„Życie to nie bajka” – dość często można usłyszeć takie powiedzenie. Wiedzą o tym także Wojtek Przybyszewski oraz jego rodzina. Wystarczy jednak spotkać odpowiednich ludzi, by okazało się, że życie, choćby chwilami, może jednak być bajką i że – jak u Disneya – to dobro jest w nim górą.
– Udała się świetnie, dużo ludzi było – jeszcze dziś, choć minęły tygodnie, wspomnienie o wystawie jest niezwykle żywe w głosie 23-letniego Wojtka.
Jego rysunki zobaczyły na warszawskim Torwarze tysiące ludzi, którzy przyszli na siedem widowisk z cyklu „Disney on Ice – Księżniczki i Herosi”. Dopiero gdy przeczytali metryczkę autora pięknie odwzorowanych scen z bajek, dowiedzieć się mogli, że jest on autystą.
Wystawa prac Wojtka na Torwarze
Język obrazkowy
To właśnie rysunki stały się jego przepustką do świata. Wojtek długo nie mówił i w ogóle były wątpliwości, czy rozumie mowę. Rysunki były początkowo próbą nawiązania z nim kontaktu.
– Żona rysowała, a on naśladował te rysunki jak potrafił. To był język komunikacji i tak to się zaczęło – powstał język obrazkowy – wspomina tata Wojtka.
Chłopiec wręcz chłonął rysunki, poznając w ten sposób przedmioty z bliskiego i dalszego otoczenia. Na początku pokazywał palcem, co mu narysować, potem zaczął w tym celu mówić. Obrazki stały się drogą do świata Wojtka i wkrótce przyszła kolej na historyjki obrazkowe.
– Jeżeli mieliśmy z nim pojechać np. do dentysty, gdzie miał mieć pod narkozą wyrywany mleczny ząb, to wytłumaczenie mu tego było bardzo skomplikowane – mówi jego mama. – Zrobiłam więc historyjkę obrazkową: mama, tata, samochód, jedziemy. Wtedy on, niemalże z kartką w ręku, po prostu jechał do dentysty, miał te wszystkie wkłucia, zabiegi bez żadnych krzyków i protestów. Musiał jedynie wiedzieć, co się z nim będzie działo i akceptować to. Nie byłoby to możliwe bez rysunków. On wiedział, że zaśnie, potem się obudzi i już będzie szczęśliwy, bo będzie miał wyleczony ząb.
Wojtek, a właściwie jego autyzm, nie lubi być zaskakiwany, a ta metoda go uspokajała. Rodzice zaczęli ją więc stosować coraz częściej, choćby podczas wyjazdów na wakacje. Sam Wojtek przychodził czasem do mamy z rysunkami przedstawiającymi, jakie czynności chciałby po kolei wykonać, np. kąpiel, przeczytanie mu książeczki, pójście spać. Wkrótce przyszła pora na samodzielne tworzenie.
– To prawdziwe rysowanie, kiedy już się pojawiły konkretne postaci i przedmioty coraz lepiej odwzorowane, też było związane z jego zainteresowaniami – mówi tata Wojtka.
Rysunki wciąż pozwalały mu wyrażać emocje, przeżywać pewne wydarzenia. Kreskę ma szybką, zdecydowaną. Kiedyś w parę sekund narysował kłótnię znajomych swych rodziców. Zazwyczaj jednak rysowanie jest u niego oznaką dobrego nastroju, to zarazem relaks i spełnienie.
– Lubię rysować – mówi Wojtek. – Umiem rysować komiksy, animacje i rysunki. Najpierw robię szkic, potem poprawiam tuszem, skanuję i koloruję na komputerze.
Komputerem posługuje się niezwykle sprawnie. Nie chce, żeby mu pomagać.
Pierwsza publikacja
Wojtek od dawna jest wielkim fanem komiksów z przygodami Kaczora Donalda. Długie lata dosłownie pochłaniał je, próbując potem samodzielnie przenieść zapamiętane historie na papier. Często modyfikował je – w miarę jak zaczęły się u niego rozwijać własna fantazja i kreatywność, a także dowcip. Prawdopodobnie jest najbardziej uważnym czytelnikiem tych komiksów. Raz znalazł w czasopiśmie „Kaczor Donald” historyjkę niemal taką samą, jak przeczytana kilka lat wcześniej. Okazało się, że została powtórzona przez innego rysownika.
