Thor Heyerdahl: Pierwszy raz w ZSRR

Thor Heyerdahl wspomniał poprzednio o swojej pierwszej wizycie w Związku Radzieckim i spotkaniu z naukowcami radzieckimi w Moskwie. Opisał to ze szczegółami w autobiografii Śladami Adama – wspomnienia(1998).

* * *

Dane mi było zobaczyć komunizm zarówno od środka, jak i w krajach, gdzie istnieje ostra linia podziału między komunizmem a kapitalizmem. I kiedy widziałem przerażającą nędzę i nieludzkie stosunki w niektórych państwach, gdzie niewielka klasa bogatych z obojętnością odnosi się do ludzi leżących na chodnikach i umierających z głodu, to jasno zdawałem sobie sprawę, iż społeczeństwo, w którym ludzie umierają na ulicach lub wiejskich drogach i w którym nie wszyscy mają chleb i dach nad głową, jest społeczeństwem chorym. A jeśli ktoś jest chory, potrzebuje lekarstwa. Dla mnie komunizm jest silnym lekarstwem. Jeśli społeczeństwo zażywało to lekarstwo wystarczająco długo i wszyscy otrzymali chleb i dach nad głową, można było lekarstwo odstawić. Zdrowe społeczeństwo nie potrzebuje tego rodzaju zabiegów.

A poza tym nie mam specjalnego politycznego punktu widzenia, gdyż nie spotkałem jeszcze partii politycznej, która głosiłaby to wszystko, w co wierzę, i była przeciwna temu, czemu się przeciwstawiam. Wszystkie są mieszaniną dobra i zła. Pamiętam jednak pewien dzień, kiedy siedziałem razem z moim rosyjskim tłumaczem, Lwem Żdanowem, i jego matką, drobną, zasuszoną staruszką. Opowiadała mi o swoim udziale w rewolucji i o tym, jak maszerowała, niosąc drzewce czerwonej flagi, pełna zachwytu, iż nareszcie będą mogli żyć w ludzkich warunkach. Ten jej entuzjazm spowodował, że pomyślałem o Joannie d’Arc. Zacząłem się zastanawiać, czy w podobnych warunkach nie uchwyciłbym flagi.

 

W Związku Radzieckim za czasów Stalina książka o „Kon-Tiki” była zakazana, a ja sam nikomu nieznany. Kiedy jednak Nikita Chruszczow przejął władzę, wydał pozwolenie na przekład książki, która osiągnęła szczyt popularności we wszystkich krajach za żelazną kurtyną. Po rosyjsku miała ponadmilionowy nakład, zanim osiągnęła taką liczbę egzemplarzy w jakimkolwiek innym języku. Wkrótce jednak również w tej części świata zakończył się okres pokoju i nadszedł czas sporu wśród członków Radzieckiej Akademii Nauk.

Spór rozpoczęty został przez „uczonych w piśmie” w najgłębszym tego słowa znaczeniu, gdyż byli oni specjalistami od pisma, którego sami nie byli w stanie przeczytać. Na obszarze całego Oceanu Spokojnego, zajmującego dokładnie połowę powierzchni kuli ziemskiej, jakakolwiek forma pisma była całkowicie nieznana aż do przybycia Europejczyków. Jedynym wyjątkiem była Wyspa Wielkanocna; znaleziono tam około dwudziestu drewnianych tablic z hieroglifami, których nawet mieszkańcy wyspy nie mogli rozszyfrować. W Moskwie istniała grupa językoznawców i ekspertów od szyfrów, próbująca odczytać to pismo, zwane rongo-rongo. Nikt jednak nie zwrócił na nich uwagi, aż do momentu kiedy otrzymali całą szpaltę w gazecie, aby móc zaatakować książkę z Zachodu, przepuszczoną za żelazną kurtynę. Mój odważny tłumacz Lew Żdanow wysłał mi z Moskwy cenzurowaną pocztą przekład na norweski tych napastliwych wypowiedzi i w ten sposób spór rozpoczął się od nowa.

W owym czasie żaden z rosyjskich badaczy nie wyjeżdżał poza granice Związku Radzieckiego, a już na pewno nie na Wyspę Wielkanocną. Poczta szła wolno, tymczasem ataków ze strony badaczy z tego kraju było coraz więcej. Stopniowo, wraz z ukazywaniem się moich odpowiedzi – pojawiających się zawsze z wielotygodniowym opóźnieniem, gdyż wszystko, co pisałem, wydawało się cenzurze szyfrem – ataki stawały się coraz bardziej agresywne.

 

Nagle wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Prezes Radzieckiej Akademii Nauk, Mścisław Wsiewołodowicz Kiełdysz[1], ten, który wysłał pierwszy sputnik w kosmos, włączył się do polemiki. Zaprosił mnie do Moskwy na spotkanie twarzą w twarz z sowieckimi akademikami.

