Jan Nowicki nie tylko potrafił znakomicie odtwarzać (na deskach teatru – najczęściej „Starego” w Krakowie – lub na filmowym planie), ale także sam tworzył (prozę, wierszyki, teksty piosenek i kolęd). Po śmierci nieodżałowanego Piotra Skrzyneckiego stworzył dzieło oryginalne: wzajemną „korespondencję” między nim (jeszcze wówczas na Ziemi), a przyjacielem (już w Niebie) w latach 1997-2001.
Jan Nowicki – Dwaj panowie
grafika na okładce i projekt: Agnieszka Filipowska
zdjęcia na okładce: Marian Cholerek, Anna Włoch
Warszawa : Bellona, 2015
Z tych „listów” zrobił się jakby bardzo osobisty pamiętnik, wewnętrzna polemika. W miarę tworzenia tekst „listów” był sukcesywnie udostępniany na łamach „Przekroju”. Świetne ilustracje (Wojciecha Siudmaka?) – autora nie podano (sic!).
Jan Nowicki – Dwaj panowie; ilustracja
w wydaniu elektronicznym nazwiska autora rysunków nie podano
Warszawa : Bellona, 2015
Nowicki jawił mi się jako człowiek sztuczny i zmanierowany. Zaskoczył mnie odsłaniając pewną głębię oraz niemałą inwencję, choć ktoś nieżyczliwy mógłby zarzucić Autorowi nadmierną pychę, gdy porywał się na pisanie za Piotra Skrzyneckiego, w dodatku niemogącego się już od takiej zuchwałości odciąć.
Bardzo krakowska ta książka w klimacie, w przytaczanych wspomnieniach oraz przywoływanych postaciach (chociaż żaden z tytułowych panów z Krakowa nie pochodził). Sporo niezdawkowych, na ogół ciepłych refleksji (choć są i cierpkie), ale także humoru oraz – na szczęście – dystansu i autoironii. Poetyka, romantyczne rozmarzenia. Rozmyślania nad życiem, przemijaniem, śmiercią i naprawą świata – niewyczerpalne źródło inspiracji. Tradycja i współczesność oraz odnajdywanie siebie w jednym i drugim. Sentymenty i żale, tęsknota. Wyobraźnia. Trochę kokieterii i krygowania oraz ledwo skrywanego samouwielbienia (jak to u tych, co żyją z oklasków, a w dodatku podobają się paniom).
Szczypta zadumy (Autora i dalej – czytelnika) nad tym wiecznym udawaniem, które jest nie tylko zawodowym obowiązkiem i rutyną aktora, ale wręcz staje się jego osobistym charakterem, przebudowuje całą jego osobowość. Do tego powroty do przeżyć z lat dzieciństwa i dalej do socjalistycznej rzeczywistości, która dopiero co się skończyła. Czytałem kiedyś o okupacyjnym dzieciństwie Skrzyneckiego i tego wątku w tej książce nie znalazłem: sporo natomiast jest rozrzewniania się nad dzieciństwem Autora oraz o jego powrotach do rodzinnych okolic.
Zgodnie z konceptem wymiany „listów” między niebem, a ziemskim padołem – silnie tu jest akcentowana wiara w Boga ze strony Autora, ślady obecności absolutu… Nie zawracałem sobie głowy wątpliwą sensownością owej (szczerej, jak sądzę, a także użytecznej dla konceptu książki) religijności. Zdecydowanie chłonąłem to, co było w niej dla obu „korespondentów” ciepłe i krzepiące, i to, co było dla narracji niezbędnym spoiwem. Jednakże obawiam się, iż w rzeczywistości przyjaciele odmiennie odnosili się do religii i odmienny mieli bagaż własnych doświadczeń z nią związanych. A w ogóle: tak mało wiemy o panu Piotrze!
