ląd, zameldował, że oto, po 47 latach wraca do portu wyjścia historyczny jacht Dal[1].
Siedziałem w kokpicie Dali, bo miałem zaszczyt być jej kapitanem w ostatnim etapie najdłuższego w polskim żeglarstwie rejsu.
W 1933 r. tym właśnie jachtem, określanym jako zatokowy, trzy osoby zdecydowały się płynąć przez Atlantyk. Właścicielem jednostki i organizatorem wyprawy był polski ułan, porucznik kawalerii Andrzej Bohomolec, człowiek ogromnego wzrostu – mierzył blisko dwa metry – i ułańskiej fantazji. Razem z nim wyruszyli z Gdyni 5 czerwca 1933 roku: Jan Witkowski – absolwent Szkoły Morskiej i Jerzy Świechowski – oficer Marynarki Handlowej, który miał doświadczenie morskie, którego wiedza nawigacyjna okazała się nieoceniona.
Jacht Dal w Gdyni ok. r. 1933.
źródło: Ilustrowany Kuryer Codzienny, 1933-09-22, nr 263 / Narodowe Archiwum Cyfrowe
Witkowski powrócił do Polski z Bermudów, a w kraju chorował ciężko i zginął śmiercią samobójczą, jeszcze w okresie przedwojennym.
Bohomolec i Świechowski 11 czerwca 1934 r. dotarli do Nowego Jorku. Tam zdecydowali, że podróż zakończą w Chicago. Po drodze, płynąc rzeką Hudson i kanałami do Wielkich Jezior, odwiedzali ośrodki polonijne. W Chicago zacumowali 24 sierpnia. Dzień później – podczas trwającej tam Światowej Wystawy Techniki i Nauki – zaczynał się Dzień Polski. Dal została postawiona na jeziorku Jackson Park Lagoon jako element wystawy. Było to duże wydarzenie: ten akcent morski młodego państwa, które świeżo się odrodziło, robił wrażenie. Sprowadziło to na wystawę ogromną liczbę publiczności, nie tylko polonijnej. Jak pisały gazety amerykańskie: …w Dniu Polskim na wystawę przybyła rekordowa liczba 200 tys. zwiedzających. Wielka w tym zasługa małej »Dali«…
Żeglarze Andrzej Bohomolec (z prawej) i Jerzy Świechowski, którzy na jachcie Dal przepłynęli Atlantyk.
źródło: Ilustrowany Kuryer Codzienny, 1935-03-15, nr 74 / Narodowe Archiwum Cyfrowe
Ta sama fotografia w książce Bohomolca (1936) podpisana jest: „Autor z redaktorem ‘Royal Gazette’ na Bermudach”
Wystawa się skończyła. Bohomolec chciał, żeby Dal została w USA jako symbol Polski morskiej. Sprzedał łódkę Zjednoczeniu Polskiemu Rzymskokatolickiemu za 1623,40 dolarów, bo tyle przyniosła zbiórka wśród Polonii, a chociaż suma ta nie równoważyła wartości jachtu, cel osiągnął: do 1941 r. Dal stała w miejscu wystawowym na wodzie, później na lądzie przed chicagowskim Muzeum Wiedzy i Przemysłu, a od 1942 do 1968 r., przez ponad ćwierćwiecze, wewnątrz Muzeum w dziale Transportu.
W roku 1968 chicagowskie Muzeum zadecydowało, że nie będzie już dłużej eksponować Dali, a jeśli nie znajdzie się nikt, kto przejmie nad nią opiekę, jacht zostanie spalony. Wtedy właśnie wystąpił z inicjatywą Ireneusz Gieblewicz[2], Polak mieszkający od 1966 r. w Chicago: przejmie jacht, własnymi nakładami i pracą go wyremontuje, odprowadzi do Polski i przekaże Narodowemu Muzeum Morskiemu. Zamiar swój wykonał: to właśnie on meldował w Gdyni powrót Dali i przekazał jej banderę dyrektorowi Muzeum Morskiego, Pawłowi Smolarkowi.