Podziękowałem i pojechałem. Był rok 1962, środek zimnej wojny. Od czasów walk w Finnmarku nie spotkałem ani Rosjan, ani komunistów. Dlatego też pojawienie się na sali pełnej radzieckich naukowców jedynie z moim rosyjskim tłumaczem i spotkanie z samym prezesem Kiełdyszem jako prowadzącym debatę były dla mnie wyjątkowym przeżyciem.

Kiełdysz otworzył dyskusję, po czym oddał głos swemu koledze, szefowi sekcji antropologicznej. Podniósł się masywny mężczyzna, który, ze swym muskularnym wyglądem i okazałymi stalinowskimi wąsami, uosabiał obraz komunisty, jaki stworzył sobie Zachód. Przemawiał głosem marynarza krzyczącego w czasie sztormu i wymachiwał zaciśniętą pięścią w moim kierunku – z pewnością nie oceniał mnie zbyt pochlebnie. Kiedy zakończył swoją mowę i usiadł, na sali zapanowało śmiertelne milczenie. A kiedy mój tłumacz cicho przetłumaczył mi jego słowa na norweski, usłyszałem zupełnie nową wersję argumentów przeciw wczesnym wędrówkom plemion z Ameryki.

Okazało się, że moje teorie o trasach wędrówek przez Ocean Spokojny nie zgadzały się z nauką Lenina. Według Lenina wędrówki ludów powodowało przeludnienie lub ataki wroga.

 

Na sali nadal panowało absolutne milczenie. Jaka będzie moja odpowiedź? Tłumacz wyglądał na nieszczęśliwego. Dyskusja nie miała żadnego sensu.

W końcu odezwałem się, wzbudzając przerażenie zarówno w sobie, jak i w zgromadzonych:

– Nie wiedziałem, że Lenin był antropologiem.

 

Na sali panowało wciąż śmiertelne milczenie, aż do chwili gdy tłumacz cichym głosem przetłumaczył moje słowa na rosyjski. Zobaczyłem wtedy, iż niektórzy zasłonili sobie usta, aby ukryć śmiech. Powstało poruszenie, a Kiełdysz poprosił mnie szybko o kontynuowanie wypowiedzi. Zrozumiałem sytuację. Na sali siedzieli akademicy. Sobowtór Stalina, który otworzył dyskusję, nie był naukowcem, lecz wiernym komunistą – partia nagrodziła go, powierzając mu funkcję szefa działu w Akademii. Wszystkie grupy specjalistyczne w zakresie sztuki, kultury i nauki miały swoich szefów podobnych do tego wodza, jeśli nie pod względem fizycznym, to mentalnym. Mężczyzna z wielkim wąsem dopełnił swego obowiązku. Wskazał na naukę Lenina i więcej nie miał nic do powiedzenia.

 

Nikt ze zgromadzonych już nie oponował, kiedy nie odchodząc od linii Lenina, użyłem przykładu Peru, by ukazać, że przeludnienie i nacisk z głębi kraju od niepamiętnych czasów były typowym problemem dla społeczności rybackiej w ciasnych dolinach nad rzekami, ciągnących się wzdłuż pustynnego wybrzeża w Andach. Nowa kultura zastępowała wcześniejszą, aż do chwili, gdy około 1530 roku władzę w państwie Inków przejęli Hiszpanie. Odkryli oni, że Inkowie zachowali swą własną historię w świątyni Słońca w Cuzco, zapisaną na drewnianych tablicach, spalonych później przez Hiszpanów. Ale amauta, uczeni w piśmie w królestwie Inków, opowiadali o trwającej migracji ludności w kraju. Ostatnia taka wędrówka odbyła się trzy pokolenia przed przybyciem Hiszpanów. Inka Tupac Yupanqui, dziadek dwóch braci Inków, którzy witali Hiszpanów, opuścił swoje własne królestwo w górach i zszedł ze swym ludem do wąskich dolin, leżących wzdłuż pustynnego wybrzeża, zdobywając królestwo Chimu i wszystkie miejsca do zamieszkania w pasie od równika do punktu położonego cztery tysiące kilometrów na południe od niego. Kiedy przedstawiciele ludności mieszkającej na wybrzeżu opowiedzieli mu, że na Oceanie Spokojnym znajdują się zamieszkane wyspy, wydał rozkaz zbudowania kilkuset tratw z balsy. Po czym wyruszył z flotyllą, na której zmieściła się niemal połowa jego armii. Powrócił po dziewięciu miesiącach, przywożąc jeńców o ciemnej skórze.

