Kazimierz Robak: Co za czasy!

Co za czasy!
W wiadomościach same zbrodnie, przestępstwa, wypadki, wyuzdanie, ruja i porubstwo. Słońce zaciemniają grzmoty, dziwne światło się robi za dnia, dni są coraz ciemniejsze, a o świcie i zachodzie krwawe zorze na niebie świecą.
Jednym słowem: nie jest dobrze.
Kiedyś tak nie bywało. Kiedyś było lepiej. Spokojniej. Piękniej. Godnie.

Szukając zupełnie czegoś innego natknąłem się na gazetę codzienną właśnie z kiedyś. Z przeciętnego miasta, przeciętnego dnia, u progu sezonu ogórkowego, dokładnie z 29 czerwca roku 1934.
Miastu, którego nazwiska nie powiem, albowiem nic to do rzeczy nie przyda, daleko było do metropolii, choć trudno też nazwać je prowincją. Ot – miasto, jakich wiele i świat w jak najbardziej zwyczajnym dniu.

O czym dnia tego, za jedne 20 groszy, doniósł w owym mieście jego „Dziennik”, dowiecie się klikając w poniższy tytuł: