Thor Heyerdahl: Archeolog na gościńcu bogów

W ciągu ostatnich piętnastu miesięcy jestem na Malediwach po raz czwarty. Jeszcze dwa lata temu [1982] oficjalna historia tych wysp zaczynała się w roku 1153, kiedy to przybysz z Maroka – a jak chcą niektórzy: z Persji – Abu al Barakat Jusuf al-Barbari nawrócił panującego sułtana, a z nim całą ludność na islam. Inne wyznania zostały rozkazem sułtańskim zdelegalizowane, rozpoczęto też rachubę czasu od momentu nawrócenia. Przeszłość powoli zacierała się w świadomości Malediwczyków, a choć niektóre źródła wspominały o możliwości zasiedlenia tych wysp około V wieku przed naszą erą, to jednak wracano do tych wspomnień bardzo niechętnie.

Do niedawna byłem jedynym naukowcem, który wierzył, że człowiek przybył na Malediwy na długo przed rozwojem cywilizacji europejskich. Jako żeglarz wierzę, że ocean pomagał ludziom w komunikowaniu się, że starożytni podróżowali tak, jak my teraz, ba – robili to o wiele lepiej, mając więcej czasu, będąc bardziej sprawnymi fizycznie, umiejąc lepiej wykorzystać zasoby morza, wiatr, prądy.

 

14 lutego 1984, Male, Malediwy: Thor Heyerdahl w Szkole Pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego na Pogorii
Fot. Valerie Lintott

 

Moja droga na Malediwy miała kilka etapów. Kiedy budowałem w Egipcie papirusową tratwę Ra, na której płynąłem przez Atlantyk, dzisiejszy prezydent Republiki Malediwskiej studiował islam na kairskim uniwersytecie Al-Azhar. Moja wyprawa i teoria wzajemnych kontaktów między starożytnymi cywilizacjami bardzo go zainteresowała.

 

W 1977 roku, gdy zacząłem budować kolejną łódź trzcinową, tym razem w Iraku, Malediwczycy sądzili, że Tygrys przypłynie i do nich. Mnie jednak zależało wówczas na dowiedzeniu, że trzy najstarsze ze znanych dziś cywilizacji świata – Mezopotamia, czyli dzisiejszy Irak, dolina Indusu, dziś tereny Pakistanu i Indii oraz Egipt faraonów – mogły się ze sobą kontaktować i wystarczały im do tego prymitywne łodzie z trzciny. Żeglowaliśmy więc sobie między tymi trzema ośrodkami nie zachodząc wcale na Malediwy, choć byłoby nam znacznie łatwiej poddać się monsunowi i popłynąć z nim na te atole, a nie pokonywać w poprzek Ocean Indyjski płynąc na Morze Czerwone.

Wkrótce po podróży Tygrysem kilku Malediwczyków znalazło kamienną statuę na jednej z wysp i przesłało mi jej fotografię z listem: „Oto dowód, że masz rację! Przyjedź i zobacz! Jesteśmy starsi niż myślimy!” Oczywiste było, że jest to rzeźba przedislamska, gdyż Koran nie zezwala na wykonywanie wizerunków człowieka. Decyzję wyjazdu podjąłem natychmiast, ale – niestety – spóźniłem się. Fanatyczni muzułmanie dzień przed moim przylotem rozbili posąg, z którego ocalała tylko głowa. Była to głowa Buddy.

 

Chciałem pojechać na tę wyspę, gdzie ją znaleziono, ale opiekujący się mną przedstawiciel rządu stwierdził, że nie ma tam nic do oglądania, zniszczono bowiem wszystko. „Jeśli był jeden posąg – powiedziałem – musi być ich więcej, muszą być i inne ślady przeszłości”. Spojrzano na mnie z politowaniem: „Dokąd chcesz jechać, gdzie szukać? Mamy ponad 1200 wysp! Poza tym mieszkamy tu i wiemy, że nic nie ma!”

