30 lat temu pierwszy jacht przepłynął z Pacyfiku na Atlantyk przez Przejście Północno-Zachodnie. Na rufie „Vagabond’eux” powiewały bandery francuska i kanadyjska, ale załoga była polska. Przeczytajcie o tym niezwykłym wyczynie jeszcze raz!
1986, sierpień, Amundsen Gulf, NW Passage
Wojciech Jacobson, Janusz Kurbiel, Ludomir Mączka
Fot.: Joelle Cochois-Kurbiel, arch. W. Jacobsona
Maria wpłynęła do Rio de Janeiro 3 sierpnia 1983. Wreszcie będzie czas na uroki lądowego życia, na bogate życie towarzyskie, na chłonięcie mozaiki kolorów, zapachów, wrażeń, na dalsze plany żeglarskie. Zatoka Guanabara, Corcovado z posągiem Chrystusa, Głowa Cukru, bajecznie kolorowe plaże Copacabany i inne atrakcje turystyczne, nowo poznani ludzie, spotkania, rozmowy.
Przebywający w Rio „na kontrakcie” Zbyszek Siniecki i jego żona Inga, niezwykle serdecznie opiekują się Marią i jej załogą. Gdy Ludomir Mączka, Wojciech Jacobson i Marek Kowalski wypłyną z Rio, państwo Sinieccy będą z nimi w kontakcie – będą im wysyłać przychodzącą na adres Marii korespondencję.
Z Rio żeglarze płyną do Vitorii, potem do Salvadoru do Baia de Todos os Santos – Zatoki Wszystkich Świętych, gdzie spędzają Sylwestra i witają nowy rok 1984. I właśnie w Salvadorze dostają wiadomość od Zbyszka Sinieckiego, że szuka z nimi kontaktu Janusz Kurbiel i prosi o telefon. Znają go jeszcze z kraju, ze Szczecina, z klubu żeglarskiego: mieszka we Francji, żegluje, najczęściej na daleką Północ. Wojtek dzwoni do Paryża, do Janusza. Rozmowa jest krótka – połączenie telefoniczne drogo kosztuje – więc umawiają się, że Janusz napisze list do Cayenne – ich kolejnego portu; list z propozycją dla nich.
Maria żegluje dalej; 23 lutego 1984 wpływa do Cayenne w Gujanie Francuskiej, gdzie na poczcie czekają na nią listy, dużo listów, a wśród nich ten jeden, jak się okaże bardzo ważny: z Paryża od Janusza.
Wojciech Jacobson:
Na poczcie – radość! Czeka na nas cała paczka listów. […] Wśród listów jest jeden, który może zmienić nasze plany żeglugowe, a w konsekwencji życie w najbliższych latach. To list z Paryża od Janusza Kurbiela. Janusz proponuje, byśmy płynęli Marią wprost do Francji, a potem wzięli udział w jego wyprawie arktycznej. Szczegóły omówi z nami osobiście bo zamierza przylecieć tu, do Cayenne.
W mesie Marii czytają na głos, tak żeby do wszystkich dotarło: Kurbiel pisze o rejsie arktycznym przez Northwest Passage, jego jachtem, z nimi w załodze. Kolejne telefony do Paryża i umawiają się na spotkanie, na rozmowy o szczegółach arktycznego rejsu.
Wkrótce do Cayenne przylatuje Janusz i jego żona Joelle; przywożą dużo prezentów dla Marii: radionamiernik, echosondę, samoster na rumpel – tak jakby chcieli jej wynagrodzić, może przeprosić, że odciągają od niej Ludka…
Na kotwicowisku, na Marii, omawiają szczegóły: najpierw przeprowadzenie jachtu Kurbiela Vagabond II (piętnastometrowy stalowy kadłub, powierzchnia ożaglowania 120 m2) z Francji do Kanady, na zachodnie wybrzeże. Na zapoznanie się z jachtem, omówienie dalszych szczegółów rejsu umawiają się w Paryżu, na dwudziestego piątego maja (1984 r.) – w tym dniu będzie otwarcie wystawy „Retour du Pôle” („Powrót z bieguna”) o niezwykłym rejsie jachtem, a potem wyprawie zorganizowanej przez Janusza Kurbiela saniami motorowymi – 2000 kilometrów do bieguna magnetycznego; w Paryżu, na nabrzeżu Sekwany stoi jacht, vis a vis wieży Eiffla – „łatwo znajdziecie”.
