Karina Wilhelmi: Szukam cię…

Miała zawsze rozmarzone oczy, duże i błyszczące, spowite aurą tajemniczości i pożądania.

Jej źrenice były jak magnes – przyciągały wszystkie zaczarowane przez nią cienie rzeczywistości, którą sama stworzyła.

Nikt nie mógł zobaczyć jej twarzy, ponieważ była nieśmiała i potrafiła ukryć się za długimi czarnymi włosami w taki sposób, że przypominała spłoszonego ptaka, który ucieka, szybko wzbijając się w powietrze.

Anna mieszkała w jednym z najbardziej romantycznych miejsc na świecie – Weronie.

Jej matka żartowała, że bez wątpienia Anna jest reinkarnacją słynnej szekspirowskiej Julii. Zawieszona w czasie i przestrzeni była jak niedokończony obraz zamyślonego malarza lub zagubiona bohaterka zmęczonego pisarza.

Anna czuła się inna niż jej przyjaciele, jak gdyby dawno, dawno temu, w innym czasie i wśród innych ludzi, jej dusza nagle się zawaliła, a iskry jej życia rozsypały się w powietrzu.

Nie potrafiła siebie złożyć w całość.

Codziennie, w drodze do pracy, widziała tłumy turystów odwiedzających Piazza delle Erbe, balkon Julii i jej posąg – samotną, smutną dziewczynę.

Turyści i zakochane pary obejmowali się, robili zdjęcia i krzyczeli z radości.

W bramie tysiące kartek z wyznaniami miłości napisanymi w różnych językach przypominały, jak wielu ludzi odczuło moment, w którym pojawił się ten promyk wieczności, zwany miłością!

Anna zatrzymała się na chwilę przed bramą. Nie wiedząc czemu, wyjęła arkusz szarego papieru, w który zawijała śniadanie do pracy i napisała na nim kilka słów.

„SZUKAM CIĘ… GDZIE JESTEŚ?”

Zdziwiona tym, co robi, ale bez wahania zawiesiła kartkę na bramie; wśród kolorowych wyznań miłości. Jej szary papier przypominał mały kwiatek ukryty w trawie w ogrodzie pełnym pięknych róż.

Gdy Anna z westchnieniem szła do pracy, stało się coś dziwnego: niespodziewanie podmuch wiatru wyrwał jej ulotkę z bramy, posyłając ją wysoko w powietrze…

Droga Anny do pracy prowadziła obok starego bloku, w którym od wielu lat mieszkał Maurizio, emerytowany nauczyciel matematyki w podeszłym wieku.

Jego żona zmarła kilka lat wcześniej, a córka przeniosła się z mężem do innego miasta i prawie z nim nie rozmawiała. Był chory, ledwo chodził i stał się człowiekiem samotnym, zgorzkniałym i rozczarowanym życiem, który zapomniał, co to znaczy uśmiechać się. Nie odzywał się do sąsiadów, którzy uważali go za nieprzyjaznego i niemiłego. Szczególnie nie lubił kobiety, która wraz z córką wprowadziła się do bloku kilka tygodni wcześniej. Dziewczynka miała około pięciu lat, nigdy nie witała się ze starszym panem i nawet nie odwracała się do niego, gdy ten zwracał jej uwagę, że jest niegrzeczna.

Tego dnia Maurizio był w złym humorze, jak co dzień. Usiadł na balkonie i wściekły zaczął obserwować bawiącą się na balkonie dziewczynkę. Kiedy matka przyjechała, przytuliła swoją córeczkę i zaczęła do niej mówić w języku migowym. Maurizio zrozumiał… dziewczynka była głuchoniema.

Na balkonie starego człowieka leżała szara kartka papieru. Maurizio podniósł ją i przeczytał: „SZUKAM CIĘ… GDZIE JESTEŚ?”

W tym momencie dziewczynka spojrzała na sąsiada i oczy jej rozbłysły radością, ukłoniła się i pomachała ręką w jego stronę; Maurizio poczuł, jak łza spływa mu po policzku. „Jestem”, pomyślał, i położył rękę na sercu, a potem… uśmiechnął się do dziewczynki. Szara karteczka zaczęła powoli i miękko opadać z balkonu…

W bloku, w którym mieszkał Maurizio, była urocza mała kawiarenka-bar, którą mieszkańcy Werony dobrze znali. Można tam było kupić ręcznie wyciskane soki owocowe i pyszne lody. Właścicielem kawiarni był nieśmiały marzyciel Luca, który był zarówno przystojnym kelnerem, jak i bardzo dobrym cukiernikiem. Przygotowywał dla swoich klientów wspaniałe ciasta i słodycze. Miał duszę malarza dekorował każde ciasto, ozdabiał jak dzieło sztuki, ale nie miał dziewczyny i wszyscy jego koledzy dziwili się, bo chłopak był przystojny i wesoły. Wolał spacerować samotnie wieczorami wzdłuż brzegów Adygi, wpatrując się w rozmazane sylwetki przechodniów i średniowiecznych domów w odbiciach w wodzie. Był przekonany, że widział już kiedyś podobne obrazy, rozmazane twarze ludzi, takie same, ale w innym świecie…

Anna wracała z pracy i przechodząc obok Piazza delle Erbe westchnęła smutkiem. Zauważyła, że zniknął szary papier, który rano przyczepiła do bramy.

„Gdybym ja też mogła zniknąć”, pomyślała.

Usiadła przy stoliku w ogrodowej kawiarni; pochyliła się nad książką i czekając na zamówienie, zaczęła czytać; jak zwykle ukryła twarz w długich włosach, by nikt nie próbował nawiązać z nią kontaktu. Nie odwróciła wzroku nawet wtedy, gdy usłyszała ciepły głos kelnera:

– Dzień dobry. Co mogę pani podać?

– Poproszę herbatę jaśminową.

– Proszę pani, przepraszam, ale chyba pani coś zgubiła na podłodze obok krzesła.

Dopiero wtedy Anna skierowała wzrok na kelnera: trzymał w ręku szarą kartkę papieru.

– „SZUKAM CIĘ… GDZIE JESTEŚ?…” – szepnął.

Świat zawirował do góry nogami. Czas i przestrzeń wymieszały się ze sobą, aż powoli wszystko zaczęło się łączyć po tym chaosie; świat zawisł na chwilę, a potem wrócił na ziemię. Tu i teraz…

 

Czy byłeś kiedyś w Weronie?

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, musisz odwiedzić zaczarowane miasto pewnego dnia. Jeśli jesteś zakochany w tym miejscu, rozkwitniesz jak róża. Jeśli wasze serca są zagubione lub pełne smutku, tutaj możecie szukać… zawsze!

Karina Wilhelmi

 

Karina, Wilhelmi, Karina Wilhelmi, Werona, PogoriaPo lewej: Werona: Targ kwietny (fotografia; jedno ze źródeł: Visit Italy)
Po prawej: Werona: Balkon Julii (fotografia; jedno ze źródeł: Pinterest)

Cdn.

Opowiadanie z książki:

 

Karina Wilhelmi. I racconti del mare. [tłum. z polskiego: Giovanni Coppola]
Varese, IT : Pietro Macchione Ed., 2022-07-08.
ISBN: 978-88-6570-738-8. E-book: 2023.

Wersja polska w przygotowaniu do druku.

 

 

O Autorce przeczytaj tu: ►Giovanni Coppola: Karina


► Periplus – powrót na Stronę Główną