I oto nadszedł moment, w którym okazało się, że dobrze być żeglarzem. Spojrzałem na nawigacyjną mapę Malediwów, na której zaznaczono rzeczywiście ponad 1200 wysp, ale południowa część archipelagu leży za równikiem…

Z przygotowań do wyprawy Tygrysa wiedziałem, że żeglując z monsunem z Afryki do Indii nie da się płynąć inaczej, jak tylko przecinając Malediwy. A prymitywna łódź przepłynąć może archipelag tylko w dwóch miejscach, łatwych do nawigowania: przez stosunkowo szeroki Kanał Półtora Stopnia lub przez Kanał Równikowy.

Najwcześniejsze cywilizacje świata czciły Słońce. Była to jedna z najwcześniejszych form kultu religijnego, wspólna dla wszystkich starożytnych: Sumerów, Asyryjczyków, Babilończyków, Hetytów, Fenicjan, mieszkańców doliny Indusu, Egipcjan. Z tej właśnie przyczyny byli oni bardzo dobrymi astronomami – obserwowali Słońce, znali pojęcie równika, ekliptyki, potrafili nawigować według Słońca i innych gwiazd.

Dla czcicieli Słońca równik był drogą najwyższego boga. Nie miałem więc żadnych wątpliwości, gdzie należy szukać – jeśli ci ludzie płynęli Kanałem Równikowym, musieli czuć się jak na gościńcu bogów, i było dla mnie jasne, że jeśli napotkali po drodze wyspę, to zbudowali tam świątynię.

W Kanale Równikowym spotkaliśmy trzy wyspy. Na wszystkich znaleźliśmy świątynie ukryte w dżungli. Wyspy wznoszą się co najwyżej dwa metry nad poziom morza. Ruiny jednej ze świątyń sterczały 5 metrów nad ziemią, a nikt do tej pory ich nie zauważył. Dżungla była jednak w tych miejscach tak gęsta, że musieliśmy wycinać w niej drogę maczetami, a ruiny widać było i tak z odległości 3-4 metrów. Przed nami nie dotarł tam żaden archeolog – nikt nie wierzył, że starożytni mogli przebywać pod żaglami takie odległości.

Po oczyszczeniu terenu zobaczyliśmy usypiska z bloków koralowych. W środku znaleźliśmy pięknie rzeźbiony krąg korala z wizerunkiem Słońca. Zebraliśmy około szesnastu takich kamieni koralowych, pożyczyliśmy od okolicznych mieszkańców worki na kartofle i zawieźliśmy wszystko do pałacu prezydenckiego w Malé. Prezydent kazał żołnierzom opróżnić worki i zakurzone kamienie wysypały się prosto na dywan. Decyzja była natychmiastowa: rozpocząć wykopaliska!

Jednej z wysp zrobiliśmy zdjęcie od strony morza. Dopiero na fotografii widać było wyraźnie, że sterczący w środku cień to ruiny. Rzeczywiście, była to pagoda buddyjska. Patrzyły na nią tysiące ludzi, ale nikt nie spojrzał właściwie. Rząd Malediwów chce zrekonstruować ten budynek, choć do niedawna ortodoksyjna frakcja muzułmańska była temu przeciwna. Sytuacja jednak się zmieniła, a emocje religijne ustępują chęciom poznania własnej historii.

 

Owe trzy świątynie odsłoniły przed nami trzy warstwy. Najwcześniejsza przypominała dawne piramidy mezopotamskie – jej ściany były zdobione rzeźbami przedstawiającymi Słońce, głowy ludzkie, motywy zwierzęce. Wapienne bloki wydobyte spod korala, więc pochodzenia miejscowego, były świetnie obrobione i dopasowane. W tej samej warstwie znaleźliśmy jednak np. kryształową kulę, która na pewno nie pochodziła z tych atoli, stąd wniosek o kontaktach z innymi cywilizacjami.

Drugi etap można umownie nazwać buddyjskim – wyznawcy nauk Oświeconego otynkowali rzeźbione ściany i pomalowali je na biało.

Etap islamski przyniósł tylko zniszczenia – muzułmanie zburzyli budowle, ale szczęśliwie poziom gruntu podniósł się w tym czasie o metr, wystarczyło więc odsłonić zasypane warstwy.

W pobliżu jednej ze świątyń robotnicy odsłonili rzeźbione ocembrowania sadzawek rytualnych. Zaczęli kopać głębiej – gdy zeszli poniżej 1,5 metra, z dna trysnęła słodka woda i sadzawki znów mogły służyć do kąpieli, tyle że już nie rytualnych.