Prosto się o tym mówi, ale historia wcale prosta nie była.
Rejs przez Atlantyk był momentami dramatyczny, ale to wszystko opisał Bohomolec[3] i znajduje się w każdej większej historii polskiego żeglarstwa.
Po wojnie szlakiem Bohomolca przez Wielkie Jeziora, płynęło co najmniej kilkanaście jachtów, wśród nich s/y Leonid Teliga prowadzony w 1976 r. przez Ryszarda Książyńskiego, ongiś związanego z JK AZS w Szczecinie.
Po Operacji Żagiel ’76, zakończonej w Nowym Jorku, w której płynąłem w załodze Krzysztofa Baranowskiego na Polonezie, Krzysztof rozpoczął swój wielki rejs rodzinny: z Nowego Jorku do Nowego Orleanu wewnętrznymi wodami Stanów Zjednoczonych. Pierwszy etap wiódł śladem przedwojennego rejsu Dali, do Chicago. W październiku 1976 r. Krzysztof spotkał się z Ireneuszem Gieblewiczem, odwiedził też Muzeum Wiedzy i Przemysłu, gdzie odnalazł zdeponowane i niewydane Irkowi części wyposażenia Dali – maszt, bom, żagle. Rok później, w 1977 r., udało mu się to wyposażenie ściągnąć do Polski dla Centralnego Muzeum Morskiego. Na ten temat powstał film telewizyjny[4], a wszystko Krzysztof opisał w reportażach z rejsu[5].
1976, październik, Chicago: (od prawej) Ireneusz Gieblewicz z synem Conradem i Zdzisław Gieblewicz – opiekunowie jachtu Dal
fot. Krzysztof Baranowski
Gdy Ireneusz przejął Dal z chicagowskiego muzeum, jego marzeniem było, żeby ten jacht wrócił do Polski pod żaglami, na własnej stępce. Żeby wzmocnić wysuszony na wiór kadłub, postanowił go zalaminować. Pracował przy tym, wraz z bratem Zdzisławem, długie lata z przerwami na procesy sądowe. Kontrowersje wynikły z faktu, że to, jak Gieblewicz remontował jacht, nie podobało się Bohomolcowi, który mieszkał w Kanadzie. Bohomolec skierował sprawę do sądu Stanów Zjednoczonych i procesy ciągnęły się przez kilka lat – w tym czasie Irek nie mógł niczego przy Dali robić, bo miał zakaz sądowy. Nawet paryska Kultura zajmowała się tym epizodem[6]. Wreszcie zapadł wyrok: korzystny dla Ireneusza.
Decyzję wstrzymującą prace przy jachcie sąd w Chicago wycofał w 1971 roku. Ireneusz pracował przy Dali przez osiem lat, wreszcie – 3 maja 1979 r. – jacht został zwodowany. Po próbach na jeziorze Michigan i udziale w wystawie jachtowej w Chicago, Dal popłynęła odwrotnym szlakiem przez Wielkie Jeziora do Nowego Jorku.
W roku 1980 otrzymałem od Ireneusza Gieblewicza list: nie znaliśmy się wcześniej, nie wiem, skąd miał mój adres, niemniej jednak proponował mi rejs Dalą z Nowego Jorku do Polski. Podawał nawet terminarz rejsu. Jacht miał prowadzić Zdzisław Pieńkawa razem z Gieblewiczem, w załodze miała być jeszcze jedna osoba. Ja miałem być nawigatorem, lub zastąpić Pieńkawę, gdyby nie mógł płynąć. Ale Pieńkawa, który pracował w tym czasie na placówce w Nowym Jorku, po obejrzeniu Dali stwierdził, że jacht nie nadaje się do takiej żeglugi, że jest zbyt niebezpiecznie płynąć nim przez Atlantyk. I wtedy sprawa się rozwiązała: postanowiono jacht przesłać do Europy statkiem.
