Kazimierz Robak: Cypel i Półwysep

Kwestia Gibraltaru wpływa na relacje między Hiszpanią a Wiel­ką Brytanią już od ponad 300 lat, niezależnie od tego czy oba państwa były na ścieżce wojennej, czy współistniały w Zjed­noczonej Europie.

Gibraltarska mini-społeczność przed dostaniem się pod panowanie hiszpańskie broni się, jak umie.
Kiedyś – odpierając oblężenia. Dziś – w referendach i głosowaniach.

 Fot. Kazimierz Robak

 

Gibraltar w Zjednoczonym Królestwie

W ręce brytyjskie Gibraltar dostał się 4 sierpnia 1704 roku po czterodniowej bitwie w ramach wojny o sukcesję hiszpańską.
Skałę zdobyły połączone siły angielsko-holenderskie.

13 lipca 1713 roku kończący wojnę (którą Hiszpania przegrała) Traktat Utrechcki przyznał Wielkiej Brytanii na wieczne czasy „miasto i zamek Gibraltar, razem z portem, fortyfikacjami i fortem”[1].

Z tą stratą Hiszpania nie pogodziła się nigdy.

Ustępstwa terytorialne poczynione w 1713 roku są bardzo bolesne dla Hiszpanii.
[…] stra­ta ta jest dla rządu hiszpańskiego gorzką pigułką do przełknięcia, ponieważ rani dumę na­ro­do­wą Hiszpanów. Od czasów średniowiecznych najazdów arabskich nie zdarzyło się bo­wiem, żeby Hiszpanie oddali wrogiemu mocarstwu jakąś twierdzę na własnym terytorium. Z dru­giej stro­ny zdobycie Gibraltaru kosztuje Anglików sporo wysiłków i krwi, podobnie jak póź­niej­sza kil­ka­krotna obrona tej twierdzy przed próbami odbicia jej przez Hiszpanów. Gibraltar staje się więc dla nich – chociaż nie przedstawia on większej wartości wojskowej ani gos­po­dar­czej – sym­bo­lem zwycięstwa, z którego nie chciał potem zrezygnować żaden brytyjski rząd.[2]

 

Dalej już było tylko gorzej.
Najpierw Hiszpania próbowała odebrać Gibraltar siłą – Skała była czternastokrotnie oblegana, a ostatnie oblężenie trwało od 24 czerwca 1779 do 7 lutego 1783, a więc trzy lata i siedem miesięcy.
Później były zabiegi na drodze dyplomatycznej.
Wszystko bez skutku. Gibraltar był dalej brytyjski, choć – niezależnie od przynależności politycznej – ekonomicznie z Hiszpanią zwią­za­ny był mocno.

 

 

Gibraltar i anarchiści

Pod koniec XIX wieku zaszły w tam wypadki, których przebieg ilustruje w sposób niemal doskonały różnicę między brytyjskim a hiszpańskim podejściem do spraw z dziedziny… nazwijmy to „niepokojów społecznych”.

Gibraltar, ważny port zaopatrzeniowy, mający własną stocznię, zatrudniał tysiące pracowników. Ponieważ mieszkańców miał niewielu, większość robotników rekrutowała się z hisz­pań­skiego powiatu (comarca) Campo de Gibraltar, leżącego na południowym wschodzie Andaluzji, bez­po­ś­red­nio graniczącego z brytyjską kolonią na Skale.
W latach 1890-1902 w Gibraltarze zorganizowano 12 poważnych strajków, z których największy (i najdłuż­szy) trwał od marca do września 1902.

Gibraltar, koniec XIX w.: Ładowacze węgla
Arch. Neville Chipulina <http://gibraltar-intro.blogspot.com>

 

Wzrost radykalnych nastrojów wśród gibraltarskich robotników był spowodowany akcjami agitacyjnymi importowanymi z Hiszpanii. W Campo de Gibraltar prężnie działały organizacje zwane lub uwa­ża­jące się za anarchistyczne i anarchosyndykalistyczne.

To samo tylko z innego ujęcia
Arch. Neville Chipulina <http://gibraltar-intro.blogspot.com>

 

W Gibraltarze, w ciągu owych 12 lat, wpływy anarchistów zredukowały się niemal samoczynnie.
Zarząd kolonii i pra­co­daw­cy używali co prawda nagminnie łamistrajków, ale też rozwiązywali konflikty raczej przez negocjacje z robotnikami i kompromisy w kwestiach kolejnych żądań (z na­szej perspektywy ro­bot­ni­cy domagali się spraw oczywistych).
Z kolei rząd brytyjski, w latach 1895-1906 zainwestował 5 mi­lio­nów funtów (suma wówczas gigan­tycz­na) w rozbudowę i modernizację stoczni gibraltarskiej, co również znacznie poprawiło warunki pracy i płacy. Stocznia dawała utrzymanie nie tylko Gibraltarowi, wzmac­nia­jąc kooperujące z nią firmy ale i okolicy: w końcu pierwszej dekady XX wieku prawie 15 tys. pracowników najemnych przekraczało w dnie robo­cze hiszpańsko-gibraltarską granicę.

