W 1960 roku miałem za sobą 5 rejsów oficerskich i staż w rejsach pełnomorskich 5548 Mm.
W tamtych czasach, o ile dobrze pamiętam, wymagany staż oficerski przed egzaminem na stopień kapitana wynosił 3000 Mm (wtedy staż liczono w przebytych milach, a nie w godzinach żeglugi, jak to ma miejsce obecnie), uznałem więc, że mogę przystąpić do egzaminu.
Egzaminy kapitańskie prowadziła Centralna Komisja Egzaminacyjna i trwały one ok. pół roku. Komisje egzaminacyjne działały wtedy w Gdyni, Szczecinie i Warszawie. Zdecydowałem się na komisję warszawską, bo na egzaminy teoretyczne w okresie zimowym trzeba było przyjeżdżać kilka razy, a do Warszawy z Lublina było mi najbliżej.
Jesienią zdawało się egzamin praktyczny z manewrowania jachtem, a w okresie zimowym cząstkowe egzaminy teoretyczne z nawigacji, locji, przepisów, języka angielskiego i paru jeszcze innych działów.
Po pomyślny zdaniu egzaminów teoretycznych zdawało się egzamin końcowy tzw. „rozbójnik” przed całą komisją egzaminacyjną, w której zasiadał też przedstawiciel Ministra Żeglugi. Kto by wtedy pomyślał, że po latach będzie uzyskiwać się ten stopień bez egzaminu!
We wrześniu zdałem egzamin praktyczny na jachcie Albatros. Był to jeden z większych jachtów (jeszcze przedwojenny), o ożaglowaniu kecz. Oczywiście był bez silnika, ale w tamtych czasach w basenie jachtowym w Gdyni stało tylko kilkanaście jachtów cumujących na bojach, zazwyczaj dziobem do boi, a rufą do nabrzeża, a więc manewry pod żaglami były możliwe.
Wśród zdających kursowały różne historyjki o złośliwości egzaminatorów żądających wykonania niemożliwych do wykonania manewrów. …
…
Szanowni Czytelnicy!
To opowiadanie jest bonusem dla wytrwałych. Mimo że tydzień temu zapowiedziałem zakończenie cyklu Opowieści Kapitana Ziemowita w Periplus.pl, jednak nic się nie kończy prostym „tak” lub „nie” (a przynajmniej niewiele, bo oczywiście tu cytuję poetę). Dlatego dokończenie tego opowiadania znajdziecie pod linkiem:
Pod tym samym linkiem dowiecie się, że przeczytać o wiele więcej tych opowiadań będzie można w książce, która ukaże się w ciągu najbliższych miesięcy:
Ziemowit Barański – Jak się raz zacznie…
• Czy ktoś wie, że Kapitan Ziemowit ma tytuł bojerowego Mistrza Polski?
• Że na pokładzie dowodzonych przez siebie żaglowców rozmawiał po angielsku z księciem Karolem, a po polsku z prezydentem Litwy?
• Że (mimowolnie) został najlepszym klientem sklepu monopolowego w brazylijskim Salvadorze?
• Że dwóch Ziemowitów pokrzyżowało plany przemytnikom w kanale La Manche?
Ano właśnie – nie wiecie! Ale przeczytacie o tym w przygotowywanym zbiorze.
Nad jego wydaniem pracujemy na razie we dwóch: Maciek Nuckowski i ja, Kazimierz Robak (płynęliśmy razem Pogorią w rejsie Międzynarodowej Szkoły Pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego w roku szkolnym 1988/89, gdy Ziemowit Barański był Dyrektorem Szkoły, I oficerem i nauczycielem chemii).
Gdy tylko zbiórka-subskrypcja, którą ogłosiliśmy, się zakończy (dni już zostało dosłownie kilka!), do pracy przystąpią redaktorzy techniczni i drukarnia.
Biorąc udział w zbiórce wpłatą 30 zł gwarantujecie sobie egzemplarz książki – ciekawej i unikatowej.
Wpłacający 50 i więcej zostaną także wymienieni jej rozdziale ostatnim: w spisie osób wspierających naszą inicjatywę.
Oczywiście większe wpłaty są mile widziane.
Nakład nie będzie oszałamiający, więc radzimy jak najwcześniej wpisać się na listę subskrybentów.
Oto link raz jeszcze:
Z góry dziękujemy i gratulujemy udanego zakupu!
Maciej i Kazimierz
Fot. na Stronie Głównej:
Ziemowit Barański (2013-10-26)
fot. Witold Czajewski