Ale statek, m/s Bronisław Lachowicz, płynął tylko do Bremerhaven i tam Gieblewicz zwodował jacht. Jeszcze z morza zadzwonił do mnie przez Szczecin-Radio, informując, że dopływają, będzie zrzucał jacht na wodę, i pytał, czy ja tam dołączę. Z Bremerhaven wysłał do mnie telegram, że już jest w porcie. Mimo że do 1966 r. mieszkał w PRL-u, to myślał kategoriami amerykańskimi: wyobrażał sobie, że paszport po prostu bierze się i wyjeżdża w świat. Nawet zakładając dobrą wolę wszystkich instytucji, na otrzymanie paszportu potrzeba było minimum około miesiąca. A pora była niedobra, bo to był okres napięć społecznych w Polsce, przełom lipca i sierpnia 1980 roku.
Tak więc z Bremerhaven do Kanału Kilońskiego Ireneusz popłynął sam. W Kanale, przed Rendsburgiem, spotkał polski jacht Dar Bielska, z którego przesiadł się na Dal Edward Waszkiewicz mający stopień kapitana jachtowego. Dalej popłynęli we dwójkę: przez Kilonię, Nakskov (tam pozwolono im tylko nabrać paliwa), Femø i Ystad do Świnoujścia, gdzie wpłynęli 20 sierpnia, Trzebieży (21-22 sierpnia), Stepnicy i wreszcie do Szczecina. Oficjalne powitanie przez władze żeglarskie odbyło się 10 września 1980 r. u nas w Jacht Klubie AZS. Oczywiście wcześniej witali Dal poszczególni żeglarze i witały jachty, bo Ireneusz był bardzo otwarty na tego typu spotkania żeglarskie.
W Trzebieży spotkałem Dal po raz pierwszy. Ale to było pierwsze spotkanie fizyczne, bo pośrednio moje losy splatały się z tym jachtem już wcześniej. I – jak to zaraz opowiem – później.
O Dali wiedziałem tyle, co powinien znać żeglarz z historii żeglarstwa. Czytałem reportaże Krzysztofa, oglądałem jego film. Ale w naszym szczecińskim Jacht Klubie AZS od 1969 r. mieliśmy jacht Dal II, nazwany tak na pamiątkę tej pierwszej. Zbudowano ją w Szczecińskiej Stoczni Jachtowej, zgodnie z angielską formułą regatową RORC. Był to dzielny morski jacht. Sylwetką nie przypominał tej pierwszej Dali. W końcu lat 1970-ych był w doskonałym trymie i zajmował dobre miejsca w regatach. Prowadzony przez Gienka Ryżewskiego zdobył Mistrzostwo Polski. Również i ja startowałem na Dali II, wygrywając w 1971 r. w swojej klasie na Internationale Ostseeregatta w biegu krótkim, z Rostock-Warnemünde do Rerik i dookoła Bornholmu[7]. Gdy 6 września 1973 r. wyruszałem z Ludkiem Mączką Marią do Peru, do pierwszego postoju w Sassnitz odprowadziła nas na klubowej Dali II część ekipy sposobiącej start Marii na morską orbitę.
Kiedy powracającą z USA Dal płynęła do Szczecina, Dal II wychodziła akurat w morze, płynąc do Szwecji na Kanał Göta, prowadził ją Adam Krasnodębski. Jachty spotkały się 21 sierpnia 1980 r. na Zalewie Szczecińskim i to spotkanie dwóch Dali miało dla nas duże znaczenie symboliczne. Później oba jachty weszły do Trzebieży.