W Hiszpanii władze do rozwiązania problemu użyły uzbrojonych oddziałów.

9 października 1902, w mieście La Línea de la Con­cep­ción bezpośrednio graniczącym z Gibraltarem, La Guardia Civil otworzyła ogień do kilku tysięcy wiecujących robotników. Zginęło (oficjalnie) 5 osób, kilka zostało rannych, liczby aresztowanych nie podano – masakrę tę, nazwano El Suceso de las Pedreras (wydarzenie w Pedreras) i… bardzo mało się o niej mówi. Późniejsze represje objęły anar­chis­tów i syn­dy­ka­lis­tów w ca­łej Hiszpanii; robotnicy zrzeszeni w ich związkach trafili na czarne listy i nie mogli znaleźć pracy, wielu z nich emigrowało do Ameryki Południowej.
Na tym odcin­ku frontu w Hisz­pa­nii zapa­no­wał spokój – przynaj­mniej do wybuchu I wojny światowej.

 

 

Gibraltar i przezorność dyktatora

Szansę odegrania się na Brytyjczykach miał Francisco Franco podczas drugiej wojny światowej: Hitler osobiście poprosił go o zgodę na przemarsz wojsk niemieckich przez Hiszpanię, by zaatakować Gibraltar od strony lądu, czego twierdza w Skale najpewniej by nie przetrzymała. Franco jednak, 7 grudnia 1940, swej zgody Hitlerowi odmówił i utrzymał neutralność Hiszpanii do końca wojny.
Marsz na Gibraltar – zarządzony przez Hitlera na 10 stycznia 1941 i zakodowany jako „operacja Felix” (Unternehmen Felix) – został zatrzymany dosłownie w ostatniej chwili.

1940: reflektory przeciwlotnicze Gibraltaru
Fot.: Imperial War Museum, Londyn

Oficjalnie Franco umotywował to tym, że Hiszpania – wyniszczona wojną domową (1936-1939) – nie jest w stanie dostarczyć armii niemieckiej odpowiedniego zaopatrzenia, ponadto wyraził obawę, że kontratak brytyjski pozbawi Hiszpanię Wysp Kanaryjskich i innych posiad­łości zamorskich.
Franco jednak był realistą i uważał, że Hitler wojny nie wygra; istnieją dokumenty potwierdzające, że hiszpański dyktator przewidywał, iż nawet w przypadku podbicia Wysp Brytyjskich przez Niemców, armia brytyjska ewakuuje się do Kanady i w koalicji z USA prowadzić będzie wojnę do ostatecznego zwycięstwa.

Caudillo zdawał też sobie sprawę, że jeśli pomoże Hitlerowi zadać Skale Dolchstoß [3], Brytyjczycy nigdy mu tego nie darują i na faszystowską Hiszpanię przyjdzie kolej zaraz po III Rzeszy.

Franco więc – mimo że przymykał oko na niemieckie i włoskie akcje sabotażowe prowadzone przeciw Gibraltarowi z terenów hiszpańskich – Niemców do Gibraltaru przez Hiszpanię nie przepuścił i panował spokojnie aż do śmierci w 1975.

 

Po wojnie – tradycyjnie, jak na hiszpańskiego nacjonalistę przystało – kwestionował przy każdej okazji legalność brytyjskich rządów na Skale. Nawet w tak błahych przypadkach jak ten, o którym jest mowa niżej.

 

 

Gibraltar: John i Yoko

1969, 20 marca ślub w Gibraltarze zawarli John Lennon i Yoko Ono. Dzien­niki odnotowały to wydarzenie na pierwszych stronach najtłustszą czcionką i ślubnymi zdjęciami młodej pary.

Photo by Simpson/Express/Getty Images

 

Nie obyło się jednak – jak zresztą zazwyczaj przy akcjach z udziałem Lennona – bez implikacji politycznych.

W tym przypadku okazją był nie tyle sam ślub Johna i Yoko, ile piosenka The Ballad of John and Yoko, na­pi­sa­na przez Lennona na gorąco, nagrana 14 kwiet­nia 1969 pod szyl­dem The Beatles [4] i wydana na singlu 30 maja 1969. Wspomina ona, zgodnie z tytułem, aktualne wydarzenia z życia Lennona i Ono: ich ślub, akcję Bed-In for Peace podczas miodowego tygodnia w łóżku amsterdamskiego hotelu, konfe­rencję pra­so­wą w Wiedniu i happening polegający na rozsyłaniu żołędzi do przywódców świato­wych, by ci wy­ho­do­wali z nich dęby pokoju.

[5]

 

 

 

 

 

 

Gniewną reakcję Franco wywołała jedna linijka tekstu piosenki o treści następującej: You can get married in Gibraltar near Spain.
Co powiedział 77-letni wówczas caudillo, łatwo można przewidzieć:

– Gibraltar nie leży OBOK Hiszpanii. Gibraltar jest jej CZĘŚCIĄ!

