Mariusz Chmielewski: Żółte bikini kapitana

Plaża jak z marzeń. Dwie smukłe dziewczyny w przewiewnych sarongach taszczą po piasku dużą podłużną torbę podróżną. Nie wygląda na ciężką. Obie w klapkach podrywających ziarenka platynowego pyłu za każdym kolejnym krokiem. Jest ciepło, bardzo ciepło, ale łagodna bryza pozwala oddychać. Palm Beach na Arubie? Anse Chastanet Beach na Saint Lucii? Nie, nie – to chyba Les Boucaniers na Martynice. Tylko tam gaj palm kokosowych tak pięknie schodzi do morza, a rośliny są kolorowe polską złotą jesienią…

Dziewczyny wyglądają zjawiskowo. Trudno powiedzieć, po ile mają lat. Jedna, chyba Kreolka, ta wyższa, ma na głowie przezabawny trzcinowy kapelusz lekko odchylony do tyłu. Coś mówi, ale obie są za daleko, by cokolwiek usłyszeć przez szumiący przybój. Druga, o skandynawskiej urodzie, wybucha co chwilę śmiechem. Idą tam, gdzie najwięcej plażowiczów. Krzyczą, chcąc zwrócić na siebie uwagę wylegujących się pod parasolami, ale i bez tego przyciągają wzrok.

W końcu torba ląduje na piasku. Dziewczyny rozchodzą się jak na komendę i po piasku, jak po wybiegu, zaczynają odmierzać długość a potem szerokość plaży. O co tu chodzi? Tak, chyba już wiem!!! To improwizowany pokaz mody plażowej, a dziewczyny mają w torbie kolorowe bikini różnych wzorów i rozmiarów, by je sprzedać. Nie ma przebieralni? A co to za problem? Skłon do torby i dziewczyny krokiem modelek Victoria’s Secret, już w kolejnym bikini, ruszają: jedna w stronę plażowego baru okrytego trzcinowym daszkiem, druga w stronę zagajnika. Brakuje im tylko piór i motylich skrzydeł.

Plażowicze, nie tylko panowie, patrzą jak urzeczeni. Nic dziwnego. Powody są dwa i oba bardzo dobre. Naprawdę. Teraz kolejny model… tylko dlaczego jednolity i cały żółty?

– Mariusz, obudź się.

W kabinie pali się światło. Przed oczami mam żółty, ale tylko sztormiak kapitana Krzysztofa Baranowskiego, cały upstrzony kropelkami wody. Czar karaibskiej plaży znika w oka mgnieniu.

– Wstań, ubierz się szybko i chodź na pokład. Trzeba zmienić Kazia. Stoi na sterze już dobrze ponad dwie godziny i nie dość, że pewnie przemarzł to i ręce mu odpadają ze zmęczenia.

Kazio Robak jest w tym rejsie[1] asystentem oficera wachtowego, a za dnia – nauczycielem.

Dochodzi druga w nocy. Karaibska plaża znika w oka mgnieniu. Próbuję zrozumieć sens tego, co mówi Krzysztof, ale nic mądrego nie przychodzi mi do głowy. Sytuacja jest jednak tak nietypowa, że kapitan nie musi mi prośby powtarzać dwa razy. Zaraz, zaraz…

Nasłuchuję odgłosów z pokładu. Cisza… no, prawie cisza poza sykiem fal opływających burty Pogorii. Czuję potężny rozkołys, ale to nic niezwykłego. Jacht zwolna podnosi się od rufy jakby niesiony oddechem Thalassy, mitycznej bogini morza, a może to sprawka Posejdona, który z sobie wiadomego powodu tak głęboko oddycha? Do Thalassy?

Na filozofowanie nie ma czasu. Skoro kapitan przyszedł mnie obudzić, to znaczy że miał bardzo dobry powód. Nie co dzień kapitan wyciąga kogoś z koi w środku nocy. Co więcej, skoro Kazio, przecież nie ułomek, może mieć dość stania na sterze, to znaczy, że trzeba się zabierać z koi i to bardzo szybko. Wyciągam sztorm-deskę, odpinam fartuch i jestem na nogach.

Wracamy do Europy. Za rufą niemal cały Atlantyk. Po pięciu miesiącach rejsu prawie wszystko powszednieje. Potężny rozkołys także. Chwała Bogu, że w Ushuaia wymieniła się młodzieżowa załoga. Z wprawnymi ludźmi na pokładzie wszyscy czujemy się pewniej. Dni przelatują niczym kartki z kalendarza. Najpierw mozolne wspinanie się na północ wzdłuż wybrzeży Ameryki Północnej aż do strefy wiatrów zachodnich, by celować w środek Kanału La Manche wspomagając się Golfstromem i wiatrem od rufy.

Kiedy przed północą zbierałem się do koi, na fokmaszcie stały dwa marsle i bramsel. Spokojny rozkołys, bez wspinania się na strome fale i gwałtownego opadania w doliny, czego doświadczaliśmy rejonie Hornu, dawał spokojny sen. Wprawdzie wystarczyło spojrzeć w locję, by wiedzieć, co może nas czekać u wejścia do Kanału La Manche – lub Kanału Angielskiego, jak zwykł był mawiać Ziemowit, nasz Pierwszy Oficer w tym rejsie – ale to nic niezwykłego. Od października do kwietnia występują w tym rejonie zmienne warunki pogodowe z silnymi wiatrami, dużym rozkołysem, a czasem także z ograniczoną widocznością. Ta noc tego nie zapowiadała.

Nie paląc światła wspinam się po omacku zejściówką na pokład rufowy, bo po tylu miesiącach rejsu znam na pamięć liczbę stopni. Idę popatrzeć na czerń nocnego Atlantyku. Otwieram drzwiczki zejściówki i moim oczom ukazuje się widok zapierający dech w piersiach.

Pokład oświetlają wszystkie lampy, tak jak przy nocnym alarmie do żagli, ale nie stoi nawet najmniejszy trójkąt żagla, nie wspominając o żaglach rejowych. Po pokładzie nie krząta się nikt. Nikt nie brasuje, nikt nie stawia, nikt nie ściąga żagli, nikt nie buchtuje lin na nagielbankach. Tylko maszty i olinowanie. Pędzimy z wiatrem na wyścigi; to dlatego rozkołys tak bardzo nie doskwiera. Rzut oka na przyrządy. Postać kapitana, trochę je zasłania. Wreszcie dostrzegam: na przemian 5 do 8 węzłów, zależnie od tego, czy Pogoria unosi się fali czy zjeżdża po jak zboczu. Nie słychać specjalnie wiatru, za to dobiega nas wszystkich syk piany, jaką Pogoria zostawia z burt i za rufą. I ten widok. Nie sposób oderwać oczu.

Patrzę na piękno tej sceny jak urzeczony: potęga oceanu w całej krasie. Przez głowę przelatują wspomnienia, a konkretnie dzień, w którym wiele lat wcześniej po pierwszy raz w życiu pływałem po Mamrach drewnianą OK Dinghy. Przesiadka z poczciwej Omegi, na której jako początkujący sternik i tak nie czułem się komfortowo, na 4-metrową regatową łódkę była dla mnie czymś, co da się tylko porównać z prowadzeniem samochodu Formuły 1. Wsadzając mnie do OK’eja nikt mnie nie uprzedził, że przy fordewindzie i zafalowaniu wiatr potrafi unieść rufę i ta, zjeżdżając po fali ustawia łódkę bokiem do wiatru. Zanim zrozumiałem, co się dzieje, byłem w wodzie. Wywrotka na nawietrzną była spektakularna, jak sądzę. Teraz na Pogorii mamy podobną sytuację – wiatr z rufy, tyle że to nie Mamry, a Atlantyk i wejście do Kanału La Manche (Angielskiego?), jacht jest ponad 10 razy większy, nie wspominając o sile wiatru.

– Mariusz – dochodzi mnie głos Krzysztofa, – popatrz, jak steruje Kazio. Nie oglądaj się za siebie tylko wykonuj polecenia Ziemowita.

Słyszę głos Ziemka, wydającego polecenia na ster, chociaż nie jestem pewien skąd ten głos dobiega. Rzut oka i wszystko staje się jasne. Ziemowit przypięty do kolumny kompasu patrzy za siebie na fale, które za wszelką cenę chcą dogonić Pogorię.

– Trzydzieści stopni w prawo, kontruj, na burtę, OK, dobrze, prostuj, dwadzieścia w prawo… – rozlega się w noc.

Szprychy koła sterowego migają niczym w rowerze, tyle, że raz z prawo raz w lewo napędzane dłońmi Kazia tak, aby Pogoria nie stawiała się bokiem do fali, tylko zjeżdżała ukośnie w jej dolinę, a bukszpryt nie miał nawet najmniejszej ochoty nurkować w głąb fali.

„Nie oglądaj się za siebie” – dźwięczy mi w uszach. Piramidy fal zawisających co chwila nad rufą Pogorii robią wrażenie, chociaż tępi je wspomnienie zmagań w rejonie Hornu. Tamtych kamienic wody nie da się zapomnieć.

Patrzę na Ziemowita i natychmiast przypominają mi się rozmowy przy szklaneczce rumu, kiedy Ziemek opowiadał ze swadą o zjawisku fali potwornej. Czy rzeczywiście nałożenie się krótszych fal z doganiającymi je dłuższymi falami potrafi wypiętrzyć je do niemal 30 metrów i zmieść jacht z powierzchni, co opisywał, bodaj po raz pierwszy, Joshua Slocum ponad sto lat wcześniej? Chyba nie chcę tego wiedzieć, a już na pewno tego doświadczyć tu i teraz.

Kazio wypina karabińczyki szelek ze stanowiska sternika i patrzy, jak wygląda człowiek, w którego rękach przez pozostałą połowę wachty, czyli do godziny 4:00 spoczywa bezpieczeństwo jachtu. Wsłuchuję się w komendy Ziemowita. Po kilku chwilach zaczynam czuć jacht i sam wiem, ile obrotów dołożyć lub odjąć, by Pogoria płynęła bezpiecznie. Rozumiem także, co miał na myśli kapitan, mówiąc, że Kazio może być zmęczony. Koło sterowe jest praktycznie cały czas w ruchu. Adrenalina każe zapomnieć o zmęczeniu. Pewnie u Kazia było tak samo, chociaż nie mam szansy go o to zapytać, bo właśnie znika w zejściówce.

Za plecami stoi Ziemowit wypatrujący co chwila kolejnej góry wody. Na wprost przyrządów stoi kapitan, w drugim skrzydle mostku Marek, nasz Chief Maszyny – i tak pędzimy przed siebie.

Ocean oświetlany lampami podsalingowymi jest przepiękny w swojej grozie i swoim majestacie. Nawet z czernią nocy jest mu do twarzy, chociaż plaża Les Boucaniers na Martynice też miała swój niezaprzeczalny urok.

Może przyśniła się także Kaziowi?

Mariusz Chmielewski
Józefosław, 22 kwietnia 2025

Konsultacja:  Ziemowit Barański

Przypisy. postscriptum i dobór zdjęć: Kazimierz Robak / Periplus.pl


[1] Jest to rejs Międzynarodowej Szkoły Pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego z Gdańska do Gdyni, wokół Ameryki Południowej, przez Cieśninę Drake’a i Kanał Panamski. Tu opisany jest przedostatni etap: z florydzkiego Jacksonville do Londynu (16 marca – 15 kwietnia 1989). Załogą dowodzonej przez Krzysztofa Baranowskiego Pogorii byli uczniowie i kadra oficersko-nauczycielska z USA, ZSRR i Polski. Szczegóły w Postscriptum.


 

Baranowski, Barański, Chmielewski, Greg Droke, horn, Międzynarodowa Szkoła Pod Żaglami, pogoria, Russ Droke, szkola pod zaglami, Thalassa, Ziemowit BarańskiAtlantyk w lutym 1989; płyniemy w silnym wietrze, ale jeszcze nie w sztormie
fot. Mariusz Chmielewski

Baranowski, Barański, Chmielewski, Greg Droke, horn, Międzynarodowa Szkoła Pod Żaglami, pogoria, Russ Droke, szkola pod zaglami, Thalassa, Ziemowit BarańskiNapis na przedniej ścianie nadbudówki rufowej Pogorii przypominał o żegludze w warunkach ekstremalnych
fot. Gregory & Russel Droke

Baranowski, Barański, Chmielewski, Greg Droke, horn, Międzynarodowa Szkoła Pod Żaglami, pogoria, Russ Droke, szkola pod zaglami, Thalassa, Ziemowit Barański Baranowski, Barański, Chmielewski, Greg Droke, horn, Międzynarodowa Szkoła Pod Żaglami, pogoria, Russ Droke, szkola pod zaglami, Thalassa, Ziemowit Barański

Sztorm z baksztagu zaczął się tym, że zniknął żagiel z rei dolnego marsla; stalowy szot, gruby na palec, pękł jak nitka
fot. Krzysztof Baranowski

źródło: Krzysztof Baranowski – Samotny żeglarz (1995; str. 190)
Krzysztof Baranowski – Bujanie w morskiej pianie(2014; str. 188)

 

Baranowski, Barański, Chmielewski, Greg Droke, horn, Międzynarodowa Szkoła Pod Żaglami, pogoria, Russ Droke, szkola pod zaglami, Thalassa, Ziemowit BarańskiAtlantyk, 2 kwietnia 1989: za sterem Pogorii Kazimierz Robak, obok Marian Wilusz, III oficer
fot. Jarosław Kornacki