Na paryskim bruku
Fot. Wojciech Jacobson
Opuszczają Cayenne w niedzielę, 18 marca 1984, rano. Maria kolejny raz, już czwarty, przepływa Atlantyk; po 69 dniach, w nocy z 25 na 26 maja – Brest. Do Paryża na spotkanie z Kurbielem pociągiem jadą Wojtek i Ludek, Marek Kowalski zostaje na Marii, dla niego rejs kończy się definitywnie – wyjedzie z Francji do krewnych w Niemczech. Omawiają szczegóły – Janusz przedstawia plan całej wyprawy: rejs Francja – Kanada to początek, prolog, celem jest wyprawa z zachodu na wschód Przejściem Północno-Zachodnim (Northwest Passage). Jeszcze Marię przeprowadzić z Brestu do Hawru, wystawić na ląd, na keję, zabezpieczyć na postój – roczny, według planów wyprawowych Janusza, który jednak przeciągnie się do lat siedmiu. Włączają się w przygotowania jachtu, wyprawy; do załogi – na zaproszenie Kurbiela – dołącza córka Wojtka, Magda, studentka architektury.
13 października 1984: start z Hawru – Wojtek Jacobson jako kapitan, Ludek Mączka, Magda Jacobson. Postój techniczny w Breście – dwukrotnie będą wychodzić w morze i wracać: kłopoty z silnikiem – by ostatecznie 1 listopada 1984 wypłynąć z Europy.
Atlantyk – Gran Canaria – Antyle – Wenezuela – Kanał Panamski – zachodnie wybrzeże Meksyku i USA – Vancouver (British Columbia, Kanada).
Jest 30 kwietnia 1985 r. Za rufą Vagabond II pozostało 12520 mil morskich oraz 18 portów i kotwicowisk, gdzie się zatrzymywali.
W kraju – pogrążonym w siermiężnych warunkach gospodarczych, w napiętych relacjach społecznych, przy ograniczeniach swobodnej aktywności, również żeglarskiej – ich rejs do Vancouver budzi zaciekawienie, uznanie dla żeglarskiej dobrej roboty; rejs uzyskuje prestiżową, I nagrodę i „Srebrny Sekstant” w konkursie Rejs Roku 1985.
Do Arktyki – sezon 1.
4 czerwca 1985: wypływają na północ Kanady; przed nimi, w drodze na Atlantyk, przeprawa przez Northwest Passage. W załodze Vagabond II jest właściciel jachtu i organizator wyprawy Janusz Kurbiel jako kapitan, jego żona Joelle, Wojtek Jacobson i Ludek Mączka.
Akweny Kolumbii Brytyjskiej – Pacyfik – Dutch Harbor (Aleuty) – Morze Beringa – Nome (Alaska) – kotwicowisko w Clarence Bay, tuż przed Cieśniną Beringa.
Wojciech Jacobson:
[…] Krajobraz był już subarktyczny, brak lasów, niska roślinność, tundra pokryta kwiatami. Wokół na brzegach rozłożone były namioty obozów letnich Inuitów i rozciągnięte sieci do połowu ryb. Na sąsiednich wzgórzach, koło osady Teller, lądował w roku 1926 Roald Amundsen po przelocie sterowcem Norge nad biegunem północnym […]
18 lipca 1985: Cieśnina Beringa, przekraczają północne koło podbiegunowe.
Wojciech Jacobson:
[…] przy słonecznej pogodzie, wpłynęliśmy między dwie wyspy leżące pośrodku Cieśniny Beringa – Małą i Dużą Diomede, przez Rosjan zwane Ostrow Kruzenszterna i Ostrow Ratmanowa. Jednym rzutem oka mogliśmy ogarnąć dwa widoczne w oddali kontynenty i dwa regiony – Amerykę i Azję, Alaskę i Syberię , dwa państwa – USA i ZSRR, dwa oceany – Spokojny i Arktyczny, dwa morza – Beringa i Czukockie, i… dwa dni – dziś i jutro! Tak – środkiem cieśniny biegnie bowiem linia zmiany daty! […]
Na Morzu Czukockim pojawiają się pierwsze pola kry; na razie jest to luźny pak lodowy, jeszcze niegroźny dla żeglugi dopóki nie zgęstnieje i nie unieruchomi jachtu. Wzdłuż północnego wybrzeża Alaski ciągną się płycizny, skały podwodne, podwodne pingo – wypiętrzone formy geomorfologiczne. Na szczęście kadłub Vagabond’eux jest przystosowany do żeglugi po płytkich wodach. Ma to jeszcze i tę zaletę, że spychane wiatrem dolądowym większe kry lodowe osiadają „zaczepiając” o dno, pozostawiając przybrzeżne płycizny możliwymi do żeglugi, ale dla jachtu o małym zanurzeniu – takiego, jak ich Vagabond’eux.