Ruchów wojsk po tym nie zaobserwowano, ale Franco spowodował, że The Ballad of John and Yoko nie ukazała się za jego życia na żadnej płycie Beatlesów wy­danej w Hiszpanii.[6]

 

 

Gibraltar w Europie (nie do końca wspólnej)

Po śmierci Caudillo w 1975 roku do Hiszpanii wróciła monarchia (Franco formalnie rządził jako regent).
Monarchia ogłosiła się jako parlamentarna i konstytucyjna.
Hiszpania wstąpiła do Zjednoczonej Europy (jeszcze wtedy tylko Zachodniej).
Później przyszła Unia Europejska, zasilona kilkoma krajami, którym udało się od terminu „demokracja” oderwać przymiotnik „ludowa”. Do tego nastały czasy tzw. strefy Schengen, do której jednak – i to nagle stanie się ważne na lądowej granicy gibraltarskiego cypelka – Zjednoczone Królestwo należeć nie chciało. Wydawać by się mogło, że wszystko zmierza do piękna i szczęśliwości powszechnej.

Niestety.

Myślenie kategoriami imperialnymi, choćby nawet owo imperium dawno rozpadło się w pył, jest jednym z najtrwalszych elementów pamięci zbiorowej. Czymże innym niż snem o dawnej potędze są filmy z Agen­tem 007?, przysłowia typu „kurica nie ptica – Polsza nie zagranica”?, czy rewizjonistyczne ciągoty do terytoriów i miast (jak Wilno i Lwów) wciąż za zagraniczne nie uważanych?

Bębenek nacjonalistyczny wciąż jest głośny i z głośnym spotyka się odzewem, zatem politycy, którym zależy na głosach (na ogół tylko na głosach) i utrzymaniu się na stołkach, biją weń nader często.

Rejestrowane przez prasę wydarzenia z Gibraltarem w tytule najbardziej pasowałyby do Sagi rodu Forsyte’ów lub serialu Dynastia, ale niestety pochodzą z życia. Generalnie można je podzielić na dwie (równe objętościowo) części: A.) wiadomości o tym jak królewska para hiszpańska odrzuca kolejne zapro­sze­nia na śluby i uroczystości odbywające się na dworze angielskim oraz B.) oficjalne protesty Hiszpanii doty­czą­ce wizyt członków brytyjskiej rodziny panującej w Gibraltarze (w tym dwugodzinnego pobytu na cyplu Diany i Karola w ich podróży poślubnej).

10 maja 1954: JKM Elżbieta II w momencie symbolicznego przekazania kluczy Gibraltaru.
Klucze podaje gen. sir Gordon Holmes MacMillan (1897-1986), gubernator Gibraltaru.
Królowa dotknęła kluczy na znak, że je przejmuje; dalej poszła – jak wcześniej – tylko z torebką.
Rząd Hiszpanii (to było jeszcze za Franco) szalał z wściekłości, a pracujący w Gibraltarze Hiszpanie poddani zostali szykanom.
Fot. Pool / Paul Popper / Popperfoto / Getty Images

 

Na to nakładają się różne inne akcje ze strony Hiszpanii, jak: zamykanie co jakiś czas granicy lądowej z Gibraltarem, szykany (np. powolna kontrola paszportowa i przeszukania) wobec tysięcy pracowników hiszpańskich codziennie przekraczających granicę w dwie strony, odcinanie lądowych połączeń tele­fo­nicz­nych, zakaz korzystania z przestrzeni powietrznej itd., itp. I oczywiście uznawanie wszelkich gło­so­wań i referendów organizowanych w Gibraltarze za „nielegalne”, „sprzeczne z rezolucjami ONZ” itd.
W ostatnim dziesięcioleciu doszły przepychanki na morzu: w skrócie chodzi o to, czy Traktat Utrechcki oddając Gibraltar Brytanii miał, czy nie miał, obejmować tzw. pas wód przybrzeżnych.
Propozycje negocjacji wysuwane przez stronę brytyjską Hiszpania odrzuca z prostej wg siebie przyczyny: otóż Brytyjczycy chcą rozmów trójstronnych – w których do stołu obrad zasiedliby też przedstawiciele społeczności gibraltarskiej[7], co Hiszpanie wykluczają.

Wszystko to dzieje się w Zjednoczonej Europie, której zarówno Zjednoczone Królestwo jak i Hiszpania są podporami. Do momentu Brexitu rzecz jasna.

 

 

Gibraltar i hiszpańska lewica

Marzec 2004 – listopad 2011

Na linii Hiszpania – Gibraltar – Brytania zrobiło się lepiej tylko wtedy, gdy… uwaga!… w Hiszpanii do władzy doszła lewicowa, do 1977 roku nielegalna, Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza (Partido Socialista Obrero Español). Rządy socjalistów trwały od mar­ca 2004 do listo­pa­da 2011.