 

„Mieszkamy tu i wiemy, że nic tu nie ma”. Śmiać mi się chce. Często meczety były budowane na fundamentach innych świątyń, wystarczało niekiedy kilka ruchów łopatą lub sprawdzenie położenia i zorientowania budynku wobec Słońca.

Nawet w Malé wykopano dwa obeliski przedstawiające demony z kłami, wywieszonym jęzorem i krążkami w uszach. Tradycja głosiła, że w tym właśnie miejscu wychodził z morza dżin, by posiąść, a następnie pozbawić życia miejscową dziewicę. Próbowałem kopać głębiej – znalazłem dwie czaszki kobiece. Nauka potwierdza więc fantastyczne – zdawałoby się – legendy, rzucając na nie dodatkowe światło: najprawdopodobniej ów „demon” był tylko obcym przybyszem, a przypływał z Indonezji – motywy na obu obeliskach wskazują na ten właśnie rejon kulturowy.

 

Mam wielu przyjaciół wśród miejscowej ludności. Swoim zwyczajem proszę ich o stare opowieści ludowe – w ten sposób dowiedziałem się o tajemniczych Redinach, którzy w zamierzchłych czasach mieli odwiedzać atole. Kimkolwiek byli – byli z pewnością znakomitymi architektami i mistrzami murarki. Sprawdziliśmy wszystkie wyspy, na których występowały te legendy – wszędzie znaleźliśmy ruiny cywilizacji starszej niż buddyjska, a więc prawdopodobnie sprzed V wieku przed naszą erą.

Cywilizacja, która tu istniała, była bardzo zaawansowana w rozwoju. Jedna ze świątyń odkrytych przez nas w Kanale Równikowym zbudowana jest z dwunastościennych bloków kamiennych, wygładzonych jak szkło, pasujących do siebie tak, że nie dało się wsunąć między nie ostrza noża.

 

Poprosiłem miejscowe dzieci o zbieranie dla mnie skorup stłuczonych naczyń. Kiedy zawiozłem je do Kolombo, tamtejsi fachowcy stwierdzili, że jedna z nich jest bez wątpienia pochodzenia helleńskiego i datowali ją na 2000 rok przed Chrystusem.

Harappańczycy, a więc mieszkańcy doliny Indusu, żeglowali do dzisiejszego Bahrajnu i Iraku. Nie ma powodu wątpić, że pływali nie tylko na zachód, ale i na południe, zwłaszcza że odległości Harappa – Mezopotamia i Harappa – Malediwy są takie same.

Tradycyjne malediwskie dhoni używane do komunikacji między wyspami.
Pierwotnie łodzie miały żagiel prostokątny podnoszony wraz z reją; obecnie najczęstsze jest ożaglowanie łacińskie.

Fot. Wojciech Jacobson (1988-01-31)

 

Prawdopodobnie więc, kiedy około 3000 roku przed naszą erą nastąpił gwałtowny koniec tej cywilizacji – jego przyczyn nie znamy dokładnie do dziś – część mieszkańców tamtego regionu przybyła właśnie tutaj.

 

Badając cywilizacje doliny Indusu, Mezopotamii i starożytnego Egiptu, zadałem sobie pytanie, którego nie postawił nikt wcześniej: jak to się stało, że pierwsze znane nam wielkie i rozwinięte cywilizacje powstały – o dziwo! – wszystkie prawie w tym samym czasie, około 3100 lat przed naszą erą, zaś archeologia stwierdza niezbicie, że człowiek pojawił się na naszej planecie między 2 a 3 milionami lat temu? Za Darwina wierzono, że ludzie żyją na Ziemi ok. 7 tysięcy lat, w tej skali wszystko wydawało się proste. Ale taka rozbieżność?

Cywilizacja to przede wszystkim pismo. Zarówno Egipt najstarszych dynastii, jak i Sumerowie z nizin mezopotamskich oraz mieszkańcy Harappy i Mohendżo Daro z doliny Indusu posługiwali się pismem od początku swego rozwoju. Cywilizacje te zaczynały też od największych budowli w swej historii, a w trakcie tego, co my nazywamy „rozwojem”, stawiały budynki coraz mniejsze, ich sztuka stawała się coraz uboższa.