21 sierpnia 1980: spotkanie s/y Dal z s/y Dal II na podejściu do Trzebieży
arch. Ireneusza Gieblewicza
Osobliwe w tej całej historii jest to, że Irek Gieblewicz przyprowadził do Polski Dal w niefortunnym dla rozgłosu i powitań okresie, kiedy trwały już strajki w Gdańsku i w Szczecinie. Nikt nie chciał zajmować się sprawą powitania jachtu. Owszem, interesowała się tym trochę prasa szczecińska, lokalna telewizja, radio. Na szczęście moment spotkania dwóch Dali wykorzystał redaktor Zbigniew Kosiorowski i nakręcił reportaż filmowy. Nie wiem, co się stało z tym filmem, ale na pewno kiedyś jakaś kopia się odnajdzie.
Już po strajkach i Porozumieniach Sierpniowych, Ireneusz nawiązał kontakt z Centralnym Muzeum Morskim w Gdańsku i umówił się z dyrektorem Muzeum, dr. Przemysławem Smolarkiem, że powitanie odbędzie 16 września 1980 r. w Basenie Jachtowym w Gdyni, w tym samym miejscu, skąd Dal wypłynęła w 1933 roku. Trudność polegała na tym, że aby wyjść ze Szczecina, najpierw trzeba było sporządzić i zatwierdzić urzędowo listę załogi. I stąd był potrzebny ktoś ze stopniem żeglarskim i z dokumentami umożliwiającymi wyjście w morze. Irek zaproponował, żebym ja ten jacht poprowadził. Dla mnie to był zaszczyt płynąć na łódce historycznej. Ucieszyłem się, ale chciałem płynąć z kimś z Klubu, z jakimś doświadczonym żeglarzem. Miał płynąć Irek Gieblewicz, jego żona Barbara i jeszcze ktoś od nas z Klubu. Romek Kisłowski, który już kawałek na Dali płynął, nie mógł się zabrać, ale wolny i chętny był Wiktor Rachubiński.
Zaraz po powitaniu w Klubie zaczęliśmy przygotowania do wyjścia w morze. Po dopłynięciu do Świnoujścia okazało się, że prognozy zapowiadają silne wiatry, ale na szczęście z kierunków korzystnych dla nas, z W i NW. Termin gonił. W Świnoujściu byliśmy 13 września, ale że trzynastego nie wychodzi się w morze, więc jeszcze trwały przygotowania. Z uwagi na spodziewaną żeglugę fordziakiem założyliśmy na maszt dodatkowe baksztagi. Maszt Dali był osadzony w cęgach, tak jak na Omedze. Napawało to niepokojem. Dołożyliśmy te baksztagi, ale nie z liny stalowej a z miękkiej liny i wypłynęliśmy na mocno ograniczonym ożaglowaniu. Na morzu od razu dostaliśmy 5 do 6° B, ale wiatr niestety tężał do 7-8° B. Wypłynęliśmy na trajslu i wkrótce założyliśmy także fok sztormowy. Na tym ożaglowaniu dopłynęliśmy do Helu. Cały czas mieliśmy wiatry pełne, poza momentem obejścia Półwyspu i cypla Helskiego. Była to wspaniała emocjonująca żegluga. Okazało się, że kadłub doskonale zachowywał się na fali. I łódka okazała się niezwykle szybka, bo przelot ze Świnoujścia do Helu trwał 33 godziny, czyli średnią prędkość mieliśmy nieco powyżej 6 węzłów.
W Helu spędziliśmy jedną noc, żeby odpocząć i na drugi dzień, już przy spokojnym wietrze, Irek poprowadził łódkę do Basenu Jachtowego w Gdyni. Tam na kei czekało na powitanie kilkaset osób i orkiestra Marynarki Wojennej grała „Jeszcze Polska”.
W późniejszej części oficjalnej właściwie ani Wiktor, ani ja nie braliśmy udziału – siedzieliśmy na łódce, a wszystko odbywało się na lądzie i tam Gieblewicz przekazywał jacht dyrektorowi Smolarkowi do Muzeum, w obecności władz miejskich, PZŻ i… biskupa Kluza[8].