– Podobnie było, jak byliśmy z jakąś wizytą w redakcji „Kaczora Donalda” – wspomina tata Wojtka. – Tam wisiał plakat z okładkami, to było chyba sto okładek „Kaczora Donalda”. Wojtek popatrzył na to i powiedział: tej nie mam, tej, tej i tej. To było dla nas wszystkich zaskoczeniem, a w redakcji dziwili się, że ktoś tak pamięta. Ale on ma taką pamięć i myślę, że to bardzo pomaga mu przy rysowaniu komiksów.
Mając stos swoich historyjek, Wojtek zapragnął zostać rysownikiem komiksów. Przeżył jednak rozczarowanie, gdy dowiedział się, że polski wydawca „Kaczora Donalda” dostaje gotowe rysunki z USA. Na swoją pierwszą publikację, jak ją nazwał, musiał poczekać do 2008 roku; zdobył wówczas wyróżnienie w konkursie komiksowym Muzeum Powstania Warszawskiego. Narysował historię swoich dziadków, którzy poznali się w czasie powstania. Zrobił to z ogromną dbałością o szczegóły architektoniczne. Wiele razy jeździł z rodzicami na Mokotów, by oglądać związane z tą historią miejsca. Praca znalazła się w albumie pokonkursowym.
– Bardzo był zadowolony – podkreśla tata Wojtka. – Chyba docenił to, że jest w takiej prawdziwej książce, że to nie jest już żadna zabawa, ale prawdziwa publikacja.
Kapituła nagrody doceniła starania rysownika, który ma w życiu trochę trudniej. Nie jest to jedyna taka sytuacja.
Własny styl
Ściana w pokoju Wojtka pełna jest dyplomów. Wiesza je nie po to, by się chwalić; są one dla niego przejawami docenienia jego umiejętności. Jeden z dyplomów pojawił się po pierwszej wycieczce do Studia Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej, gdzie Wojtek miał okazję spotkać twórców Reksia, kolejnej ze swych ulubionych postaci. Zawiózł tam rozrysowane kadry swojego pomysłu na film o Reksiu – jego podróży dookoła Polski.
– Chciałbym pracować w Bielsku-Białej, robić nowe przygody Reksia – przyznaje Wojtek.
Dyrektor Studia Filmów Rysunkowych obiecał mu, że kiedyś wspólnie spróbują zrobić taki film. Wojtek w Bielsku-Białej był po raz drugi w ubiegłym roku. Zwiedził całą wytwórnię, na koniec zaś dyrektor zaprosił go do pokoju, gdzie cztery panie animatorki tworzyły film. Tam posadzono go przy komputerze.
– Kolorowałem Mikołaja Kopernika – wspomina Wojtek.
Wojtek przy kamerze filmowej w Bielsku-Białej
– Potem sam wymyślił scenkę z jakąś księżniczką – dodaje jego tata. – Dość szybko to narysował, panie były zaciekawione. Ale to nie był jeszcze koniec. Jak on z pendrive’a zaczął pokazywać swoje rysunki, to animatorki się zbiegły i mocno zdziwiły. Może wcześniej myślały, że przyjedzie do nich dziecko, które będzie się chciało tylko pobawić animacją? Po czym stwierdziły, że Wojtek ma swoją kreskę. A najbardziej doświadczona z nich powiedziała: on ma już wypracowany własny styl.
Wojtek wykonuje rysunek w Bielsku-Białej
Filmy animowane Wojtek może już tworzyć w domu. Ma tam profesjonalny pulpit do ich robienia. Dostał go w prezencie od szefa warszawskiego Studia Miniatur Filmowych. Pulpit jest używany, jeszcze z NRD, ale to dzięki niemu mógł powstać „Oszust Oszukany”, pierwszy film animowany zrobiony przez Wojtka. Produkcja składa się z ponad 150 klatek, powstawała niemal dwa lata. To straszliwa dłubanina, ale Wojtek ma do tego cierpliwość.
