Wydawnictwo Literackie sięgnęło po publikowane w różnych miejscach felietony Szczepana Twardocha z lat 2016-2020. Podkreślenie okresu jest istotne, gdyż był to czas rządów tak zwanej zjednoczonej prawicy oraz prezydenta będącego produktem tego obozu politycznego, ale także początków epidemii covid.
Naturalnie nie o samej polityce i chorobach są te teksty – Szczepan Twardoch pokazał się w nich już nie tylko jako zdolny, odnoszący sukcesy literat, lecz także jako pełen werwy, nieraz zgryźliwy publicysta, bardzo jednoznacznie, zadziornie i inteligentnie wyrażający swoje przekonania, uporczywie przeciwstawiający się demagogicznemu wykorzystywaniu choćby i szlachetnych idei. A dostawało się po łbie głoszącym „jedynie słuszne” poglądy i tym z prawej, i tym z lewej, i tym indyferentnym… I klerykalno-szowinistycznym fanatykom, i fanatycznym feministkom… I tym spośród elit, którzy żywiąc przekonanie o swej moralnej i intelektualnej wyższości gubią czasem zdolność do przyjmowania krytyki i dostrzegania potrzeb szerszych kręgów społecznych, nieraz okazując im wzgardę.
Szczepan Twardoch – Wielkie Księstwo Groteski
Kraków : Wydawnictwo Literackie, 2021.
Z tej lektury, niczym z osobistego dziennika, dowiadujemy się więcej o samym Autorze, o jego charakterze, emocjach, postawie, pracy, zdarzeniach z jego życia.
KIM JEST SZCZEPAN TWARDOCH? Nie jestem Polakiem[1] – deklaruje wprost! Jeśli ktoś nie znał bliżej jego korzeni – mógł dać się zaskoczyć, iż głęboko wnikający w polskie sprawy oraz zyskujący w Polsce sporą popularność literat, a także obywatel Rzeczypospolitej nie poczuwa się do polskości bez zbędnego krygowania: JEST PISZĄCYM PO POLSKU ŚLĄZAKIEM! I przekornie pyta:
Jak można nie chcieć przynależeć do narodu husarzy, żołnierzy wyklętych i małych powstańców?[2]
W tamtych latach sprawa ta była przedmiotem zastopowanych przez władze inicjatyw legislacyjnych. Autor nie żałuje słów potępienia z tego tytułu i to bez wiary w szanse uzyskania postępu w przyszłości.
[…] Rzeczpospolita Polska uporczywie i złośliwie odmawia nam prawa do kultywowania naszej tożsamości etnicznej […][3].
Przy okazji Twardoch zdroworozsądkowo rozprawia się z popularną skłonnością do podkreślania dumy (lub wstydu) z przodków:
Dumny mogę być z książki, którą napisałem, albo z tego, że zrobiłem dobry obiad; wstydzić mogę się książki marnej albo przypalonego mięsa, a nie tego, o czym zdecydował los.[4]
Innym razem (i niejednokrotnie) Autor wytyka nasze mocno przesadzone przekonanie o znaczeniu Polski w Europie i wkładzie w kulturę europejską.
Wszyscy moi znani mi przodkowie co najmniej od 400 lat żyli i umierali w promieniu 30 kilometrów od Gliwic, i do 1919 i 1922 w części, a w części do 1945 roku nic ich z Polską nie łączyło […][5].
Oczekiwanie (a może nawet wymuszanie) identyfikacji z polskością może Ślązakom, czującym swą odrębność, nasuwać skojarzenia z przymusową germanizacją albo rusyfikacją na tym lub innym obszarze dziś będącym w granicach naszego państwa. Odkłamywanie i odbrązowianie historii, przeciwstawianie się pokusie miłych uproszczeń, fantazmatów oraz wprost fałszerstw wydaje się ważnym impulsem publicystyki Twardocha prowadzącym go nieraz do używania mocnych, bezpardonowych słów żalu i wściekłości. Wczytując się w jego oceny można głębiej zrozumieć to, iż prości ludzie z innych regionów Polski uważali się zwyczajnie za „tutejszych”, a ich świadomość narodowa i państwowa rozmijała się z ideami i dążeniami sprawujących władzę.
Można pewnie mówić o cudzie polskiej niepamięci (jak być może zechciałby to nazwać inny urodzony na Śląsku artysta, Stanisław Sojka) o tym, co złego nawyczynialiśmy w naszej historii. Autor wielokrotnie rozdrapuje nie tylko krzywdy Ślązaków, ale także uczciwie patrzy na dokonywane przez nich wybory i czyny, na postawy oraz poglądy Ślązaków wobec Niemców i Polaków. Wytyka także błędy tych, którzy nieudolnie zajmują się troską o kształtowanie śląskiej tożsamości. Odnosi się do dziedzictwa śląskich powstań po pierwszej wojnie światowej. Nazywanie w naszym kraju niewygodnych faktów historycznych w sposób rzetelny wciąż natrafia na złą wolę i pobudza kręgi „prawdziwych” patriotów i katolików do ataków różnego rodzaju.
Twardoch jest odważny. Bezpardonowo wkracza ze swoimi racjami. Jestem chamem[6] – potrafi oświadczyć. Wchodząc w ten sposób w polemiki zapewne liczy się z ostrymi kontratakami, lecz jest uzbrojony w siłę swych szczerych przekonań oraz mnogość i oczywistość argumentów. Jest intrygujący i bywa drażniący, nie cofa się też przed użyciem wulgaryzmów. A spiera się o rozumienie i odczuwanie patriotyzmu, o społeczną politykę PiSu, o jakość działalności obozu demokratycznego, o postrzeganie postaw i roli prostego ludu, o prawa kobiet i mniejszości, o demolowanie prawa w ogóle… Potrafi okazać cenne zdystansowanie wobec tzw. elit, szumnych haseł i pomnikowych postaci, wobec manipulowania emocjami, na przykład historycznymi.