Baranowski, Barański, Chmielewski, Greg Droke, horn, Międzynarodowa Szkoła Pod Żaglami, pogoria, Russ Droke, szkola pod zaglami, Thalassa, Ziemowit BarańskiAtlantyk, 6 kwietnia 1989: za sterem Pogorii Mariusz Chmielewski – autor
fot. Krzysztof Baranowski

źródło: Krzysztof Baranowski – Samotny żeglarz (1995; str. 184)

Baranowski, Barański, Chmielewski, Greg Droke, horn, Międzynarodowa Szkoła Pod Żaglami, pogoria, Russ Droke, szkola pod zaglami, Thalassa, Ziemowit BarańskiSwoon (Caledonia Curry, ur. 1977) – Thalassa
(2014; drzeworyt na papierze na panelach drewnianych; ręcznie kolorowany gwaszami akrylowymi; 365,7 x 365,7 x 183 cm; pierwowzór: 2011, New Orleans Museum of Art)
źródło: Turner Carroll Gallery, Santa Fe, NM, USA.


Postscriptum:

Mariusz Chmielewski – prawa ręka kpt. Krzysztofa Baranowskiego podczas organizacji jego Międzynarodowej Szkoły Pod Żaglami / International Class Afloat dla uczniów z USA, ZSRR i Polski na Pogorii, w roku szkolnym 1988/1989.
W czasie rejsu był ochmistrzem (purser) i intendentem (quartermaster); ponieważ na pokładzie językiem komend i komunikacji był oficjalnie angielski, nazywaliśmy Mariusza, dla wygody, Purcel.
Z zawodu: dziennikarz, ekonomista, manager w firmach telekomunikacyjnych i IT.

 


Międzynarodowa Szkoła Pod Żaglami Krzysztofa BaranowskiegoInternational Class Afloat
STS Pogoria; 1 września 1988 – 19 maja 1989

Kapitan: Krzysztof Baranowski (nauczyciel geografii)

załoga etatowa: Jarosław Kornacki (II mechanik), Marek Korotkiewicz („kuk”), Marek Kowalski (I mechanik)

kadra oficersko-nauczycielska: Ziemowit Barański (I oficer, dyrektor Szkoły, chemia), Mariusz Chmielewski (ochmistrz), John Croft (biologia, od 1989-01-29), Richard Dolder (j. angielski, do 1988-12-20), Alexandre Eniline / Александр Енилин (j. rosyjski), Cleve Miller (historia, do 1988-12-20), Ryszard Mokrzycki (bosman, informatyka), Elżbieta Nizińska (historia, do 1988-12-20), Kazimierz Robak (j. polski, historia, od 1988-12-15), Małgorzata Ruczkowska (biologia, do 1988-12-20), Brian Smith (j. angielski, od 1989-01-29), Vadim Trenin / Вадим Тренин (kierownik grupy ZSRR), Bogusław Urbanowicz (fizyka, elektronika), Nikolai Varoukhin / Николай Варухин (kierownik grupy ZSRR; do 1988-09-12), Marian Wilusz (III oficer, elektryk, matematyka), Andrzej Zugaj (II oficer, lekarz)

Ekipa TV: Leszek Trzciński (operator obrazu)