Wojtek przy stoliku animacyjnym w swoim pokoju
Korporacje rozumieją
Kadry z tego filmu wchodziły w skład niezwykłej wystawy jego prac na warszawskim Torwarze. Rysunki, przedstawiające bohaterów filmów Disneya, wisiały od razu za wejściem do hali. Jej dyrektor specjalnie zdjął baner swojego Centralnego Ośrodka Sportu, by zrobić na nie miejsce, a wydrukować je pomogła firma Faxon Color.
Dumny Wojtek ze swoimi pracami na Torwarze
W ogóle na przykładzie Wojtka można zaryzykować stwierdzenie, że świat pełen jest dobrych ludzi. Także w światowych korporacjach, o których mówi się często, że są bezduszne. Tymczasem wystawę zorganizował Wojtkowi polski oddział koncernu Disneya, który już jakiś czas temu trochę wziął go pod opiekę. Wojtek ma od nich ustną zgodę na to, by naśladować postacie i historie.
– Jesteśmy bardzo dumni, że postacie i historie, które od wielu lat opowiada Studio Disneya, inspirują artystów na całym świecie, w tym Wojtka. To dla nas duże wyróżnienie. Tym bardziej, że Wojtek podczas spotkań z nami pokazał, jak dużo wie o naszej wytwórni, artystach Disneya, filmach i komiksach – zaznacza Błażej Staryszak, kierownik ds. marketingu w The Walt Disney Company Polska & Ukraina, i dodaje: – Życzymy Wojtkowi wytrwałości w rozwijaniu jego niezwykłego talentu.
Jak pasja to pasja – Wojtek kolekcjonuje też przeróżne zabawki przedstawiające bohaterów filmów Disneya. Szczególnie cenne są te, które do swoich zestawów dołącza McDonald’s. Tu fascynacja także trafiła na podatny grunt. Raz w miesiącu Wojtek zawozi do centrali McDonald’s swoje wersje pudełek zestawów dla dzieci Happy Meal, oczywiście z rysunkami postaci Disneya.
– Jego bezinteresowny trud, który wkłada w tworzenie prac plastycznych związanych z McDonald’s, jest dla nas wyjątkowo miłym gestem – podkreśla Eliza Kazubek, koordynator do spraw korporacyjnych w McDonald’s Polska. – Cieszy nas, że mamy tak oddanego fana McDonald’s. Staramy się odwdzięczać mu tak, jak możemy – przede wszystkim szczerymi podziękowaniami i kartami zniżkowymi do naszej sieci.
Wojtek dotarł też do firmy Inter-Vion.
– Produkują płyny do kąpieli w kształcie różnych postaci Disneya – tłumaczy Wojtek. – Ja zrobiłem projekty ze Spunkym. Dałem w prezencie pani dyrektor od reklamy. Dostałem prezenty.
Spunky, kotek z filmu „Chip i Dale”, to jego ulubiona postać.
– To jest budujące, że te firmy rozumieją sytuację Wojtka, że on takie rzeczy robi, że go to fascynuje – mówi tata Wojtka. – Nie ma tam nierealnych obietnic w rodzaju: „jutro zaczynamy produkcję”, ale podejmujący nas pracownicy ustawiają przyniesione prace w wybranym miejscu i cieszą się, jak on do nich przychodzi. Bardzo fajnie do niego podchodzą. Także wtedy, kiedy pokazał im swój film. W Disney Polska byli nim zachwyceni.
Pamiętnik
Wszystko to ogromnie motywuje Wojtka do dalszej pracy, a to dla niego bardzo ważne.
– Bez rysunków jego życie byłoby smutne, nasze też nie byłoby wesołe – przyznaje mama Wojtka. – To jest ważny sposób jego spełniania się w życiu, a dla nas dodatkowa metoda porozumiewania się, dzięki której lepiej wiemy, co się dzieje w jego głowie.
Poprzez bajkowe postacie Wojtek w jakiś sposób opowiada o swoim życiu i radzi sobie z pojawiającymi się problemami.
– Może ktoś inny prowadziłby pamiętnik – mówi mama – ale można powiedzieć, że teczki z rysunkami to są takie jego pamiętniki. Można z nich wyczytać: jak przebiegało życie Wojtka, co było dla niego ważne, jakie sprawy go zajmowały.
Tomasz Przybysz-Przybyszewski
31 marca 2012
Źródło: inf. własna, fot.: archiwum