Wyglądała jak stara kaczka zagubiona w stadzie łabędzi. Znajdowała się w jednym z najpiękniejszych portów na świecie, ale uważała się za brzydką i bezużyteczną, i ukrywała się przed wzrokiem turystów.
Kiedyś lekko tańczyła na falach morza i była domem żeglarzy. Potem stała się starą łodzią i nie mogła już żeglować, a jej pokład stał się przestarzały.
Przypłynęłam tu po kilkudniowym rejsie pięknym żaglowcem, który wyglądał jak piękna dorosła wnuczka maleńkiej, przygarbionej babci i siedziałam na ławce na nabrzeżu podziwiając wspaniałe statki dumnie kołyszące się, pokazujące wszystkim swoje lśniące strony, gdy nagle usłyszałam wołanie:
– TULIPAN!
Natychmiast pojawił się żaglowiec, pochylając się lekko nad falą w geście ukłonu. Rozejrzałam się dookoła, ale ku mojemu zdziwieniu zauważyłam, że nikt nie zwrócił uwagi na jego pozdrowienie. Z uczuciem podziwu spojrzałam na jego mocne liny, które zdawały się kiwać w moim kierunku.
– Ładnie tu, prawda? Tak kolorowo i tłoczno – wykrzyknęła stara łódź. – Stoję tu na tym nabrzeżu od tak dawna, że znam na pamięć wszystkie statki, które majestatycznie opuszczają port, szykując się do wypłynięcia w nieznane.
– Tylko mnie już nie wzywają do walki z wiatrem, zapomnieli, jaki jestem dzielny! – wykrzyknął stary jacht pełen pretensji i bólu.
Patrząc na napis jego narzeczonej, można było zauważyć, że niektóre litery były bardzo wyblakłe, najjaśniejsze tworzyły nazwę „LIPA”. Napis był tak stary jak sama łódź i tak stary jak piosenki, które śpiewano głośno podczas każdej imprezy na pokładzie wiele lat wcześniej.
Żałowałam, że nie mogę słuchać tych starych, zapomnianych melodii, których nikt już nie potrafi nawet nucić.
Nagle pojawiła się mewa, która nieświadoma swego uroku zawisła w powietrzu i rozpostarła skrzydła, jakby chciała objąć niebo. Stara łódź westchnęła, gdy mewa okrążyła jej maszt, a potem, usiadłszy w locie, powiedziała:
– Witaj staruszko! Jestem tutaj! Jaki dziś masz nastrój? Chyba nie jest tak źle, skoro możesz huśtać się w miejscu zabezpieczona grubymi linami, które przytwierdzają cię do brzegu. Wiesz, zazdroszczę ci tej stabilności; mnie z kolei wiatr miota tam i z powrotem i często wiruję w powietrzu jak szalony balon, więc ludzie rzadko podnoszą głowy, by śledzić mój lot.
– Zamknij się! – krzyknął stary jacht do mewy. – Wiesz, że jestem tu już od dawna i moje zardzewiałe części stępiły się z nudów, a mój rozpadający się pokład żyje tylko wspomnieniami. Więc nie narzekaj: masz wspaniałe i ciekawe życie, urozmaicone i pełne przygód!
– Ja? – dyskretnie zaskoczyła mewa. – Ale tu, na twoim pokładzie, jest mój dom! Każda moja podróż na dalekie morza sprawia, że tęsknię za tobą, staruszko, i chciałabym, żebyś została tu na zawsze. Żebym zawsze miała dokąd wracać; bez ciebie moje powroty i moje życie nie miałyby już sensu.
Siedziałam jeszcze przez chwilę na ławce, obok starej łodzi i mewy. Opowiadali sobie historie, było im dobrze razem i nie chciałam im przeszkadzać.
Kiedy wypływałam z portu na mojej żaglówce, zauważyłam, że nad łodzią w rytm jej melodii tańczy inna mewa.
Te wspomnienia pozostaną nawet po zakończeniu ostatniego rejsu naszej łódki…
Karina Wilhelmi
Cdn.
Opowiadanie z książki:
Karina Wilhelmi. I racconti del mare. [tłum. z polskiego: Giovanni Coppola]
Varese, IT : Pietro Macchione Ed., 2022-07-08.
ISBN: 978-88-6570-738-8. E-book: 2023.
Wersja polska w przygotowaniu do druku.
O Autorce przeczytaj tu: ►Giovanni Coppola: Karina◄