Bazujący na dokumentach, poruszający opis losu ubogich dziewczyn i kobiet wiejskich sprzed ok. stu lat na terenach ówczesnego, młodego państwa polskiego. To jakby postscriptum do dramatycznych apeli Boy’a o oświatę i prawa dla kobiet z tego samego okresu.
Świetna praca z socjologicznym zacięciem, napisana przystępnym językiem, z silnym efektem emocjonalnym uzyskiwanym m. in. poprzez śledzenie losów nazwanych z imienia i nazwiska bohaterek wraz z domieszką sarkastycznych uwag skierowanych przeciw zacofaniu i gwałtom zadawanym kobietom.
Joanna Kuciel-Frydryszak – Chłopki. Opowieść o naszych babkach[1]
Ogólna nędza z wszystkimi konsekwencjami: niedożywienie i poniżający głód, brak opieki zdrowotnej, brak dostępu do oświaty i kultury, brak higieny, niedostatek ośrodków pomocowych, jak żłobki itp., dziedziczenie nędzy i brak życiowych szans, zacofanie społeczne.
Te luki wypełniane były przez tzw. tradycyjne, paternalistyczne wychowanie, konserwowanie okrutnych reguł oraz praktyk, które rzutowały na los dziewczyn i kobiet wiejskich. Kościół, pan i chłop-mężczyzna, czyli ojciec albo mąż podtrzymywali tradycyjne przekonania plasujące je na dole drabiny społecznej.
♦
Przerażająca ciemnota, wiara w czarownice i zabobony – groźna, bo popychająca nieraz do zbrodni na bogu ducha winnych osobach.
♦
Tzw. etyka katolicka oraz dbałość o zachowanie cnót patriotycznych używane instrumentalnie, by podtrzymywać starą strukturę społeczną, cementować hierarchię stanową, zależność od panów, kleru i po prostu od mężczyzn, uniemożliwiać zmiany i postęp, a tym samym rozwój narodu i nowoczesnego państwa. Pokora, posłuszeństwo, praca, rodzenie dzieci, modlitwa…
źródło: Kuciel-Frydryszak, Joanna. Chłopki. Opowieść o naszych babkach.
♦
A praca? Ponad siły (niejednokrotnie także na emigracji zarobkowej), faktyczne niewolnictwo.
Ogrom poniżenia, przemoc (także seksualna). Marginalizacja. Sprowadzanie do roli robotnic i wielodzietnych matek. Nikłe szanse na edukację i uniknięcie przeznaczenia. Zmuszanie do ożenku jako elementu transakcji, choć czasem małżeństwo było jednak szansą. Sprzeciw wobec woli ojca uśmierzany mógł być przy pomocy kija.
Bariery klasowe i zamożności, poczucie zawstydzenia w kontaktach z miejskim otoczeniem.
Surowość obyczajów, nieokazywanie uczuć, niechwalenie.
źródło: Kuciel-Frydryszak, Joanna. Chłopki. Opowieść o naszych babkach.
♦
Także: różnice regionalne, ślady zaborów.
Wiejski język: słownictwo, które już zanikło.
♦
Różne formy organizacji samorządowych wspierały oświatę i stwarzały pewne nadzieje na świadome pokierowanie własnym losem. Podobnie: pisma kobiece oraz pierwsze odbiorniki radiowe, choć tu podstawowym ograniczeniem był niski stopień elektryfikacji wsi.
Gdzieniegdzie docierali działacze społeczni, instruktorzy.
Oprócz konieczności zaspokajania najbardziej elementarnych potrzeb czasem stopniowo pojawia się przestrzeń dla oczekiwań wyższego rzędu, dla estetyki, upiększania siebie i domostwa, umilania życia – często działo się tak także na skutek dostrzegania wzorców zagranicznych podczas emigracji zarobkowej.
♦
Niebywale wartościowa praca instruktorek kół wiejskich gospodyń uczących gotowania, szycia i organizacji domowego życia. Ze zdumieniem czytałem o różnego rodzaju społecznych inicjatywach i akcjach w rodzaju Misji Dworcowej dla dziewczyn przybywających do miasta w celach zarobkowych – jeśli miały szczęście, mogły do niej trafić. Szansą była też praca u dworu i tam organizowana edukacja.