1985, Morze Beauforta: Wojciech Jacobson pracuje w paku lodowym
Fot. Janusz Kurbiel
10 sierpnia 1985: kotwicowisko koło dużej osady Inuitów i portu arktycznego Tuktoyaktuk (ujście rzeki Mackenzie). Z powodu znacznego zalodzenia dalsza żegluga staje się zbyt niebezpieczna, wręcz niemożliwa. Podejmują jeszcze próby żeglugi wśród gęstniejących pól lodowych, ale bezskutecznie.
1985: Morze Beauforta
Fot. Janusz Kurbiel
3 września 1985: Vagabond’eux zostaje wyciągnięty spychaczem Inuitów na ląd (ma płaskie dno, podnoszony miecz, jest do takich manewrów przystosowany). Arktyczna zima nadchodzi szybkimi krokami; Kurbielowie wracają do Francji; Ludek z Wojtkiem zabezpieczają jacht na zimę, przenoszą wyposażenie do użyczonych, ogrzewanych pomieszczeń działających tam firm naftowych.
23 września 1985: odlatują. Najpierw do Inuvik – to jeszcze Arktyka – i po prawie tygodniu kwerendy naukowej w Arctic Research Centre, lotem z przesiadką w Edmonton do Londynu i Paryża. We Francji zdążą jeszcze pojechać do St. Nazaire na próby żeglowania katamaranem ojca francuskiej sławy żeglarskiej Marca Pajota. Wojtek wraca do Polski, do pracy na uczelni. Ludek zostaje we Francji do czerwca następnego roku, chociaż w styczniu 1986, razem z Januszem Kurbielem, pojawi się na krótko w Polsce.
Bilans pierwszego sezonu w Arktyce: 4100 mil morskich; 25 portów i kotwicowisk.
Arktyka – sezon 2.
W połowie czerwca 1986 roku Wojtek i Ludek przylatują do Tuktoyaktuk; przygotowują jacht do dalszej żeglugi. Z początkiem lipca pojawiają się Kurbielowie i wraz z nimi kanadyjski filmowiec Jerome del Santo.
27 lipca 1986: opuszczają Tuktoyaktuk; Zatoka Amundsena – Zatoka Koronacyjna – Zatoka Królowej Maud – Gjoa Haven (Wyspa Króla Williama). Żegluga trudna, częściowo w lodach, tworzące się zatory lodowe ograniczają możliwości płynięcia w pożądanym kierunku, zamykają wolną od lodu drogę wodną; sytuacja staje się coraz trudniej przewidywalna, niebezpieczna, z trudem osiągają zatokę przy osadzie Gjoa Haven.
Jest już koniec września i uświadamiają sobie, że to koniec możliwości żeglugowych w tym sezonie – bariera lodowa zamyka dalszą drogę. Zresztą, sama osada swoją nazwą jakby chciała zatrzymać i przypomnieć, że byli tu więksi od nich i też ulegli arktycznej zimie: Amundsen, w latach 1903-1905, na swoim statku Gjøa zimował tu, w tym miejscu – wówczas jeszcze nie osadzie – przez dwa sezony i nadał mu obecną nazwę.
Nie było rady: z pomocą miejscowych Inuitów, na specjalnie przygotowanych w tym celu saniach, podczepiając Vagabond’eux do buldożera wyciągnęli jacht na brzeg.
Wyciąganie jachtu w Gjoa Haven
Fot. Wojciech Jacobson
I był to ostatni moment – w nocy, przy mrozie minus 15˚C, zatoka zamarzła: arktyczna zima rozpoczęła się na dobre.
Kurbielowie odlatują do Montrealu.
Wojtek leci do Polski przez Yellowknife (nad Wielkim Jeziorem Niewolniczym), Edmonton, Toronto, Londyn, Paryż.
