– Dobrze. Jebać. Podpiszę – powiedziałeś wtedy, tak po prostu.
To nie tak, że nie zdawałeś sobie sprawy z tego, jaką wagę mają twoje słowa, po prostu twoje życie było garścią popiołu, którą nie żal rozsypać na wietrze, jeśli ktoś prosi.
Wojna rosyjsko-ukraińska. Zmagania nad Dnieprem w okolicach Chersonia. Śledzimy losy przybyłego z Polski ochotnika o pseudonimie Koń oraz kilku frontowych towarzyszy. Autor przybliża realia wojny od strony żołnierzy, nie sztabów. Nie ma happy endu.
Twardoch Szczepan. Null.
Warszawa : Wydawnictwo Marginesy, 2025
ISBN: 978-83-67262-76-7
Ogromne umiejętności warsztatowe Twardocha: rozbudza emocje czytelnika, zaciekawia i wciąga w bieg myśli oraz zdarzeń. Dla zamierzonego efektu wprowadza wielokrotne powtórki pewnych fraz, a gdy trzeba – przyspiesza, przechodząc do dłuższego monologu bez znaków przestankowych. Bez wahania wplata mieszaninę języków, często brutalnych zwrotów i przekleństw. Wszystko to uwiarygodnia akcję i postaci.
Narrator zwraca się do głównego bohatera i innych osób bezpośrednio, stając się jakby ich drugim „ja” i prowadząc z nimi polemikę.
Dla ciebie, Koniu, i dla Jagody wojsko jest czymś, z czym nie chcielibyście mieć nic wspólnego, gdyby nie wojna, w której – jak wam się wydaje – trzeba walczyć. Jagoda podświadomie gardzi każdym mężczyzną, który nie walczy w tej wojnie, ale nienawidzi wojska. Po prostu wie, że bez wojska wojny toczyć się nie da.
Jak to na wojnie: nie tylko rzeczy materialne tracą lub zmieniają swoje znaczenie – także słowa, myśli, wspomnienia, nadzieje, uczucia.
Te same pytania o zachowanie człowieczeństwa, co w czasach Remarque`a. Ten sam bezsens umierania i cierpień wywołanych przez wojnę. Ale odpowiedzi inne niż na zachodnim froncie pierwszej wojny światowej: inna kultura, inna tradycja, inna mentalność, inna cena życia, inna skala zadawanych cierpień i okrucieństwa, inna perspektywa.
– Dlaczego ty skazał, że już nie żyjem? – pytasz ponownie Jagodę.
– Tak trzeba myśleć – odpowiada Jagoda. – Tak trzeba. Jak uważasz, że już jesteś martwy, to dalej się boisz, a jakże, trzeba się bać, jak się kto nie boi, to wariat, to się prosi o kłopoty dla siebie i dla kolegi obok. Najgorsi są ci, co się nie boją, debile.
Przy okazji zapoznajemy się ze współczesną mieszaniną światowej produkcji środków do zabijania, śledzenia i obrony. W zdumienie wprawia obraz armii ukraińskiej oraz mizernej roli państwa ukraińskiego w jej zaopatrzeniu.
Pytasz go tak, Koniu, nie zastanawiając się, dlaczego dowódca wywołał ciebie, nie Jagodę, który, chociaż młodszy od ciebie o ponad dekadę, jest jednak żołnierzem bardziej doświadczonym i jako sierżant wyższy stopniem, co akurat nie ma specjalnego znaczenia, chociaż w normalnym wojsku by miało.
Na froncie nikt nie nosi oznaczeń stopnia na mundurze, nikt nikomu nie salutuje. Szacunek okazuje się, zwracając się do starszych wiekiem lub rangą i otczestwem. Plotki i podtrzymywane dzięki nim relacje międzyludzkie mogą zdecydować o tym, kto pierwszy dostanie wsparcie artyleryjskie, zachodni sprzęt, zapasy albo doprosi się o porażenie jakiejś lokalizacji salwą z himarsa. Plotki budują też reputacje formacji i jednostek.
[…] a sama antena to lokalny, ukraiński produkt, samoróbka z jednego z setek gnieżdżących się w mieszkankach, chatkach, halach produkcyjnych półlegalnych warsztatów produkujących cały dronowy osprzęt dla wojska z chińskich komponentów i za wolonterskie pieniądze ze zbiórek.
W żadnej jednostce, czyli konkretnie w trzech brygadach, w których służyłeś, nikt nigdy nie widział na oczy drona, który zapewniłoby wojsko, czyli ukraińskie państwo.
Tak, sprzęt współczesnej wojny, a co za tym idzie taktyka, jest zupełnie inny, niż sto, czy osiemdziesiąt lat wcześniej, ale los żołnierza wiele się nie różni.
[…] ale powiedzieć to na głos, wiedzieć to, że w końcu będzie prawdziwy pokój i wasze ciała wsiąkłe w błoto będą po prostu dwoma zdaniami w podręczniku do historii, było nie do zniesienia.
Null.
Jerzy Dutlinger
15 maja 2025