Wspomnienie o profesorze Jastrzębskim zamieścił na swoim blogu Stanisław Czesław Kurdziel – emerytowany nauczyciel języka polskiego I L.O. im. Bartłomieja Nowodworskiego w Krakowie, publicysta, historyk literatury, teatrolog.
[…] wielka legenda Nowodworka. Jakże trafnie pisał o nim profesor Kazimierz Korus w dniach obchodów jubileuszu 410-lecia powstania Liceum:
Duszą szkoły, człowiekiem o nieskazitelnej prawości w codziennym postępowaniu był historyk profesor Stanisław Jastrzębski. Zakochany w swoim przedmiocie czarował nawet tych, dla których historia była przedmiotem trudnym. Uczył prawdy.
Szlachetny aż do bólu. Oddany szkole, a przede wszystkim uczniom. Tak niepospolity i daleki od wszelakich konwenansów. Miał cudowną umiejętność zauważenia dobra, w kruchym jeszcze osobowościowo nastolatku. Wyzwalał tyle emocji, chociaż miał świadomość, że narusza stereotypy wychowawcze. Swoje całe życie podporządkował uczeniu, wychowaniu i tworzeniu. Kochał młodzież, teatr, historię. Potrafił odnaleźć w każdym człowieku to, co w nim najcenniejsze, a nie zawsze jest zauważane. W Nowodworku – w roku 1964 – zaczął swe zawodowe życie i tam je zakończył przechodząc na emeryturę w 2005. W kwietniu roku 1964 po raz pierwszy przemówił do społeczności nowodworskiej podczas ślubowania klas pierwszych. Tak fascynował przez blisko 40 lat.
Tak wspomina swego nauczyciela, jeden z jego pierwszych wychowanków, maturzysta z roku 1967:
Z pasją mówił o wydarzeniach historycznych. Tak sugestywnie przedstawiał postać XVII-wiecznego Dymitra Samozwańca, czyli zbiegłego mnicha Griszki Otriepiewa, że jego samego zaczęto nazywać „Griszą”. To sympatyczne przezwisko pozostało mu już na zawsze.
Grisza był dumny z tego imienia. Jak mawiał – to medal , którym obdarzyła go młodzież. Określenie przylgnęło do niego na zawsze. Wpisali go uczniowie na listę nowodworskich symboli o osobowości Proteusza. Nauczyciel – historyk, wychowawca, tłumacz, reżyser teatralny, aktor, scenarzysta, koneser muzyki poważnej, głęboko oddany Bogu, twórca Teatru Słowa pod Krzyżem. Dosłownie z całego świata otrzymywał korespondencję od swych uczniów. Cenili go ludzie teatru – Krystyna Skuszanka, Jerzy Krasowski, Kazimierz Dejmek, a wieloletnia przyjaźń z pisarzem – Romanem Brandstaetterem – jest legendą.
Doznaję zawsze wzruszenia, gdy przypominam sobie chwile ślubowania klas pierwszych na początku każdego roku szkolnego. Aula szkolna. Wejście pocztu sztandarowego, grona pedagogicznego, zaproszonych gości. Sala rzęsiście oświetlona, na widowni pierwszoklasiści, z tyłu, pod filarami – rodzice. Na scenie znakomity szkolny chór… Chwile te były i są zapewne osobliwe, chociaż teraz już nie Profesor daje monodram o historii i tradycji Nowodworka. Cóż to były za spektakle. Popis oratorskiej sztuki, aktorskiego rzemiosła, a nawet wokalnych umiejętności. Wydawało się, że to nie monolog, ale dialog Stasia z postaciami wybitnych uczniów, których portrety wiszą w dawnej kaplicy. Ich migające postacie przywoływał do wnętrza Nowodworka niczym Guślarz w II części Dziadów. Był z nimi za pan brat i takimi te osoby czynił dla młodych przekraczających progi szkoły. Jakże często wyśnionej. Rozpoczynał od króla Jana III Sobieskiego, wywoływał Bartłomieja Nowodworskiego, nie oparł się Bogusławskiemu, a Wyspiańskiemu – z wielką pokorą – oddawał należną cześć.
W tym tkanym słowem arrasie nowodworskim, pełnym barwy, radości, siły pojawiał się inny ton, kiedy Profesor z niesamowitą pasją i dramatyzmem, podnosząc głos, mówił wskazując dłonią okna:
Tam, na dziedzińcu, 6 września 1939 roku, został spalony przez hitlerowców sztandar szkoły. Do ognia wrzucano książki z biblioteki, pomoce naukowe, Polskę zawartą w historii naszej szkoły…
I ta pojawiająca się cisza po tych słowach…
Zapanowała też cisza po roku 2005, gdy Profesor przeszedł na emeryturę. Cisza złowroga, która dotyka tak wiele osób kończących swą pracę zawodową. Ten czas życia – popularnego Griszy – stanowi odrębną kartę księgi zwanej świadomością społeczną. Oczywiście byli uczniowie oraz dawni jego przyjaciele, którzy czynili, co mogli, aby to wątłe, niczym mimoza, życie – trwało.
4 kwietnia 2014 roku żegnaliśmy Griszę na Cmentarzu Rakowickim.
* * *
Zadziwiające! Mam tylko dwa zdjęcia Griszy zrobione u mnie w domu, w kilkudziesięciu sekundach kwietnia 2009 roku. Ubrany schludnie. Znany niebieskawy sweterek, ulubiony krawat, który umieszczał na zewnątrz pulowera czy swetra, gdy nakładał marynarkę. Taki był jego szyk, a jak sam mawiał – krzyk mody. W czarnej dyplomatce, z zepsutym zamkiem szyfrowym, przywiózł swe ówczesne skarby.
Na pierwszym zdjęciu wyjmuje tekst książki pod roboczym tytułem Gawędy Nowodworskie. Spod znaku Horacego i Melpomeny w 420. jubileuszowym roku dziejów szkoły napisane i kilkoma lekcjami historii oprawione. Materiał napisany był na maszynie, upstrzony licznymi dopiskami autora, już podzielony na rozdziały i gotowy do przepisania. W środku teczki czerwone, zamknięte etui z różańcem błogosławionym przez Jana Pawła II oraz biała figurka Matki Boskiej. Widać także inne materiały – były to zdjęcia, aktualna korespondencja, ksera autobiografii. Ma schyloną głowę.
Drugie jest pełniejsze. Profesor patrzy w obiektyw. Ożywiony, skrzące się srebrem włosy, zadbana broda, badawcze spojrzenie, prawa dłoń ze wskazującym palcem skierowanym materiały leżące na stole. To jest czas zauważalnego rozdarcia między siłą z przeszłości a przeszkodami, jakie niosło mu emerytalne życie. Na tych zdjęciach jest cały, dojrzały Grisza.
Więcej o prof. Stanisławie Jastrzębskim:
► Stanisław Czesław Kurdziel – „Nie wszystek umrę…”
► Bogdan Gancarz – „Zmarł Stanisław Jastrzębski”. Gość.pl Kraków; 2014-04-03