Najgorsze, najtragiczniejsze w polskiej polityce ostatnich lat, i to w dosłownym znaczeniu słowa „tragedia”, jest to, że ową katastroficzną politykę prowadzi ekipa skutecznie załatwiająca sprawy od dwudziestu lat leżące odłogiem i kładące się cieniem na moralnym porządku polskiej polityki. Nikt inny nie załatwił skutecznie spraw świadczeń społecznych, podniesienia płacy minimalnej i stawki godzinowej, czy wreszcie ostatnio ustawy kończącej dziką reprywatyzację.[7]
Pisze to Człowiek, który po wielekroć nie szczędził tej samej ekipie cierpkich słów potępienia, lecz za grzechy dostrzeżone w innych obszarach aktywności, także w polityce zagranicznej.
Szczepan Twardoch nie znosi wszelkiego zakłamania, w tym religijnego i ciętym językiem daje temu upust.
Kardynał Nycz raczył stwierdzić, iż tęczowa flaga na figurze Chrystusa wzbudza „ból ludzi wierzących”. Różnych ludzi mogą boleć różne rzeczy, ale chciałem zauważyć, że systemowe krycie pedofilów i biskup Głódź z molestującym przez kilkadziesiąt lat dzieci prałatem Jankowskim w pięknych mundurach mogli bólu ludziom wierzącym przysporzyć więcej niż kolorowa flaga na pomniku i jakoś wtedy kardynał Nycz niespecjalnie się troskał.[8]
Podobnie drugi ślub Kurskiego w Łagiewnikach mógł wzbudzić wśród wierzących ból nieco żywszy, ostentacyjnie i z pompą obrazując stosunek dostojników Kościoła do głoszonych zasad. Księże kardynale, skoro możnym tego świata unieważnić da się i ćwierć wieku obdarzonego potomstwem małżeństwa, to gdyby tak któryś minister czy tam inna szycha z PiS zechciał poślubić swojego chłopaka, może i w takim wypadku jakiś sposobik na to by się znalazł?[9]
Jan Marcin Szancer (1902-1973) – ilustracja do bajki Ignacego Krasickiego „Dewotka” (1778)
Krasicki, Ignacy. Bajki. Warszawa : Książka i Wiedza, 1951; str. 39.
Odnosząc się do aktualnych wówczas spraw potrafił z paroletnim wyprzedzeniem dość celnie przewidzieć nadchodzącą przyszłość, w tym zepchnięcie PiS do roli opozycji; wieszczył upadek politycznej reprezentacji polskiego katolicyzmu[10], wyrażając jednocześnie obawę o to, kto i co wypełni powstałą w ten sposób lukę. Tych cynicznych graczy (w sutannach i bez), rozgrywających dla swych politycznych, krótkowzrocznych celów życie każdego zaszczuwanego geja czy kobiety zmuszanej do porodu, nie wahał się nazwać tępymi skurwysynami[11]. Nie jest to mowa przyjęta na salonach, ale ujawnia wrażliwość i zdecydowanie w osądach typowe dla Twardocha. Warto dodać, że już wtedy z niepokojem dostrzegał, iż prawicowy prezydent – nawet mający ograniczone uprawnienia – może paraliżować poczynania nowej władzy, co Autor poczytuje za istotną słabość ustroju naszego państwa.
Zagłębiając się w rolę zaangażowanego publicysty Twardoch przekazuje swój ważny, pełen zaniepokojenia komunikat: radykalne hasła ówczesnej opozycji (będące przecież skutkiem radykalnie prawicowych działań sprawujących wówczas władzę) nie będą zrozumiałe dla szerokiego elektoratu tak niezbędnego do urzeczywistnienia zmian politycznych i nie przyciągną tych, którzy lubią grilla i Zenka Martyniuka[12]. Po drugiej strony barykady wpływ na nich mają tacy manipulanci, jak osławiony Przemysław Czarnek, ówczesny minister od edukacji narodowej. Pisał ze swadą Twardoch:
Chciałby więc Czarnek zamiast „Julek” z fioletowymi włosami widzieć wśród młodzieży hoże dziewczęta opatrujące rany bohaterskim powstańcom tudzież, jeśli akurat historia chwilowo nie wymaga powstań, rodzące Polsce hurtowo kolejnych patriotów. Pewnie w tej fantazji jest coś jeszcze o czystych łonach, o których opowiadał w swoich pogadankach, ale tutaj nawet mojej pornograficznej wyobraźni nie starcza.[13]
Nie stroni od tzw. autopromocji. Wie, że utrzymuje się z poczytności i popularności. Dochodził do tego latami. Ale lepsze samochwałki niż nieszczera skromność! W końcu, ma się czym pochwalić, a przy tym:
Mam w dupie na przykład inteligencką grę w skromność i zaangażowanie.[14]
Szczepan Twardoch pisze dalej! I dobrze!
Jerzy Dutlinger
30 listopada 2025
[1] Twardoch, Szczepan. Wielkie Księstwo Groteski. Kraków : Wydawnictwo Literackie, 2021; str. 62.
[2] Tamże, str. 8.
[3] Tamże, str. 9.
[4] Tamże, str. 25.
[5] Tamże, str. 64.
[6] Tamże, str. 125.
[7] Tamże, str. 211
[8] Tamże, str. 207.
[9] Tamże, str. 208.
[10] Tamże, str. 215.
[11] Tamże, str. 215.
[12] Tamże, str. 220.
[13] Tamże, str. 226.
[14] Tamże, str. 133.