♦
„Chciałabym być krową i dawać mleko, bo dobrze by mi było w domu” – pisze uczennica, co Wilhelm Kalita, nauczyciel z Pokucia, kwituje: „Czy tylko jej? Zapewne i wielu innym dzieciom byłoby lepiej, gdyby były inwentarzem. Więcej by o nie dbano, bardziej odczuwano by ich stratę”.
[rozdz. 3 „Paniom nie będziesz”]
źródło: Kuciel-Frydryszak, Joanna. Chłopki. Opowieść o naszych babkach.
Co piąte dziecko w Polsce nie dożywa roku. „Popyt na trumienki wzrasta. Niejedni rodzice, u których co rok to prorok – bardziej rozpaczają nad utratą zdechłej krowy bądź co bądź żywicielki niż nad śmiercią dziecka” – mówi na konferencji w Krakowie w 1934 roku doktor Justyna Budzińska-Tylicka, jedna z głównych propagatorek polityki planowania rodziny. Jako kierowniczka pierwszej poradni świadomego macierzyństwa naraża się na ataki kręgów kościelnych i konserwatywnych.
[rozdz. 7 „Kogo Pan stworzy, tego nie umorzy”]
♦
[…] w kościele tak nakazuje prawo kanoniczne Kościoła katolickiego z 1917 roku: podczas gdy kobieta musi głowę przykryć, mężczyzna przeciwnie, powinien nakrycie głowy zdjąć. („Mężczyzna zaś nie powinien nakrywać głowy, bo jest obrazem i chwałą Boga, a kobieta jest chwałą mężczyzny” – głosi Pierwszy List św. Pawła do Koryntian).
[rozdz. 6 „Cnoty niewieście”]
[…] wciąż (i tak pozostanie do lat 1945-1947) w byłej Kongresówce funkcjonuje przepis odziedziczony po Kodeksie Napoleona, który zabrania ustalenia ojcostwa, chroniąc w ten sposób mężczyznę. W Wielkopolsce inaczej – tu jeszcze na mocy niemieckiego prawa w przypadku nieślubnej ciąży ojcostwo ustalane jest sądownie, a kobiecie zasądza się alimenty.
[rozdz. 7 „Kogo Pan stworzy, tego nie umorzy”]
♦
Licytacje komornicze wstrząsają wsią. […] Państwo według chłopa – mówi poseł – to komornik i policjant.
[rozdz. 8 „Aż się skóra podrze”]
♦
Egzotyczne nazwy dań, które spotykamy w chłopskiej kuchni, te wszystkie paciórki, przecieraki, fiutki, pokazują, że współczesna kuchnia praktycznie nie zachowała ówczesnych potraw chłopskich w ich najprostszych, czyli najuboższych odmianach. Dzisiejsze restauracje mające w nazwie chłopskie jadło, wiejską karczmę czy chłopską chatę z menu w rodzaju: żeberka w miodzie, golonka, świeżonka, aby być bliżej prawdy, powinny działać pod szyldem „Kuchnia Szlachecka” albo „U Dziedzica”.
[rozdz. 9 „Fusier, paciórka, przecieraki”]
♦
Tygodnik zaznacza przy tym, że zupełnie inny poziom higieny przedstawiają budynki należące do niemieckich właścicieli folwarków i z tego między innymi powodu chłopi wolą pracować dla Niemca. Z kolei, jak twierdzi autor tekstu, „skargi na dziedziców polskich, na ich niedbalstwa, nieumiejętności, niezaradności, a szczególnie na niewolnicze traktowanie robotników” podwoiły się od czasu, gdy przybyło wielu dzierżawców ze wschodu i z Galicji. W pozostałych regionach stan czworaków nie przedstawia się lepiej.
[rozdz. 10 „Na pańskie. Zaciążnice i bandoski”]
Nie wiem, czy na sto znalazłby jedną zdrową, są to po prostu chodzące wychudłe widma. Dość spojrzeć w niedzielę w pierwszym – lepszym kościele wiejskim, a każdy może się przekonać. Klęczą istoty o zapadłych policzkach i przygasłych oczach, to są właśnie gospodynie wiejskie.” Pamiętniki chłopów, 1935 rok. […]
[rozdz. 12 „Ja nie likorz, Pan Bóg likorz”]
źródło: Kuciel-Frydryszak, Joanna. Chłopki. Opowieść o naszych babkach.
