Przed świętami w wiadomym celu zajrzałem do swojej płytoteki, do tej części szafy, w której trzymam płyty polskie. Przebierałem stare winyle, duże i małe, a niektóre odkładałem na bok – i minęło dobre pół dnia, zanim skończyłem. Wtedy odłożone płyty ułożyłem chronologicznie.
Chwilę później pisałem email do zaprzyjaźnionej osoby, która podąża ścieżką kariery akademickiej, również w dziedzinie politologii, ze szczególnym uwzględnieniem państw bloku sowieckiego i czasów słusznie minionych.
Wraz z życzeniami świątecznymi przesyłam Ci trochę YouTubowych linków, nie tylko do świątecznego słuchania.
Tobie, akurat nie muszę mówić, jakie curiosa masz w tych odsyłaczach: oto w PRL, w państwowych (nie było innych!) wytwórniach płytowych – a więc z pełnym błogosławieństwem sekretarzy wszelkich szczebli, ideologicznych strażników rewolucji i innych politruków – najpopularniejsze zespoły i soliści nagrywali płyty… z kolędami.
Jak pasowało to do obowiązującego oficjalnie marksistowskiego materializmu dialektycznego, wiesz najlepiej, a jednak – ta sprzeczność egzystowała przez lata. No bo popatrz:
Najstarszą w moich zbiorach płytą z kolędami jest tzw. mały longplay (średnica 10 cali) pt. „Najpiękniejsze polskie kolędy”, nagrany przez Państwowy Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk” (Polskie Nagrania, Muza L0266). Kupił ją mój ojciec, chyba ok. roku 1958 – co odcyfrowuję z zapisu ołówkiem na okładce, bo w Polsce dat wydania na winylach nie podawano. Rok by pasował: po dwóch latach gomułkowskiej odwilży, śruba zaczęła się powoli dociskać, choć religia wciąż była jednym z przedmiotów w szkołach (przynajmniej, o ile pamiętam, podstawowych).
Drugi w kolejności (też zakup ojca) jest LP „Mazowsze śpiewa kolędy” (Polskie Nagrania, Muza XL0190), z roku 1964.
Był to tzw. okres „średniego Gomułki” – trzy lata wcześniej religia (po czterech latach obecności) znów wyfrunęła z PRL-owskich szkół państwowych.
„Mazowsze”, które tak jak „Śląsk” miało w nazwie „Państwowy Zespół Pieśni i Tańca”, było oczkiem w głowie ówczesnych władz. Ponieważ w parze z tym szedł najwyższej klasy profesjonalizm, a zespół bił rekordy popularności na scenach całego świata, Jerzy Waldorff nazwał go „perłą w koronie Rzeczypospolitej”. Myślę, że słusznie: w każdym razie nagranie, o którym mowa, wyznaczyło standard tradycyjnego śpiewania kolęd, który trwa do dziś.
Wraz z latami 60-tymi w muzyce pojawiło się nowe. Eksplodował big-beat, czyli rock’n’roll po polsku, ale jednocześnie szczyty wszystkich list przebojów w roku 1965 zajmowały kolejno sentymentalne i liryczne do bólu piosenki: „Żółte kalendarze”, „Goniąc kormorany”, „Nigdy więcej”, „Dzień niepodobny do dnia” śpiewane przez Piotra Szczepanika. W tym samym roku Szczepanik nagrał „czwórkę” z kolędami (Veriton V308), która zniknęła ze sklepów jak sen złoty.
W połowie lat sześćdziesiątych nasila się konflikt między władzami PRL a Kościołem. Punkty zapalne są dwa. Pierwszy to obchody okrągłej rocznicy państwowości, które Kościół nazywał milenium chrztu Polski, a Komitet Centralny – Tysiącleciem Państwa Polskiego. Drugi – list biskupów polskich do niemieckich z 1965 r., w 20-lecie zakończenia wojny, z przesłaniem pojednania i pokoju („przebaczamy i prosimy o przebaczenie”). Władze zarzuciły biskupom zdradę stanu i antypolonizm, a histeria antyniemiecka ze strony „aparatu państwowego” sięgnęła zenitu (spokojnie: „jak na owe czasy”, bo ani to porównać z tym, co władze wyprawiają dziś). Ale wielka polityka sobie, ludzie sobie, a bożonarodzeniowe święta przychodzą co roku. A skoro święta – to i kolędy.
W roku 1967, kolędową „czwórkę” (Muza N0490) nagrał zespół, który nie tylko liderował big-beatowej stawce, ale reklamował się „gramy i śpiewamy najgłośniej w Polsce!” – Czerwone Gitary. W roku 1976 więcej kolęd tej grupy trafi na pełnowymiarowy winyl (Muza SX1364), ale to będzie dopiero za „średniego Gierka”. Na razie trwa wciąż epoka „średniego Gomułki”.