W tym okresie Hiszpania rzecz jasna nie wyrzekła się rekonkwisty Gibraltaru, ale po raz pierwszy – i dodam od razu: jedyny – zastosowała myślenie racjonalne.
Oficjalnie PSOE uważa, że Gibraltar jest częścią Hiszpanii i powinien zostać zwrócony Hiszpanom. Jednocześnie nie wyklucza referendum, w którym mieszkańcy Gibraltaru opowiedzieliby się za przy­na­leż­nością do Zjednoczonego Królestwa bądź Hiszpanii. Hiszpańscy socjaliści potwierdzili też, że zdają sobie sprawę, iż wyniki takiego referendum zależeć będą od tego, czy Gibraltarczycy Hiszpanię polubią, a przynajmniej czy zobaczą korzyści płynące z tego związku.
Widać wyraźnie, że PSOE lawiruje pomiędzy hiszpańskim vox populi a zasadami samo­sta­no­wie­nia, między głosami swych wyborców a próbą zaskarbienia życzliwości Gibraltarczyków.

 

18 września 2008 nastąpiło podpisanie Ugody Kordobańskiej (Córdoba Agreement / Acuerdo de Córdoba) pomiędzy Wielką Brytanią, Hiszpanią i Gibraltarem. Po raz pierwszy Hiszpania zaaprobowała, obecność przedstawicieli Gibraltaru podczas obrad hiszpańsko-brytyjskich na temat enklawy na Skale jako jednej ze stron. Po 18-miesięcznych (tak!) obradach i dyskusjach Hiszpania zgodziła się:

– przepuszczać wszystkie (a nie tylko brytyjskie) samoloty cywilne lecące do i z Gibraltaru bez narażania ich na niebezpieczne manewry w celu uniknięcia hiszpańskiej przestrzeni powietrznej;

– złagodzić kontrolę graniczną na przejściu drogowym z Gibraltarem (co dotyczyło zwłaszcza oby­wateli hiszpańskich: codziennie ok. 13 000 pracujących na Skale dwukrotnie przekracza granicę);

– znieść opłaty roamingowe w Hiszpanii dla telefonów rejestrowanych w Gibraltarze i znieść limit rozmów z Gibraltarem z Hiszpanii;

– zwiększyć liczbę telefonicznych linii lądowych dla Gibraltaru;

– zakończyć spory na temat emerytur dla obywateli hiszpańskich, którzy pracowali w Gib­ral­ta­rze.

Punkty te dotyczą spraw tak podstawowych i oczywistych, zwłaszcza między pań­stwa­mi członkowskimi Zjednoczonej Europy, że nie sposób nie zauważyć, iż istnienie podobnych prob­le­mów mogło być tylko przyczyną ewidentnej złej woli, by nie rzec – złośliwości, jednej ze stron. W języku potocznym nazywa się to „fochy”.

 

21 lipca 2009 przybył do Gibraltaru z oficjalną wizytą David Miliband – brytyjski minister spraw zagranicznych w rządzie stworzonym przez Partię Pracy (Labour Party). Przyjechał tam też minister spraw zagranicznych Hiszpanii (w rządzie wciąż trzymającej się u władzy PSOE) – Miguel Ángel Moratinos, za co w swoim kraju został natychmiast ostro skrytykowany.

Jednak Moratinos nie odstąpił na jotę od hiszpańskiego dążenia do przejęcia kontroli nad Gibraltarem, optował jedynie za zmianą taktyki.
W Gibraltarze wzniósł okrzyk „Gibraltar español!”, a Hiszpanów wezwał do „cierpliwości i zaufania do polityki rządu wobec Gibraltaru”, zmierzającej do stworzenia warunków umożliwiających pełne odzyskanie hiszpańskiej suwerenności na Skale.

W wywiadzie dla Agencji EFE Moratinos powiedział:

Na miejscu powiedziałem głośno i wyraźnie, że Gibraltar jest hiszpański. Nasz rząd nie zmienił w tej sprawie stanowiska.
Podczas ostatnich rozmów nie odstąpiliśmy od naszych roszczeń o milimetr, ale jednocześnie uda­ło nam się pokonać kilometry w dialogu i współpracy, co może otworzyć drzwi do osta­tecz­ne­go rozwiązania.
Musimy mieć jednak poparcie Gibraltarczyków, bo w XXI wieku, jeśli nie ma się poparcia oby­wa­te­li, czy to w Hiszpanii, Gibraltarze czy w Zjednoczonym Króles­twie, żadne porozumienie dy­plo­ma­tycz­ne nie może być trwałe.
Musimy zacząć rozumieć obecną rzeczywistość i to, że środki stosowane w wiekach XVIII, XIX i XX,
jak np. uszczelnienie gib­ral­tar­skiego „płotu”, nie dają żadnych rezultatów. Stosując metody izolacji i konfrontacji, nie da się pozyskać serc i umysłów Gibraltarczyków.
Czekaliśmy 305 lat, musimy zdobyć się na jeszcze trochę cierpliwości.