16 września 1980, Gdynia, Basen Jachtowy im. Zaruskiego: Ireneusz Gieblewicz melduje powrót Dali do portu wyjścia
arch. Ireneusza Gieblewicza
Postój w Gdyni trwał do 19 września. Na pokładzie nie było już Gieblewiczów, którzy mieli ważne spotkania na lądzie.
16 września 1980, Gdańsk: Ireneusz Gieblewicz podpisuje akt darowizny Dali Narodowemu Muzeum Morskiemu
arch. Ireneusza Gieblewicza
Ja i Wiktor mieliśmy jeszcze jeden rejs na Dali: spotkał nas zaszczyt doprowadzenia jachtu z Gdyni do Gdańska – do Muzeum Morskiego. Oprócz nas był w załodze mgr Jacek Sieński z Muzeum, który bezpośrednio przejmował opiekę nad Dalą, i Ryszard Szyszka, zięć Irka. Jeszcze we wrześniu Dal została wyjęta z wody i postawiona obok Muzeum.
19 września 1980, Gdańsk: Dal na Motławie dobija do Muzeum Morskiego
arch. Ireneusza Gieblewicza
* * *
Po latach jeszcze raz spotkałem się z Dalą, znów pośrednio. W Cape Town, w styczniu 1992 r., gdy płynąłem Pogorią z kanadyjską Class Afloat, odwiedziliśmy Jerzego Świechowskiego.
Jerzy Świechowski (styczeń1992, Kapsztad)
arch. Wojciecha Jacobsona
Podczas historycznego rejsu Dali Jerzy Świechowski miał już stopień oficerski w Marynarce Handlowej – jego wiedza nawigacyjna okazała się w czasie transatlantyckiego rejsu nieoceniona. W czasie wojny pływał w konwojach, dowodząc statkami angielskimi i francuskimi – słynna była ucieczka dowodzonego przez niego statku Lida z Casablanki, rządzonej przez kolaboracyjny rząd Francji Vichy. Po wojnie zamieszkał wraz z żoną w Kapsztadzie, w willi, którą nazwał „Dal”.
1992, styczeń, Kapsztad: ja w gościnie u pp. Lucyny i Jerzego Świechowskich w ich mieszkaniu w centrum miasta
arch. Wojciecha Jacobsona
Nas państwo Świechowscy gościli w mieszkaniu w śródmieściu Kapsztadu, bo willę już sprzedali. Pan Jerzy gościł też u nas na Pogorii. Traf chciał, że odwiedzał nas wtedy Adam Banaszek z Daru Bielska – jachtu, z którym spotkał się płynący Dalą Irek Gieblewicz w Kanale Kilońskim. Adam, komandor bielskiego klubu żeglarskiego „Halny”, był I oficerem w rejsie Daru Bielska z Polski przez Morze Czerwone do obu Ameryk. Niestety, cztery miesiące po naszym spotkaniu, 3 maja 1992 r., Adam zginął tragicznie w Recife w walce z uzbrojonymi w broń palną bandytami, którzy napadli na jacht.
1992, styczeń, Kapsztad (od lewej): Adam Banaszek, Jerzy Świechowski i Wojciech Jacobson
arch. Wojciecha Jacobsona
Przez pięć lat stała Dal na zewnątrz Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku, obok Opty, na którym w latach 1967-1969 Leonid Teliga opłynął, jako pierwszy Polak samotnie, kulę ziemską.
Zimą 1985 roku Dal trafiła do hangaru Akademickiego Klubu Morskiego w Górkach Zachodnich. Pod koniec 1995 roku, wraz z Opty Teligi i Mirandą Zbyszka Puchalskiego, została przewieziona do magazynów CMM w Tczewie. W roku 2014 przetransportowano ją do Pucka, skąd – po remoncie, przywracającym wygląd z lat trzydziestych XX w. – wróciła do Tczewa.