Załoga młodzieżowa I semestru (1 września – 20 grudnia 1988):
USA – Joseph Boyd, Tige Casey (do 1988-10-08), Russel Castle, Russel Droke, Billy Hall, Matthew Hudson, Michael McDearman, Nathaniel Twitty, Christopher Vick
ZSRR – Vasili Chirpakov / Василий Чирпаков, Dmitri Efanov / Дмитрий Ефанов, Vitali Gorchenin / Виталий Горшенин, Alexei Lysenko / Алексей Лысенко, Dmitri Melnikov / Дмитрий Мельников, Konstantin Mikhailov / Константин Михайлов, Nikolai Panov / Николай Панов, Alexandre Pribytkov / Александр Прибытков, Valeri Saveliev / Валерий Савелъев, Peeter Rebane (Estonia)
Polska – Marcin Adamski, Tomasz Batycki, Konrad Duc, Artur Gładysz, Piotr Kwasigroch, Krzysztof Mazur, Maciej Ombach, Jan Parczewski, Bartłomiej Serafiński, Mateusz Tuniewicz
Uczniowie: Russel Droke, Piotr Kwasigroch, Alexei Lysenko / Алексей Лысенко, Michel McDearman, Maciej Ombach i Peter Rebane – jako najlepsi w semestrze pierwszym – otrzymali w nagrodę możliwość uczestniczenia w rejsie w semestrze drugim.
Kalendarium i trasa I semestru (na mapie zaznaczono kolorem czerwonym): 1988: 1.09 – Gdańsk; 4-5.09 – Kilonia (RFN); 10-14.09 – Plymouth (Wlk. Bryt.); 21-24.09 – Kadyks (Hiszpania); 28-29.09 – Porto Santo (Arch. Madery, Portugalia); 30.09 – 2.10 – Porto de Machico (Madera, Portugalia); 2-3.10 – Funchal (Madera, Portugalia); 6-8.10 – Arrecife (Lanzarote, W. Kanaryjskie, Hiszpania); 9-10.10 – Puerto de la Luz y de las Palmas (Gran Canaria, W. Kanaryjskie, Hiszpania); 14-16.10 – Mindelo – zat. Porto Grande (São Vicente, Rep. Zielonego Przylądka); 17-18.10 – Porto Inglês/Vila do Maio (Maio, RZP); 18-20.10 – Praia (Santiago, RZP); 26.10 – równik; 28-29.10 – Fernando de Noronha (Brazylia); 31.10 – 1.11 – Recife (Brazylia); 8-12.11 – Rio de Janeiro (Brazylia); 17.11 – Rio Grande do Sul (Brazylia); 20-27.11 – Buenos Aires (Argentyna); 2-3.12 – Puerto Madryn (Argentyna); 4.12 – Puerto Pirámides (Argentyna); 6.12 – Comodoro Rivadavia (Argentyna); 11-20.12 – Ushuaia (Argentyna) – zmiana załogi

Załoga młodzieżowa II semestru (21 grudnia 1988 – 19 maja 1989):
USA – Matthew Byrne, Gregory Droke, Russel Droke, Grant Durtschi, Peter Fellers, Adrian Nelson, John Norton, Hendrik Visser (od 1989-03-15), Scott Westmoreland, Jerrod Wilkins, Zane Yoder (do 1989-01-29)
ZSRR – Evgenii Evdokimov / Евгений Евдокимов, Nikolai Frolov / Николай Фролов, Dmitri Korchounov / Дмитрий Коршунов (do 1989-05-07), Alexandre Krasnov / Александр Краснов, Alexei Kroujkov / Алексей Кружков, Alexei Lysenko / Алексей Лысенко, Ilia Maximov / Илья Максимов (do 1989-02-28), Artem Miakichev / Артём Мякишев, Igor Orlov / Игорь Орлов, Alexei Oundessov / Алексей Ундесов, Giennadi Riabtchikov / Геннадий Рябчиков, Peeter Rebane
Polska – Witold Czajewski, Zbigniew Gała, Krzysztof Kędzierski, Maciej Kurka, Piotr Kwasigroch, Przemysław Lech, Piotr Łata, Madej Nuckowski, Maciej Ombach, Maciej Szemryk
Kalendarium i trasa II semestru (na mapie zaznaczono kolorem niebieskim): 1988: 20.12 – Ushuaia (Argentyna); 20-21.12 – Puerto Williams (Chile); 22.12 – 10:00 LT, trawers przylądka Horn; 1989: 11-12.01 – Valdivia (Chile); 15-17.01 – Wyspa Robinsona Crusoe (zatoka Cumberland przy San Juan Bautista; Chile); 21-31.01 – Callao (Perú); 6.02 – równik; 11-14.02 – Balboa, Kanał Panamski, Colón (Panama); 22.02 – 1.03 – Hawana (Kuba); 2.03 – Cay Sal Bank (Bahamy); 4-7.03 – Miami (Floryda, USA); 11-19.03 – Jacksonville (Floryda, USA) [12-14.03 – wyjazd do Nashville i Cookeville (Tennessee, USA); 15-18.03 – wyjazd do Orlando (Floryda, USA)] 15-20.04 – Londyn (Wlk. Bryt.); 23-27.04 – Hamburg (RFN); 27-28.04 – Kanał Kiloński; 1-4.05 – Sztokholm (Szwecja); 7-14.05 – Leningrad (ZSRR); [9-12.05 – wyjazd do Moskwy]; 18-19.05 – Hel; 19.05 – Gdynia [20-21.05 – wyjazd do Warszawy]

Długość trasy: 23.153 Mm.
Czas trwania: 249 dni


► Periplus – powrót na Stronę Główną