21 lipca 2009, Gibraltar: (od lewej) Peter Caruana (premier Gibraltaru), Miguel Ángel Moratinos (minister spraw zagranicznych Hiszpanii), David Miliband (brytyjski minister spraw zagranicznych).
Fot. Getty Images

Wbrew pozorom, entuzjastycznym artykułom prasowym i zdjęciom, na których ściskają sobie ręce trzej rozradowani politycy reprezentujący Brytanię, Hiszpanię i Gibraltar, prawdy głoszone przez socjalistów były zbyt rewolucyjne. Sielanka trwała tylko do kolejnych wyborów parlamentarnych, czyli do 20 lis­to­pa­da 2011.

 

 

Gibraltar i Brexit

W latach najnowszych przyszły kolejne zawirowania.
Największym, w interesującym nas trójkącie Hiszpania – Gibraltar – Brytania, był Brexit.
Przy frekwencji wyborczej 72,21%, większość (51,89%) Brytyjczyków opowiedziało się za wyjściem z Unii (mapka).

W Gibraltarze 95,91% głosujących (przy frekwencji 83,64%) było za pozostaniem UE.

Gibraltar – po raz pierwszy w trwającej od ponad trzech stuleci swej brytyjskiej historii – znalazł się po przeciwnej stronie barykady niż Londyn. Hiszpania chce to teraz wykorzystać.

 

13 października 2016 spotkało się w Madrycie dwoje premierów: Brytanii – Theresa May i Hiszpanii – Mariano Rajoy (to ten, który wieczorem 1 paź­dzier­ni­ka 2017 stwierdzi, że żadnego referendum w Katalonii nie było).

Na zewnątrz, dla prasy, śmiechom i żartom nie było końca…

Fot. Press Association

… ale w środku aż tak wesoło nie było.

Gibraltar dostał się na tapetę niemal natychmiast, ponieważ tuż po Brexicie szef hiszpańskiego MSZ, José Manuel García-Margallo, powiedział, że wynik referendum przyspieszył nadejście dnia, w którym na Skale załopocze hiszpańska flaga, w przeciwnym razie – dodał – skoro Brytania opuszcza UE, wynosić się ma z niej również Gibraltar, mimo że 96 procent jego mieszkańców głosowało za pozostaniem w Unii.

Strona brytyjska być może puściłaby te pogróżki mimo uszu, ale podczas spotkania w La Moncloa (siedziba premierów hiszpańskich) szef rządu Hiszpanii potwierdził słowa Garcii-Margallo.

Rajoy zakomunikował, że nie dopuści do tego, by Gibraltar pozostał we wspólnocie i że Hiszpania, jako pełnoprawny członek UE, może zablokować dowolny punkt ustaleń Brexitu. Jednocześnie podtrzymał hiszpańskie roszczenia do Gibraltaru i zasugerował, że jedynym warunkiem pozostania Gib­ral­taru w Unii, który byłby do przyjęcia przez Hiszpanię, jest wspólna, hiszpańsko-brytyjska, zwierzch­ność nad państewkiem na Skale.

Theresa May nie podjęła dyskusji. Wiedziała, że Bruksela przygotowała już szkic dokumentu „Principle 22”, w myśl którego „żadne układy handlowe nie będą zawierane z Brytanią, dopóki nie wyjdzie ona całkowicie z Unii, zgodnie z unijnymi procedurami”, a później „żadne ustalenia między Unią a Wielką Brytanią nie będą obejmować terytorium Gibraltaru bez osobnej zgody między Królestwem Hiszpanii i Zjednoczonym Królestwem”.
Ta ostatnia klauzula rzeczywiście umożliwia Hiszpanii nie tylko zablokowanie wyłączenie Gibraltaru z Bre­xi­tu (czyli zmuszenie Gibraltarczyków, by przeszli do mniej korzystnego dla nich układu eko­no­micz­nego), ale również decydowanie o przyszłości państewka na Skale w stopniu dużo większym niż Brytania. I o wiele łatwiejsze, bo przez użycie tylko jednego krótkiego „nie”.
W międzyczasie dużą aktywność przejawia hiszpańskie lobby w Brukseli. Jeden z wysokich urzędników UE otwar­cie, choć anonimowo, stwierdził: „Unia popiera SWOICH członków – Hiszpania w niej jest, a Brytania już wkrót­ce nie będzie”.

Brytyjska premier oświadczyła więc w Madrycie tylko, że Zjednoczone Królestwo opuści UE jako całość. Będą w nim co prawda konsultacje wewnętrzne, ale Brexit będzie negocjowany przez jedno państwo – Wielką Brytanię. W Londynie zaś, 2 kwietnia 2017, Theresa May potwierdziła oświadczenie z preambuły konstytucji gibraltarskiej:

Rząd brytyjski nigdy nie podejmie ustaleń, na mocy których ludność Gibraltaru mogłaby przejść pod władzę innego państwa, wbrew jej wolnemu i demokratycznie wyrażonemu życzeniu, jak również nigdy nie rozpocznie negocjacji na temat statusu Gibraltaru bez jego w nich udziału. [8]

 

 

Gibraltar i Jego Królewska Mość

Wreszcie akord końcowy, najnowszy bo z dni 11-14 lipca 2017.

