Geograf – pod tym imieniem znaliśmy go wszyscy, często nawet wahając się, gdy padało pytanie o jego prawdziwe imię i nazwisko.
Ś. p. Janusz Kawęczyński
Z wykształcenia był rzeczywiście geografem, a dokładnie: geomorfologiem, ale z duszy i zamiłowania – żeglarzem.
Urodził się 27 czerwca 1951 r. w Szczawnicy, dlatego czasami – żartem – przedstawiał się jako góral, choć był rdzennym warszawiakiem. Jego prawdziwym domem było jednak morze.
W ostatni, najdłuższy – bo bezpowrotny – rejs odpłynął 24 lutego roku 2022.
Pozostawił w smutku i żałobie zarówno najbliższą rodzinę jak i przyjaciół, do których zaliczają się nie tylko wszyscy tu obecni, ale dziesiątki i setki ludzi rozsianych po całym świecie, bo Geograf chciał i umiał się dzielić swą przyjaźnią, wiedzą, optymizmem i radością życia ze wszystkimi wokół.
Pływał od siódmego roku życia. Zaczynał na Wiśle w klubie kadetowym.
W roku 1975 był członkiem załogi jachtu Konstanty Maciejewicz w trudnym rejsie wokół Islandii.
Na długo związał się z Pogorią, poczynając od jej rejsu antarktycznego na przełomie lat 1980-1981. Pływał na niej najpierw jako oficer, później był jej kapitanem.
Był jednym z organizatorów pierwszej Szkoły pod Żaglami kpt. Krzysztofa Baranowskiego.
Płynął z nią „śladami starych kultur” w roku szkolnym 1983/1984 na Pogorii jako oficer, radiooperator i nauczyciel geografii na trasie z Gdyni do Gdyni, w rejsie trwającym 272 dni, przez Morze Śródziemne i Kanał Sueski do Indii i Sri Lanki, a w drodze powrotnej wokół Afryki.
Był współzałożycielem, członkiem zarządu i sekretarzem Stowarzyszenia „Edukacja pod Żaglami” i wielokrotnym kapitanem rejsów tej organizacji.
Był członkiem STAP (Sail Training Association Poland) – armatora Pogorii i Gedanii.
Żeglował, nurkował, latał na paralotniach. O jego rejsach i przygodach można pisać tomy. On sam swoje doświadczenie i umiejętności żeglarskie wykorzystywał prowadząc firmę Geo-Sail.
Znał jak własną kieszeń wyspy greckie, Baleary, Karaiby, Malediwy, Seszele i zakątki, które znaleźć można tylko na najdokładniejszych mapach. Prowadził tam jachty jako kapitan, zabierając na pokład zarówno nowicjuszy, jak doświadczonych żeglarzy – i wszyscy zgodni byli co do jednego: najcenniejszym doświadczeniem tych rejsów była żegluga pod komendą Geografa.
We wszystkim, co robił był profesjonalistą i mistrzem.
– Geograf! – pytano go często. – Jak ty to wszystko umiesz ze sobą zgrać, pogodzić i jeszcze się w tym nie pogubić?
A on, niezmiennie, miał na to zawsze jedną odpowiedź:
– Wprawnym ruchem zawodowca.
I żeby rozmówca nie czuł się urażony lakonicznością, dodawał zaraz jedną ze swoich dykteryjek, po której rozmowom, śmiechom i żartom nie było końca.
Odszedł za wcześnie, w pełni sił twórczych, kochany przez wszystkich, którzy go znali.
To, że był żeglarzem, znaczy również, że nieprzeliczone noce spędził pod kopułą największej świątyni, jaka istnieje na naszym globie – pod niebem, które prowadzi do nieskończoności, a więc i do Boga. Dlatego ośmielamy się prosić:
Wieczne żeglowanie racz mu dać, Panie,
a światłość wiekuista niech go prowadzi,
niech nawiguje w pokoju wiecznym.
Amen.
Tekst napisałem jako wspomnienie, do odczytania podczas mszy żałobnej, którą Stach Choiński – w imieniu wszystkich przyjaciół Geografa – zamówił w warszawskim kościele Wizytek na 28 marca 2022 o godz. 17:00.
Robak