Równo 38 lat temu, 4 stycznia 1984 r., na Oceanie Indyjskim spotkały się dwa polskie żaglowce: „Pogoria” i „Dar Młodzieży”.
Pogoria, dowodzona przez kpt. Krzysztofa Baranowskiego, płynęła wtedy z jego pierwszą Szkołą Pod Żaglami z Polski do Indii i Sri Lanki, i z powrotem. Dowodzony przez kpt. Tadeusza Olechnowicza Dar wracał z Osaki, ze zlotu żaglowców zorganizowanego z okazji 400-lecia wzniesienia zamku w tym mieście.
Byłem wtedy na pokładzie Pogorii.
4 I 1984, Ocean Indyjski
Dar Młodzieży, wracający ze zlotu wielkich żaglowców w Japonii, namierzany był radiowo przez Pogorię przez kilka dni. Wpierw przez pośredników, później bezpośrednio kapitanowie obu jednostek podawali sobie aktualne pozycje i kursy, bowiem spotkanie dwóch polskich statków żaglowych pośrodku Oceanu Indyjskiego – to miało być to!
Termin ustalono na 4 stycznia. Kaczory, przekonane o możliwości wzajemnych odwiedzin, pucowały Pogorię jak nigdy wcześniej, toteż barkentyna wyglądała niemal idealnie. Rozkołys był spory, ale mimo tego Makac i Geograf bladym świtem zawiesili nad pokładem małą galę flagową: sznur ze sczepionych flag sygnałowych, zaczynający się od lewej burty, poprowadzony przez top grotmasztu aż do relingu burty prawej[1].
Na horyzoncie pojawił się Dar. Nie bacząc na emocje, Kapitan zarządził normalne lekcje aż do pojawienia się gości.
Oba żaglowce przepłynęły obok siebie oddając saluty i honory, po czym stanęły w dryf.
Pogoria: spotkanie z żaglowcem szkolnym WSM Dar Młodzieży
1984-01-04 φ = 11°09,7’N; λ = 068°24’E; Ocean Indyjski
fot. Kazimierz Robak
Wiatr był dość mocny, ocean rozfalowany. W tych warunkach kapitan Daru nie zgodził się na spuszczenie szalup. Kapitan Pogorii przyjął to chłodno, ale Drakula się wkurzył.
– Co?! Jak to nie będzie odwiedzin?! Po piehwsze: to ja już sobie zamówiłem u ochmistrza Dahu kalosze, największy hozmiar jaki ma, bo moje się podahły! Po dhugie: muszę od nich pożyczyć suszahkę do zdjęć, bo nasza jest za mała. Po trzecie: Intendent ma dla nich phezenty, a po czwahte: dawaj, Krzysiu, ponton, Bosmana – i jedziemy.
– Ja nie jadę – wycedził Kapitan. – Słyszałeś, co mówił Olechnowicz? Że w takich warunkach kapitan nie powinien opuszczać statku, więc on też nie może przyjechać. Ale jeżeli chcesz, to płyń!
– Jasne, że chcę, kuhcze blade! Bosman, zrzucaj ponton! Intendent, sekhetarz, jedziemy! Pasy! Sztohmiaki! Benzyna! Jazda!
Niewielki ponton zatańczył na fali. Yamaha warknęła i Bosman skierował gumowy dziób w stronę dryfującej fregaty. Intendent ściskał w rękach upominki i przesyłki pocztowe, szczelnie zawinięte w folię. Polonista osłaniał od bryzgów ukaefkę. Drakula piastował podłużne zawiniątko z Jasiem Wędrowniczkiem red label.
Nagle ukaefka zachrypiała. Załoga pontonu nastawiła uszy. Ale zamiast Pogorii odezwał się Dar, którego oficerowie używali do porozumiewania się między sobą tego samego pasma.
– Co oni robią? – pytał jakiś głos.
– Nie wiem. Nic nie widzę.
– Ja też… Ty, kurde, oni spuścili ponton! Patrz, tam w lewo od dziobu!
– Mam! Ledwie ich widać między falami! Czekaj, oni naprawdę płyną! Wołaj kapitana.
Przez chwilę panowała cisza. Nagle rozległ się dobrze nam znany głos komendanta Daru.
– Jak to: „płyną?” A tak, widzę. Jak to: „co robić?” No, jak płyną, to chyba dopłyną, więc trzeba im spuścić trap!
Kiedy na pokładzie żaglowca gdyńskiej WSM cztery postacie zaczęły ściągać ceglaste sztormiaki, załoga Daru patrzyła na nich jak na przybyszów z innej planety. Nagle przez krąg patrzących przedostał się znany całej czwórce dziennikarz i filmowiec – Andrzej Radomiński.
– Słuchajcie! Nie dałoby się podrzucić mnie i operatora na Pogorię? Z naszym kapitanem już rozmawiałem, z waszym też.
Bosman bez słowa sięgnął po zdjęty dopiero co sztormiak, spoglądając pytająco na Drakulę. Ten potarł brodę.
– Thudno, Stachu, przymusu nie ma, ale jak jesteś tak uprzejmy, to jedź. Ale w powhotnej dhodze przywieź naszą księgę pamiątkową, bośmy chyba zapomnieli.
* * *
– No i po zabawie! – powiedział Intendent wchodząc do kabiny i rzucając się na koję.
– Jak było? – zapytał ze swego leża Geograf. – Bez wpadek, nerwowych momentów?
– Wszystko jak w zegarku. Krawaty, toasty, przemówienia, wymiana prezentów. Drakula dostał kalosze i suszarkę do zdjęć, filmowcy kręcili.
– Kaczory to was mało nie zjadły z ciekawości po powrocie.
– Kaczory to nic! Chłopcy z Daru nas nie chcieli puścić, tyle mieli pytań. Ot co! […][2]
Co było wcześniej i co było później – tego dowiecie się z papierowego wydania książki Szkoła, przygotowywanego właśnie do druku.
Obwoluta Szkoły, wyd. I (elektroniczne) z 2005 r.
A jeśli ktoś chce obejrzeć foto-historię rejsu pierwszej Szkoły Pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego, polecam e-book Szkoła Pod Żaglami – Album Rodzinny. Wystarczy poszperać w Internecie i zaraz będziecie mieli.
Okładka SzPŻ 1983/84 – 3. Album rodzinny; wyd. I (elektroniczne) z 2017 r.
[1] gala banderowa: sczepione ze sobą flagi kodu sygnałowego zawieszone nad jachtem, statkiem lub okrętem.
wielka g. b. – „łańcuch” kolorowych flag kodu zaczepiony jest na dziobie i poprowadzony przez szczyty masztów aż do rufy.
mała g. b. – „łańcuch” flag kodu poprowadzony jest od lewej burty, przez top grotmasztu do burty prawej.
[2] Robak, Kazimierz. Szkoła.pdf. Tampa FL : WKR, 2005, wyd. III. s 176-177.
Kontynuację wątków poruszonych w tym tekście znajdziecie tu:
► Andrzej Radomiński – W poszukiwaniu Conrada (recenzja Robaka)
► Andrzej Radomiński – „Spotkanie na south-west od Bombaju…”
► Kazimierz Robak: Piraci na Pogorii