W tym samym, 1967, roku „czwórkę” z kolędami (Veriton V-332) wydaje pięcioosobowy girlsband Partita. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo kwintet był bardzo popularny (zaczynał od Bacha!), gdyby nie to, że śpiewająca w nim Hanna Motyka była córką urzędującego PRL-owskiego ministra kultury i sztuki Lucjana Motyki, członka PZPR i to nie szeregowego, a partyjnego dygnitarza, będącego w składzie Komitetu Centralnego. Mało tego: rok później do grupy dołączyła siostra Hanny, Magdalena, a Partita nagrała kolejną kolędową czwórkę (Veriton V-349). W czasach, gdy zgrzebna ortodoksja Gomułki trzymała w ryzach partię i rząd, to był ewenement – i pożywka dla szeptanej propagandy.
W 1968 r., po wydarzeniach marcowych, epoka Gomułki zaczęła wchodzić w fazę schyłkową. Z tego roku, oprócz kolędowej płytki Partity mam jeszcze kolędową EP-kę Filipinek – ten girlsband u szczytu powodzenia stał w latach 1963-1965, tak więc EP „Filipinki: Kolędy” (Veriton V350), był niestety śpiewem łabędzim.
No i link do jednego z największych hitów tamtego roku: „Będzie kolęda” Skaldów. Ja go mam na ich LP „Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał” (Polskie Nagrania, Pronit XL0478). Nie była to kolęda w tradycyjnym rozumieniu, ale przebój był.
Skaldowie zresztą nagrali później, razem z Łucją Prus, liryczne „Pastorałki” (EP, Muza N0702) z tekstami Ernesta Brylla; było to w roku 1972, a więc już za „wczesnego Gierka”.
Jeśli do tego – tylko z moich skromnych zbiorów – dodać:
• winyl „Msza beatowa – Pan przyjacielem moim” Katarzyny Gärtner i Czerwono-Czarnych z roku 1968 (Polskie Nagrania Muza XL0475) nagrany w kościele w Podkowie Leśnej;
• winyl „Wśród nocnej ciszy… kolędy i pastorałki śpiewa Irena Santor” (Muza SXL0510), 1969, który reedycje miał praktycznie co roku;
• „Blusełka” – niesamowity popis wokalno-instrumentalny Grupy Bluesowej Stodoła w bluesowych jasełkach z roku 1970 (Muza XL0761);
• dwa winyle Piotra Janczerskiego (1973 – „Już gwiazdeczka się kolebie” z Bractwem Kurkowym, Muza SXL0959; 1975 – „Kolędowe śpiewanki” z No To Co, Muza SX1240);
• winyl z kolędami zaśpiewanymi przez Wiesława Ochmana (Veriton SXV795) z roku 1980,
• winyl z roku 1980 (Muza XL1940), na którym „Najpiękniejsze kolędy” śpiewają: Anna German, Irena Santor, Jerzy Połomski i Adam Zwierz;
• magnetyczny spektakl „Kolęda Nocka” (Wojciech Trzciński – Ernest Bryll), którego premiera odbyła się 18 grudnia 1980 w Teatrze Muzycznym w Gdyni (reż. Krzysztof Bukowski), a więc gdy cenzura praktycznie nie istniała, ale płytę z tego (SLP 4017, Pronit, z cytatem z Beksińskiego na okładce) wydał Wifon w roku 1982, więc podczas nocy stanu wojennego;
• zaśpiewaną przez Ewę Bem kolędę, zamykającą kultowy od zawsze film „Miś” (1980) Stanisława Barei i Stanisława Tyma, która zwykłej z pozoru komedii nadała ponadczasową metaforykę arcydzieła;
• winyl „Marii chwałę śpiewać będziem (Jubileusz 600-lecia Jasnej Góry)” nagrany przez Jerzego Połomskiego, Sławę Przybylską i Alibabki w roku 1983;
• winyl „Kolędy” Krystyny Prońko (Pronit M0019) wydany w roku 1984;
• winyl z roku 1986, na którym kolędy śpiewali: Hanna Banaszak, Ewa Bem, Danuta Błażejczyk, Halina Frąckowiak, Edyta Geppert, Anna Jurksztowicz, Zbigniew Wodecki i Andrzej Zaucha (Pronit PLP0017);
• coroczne reedycje tych wszystkich nagrań na płytach, kasetach i pocztówkach (państwowe wytwórnie wydawały też pocztówki dźwiękowe);
– musisz przyznać, że jak na komunistyczne państwo z ateizacją na sztandarach, był to wynik co najmniej zadziwiający. Bo gdy się wsłuchać (lub wczytać) w teksty kolęd, obok wszystkich innych przesłań, wg obowiązującej w PRL ideologii tkwiło w nich zarzewie kontrrewolucji.
Twoi Rodzice tego nie pamiętają, ale Dziadkowie – tak.
I stół ten obsiędziem,
Oj będzie, będzie kolęda.
I u nas, i wszędzie,
Oj będzie, będzie kolęda.
Świątecznie pozdrawiam.
Robak
4 stycznia 2023
Reprodukcje okładek płyt wziąłem z różnych źródeł internetowych;
z prostej przyczyny: longplaye nie mieszczą się na moim skanerze