Ludek, po krótkim pobycie w Yellowknife (szuka pracy), jako autostopowicz zabiera się dużym truckiem do Edmonton (tu też, bezskutecznie, szuka pracy), potem autobusem za ostatnie pieniądze dociera do Vancouver i do Victorii, gdzie zatrzymuje się u poznanego w Arktyce w Tuktoyaktuk skipera jachtu Belvedere Svena Johanssona. Na jego trzymasztowej, rejowej fregacie North Star of Herschel Island, przebudowanej z inuickiego arktycznego kutra, Ludek znajduje opiekę i lokum na okres zimy; podejmuje różne prace dorywcze.
s/v North Star of Herschel Island
Fot. Wojciech Jacobson
Wiosną w następnym 1987 roku, jeszcze przed powrotem do Arktyki, na zaproszenie szczecińskiego kolegi żeglarza, Ludek pojedzie do San Diego, u którego znajdzie dach nad głową, wikt i zarobek przy pracach budowlanych, i co równie ważne – nagrzeje się ciepłymi promieniami słońca południowej Kalifornii.
Sezon nawigacyjny 1986 roku, dla nich drugi sezon w eksploracji Arktyki, zamykają bilansem przebytych 1850 Mm i 21 odwiedzonych kotwicowisk i portów.
Arktyka – sezon 3.
1 lipca 1987: Wojtek z Ludkiem pojawiają się w Gjoa Haven.
W drugiej połowie sierpnia przylatują Janusz i Joelle Kurbielowie, kilka dni później Jerome del Santo. Wodują jacht.
25 sierpnia 1987: podejmują próbę żeglugi, choć sytuacja lodowa wokół nie nastraja optymistycznie.
Po kluczeniu w polach lodowych, widząc zatory lodowe w cieśninach i po przeżeglowaniu trzystu mil (postoje w 4 miejscach) wracają do Gjoa Haven i jak przed rokiem wyciągają jacht na brzeg. Arktyka zatrzymuje ich na kolejną zimę.
Rekonesans lotniczy dokonany dzięki zaprzyjaźnionym pilotom nad pobliskimi akwenami – po widnokrąg pokrytymi lodem, bez śladu wolnej od lodu, żeglownej wody – tylko utwierdził ich w słuszności podjętej decyzji.
Bilans żeglugi to zaledwie trzysta mil, ale postęp w pokonywaniu Northwest Passage – zero; pozostali w tym samym miejscu co w poprzednim sezonie.
Vagabond’eux w lodach 1987
Fot. Jerome del Santo
Na szczęście w bilansie wyprawy liczą się nie tylko przebyte mile; jest coś znacznie cenniejszego w wyprawie, coś co jest ważniejsze od „zaliczania” kolejnych mil, portów, kotwicowisk. I właśnie ten sezon, „dzięki” nie do pokonania trudnościom nawigacyjnym, pozwolił im nawiązać bliższe kontakty z lokalną społecznością osady Inuitów: tradycyjne zabawy, tańce, igrzyska sportowe, wizyty w domach mieszkańców wioski, a nawet pomoc w pochówku zmarłych i rewizyty Inuitów na stojącym na brzegu jachcie. Utrwaliły się nazwiska: Eddie Kikoak, Georg Porter i ich rodziny, mały Allan. Właśnie Allan, prawie dwadzieścia lat później, w 2006 roku, witając załogi polskich jachtów Stary i Nekton, wyciągnie z kieszeni pomiętą, ale cenną dla niego małą karteczkę z pieczątką jachtu Vagabond II i zapisanymi poniżej nazwiskami „Wojtek Jacobson, Ludek Mączka”.
Jak byłem młodym chłopcem, to tu byli Polacy. Dali mi karteczkę z nazwiskami i powiedzieli, że tu kiedyś przypłyną ich przyjaciele – opowiadał żeglarzom ze Starego zadowolony i dumny Allan.
Po rejsie Starego Wojtek Wejer z Kanady odszukał w Gjoa Haven Inuitę z tą osobliwą karteczką, korespondował z nim i okazało się, że w rzeczywistości nazywa się William Aglukkag.
Arktyka – sezon 4.
15 sierpnia 1988: po miesięcznych przygotowaniach jachtu wyruszyli z Gjoa Haven – Ludek i Wojtek, pełniący funkcję kapitana. Kurbielowie w tym czasie podjęli próbę żeglugi przez Przejście Północno-Zachodnie od strony wschodniej ich nowym jachtem Vagabond III, również przystosowanym do żeglugi polarnej, z nadzieją pomyślnego kontynuowania żeglugi przez Northwest Passage na zachód.
Tym razem sytuacja lodowa w Arktyce im sprzyjała. Lody cofnęły się na północ, otworzyła się wolna woda.
25 sierpnia 1988 przepłynęli Cieśninę Bellota przedostając się na atlantycką stronę działu wodnego.
W zatoce Prince Regent Inlet spotykają się z Kurbielami na Vagabond III (jacht na cześć sponsora nazywa się Tupperware). Dalej żeglują przez Cieśninę Lancaster, Admiralty Inlet do osady Inuitów Arctic Bay, cieśnin Baffina i Davisa i do portów Grenlandii.