Hiszpańska para królewska, Filip VI Burbon i królowa Letizia, przyjechała wówczas z ofic­jal­ną wizytą do Londynu.
Było dostojnie, z bankietami, orderami i na najwyższym szczeblu, i oczywiście nie obyło się bez gibraltarskich akcentów.

Ponieważ śledziłem na bieżąco, co podczas tej wizyty Filip VI mówił na temat Gibraltaru, przemówienie Jego Królewskiej Mości po katalońskim referendum (którego, wg premiera rządu JKM, nie było) nie zdziwiło mnie ani trochę.

12 lipca 2017, pałac Buckingham:
(od lewej) książę małżonek Filip książę Edynburga; królowa Hiszpanii Doña Letizia; królowa Wielkiej Brytanii i pozostałych państw Wspólnoty Brytyjskiej Elżbieta II; król Hiszpanii Filip VI Burbon.

Fot. Press Association

 

Król Filip VI, do przemówienia, które wygłosił 12 lipca 2017 przed połączonymi izbami Parlamentu Brytyjskiego, wplótł taki akapit:

Prawdą jest również, że w czasie naszej bogatej i owocnej historii pojawiły się także urazy, ry­wa­li­zacje i spory, ale praca i determinacja naszych rządów, władz i obywateli odsunęły takie wy­da­rze­nia w przeszłość. Jestem pewien, że ta determinacja, by przezwyciężać nasze różnice, bę­dzie jeszcze większa w przypadku Gibraltaru i jestem pewien, że poprzez niezbędny dialog i wy­si­łek, nasze dwa rządy będą mogły pracować nad rozwiązaniami możliwymi do za­ak­cep­to­wa­nia przez wszystkich zainteresowanych.[9]

12 lipca 2017: Filip VI przemawia do członków obu izb Parlamentu Brytyjskiego
(Galeria Królewska, Izba Lordów)

House of Lords / Fot. Roger Harris / www.parliament.uk/

 

Nigdy nie zrozumiem polityków. Tu akurat zastanowiło mnie, czy król powiedział to, co powiedział, gdyż rzeczywiście tak uważa? Mimo że 99,6 procent upraw­nio­nych do głosu Gibral­tar­czyków, peł­no­praw­nych reprezentantów zwartej społecz­noś­ci, od lat opowiada się przeciw rządom Hisz­panii? Czy możliwe, by głowa hiszpań­skiej monar­chii – parla­men­tar­nej i kon­sty­tu­cyj­nej, więc demo­kra­tycz­nej – kompletnie to ignorowała?

Niestety tak. Przecież identycznie zareaguje premier hiszpański po tym, gdy 1 października 2017 roku ponad dwa i pół miliona Katalończyków będzie głosować w referendum niepodległościowym: tego samego dnia wieczorem premier po­wie, że żadnego referendum nie było.

Gibraltar, 10 września 2015 – obchody Święta Narodowego

 

To nawet nie jest populizm.To myślenie kategoriami imperialnymi z czasów metternichowskiego Świę­tego Przymierza, gdzie wszelka niesubordynacja wobec władzy centralnej i wymierzona w panujący porządek była łamana siłą. Poddany nie musiał władzy kochać: musiał się jej bać i robić, co każe.

Inna rzecz, że król jet też pragmatykiem: monarchia iberyjska jest co prawda dziedziczna, a nie elekcyjna, ale kto to wie w dzisiejszych czasach?… Był król… nie ma króla…

Felipe VI de España dobrze wie, czego oczekuje od niego hisz­pań­ska opinia publiczna, która w dodatku wciąż myśli kategoriami imperium, dawno już roz­trwo­nio­nego. Tłum, w dodatku karmiony nacjo­na­lis­tyczną propagandą i wciąż mający mrzonki imperialne, chce zawsze jednego: pokazać, że „nasi górą!”

I dla­tego, w przemówieniu, król jednym tchem odczytuje kolejny akapit, w którym umieszcza demo­krac­ję obok nostalgicznych wspomnień imperialnej dominacji:

Jesteśmy dwoma z najstarszych narodów w Europie i na świecie. Jesteśmy monarchiami par­la­men­tar­nymi opartymi na dążeniu i stanowczym opowiadaniu się za pluralizmem i róż­no­rod­noś­cią, które wzbogacają nasze społeczeństwa. Byliśmy dwoma największymi światowymi impe­riami, które rozciągały się poprzez Atlantyk, w wymiarze światowym. Nasze języki są obecnie głównym środkiem komunikacji międzynarodowej.[10]

Umieszczenie w tym kontekście Gibraltaru, którego mieszkańcom hiszpańska monarchia uporczywie odma­wia praw do „pluralizmu i różnorodności”, jest znamienne.

