Kapitan Ziemowit Barański opowiada: Gwóźdź

W roku 2004 kpt. Jerzy Paleolog zorganizował rejs do archipelagu Svalbard. Roztocze rozpoczęło go w północnej Norwegii w Tromsø 12 lipca 2004 roku. Na Svalbardzie odwiedziło Ny-Ålesund, a następnie szereg kotwicowisk po zachodniej i północnej stronie wysp: Barentsfjord (Prins Karls Forland), Virgohamna (wyspa Danskøya), Semerengsburg (między wyspą Danskøya, a Vasahalvøya – północno-zachodnim przylądkiem wyspy Spitsbergen) i Sørfjorden (w cieśninie Hinlopenstretet, po północno-wschodniej stronie wyspy Spitsbergen). Dwunastoosobowa załoga wyokrętowała w Tromsø 5 sierpnia 2004 roku.

Rejs częściowo miał także charakter naukowy: uczestniczył w nim Eugeniusz Moczydłowski – biolog i znany żeglarz, prowadzący badania biologiczne w Arktyce.

 

Fot. Jerzy Markowski

 

Okrążając Ny Friesland, północno-wschodni przylądek Spitsbergenu, przekroczono 80° szerokości północnej, więc było już tylko 600 Mm od bieguna północnego. Podczas postojów na kotwicy łączność z lądem utrzymywano przy pomocy dwóch pontonów z silnikami przyczepnymi. Na jednym z kotwicowisk wydarzył się drobny wypadek ilustrujący, że na morzu często liczą się nawet drobne uchybienia, a na różne niespodzianki trzeba zawsze być dobrze przygotowanym.

Kpt. Jerzy Paleolog swoje opowiadanie o tym zdarzeniu zatytułował „Gwóźdź admirała Peary’ego”.

 

Admirał Peary, amerykański oficer marynarki zdobywca bieguna północnego 6 kwietnia 1909 roku, organizując kilkakrotnie wyprawy na biegun północny zakładał bazy wypadowe w różnych miejscach Arktyki, między innymi także w północnej części Spitsbergenu. W pobliżu takiej bazy, już zrujnowanej, notabene zbudowanej wyłącznie z drewna, gdyż Peary prowadził także badania pola magnetycznego Ziemi, Roztocze rzuciło kotwicę. Stało dość daleko od brzegu z powodu spłycenia w bezpośredniej bliskości lądu. Każda wyprawa pontonem na ląd była starannie przygotowywana, gdyż istniało ryzyko, że przy gwałtownym pogorszeniu się pogody jacht będzie musiał odejść w morze, a załoga pontonu będzie musiała radzić sobie sama. Zabierana więc była żywność, broń, narzędzia, części zapasowe – słowem: wszystko, co mogło być potrzebne.

Podczas jednej z takich wypraw nadszedł dość silny wiatr, wiejący do lądu. Roztocze dobrze stało na kotwicy, ale wskazane było, aby ponton możliwie szybko wrócił na pokład. Ponton odszedł od brzegu, ale po kilkudziesięciu metrach żeglugi okazało się, że został ścięty klin śruby silnika przyczepnego. Wiatr był silny, fala coraz większa, a próba dotarcia na jacht przy pomocy wioseł okazała się niemożliwa. Zaczęły się więc poszukiwania klina do śruby w pojemniku na części zapasowe – bez rezultatu. Wiatr był coraz silniejszy i trzeba było coś zrobić. Najlepiej znaleźć gwóźdź, albo jakiś kawałek metalu, z którego można by zrobić klin do śruby.

Niestety – resztki bazy Peary’ego były drewnianej konstrukcji i wszystkie połączenia belek i desek były z kołków drewnianych. Kapitan jednak był optymistą i kazał szukać do skutku mając nadzieję, że ktoś z ekipy Peary’ego może jednak użył gdzieś gwoździa. Rozumowanie kapitana okazało słuszne: „gwóźdź Peary’ego” został znaleziony!

Załoga, używając narzędzi z epoki kamienia łupanego, wykonała klin i ponton szczęśliwie wrócił na pokład Roztocza. Pozostała jednak nauczka, że powiedzenie „statek zatonął, bo zapałki nie leżały na swoim miejscu” jest jednak prawdziwe.■

 

Cdn. (co piątek)

 


Jest to fragment książki:

 

Barański, Ziemowit. S/y „Roztocze” – 50 lat na morzach i oceanach.
Lublin : Lubelski Okręgowy Związek Żeglarski, 2019.
ISBN: 978-83-7825-063-0

 

 

opublikowany za uprzejmą zgodą P.T. Autora.

Recenzję możecie przeczytać TU, a książkę kpt. Ziemowita można kupić w Lubelskim Okręgowym Związku Żeglarskim,
20-214 Lublin, ul. Montażowa 16; tel. (81) 747 4770
Najlepiej zamówić mailem: [email protected]
Cena: 70 zł. Wpłata na konto Pekao S. A.: 71 1240 5497 1111 0000 5000 9819


► Periplus – powrót na Stronę Główną