♦
Irena Szumlakowska, współpracowniczka „Przodownicy”, która wyruszyła do Szwajcarii i powróciła olśniona: „Pierwsze wrażenie, gdy się przekracza naszą granicę, to ta dziwna nieuprzejmość i niegrzeczność jednych, względem drugich. Po prostu jeden człowiek patrzy wilkiem na drugiego, nikt się do drugiego nie uśmiechnie, nikt nikomu ani nie ustąpi, ani w niczem nie pomoże. […] Jakżeż inaczej zachowuje się ludność innych krajów, a zwłaszcza Szwajcarii. Czuje się tam otoczonym życzliwością i chęcią przyjścia z pomocą. W sklepie nie wypuszczą kupującego bez otworzenia mu drzwi i pożegnania.[…] Jeśli więc kobiety polskie nie będą się starały wśród swego otoczenia i swych dzieci wyrabiać grzeczność, uczciwość, uprzejmość dla ludzi i życzliwość dla zwierząt i roślin to nie przyczynią się do tego, by nasz naród mógł zaliczać się do najkulturalniejszych”.
Czytelniczki pism dla kobiet wiejskich nie bardzo wiedzą, o co tym paniom chodzi. Estetyka czy savoir-vivre nie należą do ich największych problemów.
[rozdz. 12 „Ja nie likorz, Pan Bóg likorz”]
Jaką te uwagi zachowują aktualność: ciągle brakuje nam na ulicy i na wiejskiej drodze uśmiechu, życzliwości i uprzejmości; poprawa następuje powoli i nie zawsze jako społeczny efekt wzrostu dobrobytu. Zmiany w nadbudowie są obliczane na pokolenia.
♦
1937 rok. Polska regionalnie różni się znacznie. Pod koniec lat trzydziestych rząd ogłasza, że nasz kraj jest trzyliterowy. Kto jest mieszkańcem Polski A, czyli tej bardziej rozwiniętej, zwłaszcza na zachodzie, ten głodny raczej nie chodzi, a i lepiej mieszka. Tutaj 70 procent budynków to domy murowane. W centralnej Polsce to tylko 11 procent, a na wschodzie zaledwie 1,4 procent. Elektryczność do 1939 roku ma zaledwie 3 procent wszystkich gmin i z tego większość na zachodzie, ale i tu niewiele, dziesięć wsi. Lampa naftowa to podstawowe źródło światła w chłopskich chatach. […]
Nieporęt, szesnaście kilometrów w linii prostej na północ od Warszawy, w roku 1930 należy do wsi bogatych. Mają tu szkołę, kościół, ajencję pocztową, ośrodek zdrowia, remizę, karczmę, piekarnię i kilka sklepów spożywczych. Mieszkańcy w czasie deszczu brodzą między tym wszystkim w głębokich kałużach. Niebrukowane drogi są w stanie fatalnym, większość bez ogrodzenia, a podwórza zalane gnojówką. Żadnej z zagród nie zdobią kwiaty ani drzewa.
[rozdz. 12 „Ja nie likorz, Pan Bóg likorz”]
źródło: Kuciel-Frydryszak, Joanna. Chłopki. Opowieść o naszych babkach.
♦
Na kolejnych etapach historycznego rozwoju zawsze znajdowali się tacy, którzy przestrzegali przed nowinkami w imię wiecznej petryfikacji świętych naszych obyczajów, utrzymania starej hierarchii, a pozycji, wpływów i majątku kościelnego w szczególności.
W 1935 roku czytelnik Franciszek Jędrych w liście do „Gazety Świątecznej” ubolewa, że zamiast krakowiaków i oberków nawet mieszkańcy wsi wolą tańczyć fokstroty. „Dawniej młodzież polska szczyciła się swoimi tańcami w Europie i wzbudzała podziw. Gdy Szwedzi najechali Polskę, złupili nam wielkie skarby, to przywieźli z niemi do swego kraju i nasze tańce” – pisze i woła o pomstę do nieba, ponieważ owe fokstroty „to zaraza, zgnilizna i zgorszenie, prawdziwy bezbożniczy taniec żydowski. Związki prawdziwie katolickie powinny zwrócić na to baczną uwagę. Radjo Polskie, jeśli chce swe zadanie spełnić należycie, nie powinno na swych falach rozgłaszać tych plugawych tańców”.
