Kapitan Ziemowit Barański opowiada: Roztocze – prawdziwy żaglowiec

W czerwcu 1998 zatelefonował do mnie Krzysztof Baranowski i poprosił, abym pomógł przy organizacji jego Międzynarodowej Szkoły Pod Żaglami, którą planował na rok szkolny 1988/1989.

Nie było wtedy mowy o moim udziale w tym przedsięwzięciu. Chodziło początkowo o pomoc w eliminacjach i obozie kwalifikacyjnym w Poraju na początku lipca. Zgodziłem się, ale po zakończeniu obozu Krzysztof Baranowski zaczął ostateczne kompletowanie załogi.

Okazało się, że Pogorią – z uwagi na obowiązujące przepisy – musi popłynąć drugi jachtowy kapitan żeglugi wielkiej, no i ktoś ze względnie biegłą znajomością języka angielskiego, bo obowiązującym językiem w szkole i na pokładzie był angielski. W końcu wyszło, że tą osobą mam być ja.

Tymczasem rejs Roztocza, który miałem prowadzić do Mariehamn i Szwecji, był już tak zaawansowany, że nie można było zmienić kapitana. Musiałem więc popłynąć Roztoczem na rejs, który kończył się 27 sierpnia, i szybko okrętować się na Pogorię.

 

Początek rejsu na Roztoczu był bez problemów. Odwiedziliśmy Mariehamn, następnie Nyköping i Norrköping, gdzie – w tym samym czasie co zlot – odbywał się „Karnawał w Rio” z barwnym pochodem grup tanecznych i zabawą na ulicach miasta.

 

Norrköping: „Karnawał w Rio”
Arch. Ziemowit Barański

 

W Nyköping Roztocze – piękny drewniany jacht – wzbudziło wielkie zainteresowanie wśród miejscowych żeglarzy i prasa miejscowa poświęciła nam sporo uwagi.

 

Załoga Roztocza ze szwedzkimi przyjaciółmi
Arch. Ziemowit Barański

 

Końcówka tego rejsu była dla mnie dość nerwowa. Pierwszego września [1988] Pogoria wychodziła w rejs dookoła Ameryki Południowej z Między­na­ro­dową Szkołą Pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego, a ja miałem pełnić tam funkcję I oficera i dyrektora szkoły. Powinienem więc być w Gdyni najpóźniej 26 sierpnia.

Roztocze wyszło z ostatniego portu szwedzkiego Norrköping 23 sierpnia, a więc wszystko wydawało się w porządku. Tymczasem po wyjściu z portu, jeszcze w szkierach, przy bezwietrznej pogodzie w silniku zatarł się wałek rozrządu. Staliśmy się więc prawdziwym żaglowcem.

Prawie cały dzień staliśmy na kotwicy, bo wiatru nie było. Dopiero pod wieczór, przy słabym wietrze, mogliśmy ruszyć dalej. Dotarcie w porę do Gdyni było pod znakiem zapytania. Na szczęście wiatr był wprawdzie słaby, ale pomyślny i w nocy 26 sierpnia weszliśmy do Gdyni. Następna załoga już czekała, a ja złapałem worek i pobiegłem na Pogorię.

Danek Grochowski, który był kapitanem kolejnego rejsu, pewnie mnie przeklinał, ale I oficer Janusz Domański przekazał w moim imieniu jacht w porządnym klarze, oczywiście bez sprawnego silnika. Wtedy na Roztoczu był silnik Andoria, używany w samochodach „Żuk” produkowanych w Lubelskiej FSC, więc udało się dość szybko sprowadzić części i następny rejs ruszył pierwszego września. Tego samego dnia ja wyruszyłem na Pogorii w rejs Międzynarodowej Szkoły Pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego.■

 

Cdn. (co piątek)


Na Stronie Głównej:

Kpt. Ziemowit Barański, 1 września 1988,
fot. Kazimierz Robak

 

 

 

STS Pogoria, 1 września 1988,
fot. Kazimierz Robak

 


Jest to fragment książki:

 

Barański, Ziemowit. S/y „Roztocze” – 50 lat na morzach i oceanach.
Lublin : Lubelski Okręgowy Związek Żeglarski, 2019.
ISBN: 978-83-7825-063-0

 

 

opublikowany za uprzejmą zgodą P.T. Autora.

Recenzję możecie przeczytać TU, a książkę kpt. Ziemowita można kupić w Lubelskim Okręgowym Związku Żeglarskim,
20-214 Lublin, ul. Montażowa 16; tel. (81) 747 4770
Najlepiej zamówić mailem: [email protected]
Cena: 70 zł. Wpłata na konto Pekao S. A.: 71 1240 5497 1111 0000 5000 9819


► Periplus – powrót na Stronę Główną