 

Wzmianka o Gibraltarze z ust hiszpańskiego monarchy w Parlamencie Brytyjskim wywołała gniewną reakcję opozycji parlamentarnej, ale kilka godzin później, podczas oficjalnego przyjęcia w Pałacu Buckingham, królowa Elżbieta II wyszła z sytuacji dyplomatycznie, co prasa skwitowała nagłówkami „Królowa jakoś przebrnęła…”:

Przy tak niezwykłej wspólnej historii jest nieuniknione, że istnieją sprawy, na które nie zawsze patrzyliśmy tak samo. Ale siła naszej przyjaźni zaowocowała prężnym duchem współpracy i dobrej woli.

A zwracając się bezpośrednio do Filipa VI, Elżbieta II dodała:

Wasza Królewska Mość, nasze kraje są niezawodnymi partnerami i przyjaciółmi. Jesteśmy głęboko wdzięczni za znaczący wkład, który Hiszpania nieustannie wnosi w życie tego kraju i zapewniamy was o naszej trwałej przyjaźni w przyszłości.[11]

 

 

W hiszpańskiej determinacji jasne jest dla mnie jedno: gdyby tylko było można (to o Katalonii) i gdyby tylko istniała szansa na wygranie (to o Gibraltarze), do akcji wkroczyłyby Fuerzas Armadas Españolas, buntownicy zostaliby wdeptani w ziemię, a ich krew lałaby się stru­mie­niami. Takich rzeczy na szeroką skalę dziś w Zjednoczonej Europie jednak zrobić się nie da. Ale ponieważ można zapobiegać „antykonstytucyjnym działaniom destabilizującym państwo” – dobre i to.

Nie rozumiem, czemu Centralny Rząd hiszpański nie zdaje sobie sprawy, że postrach, przymus, represje jako środki uśmierzające działają na bardzo krótką metę. Za to zostają w pamięci na pokolenia i tylko wzmagają nienawiść – po latach często już irracjonalną, ale pamięć zbiorowa nie pyta o racjonalne powody.

Hiszpańscy nacjonaliści wydają się tego nie widzieć i nie wiedzieć. A przecież taką wiedzę można zdobyć łatwo, pod warunkiem, że się otworzy oczy i spojrzy nieco dalej niż czubek włas­nego nosa. Czy tak trudno wyciągnąć naukę na przykład z dziejów państwa, którego historia toczyła się torem zadziwiająco równoległym? Ono też było mocarstwem, też leżało na rubieży Cywilizacji Zachodu, jego obywatele też mieli rozdęte do monstrualnych rozmiarów ego i poczu­cie dignitatis, i też przez wieki roztrwonili majątek państwowy. Jedyną różnicą (z ko­rzyś­cią dla Hiszpanii) było to, że ona dokoła miała albo morze albo góry (i słabiutką Portugalię) – więc udało jej się uniknąć poważniejszej inwazji i utrzymać niepodległość. Natomiast imperium, o któ­rym wspomniałem, miało morze niestety tylko z jednej i to odległej strony, w związku z czym prze­pu­tało również swój byt państwowy na rzecz sąsiadów. Było to dawno, ale nawet dziś widać, jak rykoszetuje polityka i re­presje: z trzech sąsiadów-zaborców owego państwa, jego obywatele (którym udało się po 123 latach odzyskać niepodległość) dziś w miłej pamięci trzymają jednego, szanują drugiego i doceniają poczucie ładu, które im wszczepił, a powszechnie nienawidzą trze­ciego, który za byle przejaw niezależności pakował do więzienia lub zsyłał na Sybir.

Jest też inny przykład do nauki i wyciągnięcia wniosków: imperium, które podbiło świat bez jednego wystrzału: coca-colą, kreskówkami, filmami z „fabryki snów”, jazzem, bluesem, rockiem i muzyką pop.

Mało?

 

2017, 13 lipca
Premier May, która tego dnia spotkała się z królewski gościem na Downing Street nr 10, tematu Gibraltaru nie poruszyła w ogóle. A przynajmniej nie informował o tym komunikat prasowy jej rzecznika.

 


[1] The Catholic king does hereby, for himself, his heirs and successors, yield to the Crown of Great Britain the full and entire propriety of the town and castle of Gibraltar, together with the port, fortifications and forts thereunto belon­ging; and he gives up the said propriety to be held and enjoyed absolutely with all manner of right for ever, without any exception or impediment whatsoever. […]
Za: Shields, Graham J. Gibraltar. World Bibliographical Series; v. 87. Oxford, UK : Clio Press, 1987, str. XV.

[2] Kamen, Henry. Imperium hiszpańskie: dzieje rozkwitu i upadku. Tłum. Tomasz Prochenka. Warszawa : Bellona, 2008; str. 462-463.