[rozdz. 13 „Radio i inne diabelstwa”]
źródło: Kuciel-Frydryszak, Joanna. Chłopki. Opowieść o naszych babkach.
Doktorowa jednak macha ręką na to, co mówi Marynia. Zna ją i wie, że jej wrogość jest wyuczona i powierzchowna. „Często widzę ją, jak pasie dzieciaki, nawet żydowskie, pomimo że jest antysemitką” – zapisuje w pamiętniku.
[rozdz. 13 „Radio i inne diabelstwa”]
Czyż wyuczona i powierzchowna nie jest po prostu religijność?
♦
O kobietach zatrudnionych na farmach we Francji, będących nieraz w skrajnej rozpaczy:
Jedna z nich została odnaleziona, gdy szła wzdłuż torów, bo miała nadzieję, że dojdzie do swojego domu w Polsce – mówi Monika Siama z Uniwersytetu w Rennes, jedna z autorek książki, ekspertka do spraw dziedzictwa kulturowego polskiej emigracji zarobkowej we Francji.
[rozdz. 14 „Czy tutaj nie ma wcale polskich ludzi?”]
♦
Wiejski Uniwersytet Orkanowy [pamięci Władysława Orkana] w Gaci koło Przeworska.
Ruch spółdzielczości wiejskiej. Świadomość potrzeby żłobków, przedszkoli, szkół.
Wici – powstały w 1928 roku związek młodzieży wiejskiej uznawany za radykalny; stawiający sobie za cel przygotowanie chłopów do współrządzenia państwem, kształtujący postawę obywatelską i wspólnotową; Wici sprzeciwiały się sanacji, występowały przeciwko kapitalizmowi i klerowi, w 1939 roku liczyły 100 tysięcy członków.
[rozdz. 8 „Aż się skóra podrze”]
„Uniwersytety ludowe – pisze Zofia Solarzowa we wspomnieniach Mój pamiętnik – zrodziły się w protestanckiej Danii. Wyznanie Duńczyków pozwalało im dyskutować, rozważać i swobodnie stosować w życiu prawdy podawane przez ich Kościół. Katolicyzm takiej dowolności w przyjmowaniu swoich prawd nie tolerował”.
[rozdz. 15 „Szatan na Gackiej Górce”]
♦
Roboty przymusowe w III Rzeszy:
„Albina nie była z tych nadmiernie narzekających, ale opowiadała, że pierwszy raz najadła się do syta, kiedy trafiła na roboty przymusowe w gospodarstwie rolnym w III Rzeszy. Musiała mieć wtedy jakieś 17 lat. Gdy słuchałem tych historii jako mały chłopiec, wydawało mi się całkiem normalne, że babcia jako najlepszy okres w swoim życiu wspomina te kilka lat, kiedy Adolf Hitler uczynił z niej niewolnicę” – pisze Maciej Jakubowiak w felietonie Historie ludowe: brzuch, w którym przygląda się swojemu chłopskiemu dziedzictwu, a za międzypokoleniową spoinę uznaje stosunek do jedzenia. […]
Po powrocie [z robót w Niemczech] uczy siostry, że nie śpi się w dziennej bieliźnie, tylko w koszuli nocnej. Wprowadza do domu zwyczaj choinki. Uczy młodszą siostrę […] poprawnego miejskiego zachowania się. […]
Po latach, w swoim życiorysie, w ten sposób napisze o czasie spędzonym w leśniczówce na „przymusowych” robotach: „Jadłam razem z nimi przy jednym stole i tu muszę podkreślić że Niemcy chociaż wróg, ale robotnika lepiej uszanowali niż nasi ziomkowie.
[rozdz. 16 „Brzuch i inne dziedzictwa”]
♦
„Chamofobia” – wstydzenie się chłopskiego pochodzenia.
źródło: Kuciel-Frydryszak, Joanna. Chłopki. Opowieść o naszych babkach.
To wówczas, jak mówi Eliza Szybowicz, zaczęła się borykać z syndromem „uzurpatora”, którego czasem do dzisiaj doświadcza.
– Poczucie, które chyba szczególnie dręczy kobiety, nawet te, które mają osiągnięcia, dobrze sobie radzące czy zarabiające – że to im się właściwie nie należy, że zaraz się wyda, że tak naprawdę się nie znają i nie potrafią. Z okresu studiów pamiętam swoje obsesyjne notatki z każdej lektury i poczucie, że powinnam jeszcze więcej pracować.