Od 2016 r. Dal jest wystawiona w Centrum Konserwacji Wraków Statków w Tczewie, najnowszym, zbudowanym w tym właśnie roku, oddziale Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku. Razem z nią eksponowane: Opty i Kumka IV – spawany jacht inż. Tadeusza Sołtyka, zabytek polskiej myśli technicznej z 1937 roku.
Narodowe Muzeum Morskie, Centrum Konserwacji Wraków Statków w Tczewie: jacht Dal
źródło: Divers24.com
* * *
Do piękna powrotu Dali brakowało jednego akcentu – obecności któregoś z żyjących uczestników wielkiego rejsu z 1933-1934 r. Andrzej Bohomolec mieszkał wtedy na farmie w Kanadzie, a Jerzy Świechowski w Kapsztadzie, w RPA. Bohomolec zaznaczył symbolicznie swoją obecność. W roku powrotu Dali ufundował Kaplicę Ludzi Morza[9] w kościele Mariackim w Gdańsku. Tam, na ozdobnej płaskorzeźbie, widnieje sylwetka jachtu na morskiej fali i napis: „Matce Bożej, patronce dalekich mórz i oceanów, kaplicę tę ufundował żeglarz Bohomolec Andrzej, 1980 r.”.
Tablica z sylwetką Dali w Kaplicy Ludzi Morza w Bazylice Mariackiej w Gdańsku, z napisem: „Matce Bożej, patronce dalekich mórz i oceanów, kaplicę tę ufundował żeglarz Bohomolec Andrzej, 1980 r.”
Projektanci i wykonawcy Kaplicy Ludzi Morza (1980): Janina Karczewska-Konieczna (ur. 1934) i Stanisław Konieczny (1933-1981), artyści-plastycy-ceramicy z Gdańska
fot. Martyna Szoja (5 sierpnia 2021)
Bazą tego tekstu jest wywiad, który przeprowadził ze mną Zenon Szostak,
założyciel i redaktor naczelny kwartalnika Zeszyty Żeglarskie w 25. rocznicę sprowadzenia Dali do Polski.
►Wywiad◄ ukazał się w 14. numerze ZŻ, 23 sierpnia 2005 r.
Swoje życie i batalię o uratowanie Dali opisał w książce Powrót jachtu „Dal” Irek Gieblewicz.
Jest tam również obszerny opis wydarzeń, przedstawionych tu przeze mnie.
Ireneusz Gieblewicz: Powrót jachtu „Dal”
Warszawa : Efekt, 2017.
Wojciech Jacobson
14 sierpnia 2024
Przypisy, dobór fotografii i podpisy – Kazimierz Robak
[1] s/y Dal – jacht zatokowy, slup, dł.: 8,5 m, szer.: 2,15 m, zanurz.: 1,3 m, pow. ożagl.: 45 m², na którym Andrzej Bohomolec, Jerzy Świechowski i Jan Witkowski (powrócił do Polski z Bermudów) przepłynęli w latach 1933-1934 Atlantyk, w rejsie z Gdyni (5 czerwca 1933) do Nowego Jorku (11 czerwca 1934) i Chicago (24 sierpnia 1934).
[2] Ireneusz Gieblewicz (ur. 1935-07-09 w Łodzi) – żeglarz, jachtowy sternik morski; w czasie wojny wywieziony wraz z rodziną do Niemiec; potem do Metz (okupowana Francja); we Francji, po wyzwoleniu, wskutek wypadku amputowano mu nogę; pracował, m.in. w Szczecińskim Urzędzie Morskim (ochrona rybołówstwa); do USA wyjechał w 1966; w 1980 sprowadził jacht Dal do Polski. Swoje życie opisał w książce Powrót jachtu „Dal” (Warszawa : Efekt, 2017).
