Zbigniew Studziński: Czekając na sen

Leżysz w koi. Deska sztormowa, w którą wtula cię łagodny przechył jachtu, daje złudzenie odizolowania od mesy. Trzydziestocentymetrowej wysokości palisada, mur chroniący twoją niezależność i potrzebę samotności.

Jest noc. Noc pełna sierpnia, gwiazd i księżyca, tchnąca spokojem, łagodnym falowaniem morza i ulotną, pianissimo graną melodią wiatru. Jacht leży w niewielkim przechyle. Tuż przy uchu, za cienkimi klepkami burty, słyszysz nieustanne mamrotanie morza. Przepowiada ono sobie kształt kadłuba, jego gładkość i płynność linii, prędkość, kurs względem wiatru i jakieś inne, sobie tylko wiadome sprawy. Słyszysz chwilami jakieś seplenienia, pomlaskiwania. Dziwi cię, że morze zachowuje się jak mocno zdziecinniały staruszek , opowiadający sobie nieskończenie długie i zawiłe historie.

W tym samym czasie pod burtą zawietrzną morze ma zupełnie inną postać. Regularny odgłos odkładanych fal przywodzi na myśl obraz żniwiarza niespiesznie koszącego łan suchego, dojrzałego zboża. Krok w przód i szszszszszuch, krok dalej i znowu, regularnie i niezmordowanie. I tak z obu stron słyszysz morze. Niby to samo, a jednak całkiem inne.

Pod głową masz zwinięty sweter – najwygodniejszą poduszkę. Czujesz delikatne drapanie szorstkiej wełny. A spod swetra, spod materaca słyszysz ciche westchnienia. To słodka woda w częściowo już opróżnionym zbiorniku odbija się od jego metalowych ścianek. Dźwięki przypominające kapanie kropli wody na kamienne płyty posadzki w starym, pustym kościele albo plusk kamienia wrzuconego do niezwykle głębokiej studni. Daje to wrażenie ogromnej głębi przestrzeni, zawieszenia w nieskończenie wielkiej, ciemnej kopule,

I nie wiesz, czy to ty zamknąłeś oczy, czy ciemność tak doskonała objęła świat we władanie?

Dłoń obejmująca rumpel daje znać, że noce na Bałtyku, nawet w środku lata, bywają chłodne. Białe płótna na maszcie zlewają się ze srebrną poświatą. Wiatr, na tyle silny, że napięte liny nie tłuką blokami o pokład, jest jednak zbyt słaby, by wzburzyć morze, by wywołać jakikolwiek hałas. Cisza. W pewnym momencie słyszysz cichy pomruk. Złudzenie? Silniki? Statek! Nie. Zadzierasz głowę i wśród mrugających okienek w czarnej zasłonie nieba spostrzegasz przesuwające się światełka samolotu. Natychmiast staje ci się on niezwykle bliski. Tak samo zawieszony w środku nocy, z takimi samymi, kolorowymi lampami na burtach i też nie mający w promieniu wielu kilometrów nikogo podobnego do siebie. Pojmujesz wtedy, czemu tak wielu lotników uprawia żeglarstwo morskie i czemu tak wielu żeglarzy próbuje swych sił choćby w szybownictwie. Czujesz, że jest to ten sam bakcyl, ten sam gatunek przeżyć, ta sama samotność, ale ze świadomością, że nie jest się opuszczonym. Żeglarze mają latarnie morskie, których inny człowiek dogląda. Lotnicy także mają swoje latarnie, choć są to częściej stacje radiowe czy radarowe. Ale nie w technice rzecz, lecz w świadomości, że ktoś nieznajomy dogląda tych urządzeń z myślą o wszystkich, którzy kręcą się po morzach lub ponad nimi, o wędrowcach takich jak ty.

I nie wiesz, czy to jest teraz, czy śnisz już o dniu minionym?

Nad głową niebo nocy sierpniowej. Pierwsza psia wachta w tym rejsie i znów, jak co roku, niewytłumaczalna fascynacja. Znów zadajesz sobie pytanie, czy ktokolwiek potrafi opisać to, co oferuje noc taka jak ta. Milczysz. Nie ma bowiem słów, które byłyby godne wypowiedzenia w takiej chwili. Pozwalasz, by morze mówiło do ciebie, by mówił świat cały, Kosmos. Siedzisz z wysoko uniesioną głową, chłonąc nieprawdopodobną wyrazistość gwiazd, które wbrew powszechnej opinii nie są wcale zimne, martwe i nieprzystępne. Gwiazdy żyją wraz z żeglarzem, mrugają do niego – nieznacznie i filuternie, gdy wiatru raczej mało lub z przyjacielską przestrogą, gdy widzą nadchodzący sztorm. Taką mrugającą gwiazdę sternik może sobie zawiesić na salingu. Ona zaś, zależnie od sternika, albo korzysta z pierwszej okazji, by zeskoczyć stamtąd i złośliwie mrugnąć kilkanaście stopni z boku, albo siedzi potulnie i stuliwszy uszy po sobie mruga potakująco, potwierdzając kurs. Ty puszczasz do niej oko mrucząc: „Dobra gwiazdeczka, grzeczna” i nie wiesz, czy wciąż jesteś na pokładzie, czy tylko śnisz o tym, dopóki nie przedrze się do twej świadomości głos, powtarzający uparcie:

– Wstawaj-że na wachtę, obudź się wreszcie!

Zbigniew Studziński

Na Stronie Głównej:
„Sea of Holes”. Motyw graficzny z filmu Żółta łódź podwodna
(Yellow Submarine; 1968; reż. George Dunning; muz. Lennon-McCartney, Harrison;
film animowany; 89 min.; Wlk. Brytania)


► Periplus – powrót na Stronę Główną