Jan Nowicki (1939-2022) i Piotr Skrzynecki (1930-1997) w kawiarni „Kolorowa”, w Krakowie, w roku 1981
fot. Nina Wojtan-Wolf
źródło: Kowalczyk, Janusz R. Wracając do moich Baranów. Warszawa : Wyd. Trio, 2012; ISBN : 978-83-74-36291-7
Trochę cytatów:
Skrzynecki „z góry” do Nowickiego „na dole”:
Zazdroszczę Panu paru drobiazgów: dalekiego szczekania psa, żądlenia os, brzęczenia much, piania kogutów, wędrującego cienia motylich skrzydeł, białego warkocza za odrzutowcem, ości ryb, piachu we włosach, ziemi za paznokciem, szumu liści, dyszenia bagien, plusku fal, zapachu psiej sierści, śmiechu dzieci, trzasku gałęzi pod stopą, zapachu sarny w krzewie jałowca, ćmy wokół lampy, kleszcza w nodze męża stanu, biedronki na stronie otwartej książki, kreta, który uciekł Pańskiemu psu, jeżyn, mrówek, nenufarów, bobrowych żeremi i mchu.
Bo nawet Pan nie przypuszcza, jak bardzo chciałoby się wrócić do tej gorszej sfery bytowania dusz. Do małych przewinień ścieranych szeptem konfesjonału. Do smaku wina. Do zapachu bzów, chłodnego kształtu kasztana skrytego w dłoni. Do młodych ziemniaków z mlekiem. Zarywanych nocy. A nawet do łez, które można zetrzeć ustami.
Nowicki z ziemi do Skrzyneckiego w niebiesiech:
Czterdzieści cztery! Drogi Panie! Czterdziesty czwarty list pofrunie za chwilę z Ziemi do Nieba. Nie przechodźmy obok tego obojętnie. Ta liczba pozostaje ciągle nieodgadnioną tajemnicą dla mędrców pochylonych nad Mickiewiczem. To również długo utrzymująca się za komuny cena kilograma kiełbasy zwyczajnej. Czterdzieści i cztery ma w sobie jakąś magię, w której tkwi zachęta.
Znając charakterystykę Nowickiego – nie do końca szczerze (lub zakupił to od kogoś):
Stary nawyk, wzięty ze sceny, nakazywał braw nie przeceniać. Bo przecież biorą się one często z poczucia ulgi, że spektakl dobiegł końca. Tak jak w przypadku standing ovation zrodzonej nie z podziwu i wdzięczności dla talentu artystów, tylko z chęci rozprostowania udręczonych kości.
Nowicki do Skrzyneckiego:
Są tacy, którzy jedzą dużo, czasem do upojenia. Ci mają za co albo u kogo. Są tacy, którzy przysłowiowo klepią biedę.
Do wcześniej znanych granic – państw, ogrodów, cierpienia, cierpliwości, ludzkiego pojęcia – doszła jeszcze jedna granica. UBÓSTWA. Żyją na granicy… ubóstwa. Słyszę w telewizji.
Kochany Panie – setny raz spoglądam na Pana twarz z mojej ulubionej fotografii i rozbawiony ze smutkiem stwierdzam, że po tym, co napisałem, patrzy Pan na mnie z mniejszą niż zwykle przychylnością.
Dziwne. Ja wiem – twarze się zmieniają. Ale żeby na fotografii?
Rzekomo Skrzynecki:
Wszystkie zbrodnie są straszne. Ale najpotworniejsza z nich to zbrodnia bezmyślna.
Oj, chyba pan Piotr tak by nie pomyślał.
Nowicki – jakby z wyrzutem – do Skrzyneckiego:
Zawsze nazywał mnie Pan aktorem „formalnym”, ale teraz widzę, idzie Pan jeszcze dalej.
Fragment ostatniego „listu” Nowickiego:
Teksty do nauczenia. Pieniądze do zdobycia. Kaszel do wykasłania. Skleroza do ukrycia. Zęby do usunięcia. Kark do wyprostowania. Głowa do podniesienia.
Jerzy Dutlinger
17 stycznia 2025
PS. Pomysł na lekturę zawdzięczam Wieśkowi, a dostęp do niej – Kaziowi. Dziękuję!
Dobór ilustracji i podpisy: Kazimierz Robak / Periplus.pl