[3] Bohomolec, Andrzej. Wyprawa jachtu „Dal”. Warszawa : Rój, 1936 i 1937 (wyd. I i II); Warszawa : Wiedza Powszechna, 1957 (wyd. III); Warszawa : Wydawnictwo Megas, 2007 (wyd. IV);
Bohomolec, Andrzej. The voyage of the yacht, “Dal” : from Gdynia to Chicago, 1933-34. [tłum. Irene Tomaszewski] Montreal/Ottawa : Polish Institute of Arts and Sciences in Canada, 2019.
[4] „Polonezem” do Polonii czyli śladami jachtu „Dal”; scen., reż. i zdjęcia: Krzysztof Baranowski; TVP, 1977.
[5] Wydanie książkowe: Baranowski, Krzysztof. Żaglem po Ameryce. Warszawa : Wydawnictwa RiTV, 1978.
[6] Zdziechowski, Paweł. „Łódeczka Dal”. Kultura. Miesięcznik. 1972, nr 6/297. Paryż; str. 80-86.
[7] 10-17 lipca 1971, XXI Internationale Ostseeregatta; w załodze s/y Dal II byli: Wojciech Jacobson (kapitan), Andrzej Sokołowski, Zbigniew Hrynkiewicz, Antoni Brancewicz, Stefan Gruszczyński, Aleksander Dudarenko.
[8] Kazimierz Kluz (1925-1982) – w latach 1972-1982 biskup pomocniczy gdański. W 1981 roku zorganizował mszę św. radiową „dla tych, co na morzu”, transmitowaną w każdą niedzielę z kościoła św. Elżbiety w Gdańsku.
[9] „Kaplica Ludzi Morza mieści się w dawnej kaplicy Wszystkich Świętych, gdzie do 1912 roku znajdowała się biblioteka kościelna. Obecną kaplicę ufundował w 1980 r. Andrzej Bohomolec, który przed wojną jako pierwszy Polak przepłynął jachtem »Dal« Ocean Atlantycki. Dedykowana jest marynarzom, żeglarzom i rybakom, spoczywającym na dnie mórz i oceanów. Wystrój kaplicy z figurą Matki Boskiej, Królowej Mórz i Oceanów, oraz reliefami zawierającymi morskie wątki biblijne jest dziełem gdańskich artystów Stanisława Koniecznego i Janiny Karczewskiej-Koniecznej. Wejście do kaplicy zdobi XVII-wieczny, barokowy portal”. [„Bazylika konkatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Gdańsku”. Wikipedia.pl]
O życiu i rejsach Wojciecha Jacobsona przeczytacie w antologii jego opowiadań i reportaży:Wojciech Jacobson: Od równika do bieguna, czyli „Marią” do Hawru… i dalej,
Estimark, 2022.
♦ Nominowana do literackiej nagrody im. Teligi za rok 2023.
Można ją jeszcze kupić u Wydawcy (tel. 604-555-115; [email protected]),
na ► Allegro
lub w ► księgarni Wydawnictwa Nautica.
Żeglarski życiorys kpt. Wojciecha Jacobsona przedstawia książka
Kazimierz Robak: Żeglarskie ‘kto jest kim’: Wojciech Jacobson,
Dobry Noe Press, 2022.
Drugie wydanie (380 stron, kilkaset map i ilustracji) jest jeszcze do nabycia u ► Wydawcy
i w kilku księgarniach internetowych (m.in. ► Wydawnictwa Nautica).
Książka była nominowana do:
♦ literackiej nagrody im. Teligi za rok 2022
♦ Nagrody Żeglarskiej Szczecina 2022.
Recenzję przeczytacie ►TU◄.
Obie książki uzupełniają się jak dwie części dużej całości.
Bo gdy dwóch pisze o tym samym, to na pewno nie tak samo i niekoniecznie to samo.
► historia żeglarstwa polskiego
► kronika żeglarstwa na Pomorzu
► dokumenty
► listy
► korespondencje
► artykuły
► wiersze i proza
► wspomnienia
► recenzje
► archiwum