Po „przewrocie Gomułki” w październiku 1956 roku zaczęło być nieco normalniej…
Każdy kto zaczynał żeglarstwo morskie, siłą rzeczy robił to pod dowództwem jakiegoś kapitana i oficera wachtowego.
Były to zazwyczaj pierwsze autorytety, które w jakiś sposób kształtowały dalsze losy takiego żeglarza, jego wiedzę, podejście do obowiązków i respekt dla morza. Oczywiście jeżeli taki żeglarz miał szczęście i trafił na kapitana z wiedzą i klasą, to zostawało mu to na całe życie jako nieoceniony kapitał wiedzy i doświadczenia.
Ja takie szczęście miałem, bo pierwsze 5 lat mojego żeglarstwa morskiego spędziłem pod dowództwem kapitana Bolesława Kowalskiego
i jemu zawdzięczam naukę dobrej praktyki morskiej i sporą część wiedzy żeglarskiej.
Pod komendą Bolka odbyłem pięć rejsów na różnych jachtach w latach 1956-1961
i dopiero kiedy uzyskałem stopień jachtowego kapitana żeglugi wielkiej w 1961 roku,
nasze drogi na morzu się rozeszły.
Ale przyjaźń pozostała do końca życia Bolka, a w pamięci trwa nadal.
Rejs drugi: s/y Mariusz Zaruski
Po „przewrocie Gomułki” w październiku 1956 roku zaczęło być nieco normalniej. Przywrócono działalność związków sportowych i części klubów sportowych. Jachty wróciły do starych nazw i Młoda Gwardia stała się ponownie Mariuszem Zaruskim.
1949: s/y Gen. Zaruski
Fot. Edward Krokowski
Pływanie po morzu, chociaż obarczone wieloma przeszkodami formalnymi, było już bardziej dostępne. Mnie znowu udało się zakwalifikować (oczywiście z pomocą Bolka) na rejs do Leningradu. Bolek pełnił funkcję II oficera i wziął mnie do II wachty jako asystenta nawigacyjnego.
Pełniąc tę funkcję wprawdzie nie ponosiłem żadnej odpowiedzialności, ale nawigację pod okiem Bolka musiałem prowadzić, a Bolek był dość rygorystyczny, dzięki czemu naprawdę wiele się nauczyłem.
Byłem wtedy pierwszy raz w Leningradzie.
Tu mała dygresja. W 1994 roku wchodziłem już nie do Leningradu, a do Petersburga będąc kapitanem STS Fryderyk Chopin. Odcinek od Kronsztadu, gdzie bierze się pilota, do wejścia do portu, jest dość długi i płynie się parę godzin. Droga jest nudna i jedyną rozrywką może być rozmowa z pilotem. W pewnym momencie pilot zapytał mnie, kiedy pierwszy raz byłem w Leningradzie. Odpowiedziałem, że w 1957 roku. Pilot na moment się zamyślił i po chwili odpowiedział: „To nic się nie zmieniło”.
W drodze powrotnej było sztormowo i sytuacja zmusiła nas do wejścia do leżącego w obwodzie kaliningradzkim Bałtijska, dawnej Piławy, który był tylko portem wojennym. Nie pozwolono nikomu zejść na ląd, ale ponieważ żywność się nam kończyła, Marynarka Wojenna ZSRR wspomogła nas, przysyłając na pokład kilkanaście pęt suszonej kiełbasy i beczkę kiszonych ogórków.
Bolek, jako II oficer, musiał własną piersią bronić tych delikatesów, bo załoga zeżarłaby to wszystko w ciągu kilku minut.
Rejs zakończyliśmy 9 października 1957 w Gdyni, a Bolek już w drodze powrotnej do Warszawy rozmawiał ze mną, co uda się zorganizować w następnym sezonie.
3.09.1957 – 9.10.1957
JACHT MARIUSZ ZARUSKI
Kapitan – Józef Lesiak
II oficer – Bolesław Kowalski
Ziemowit Barański – asystent nawigacyjny, II wachta
Porty: Gdynia, Leningrad, Hanko, Sztokholm, Bałtijsk, Gdynia
1728 Mm. ■
Opublikowane za uprzejmą zgodą P.T. Autora.
Pierwodruk: Minuta Kapitańska. Bractwo Wybrzeża – Mesa Kaprów Polskich. 2016, maj; str. 3-6.
Fot. na Str. Głównej: Maciej Ombach
Cdn. (co piątek)
Kpt. Ziemowit Barański o rejsach z Bolesławem Kowalskim:
► ► Rejs pierwszy: s/y Młoda Gwardia (11 października 2019)
► ► Rejs drugi: s/y Mariusz Zaruski (18 października 2019)
► ► Rejs trzeci: s/y Andromeda (8 listopada 2019)
► ► Rejs czwarty: s/y Marcin (10 stycznia 2020)
► ► Rejs piąty: s/y Sawa (17 stycznia 2020)
► Periplus – powrót na Stronę Główną