Podboje Inków pod wodzą Tupaca Yupanqui (1466-1493)
Źródło: Wikipedia

 

Nie miałem pojęcia, czy moi rosyjscy słuchacze o tym wiedzieli. Przede mną siedziała w milczeniu ujarzmiona publiczność, która pozwoliła mi przemawiać dalej. Dodałem więc, że wzdłuż peruwiańskiego wybrzeża w kilkuletnich odstępach następowały wielkie kataklizmy natury, kiedy to wezbrane wody z gór i morski prąd El Niño zalewały doliny, wypędzając ludność z domów na pokłady tratw. W tak zwanym roku Niño ten potężny prąd płynął z Peru do Wyspy Wielkanocnej. Przede wszystkim jednak nie możemy sądzić, że ludzie w dawnych czasach i na obcych lądach mieli mniej odwagi, ciekawości i żądzy przygód niż my. A co więcej, w tamtych czasach, jeśli mieli ochotę podróżować, nikt im tego nie zabraniał.

Żaden ze słuchaczy nie protestował. Kiełdysz zażądał argumentów od tych, którzy byli najgorliwszymi oponentami mojej teorii o pochodzeniu Polinezyjczyków. Wielu po kolei wstawało, jednak żaden atak nie nastąpił. Ci, którzy mieli jakieś uwagi, zadowoleni byli z odpowiedzi, jakie otrzymali.

Inicjator podróży pojazdu kosmicznego z załogą prowadził teraz rzeczowo i spokojnie debatę na temat tego, kto pierwszy wysłał łodzie na Ocean Spokojny w epoce kamiennej. Zrezygnował z osobistego wystąpienia podczas dyskusji, z wyrażeniem swego sądu poczekał do końca spotkania. Nie było jednak wtedy żadnej wątpliwości co do jego zdania. Dał jednoznaczną reprymendę antropologom ze swojej Akademii, którzy, jak się wyraził, byli źle przygotowani do debaty i nie mieli podstaw do wcześniejszej krytyki. Zwracając się później do mnie, powiedział z uśmiechem, iż jeśli zorganizuję następną ekspedycję, muszę wziąć ze sobą jednego Rosjanina.

 

W ten sposób moja mała prywatna zimna wojna z oponentami ze Związku Radzieckiego została szczęśliwie zakończona na zawsze. Dowodem na to był Order Łomonosowa przyznany przez Uniwersytet Moskiewski. I choć tymczasem zostałem członkiem nowojorskiej Akademii Nauk, musiało być zasługą prezesa Kiełdysza, iż Radziecka Akademia Nauk nadała mi doktorat honoris causa jeszcze w okresie zimnej wojny.

Moskiewski Uniwersytet Państwowy im. M. W. Łomonosowa – budynek główny.
Gmach, zbudowany w latach 1949-1953, projektował Lew Rudniew.

Fot. Wikipedia

Kilka lat później, gdy planowałem wyprawę przez Atlantyk na łodzi papirusowej „Ra” z międzynarodową załogą, potraktowałem słowa profesora Kiełdysza poważnie. Napisałem do niego, przypominając mu o jego propozycji zabrania na wyprawę Rosjanina. Poprosiłem o znalezienie rosyjskiego lekarza mówiącego po angielsku i mającego poczucie humoru. Kiedy w Kairze doktor Jurij Aleksandrowicz Sienkiewicz[2] zszedł po schodkach samolotu i nastąpiło nasze pierwsze spotkanie, był lekko podpity, czuć było od niego wódkę. Kiełdysz wygrał walkę z najwyższą władzą polityczną i Jurij był pierwszym Rosjaninem, którego wypuszczono ze Związku Radzieckiego w celu wzięcia udziału w prywatnej kapitalistycznej wyprawie na łodzi. Poprosiłem o Rosjanina z poczuciem humoru, aby uniknąć fanatyka partyjnego, jak również z tego powodu, że uważałem, iż szczery śmiech nic nie waży, a ma ogromne znaczenie podczas ekspedycji. Jurij opowiedział mi później, że częstował się obficie alkoholem na pokładzie Aerofłotu, gdyż bał się okazać za mało dowcipnym.

Załoga trzcinowego statku Tygrys. W środku siedzi Thor Heyerdahl, obok niego, w żółtych szortach, Jurij Sienkiewicz.
Fot. The Kon-Tiki Museum

Został on później naczelnym lekarzem rosyjskich astronautów cywili, a po naszych trzech wyprawach z międzynarodową załogą na łodziach z trzciny, amerykańscy specjaliści w dziedzinie lotów kosmicznych zaprosili go do dyskusji nad przyszłą współpracą, mającą na celu ułożenie pokojowego współżycia między przedstawicielami różnych narodów w sytuacji stresu związanego z pobytem przez długi czas na małej przestrzeni.