Mam na ten temat prywatną teorię: musiała istnieć cywilizacja starsza niż wszystkie tu wymienione. Pod koniec czwartego tysiąclecia przed naszą erą musiały zaistnieć jakieś zmiany klimatyczne, może trzęsienie ziemi, może gigantyczna powódź czy wylew morza. W każdym razie jakiś kataklizm zmiótł z powierzchni Ziemi ową pra-cywilizację tak, że dziś nawet w przybliżeniu nie jesteśmy w stanie jej zlokalizować, a jej twórcy musieli uciekać. Uciekali morzem – wylądowali, kto wie po jakich perypetiach, w trzech różnych miejscach i tam zaczęli od nowa, wykorzystując swe dotychczasowe doświadczenia. Owe miejsca to: Mezopotamia, dolina Indusu, zachodnie wybrzeże Morza Czerwonego. I tak koło się zamyka.

 

Absolutnie odrzucam wpływ cywilizacji z innych galaktyk, choć wierzę, że na setkach planet we wszechświecie istnieje życie. Niemniej, jest dla mnie faktem, że wszystkie cywilizacje ziemskie wyrosły z tego gruntu, z tej planety. Teorie Ericha von Dänikena nie mają żadnych podstaw naukowych, a rzekome badania są niesłychanie powierzchowne i dyletanckie. Nikt z moich kolegów również nie traktuje Dänikena serio.

Prace badawcze zacząłem od Polinezji. Później było Peru, Meksyk i te miejsca, gdzie rozwijała się cywilizacja prekolumbijska. My, Europejczycy, jesteśmy niesłychanie aroganccy wobec innych kultur – gdziekolwiek się pojawiamy po raz pierwszy, tam następuje „odkrycie świata”. Tak właśnie było i z odkryciem Kolumba, choć przecież w Ameryce istniała cywilizacja niezwykle wysoko rozwinięta – zniszczyli ją dopiero Europejczycy.

Nigdy natomiast nie badałem dziejów ludów słowiańskich. Ale – chociaż jestem Norwegiem – nie badałem również historii Wikingów.

Dokąd pojadę z Malediwów? Nie wiem. Zawsze zajmuję się tylko tym, co robię w danej chwili. Pomyślę o dalszej wyprawie, gdy skończę pracę tutaj. Nie znaczy to jednak, że nie mam ciekawych propozycji. Otrzymałem np. zaproszenie od Akademii Nauk ZSRR – nad Morzem Czarnym są skalne płaskorzeźby, przedstawiające m.in. wielkie statki załogowe, podobne nieco do łodzi Wikingów. Jedna z łodzi ma na dziobie wizerunek Słońca, zaś wiek tych rzeźb szacuje się na co najmniej 5 tysięcy lat![1]

Thor Heyerdahl
14 lutego 1984, Malé (Malediwy)

STS Pogoria, Szkoła Pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego

Nagrał, zapisał i przetłumaczył (za uprzejmą zgodą P.T. Autora i bez konieczności autoryzacji):
Kazimierz Robak

Fotografie (jeśli nie zaznaczono inaczej):
Heyerdahl, Thor. The Maldive Mystery. London: Allen & Unwin, 1988.

Tekst publikowany w:
Przegląd Tygodniowy. Nr 21 (112), 1984-05-20.
Robak, Kazimierz. Szkoła.pdf. Wyd. 3 uzup. Tampa, FL : WKR, 2005.


Wpis (fragment) Thora Heyerdahla do Księgi Pamiątkowej STS Pogoria
14 lutego 1984

 

 

 

Cdn. (w przyszłą środę).

 

Thor Heyerdahl na Pogorii (27 maja 2020)

► Thor Heyerdahl: Archeolog na gościńcu bogów (3 czerwca 2020)

Thor Heyerdahl i Saga rodu Ynglingów (10 czerwca 2020)

► Thor Heyerdahl: Azerbejdżańskie ogniwo (17 czerwca 2020)

► Thor Heyerdahl: Na tropie Odyna (24 czerwca 2020)

► Thor Heyerdahl: Pierwszy raz w ZSRR (1 lipca 2020)

 


[1] Patrz: odcinek poprzedni i następne.


► Periplus – powrót na Stronę Główną