[3] Dolchstoß – cios w plecy. Nazwa mająca w Niemczech konotacje sięgające wczes­no­śred­nio­wiecz­nych legend o Nibelungach. Od zdra­dziec­kiego ciosu w plecy zginął jeden z bohaterów, Zygfryd Smokobójca. Zabił go oszczepem podczas polowania podstępny Hagen, który wcześniej dowie­dział się, której części ciała Zygfryda nie chroni zaklęcie: było to niewielkie miejsce na plecach, gdzie w momencie kąpieli w smoczej krwi przylgnął liść.
W czasach najnowszych Dolchstoß był nazwą teorii spiskowej ukutej przez nacjonalistów po I wojnie światowej, którą Niemcy przegrać miały właśnie przez cios w plecy, wg ówczesnej propa­gandy zadany zdradzieckim sztyletem a nie oszczepem.
Odpowiedź na pytanie „kto go zadał?” była pojemna. Wśród trzyma­jących sztylet byli m. in człon­kowie socja­lis­tycz­nego (SPD) rządu Friedricha Eberta, który podpisał rozejm w Compiègne kończący wojnę, później rząd Philippa Scheidemanna (też SPD), który podpisał Traktat Wersalski i prokla­mo­wał powstanie Republiki Niemieckiej zwanej Republiką Weimarską. Od początku wśród zdra­dziec­kich elemen­tów byli Żydzi, zgnili demo­kraci-libera­łowie z Francji i Anglii (też Żydzi i w ogóle kanalie), przed­sta­wi­cie­le zde­ge­ne­ro­wa­nej cywi­li­zacji negro-judejskiej z USA oraz generalnie: opozycja.

[4] Szybkość działania sprawiła, że jest to jedyny utwór Słynnej Czwórki, w którego nagraniu uczestniczyła tylko połowa zespołu: John Lennon i Paul McCartney, gdyż George Harrison i Ringo Starr wojażowali wówczas po świecie. Smith, Alan. „John Lennon: Beatles Music Straightforward On Next Album” [an interview]. New Musical Express. 1969-05-03.

[5] Okładka „biała” – wzięta z Internetu; okładka „zielona” pochodzi z singla wydanego we Francji, który kupiłem w Paryżu w roku 1969.

[6] Fontenot, Robert. „The Beatles Songs. The Ballad of John And Yoko.” About Entertainment.
<http://oldies.about.com/od/thebeatlessongs/a/balladjohnyoko.htm>

[7] Gibraltar ma status terytorium zamorskiego Zjednoczonego Królestwa i – jako taki – swoją konstytucję. Preambuła jej kolejnych wersji głosi: Rząd Jej Królewskiej Mości nigdy nie podejmie ustaleń, na mocy których lud­ność Gibraltaru mogłaby przejść pod władzę innego państwa, wbrew jej wolnemu i demokratycznie wyrażonemu życzeniu. [Her Majesty’s Government will never enter into arrangements under which the people of Gibraltar would pass under the sovereignty of another state against their freely and democratically expressed wishes. (Gibraltar: Consti­tution Order 1969 [Gibraltar], S. I. 1969, II p. 3602, 1969-05-30.)

[8] „The Prime Minister said we will never enter into arrangements under which the people of Gibraltar would pass under the sovereignty of another state against their freely and democratically expressed wishes, nor will we ever enter into a process of sovereignty negotiations with which Gibraltar is not content.” (strona Biura Premiera Wlk. Brytanii; 2017-04-02; <https://www.gov.uk/>)

[9] „It is just as true, however, that during our rich and fruitful history there have also been estrangements, rivalries and disputes, but the work and determination of our governments, authorities and citizens have relegated such events to the past. I am certain that this resolve to overcome our differences will be even greater in the case of Gibraltar, and I am confident that through the necessary dialogue and effort, our two governments will be able to work towards arrangements that are acceptable to all involved.” (Strona hiszpańskiego dworu królewskiego; 2017-07-12 <http://www.casareal.es>)

[10] We are two of the oldest nations in Europe, and in the world. We are Parliamentary Monarchies based on a vocation and firm commitment to the plurality and diversity that enrich our societies. We have been the two major worldwide empires that stretched across the Atlantic, with a global vision. Our languages are today the main means of international communication. (Strona hiszpańskiego dworu królewskiego; 2017-07-12 <http://www.casareal.es>)

[11] „With such a remarkable shared history, it is inevitable that there are matters on which we have not always seen eye to eye. But the strength of our friendship has bred a resilient spirit of cooperation and goodwill. […] Your Majesty, our countries are reliable partners and friends. We deeply appreciate the significant contribution that Spain continues to make to this country and assure you of our enduring friendship in the future.” (Strona brytyjskiego dworu królewskiego; 2017-07-12 <https://www.royal.uk>)

 

 

Kazimierz Robak
21 października 2017


 

Dzieje Gibraltaru znajdziesz w monografii
Kazimierz Robak: GIBRALTAR: Cieśnina – Skała – Państwo.
Tampa, FL : WKR, 2015.

Jest to zwięzła historia miejsca uznanego przez starożytnych za koniec zamieszkałego świata,
a dziś wciąż będącego źródłem nieporozumień i konfliktów.

Część pierwsza jest chronologicznym, bogato ilustrowanym i dokumentowanym
zapisem dziejów Gibraltaru od czasów najdawniejszych do współczesności.

Część druga zawiera wypisy i wzmianki o Gibraltarze z literatury antycznej,
średniowiecznej i współczesnej.

 


Periplus.pl ► powrót do Strony Głównej