 

Badacze pisma rongo-rongo, moi najzacieklejsi oponenci w Związku Radzieckim, służyli mi później wielką pomocą w odczytywaniu hieroglifów wyrytych na drewnianych tablicach z Wyspy Wielka­nocnej.■

 

Jest to fragment książki:
Heyerdahl, Thor. Śladami Adama : wspomnienia.
Przekład: Ella Hygen. Warszawa : Państwowy Instytut Wydawniczy, 2002; str. 198-203.

Wyd. oryginału:
Heyerdahl, Thor. I Adams fotspor: en erindringsrise. Oslo : J.M. Stenersens Forlag, 1998.

Wyd. angielskie:
Heyerdahl, Thor. In the Footsteps of Adam. Transl. Ann Zwick. London : Little, Brown and Co., 2000.

Przypisy i dobór ilustracji: Kazimierz Robak / Periplus.pl

 


W tym miejscu ogromne podziękowania należą się Kai Górskiej z Gdańska (prywatnie: absolwentce Szkoły Pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego – 2016).
Mając tylko wersję angielską, a nie chcąc tłumaczyć czegoś, co już zostało przetłumaczone w dodatku przez zawodową tłumaczkę, próbowałem wydanie polskie kupić (o pożyczeniu nie było mowy, bo – wiadomo – biblioteki zamknięte). Wtedy okazało się, że to książka z tych, co „jest, a nie ma”: nie znalazłem jej w żadnej internetowej księgarni ani antykwariacie. Pozostawało więc tylko działanie z małą pomocą moich przyjaciół.
Kaja zareagowała natychmiast: Śladami Adama wytropiła, kupiła, zrobiła kopie odpowiednich stron i mi je przysłała. Za działanie zgodnie z regułą SzPŻKB – rzeczy niemożliwe załatwiamy natychmiast, cuda zajmują nam trochę czasu – pannie Kai kłaniam się nisko.

Osobne podziękowania zechcą także przyjąć prof. Jerzy Bracisiewicz i prof. Wojciech Grochala – obaj dobrze wiedzą za co!

 


 

Thor Heyerdahl na Pogorii (27 maja 2020)

► Thor Heyerdahl: Archeolog na gościńcu bogów (3 czerwca 2020)

Thor Heyerdahl i Saga rodu Ynglingów (10 czerwca 2020)

► Thor Heyerdahl: Azerbejdżańskie ogniwo (17 czerwca 2020)

► Thor Heyerdahl: Na tropie Odyna (24 czerwca 2020)

► Thor Heyerdahl: Pierwszy raz w ZSRR (1 lipca 2020)

 


 

[1] Mstisław Wsiewołodowicz Kiełdysz (Мстислaв Всеволодович Келдыш; 1911-1978) – uczony działający na polu matematyki i mechaniki, profesor Uniwersytetu im. Łomonosowa w Moskwie, jeden z twórców i głównych teoretyków radzieckiego programu badań kosmicznych. W latach 1961-1975 był prezesem Akademii Nauk ZSRR. (przyp. P+/kr)

[2] Jurij Aleksandrowicz Sienkiewicz (Юрий Александрович Сенкевич; 1937-2003) – lekarz-fizjolog, naukowiec i podróżnik, prezenter telewizyjny, pisarz.
Od 1962 roku brał udział, jako lekarz, w radzieckim programie przygotowań do lotów kosmicznych. W 1965 r. wyznaczony do załogi statku kosmicznego Woschod, lot jednak nie doszedł do skutku. Uczestnik 12. Radzieckiej Ekspedycji Antarktycznej na stacji Wostok (1966-1967). Brał udział w wyprawach Thora Heyerdahla na statkach Ra i Ra II (1969 i 1970) oraz Tygrys (1977-1978). Zrelacjonował to w książkach: На «Ра» через Атлантику (1973) i В океане «Тигрис» (1982); pierwsza z nich ukazała się w Polsce pt. Na „Ra” przez Atlantyk w przekładzie Jerzego Godwoda (Wyd. Morskie, 1977).
Zabezpieczał od strony medycznej wyprawę na Biegun Północny (1979); uczestniczył w pierwszej wyprawie radzieckiej na Mount Everest (1980-1982). Opublikował ponad 60 prac naukowych na temat fizjologii i psychologii kosmicznej oraz badań nad organizmem ludzkim w warunkach ekstremalnych.
W roku 1982 kpt. Krzysztof Baranowski zaproponował Jurijowi Sienkiewiczowi udział w 9-miesięcznym rejsie swojej pierwszej Szkoły Pod Żaglami na Pogorii, z Gdyni do Indii i Sri Lanki (1983-1984). Jurij początkowo się zgodził, niestety później zrezygnował.


► Periplus – powrót na Stronę Główną