42 lata temu.
Tym razem – uprzedzam – moje wspomnienie (oparte na „Pogorią” na Antarktydę. Wojciecha Przybyszewskiego zapiski z podróży[1]) jest nie tylko długie, ale i przeznaczone dla osób o mocnych nerwach. Skąd to przekonanie? Kiedy opowiedziałem niedawno w kilku zdaniach o tym, co wydarzyło się wtedy pod pokładem żaglowca (w sztormie, na Atlantyku), słuchająca tego okulistka w zakładzie, gdzie zamawiałem właśnie nowe okulary, omal nie zemdlała.
14.01.81
Jeszcze przed wyruszeniem z Gdyni rozważana była na jachcie sprawa lekarza okrętowego. Gdyby przejrzeć listę zawodów uprawianych przez poszczególnych członków załogi – okazałoby się, że wachlarz zainteresowań jest bardzo szeroki. Lekarza jednak nie było. Nie jest on, co prawda, wymagany na sportowym statku, jakim jest »Pogoria«, ale… zawsze by się przydał. I tak kapitan Baranowski wyłuszczył przed załogą problem, poszukując osoby, która miałaby przynajmniej duże doświadczenie w prowadzeniu apteczki oraz praktykę wyniesioną z pełnienia wcześniej tego typu funkcji.
Wybór padł na mnie, choć przyjąłem to z pewną rezerwą. […]
„Z urzędu” odpowiedzialnym za leki na statku był chief, czyli Starszy Oficer, kpt. Andrzej Marczak.
Tak, czy owak, przy wszelkich poradach lekarskich […] zawsze uczestniczyliśmy razem, razem zastanawiając się: co zastosować, jak najlepiej przeprowadzić kurację. I to się sprawdziło. Nie było jednak do tej pory żadnych poważniejszych problemów zdrowotnych wśród członków załogi. Dopiero dziś odbył się prawdziwy egzamin.
Staszek Choiński za sterem Pogorii w rejsie antarktycznym
fot. Wojciech Przybyszewski
Przy śniadaniu dowiedzieliśmy się, że Staszek Choiński ma obce ciało w oku – głęboko wbity na tle tęczówki czarny element. Usunięcie go zrazu wydawało się rzeczą bardzo trudną. Ani chief, ani ja nie mieliśmy przecież w tej dziedzinie żadnego prawie doświadczenia. Zastanawialiśmy się wręcz, czy taki uraz nie wymaga przetransportowania chorego do szpitala […].
Kapitan Baranowski konsultował się w tej sprawie zarówno z Radio Medical, jak i wywołując argentyńskich krótkofalowców z własnej radiostacji, którą miał u siebie, jednak w warunkach sztormowych nie było mowy o transporcie śmigłowcem, a droga do najbliższego portu w Argentynie zajęłaby nam przynajmniej trzy doby, czyli zbyt długo.
Postanowiliśmy więc – w miarę naszych możliwości – usunąć paproch na statku. Warunki do tego nie były sprzyjające, bowiem od rana zaczęło bardzo kołysać jachtem. Do zabiegu przystąpiliśmy jednak natychmiast.
Tu uwaga: w ferworze przeżyć zapomniałem w moim pamiętniku napisać, że nic byśmy nie zdziałali, gdyby nie przezorność kapitana Baranowskiego, który udostępnił nam zabraną w rejs swego rodzaju „biblię” – Poradnik medyczny kapitana statku (Warszawa, PZWL, 1962; s. 756) pod redakcją starszego inspektora lecznictwa w Ministerstwie Żeglugi, dr. med. Zdzisława Teisseyre’a – która pamiętała jego samotny rejs Polonezem naokoło świata. W niej była instrukcja, krok po kroku, jak postępować w takim przypadku, jak nasz, pamiętając, że grubość rogówki w ludzkim oku wynosi zaledwie 0,5-0,6 mm.
Tak się wtedy płynęło
fot. Wojciech Przybyszewski
Najpierw zakropliłem do oka 2% roztwór kokainy (która – jako narkotyk pilnie strzeżony – na szczęście znajdowała się w naszej apteczce). Kiedy środek zaczął działać, przystąpiłem do zabiegu wyjęcia obcego ciała z oka.
Sporo prawdy musi zawierać się w stwierdzeniach przypadkowych świadków przeprowadzonej operacji, że wyglądało to niesamowicie. Przy silnym świetle skierowanym na prawe oko Staszka dwóch panów znęcało się nad wrażliwym organem pacjenta. Chief umiejętnie podtrzymując powieki dawał mi odpowiednie pole do manipulowania w obrębie gałki ocznej. Posługiwanie się ostrą igłą przy rozkołysie statku nie było sprawą prostą. Tym bardziej, że zabieg przeciągał się, bowiem tkwiącego w oku elementu nie można było usunąć w całości (był to fragment mocno przerdzewiałego metalu; być może po prostu cienki drucik). W końcu jednak powiodło się i – po zakropleniu znalezionego w apteczce sulfonamidu – zwolniliśmy naszego cierpliwego pacjenta. […]
Wszystko zależeć teraz będzie od tego, czy w ciągu następnych 2-3 dni ranka, powstała w gałce ocznej, prawidłowo zagoi się. Godziny niepewności… Ciągłe pytanie się Staszka o samopoczucie, świadomość ponoszonej odpowiedzialności za efekt końcowy operacji… Sprawy związane z żeglugą, codziennym życiem na statku są teraz dla mnie mniej istotne. Nie potrafię się skupić przy wykonywaniu najprostszych czynności. […]
15.01.81
U Staszka wszystko w porządku. Wszelkie dolegliwości już niemal ustąpiły. Czy można się dziwić, że wpływa to zdecydowanie na moje samopoczucie?
Staszek Choiński na Pogorii w rejsie antarktycznym (przed operacją)
fot. Kazimierz Robak (1980-12-25 i 1981-01-12)
Autor na Pogorii w rejsie antarktycznym
fot. Kazimierz Robak (1981-04-10)
►Wojciech Przybyszewski◄
piątek, 16 czerwca 2023
Przypisy (jeśli nie zaznaczono inaczej) i część podpisów pod zdjęciami pochodzą od redakcji P+/kr
Cdn.
[1] Przybyszewski, Wojciech. „Pogorią” na Antarktydę. Wojciecha Przybyszewskiego zapiski z podróży. T. 1 i 2. Warszawa : nakład własny autora, 1981; t. 1, str. 94-98.
► Periplus – powrót na Stronę Główną