[rozdz. 16 „Brzuch i inne dziedzictwa”]
Ten rodzaj coming outu włącza podobne mechanizmy, jak w przypadku starającej się zasymilować ludności pochodzenia żydowskiego (wstydzenie się żydowskiego pochodzenia, wręcz zaprzeczanie mu). Podobnej odwagi i przełamania wewnętrznych barier wymagało uzewnętrznienie odmienności seksualnej i dalej nie jest z tym dobrze.
Do tej zmiany przyczyniły się między innymi wspaniałe oddolne inicjatywy, w rodzaju przeprowadzonej w 2013 roku społecznej akcji „Jestem ze wsi” Stowarzyszenia Folkowisko, które w internecie, na plakatach i ulotkach prezentowało sylwetki ludzi wywodzących się ze wsi i zachęcało do swoistego coming outu.
[rozdz. 16 „Brzuch i inne dziedzictwa”]
♦
Powszechne dziś nabijanie się z PRL-u (mające aż nadto uzasadnień) oraz jednostronne potępianie (przy tak wielu bolesnych i oczywistych powodach) prowadzi do spłycenia oceny tego okresu w historii rozwoju Polski i utrwalenia w zbiorowej pamięci (a w szczególności w medialnym przekazie) głównie jego wad i śmiesznostek zasługujących na kpinę. A był to także okres rewolucji odpowiadającej na zapotrzebowanie ubogich mas, oferującej dostęp do pracy i awansu społecznego (początkowo bardzo wypaczonego), często do ziemi, gospodarstw i mieszkań za darmo, bezpłatnej (stopniowo) służby zdrowia i edukacji, kultury w przystępnej cenie.
Oczywiście, nie sprawdzimy już, jak potoczyłby się nasz rozwój i los ubogich wiejskich kobiet, gdybyśmy po II wojnie światowej nie znaleźli się w radzieckiej strefie panowania i chociażby przyjęli plan Marshalla. Zapewne byłoby też inaczej, gdyby nie pojawiła się – jako rezultat dramatycznych zmian po II Wojnie Światowej – zmiana granic i struktury demograficznej oraz nagła możliwość przejmowania majątków po Niemcach, Ukraińcach, Żydach…
W latach sześćdziesiątych Jadwiga pisze: „Jaka ja jestem wdzięczna Państwu naszemu za ziemię, jaką posiadam i pracuję na swoim, za dach nad głową, za kawałek chleba, którego mi już od końca wojny nie brakuje. Za lekarza, za dentystę, który się opiekuje bezpłatnie moimi dziećmi, za filmy tanie, biblioteki wspaniałe, od których mi się oderwać trudno”. Cieszy się, że udało im się z mężem wyremontować gospodarstwo, które dostali po wysiedlonych Ukraińcach, że hodują konia, krowy, cztery świnie, owce, gęsi i kury. Ale najbardziej zadowolona jest z tego, że córki mogą się uczyć. „Dwie dziewczynki, które mi żyją, i chodzą do szkoły, to jedna już ukończyła siódmą, a druga chodzi do szóstej klasy. Moje dzieci miały dotychczas więcej butów, niżeli ja przez całe dotychczasowe życie” – notuje.
[rozdz. 11 „Uciekinierki”]
[Eliza Szybowicz:] „dzisiaj uważam, że potępianie PRL-u w czambuł źle się przysłużyło nie tylko mnie, ale w ogóle nam jako społeczeństwu, i myślę, że można było uważniej słuchać świadków, czyli właśnie naszych dziadków, z ich doświadczeniami przedwojennej biedy, i nie odrzucać ich spostrzeżeń, które często okazywały się trafne.” […]
I, wreszcie, musieliśmy się trochę wystawniej najeść i lepiej ubrać, by móc mówić o biedzie naszych rodzin bez lęku i wstydu.
[rozdz. 16 „Brzuch i inne dziedzictwa”]
Byt kształtuje nie tylko świadomość, ale i pewność siebie.
Jerzy Dutlinger
2 lutego 2025
[1] Kuciel-Frydryszak, Joanna. Chłopki. Opowieść o naszych babkach. Warszawa : Wydawnictwo Marginesy, 2023. ISBN 978-83-67674-86-7.