Spotkanie Vagabond II i Vagabond III w NW Passage
Fot. Janusz Kurbiel
Radość z przebycia całego Northwest Passage i to jako pierwsza polska załoga, pierwszy jacht żaglowy płynący z zachodu na wschód, a 38. jednostka, która – wg statystyki kanadyjskiego Coast Guard – przepłynęła całą trasę Przejścia Północno-Zachodniego.
Po czteroletnich trudach żeglugi polarnej pozostawała już tylko (!) żegluga jachtem z powrotem, z Grenlandii do Francji.
19 września 1988: Wojtek i Ludek odpływają z Grenlandii. Znany im już Atlantyk pokazuje swój pazur; oddech Arktyki jakby chciał ich jeszcze dosięgnąć, choć z każdym stopniem szerokości temperatury rosną.
Tropikalny sztorm Helene o sile huraganu dosięga Vagabond’eux. Wysokie fale, huraganowy wiatr kładą jacht na burcie z masztem pod wodą. Relacja Ludka jest dramatyczna, budzi przerażenie i grozę, a przecież trudno posądzać wytrawnego wilka morskiego o nadmierne epatowanie sensacją:
Piekło trwało trzy dni. Nieśliśmy zaledwie płachetek grota, a i tak trzy razy maszt poszedł pod wodę. Najgorsza była pierwsza wywrotka. Byliśmy szczelnie zamknięci pod pokładem, mimo to do kabiny zaczęła wlewać się woda. „Aha, to tak wygląda koniec żeglarskiej zabawy!” – pomyślałem i zrobiło mi się jakoś nieswojo. Gdybym powiedział, że się wtedy nie bałem, to bym skłamał. Jacht jednak powoli podniósł się i choć na maszcie nie było ani anteny radarowej, ani żadnego z innych urządzeń tam zainstalowanych, wiedziałem, że przetrwaliśmy […].
Duże zniszczenia, stracone urządzenia elektroniczne, radary, anteny masztowe, kompas; nie działa radio; na szczęście maszt stoi.
16 października 1988: docierają w gęstej mgle do Brestu; wyczerpani, poobijani, z licznymi uszkodzeniami na jachcie, ale szczęśliwi.
Na Ludka, na nabrzeżu w Hawrze, czeka – niczym wierna narzeczona – Maria… Los sprawi, że na wodę spłynie dopiero 7 lipca 1991 r.
PS. Tekst powstał przy życzliwej, merytorycznej pomocy Wojciecha Jacobsona.
Zenon Szostak
Pierwodruk: Zeszyty Żeglarskie; nr 39e; listopad 2018
Zenon Szostak jest ich twórcą, redaktorem i wydawcą.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od Redakcji Periplus:
Przepłynięcie przez Przejście Północno-Zachodnie uhonorowane zostało w Polsce tytułem Rejs Roku 1988, a Wojciech Jacobson wspólnie z Januszem Kurbielem i Ludomirem Mączką otrzymali Srebrne Sekstanty.
Wojciech Jacobson:
Inicjatorem, organizatorem i realizatorem (jacht, finanse!) był Janusz Kurbiel. Do nas – Ludka Mączki i mnie – należało doprowadzenie łódki z Francji do Vancouver, B.C., a potem przeprowadzenie z powrotem z serca Arktyki do Brestu. W samym Przejściu najtrudniejsze 80% trasy prowadził Janusz Kurbiel. Nam zostało mniej niż 20% i to pod zdalnym nadzorem Janusza, który był na innym jachcie, w tym samym rejonie (po drugiej stronie działu wodnego). W sumie wszyscy byliśmy pierwszymi Polakami przez NW Passage. Ludek i ja – od Francji do Francji, Janusz Kurbiel – przez całą Arktykę.
Pokonanie przez Polaków Northwest Passage w końcu lat 80. dwudziestego wieku zasługuje na szczególne uznanie, bowiem Kurbiel, Jacobson i Mączka musieli zmagać się w trakcie rejsu z nieporównanie cięższymi warunkami, niż panują tam obecnie.
W ciągu ostatnich lat ocieplenie klimatu poczyniło w Arktyce takie spustoszenia, że powtórzenie ich wyczynu – z zachowaniem skali trudności – jest już po prostu niemożliwe: otwarte są np. szlaki dawniej zamknięte zaporami lodowymi.
(kr)
► Periplus – powrót na Stronę Główną