Przemieszczam się po wyludnionych o tej porze roku i dnia salach filii Muzeum Narodowego w Gdańsku Oliwie i oglądam kolejną wystawę[1]. Zgromadzono na niej prawie 200 prac artystów plastyków z Wybrzeża z lat 1945-55. Dekady, z dzisiejszej perspektywy, mrocznej, brutalnej i nierzadko krwawej, ale wówczas, przynajmniej w jej pierwszych kilku powojennych latach – dla wielu spośród autorów wyeksponowanych dzieł – pełnej nadziei, na nową, lepszą jakość życia.
Antoni Suchanek. Po burzy nad „Starym Światem”.
(1945; akwarela, gwasz, pastel na papierze; 92 x 155 cm; wł.: MN w Gdańsku)
Władza, przeflancowując w roku 1949 radziecki socrealizm na rodzimy grunt, szybko udowodniła, jak naiwne były nadzieje, złudzenia i oczekiwania. Zadekretowała go jako oficjalny i jedyny w sztuce i literaturze kierunek, a PZPR uczyniła go narzędziem propagandy. Sztuka miała stać się socjalistyczna w treści, a w stylu narodowa, cokolwiek by to miało znaczyć.
Od twórców zażądano „zerwania z przeszłością”, z „burżuazyjną i mieszczańską tradycją”, którą uznano za dekadencką i nieprzystającą do nowych czasów. Jednocześnie nakazano stosowanie kryterium narodowego, a więc czegoś poszukiwanego w wielu krajach Europy od połowy wieku XIX – ta pojemna formuła „narodowości” działała, jak się później okazało, na korzyść twórców. Do rangi kultu podniesiono pracę i ludzi, walkę o pokój i lepsze jutro. Tak rozumiana sztuka miała służyć masom.
Stanisław Borysowski. Manifestacja.
(1952; olej na płótnie; 100 x 130 cm; własność: Muzeum im. ks. dr. Władysława Łęgi w Grudziądzu)
Zatrzymuję się przed wielkoformatowym (150 x 200 cm) płótnem Stalin wśród „Mazowsza” (ok. roku 1953) pędzli Bohdana Borowskiego, Władysława Jackiewicza i Rajmunda Pietkiewicza, jedynym takim na wystawie, i zastanawiam się, czy kiedykolwiek sztuka była wolna od hagiografii i polityki, i czy ci – i inni – artyści mieli jakiś wybór. Czy próbowali obejść wytyczne broniąc w ten sposób resztek swobody twórczej i godności? A może przeciwnie: wierzyli w nieomylność władzy i świetlaną przyszłość?
Bogdan Borowski, Władysław Jackiewicz, Rajmund Pietkiewicz. Stalin wśród „Mazowsza”.
(ok. 1953; olej na płótnie, 150 x 200 cm)
Na pewno część z nich chciała być forowana, dopieszczana, dowartościowywana. Doklejała się do władzy z cynizmu i kalkulacji, co dawało, podobnie jak prawdziwym wyznawcom, określone profity: stanowiska i posady, łatwiejszy dostęp do różnego rodzaju reglamentowanych dóbr, np. mieszkań, pracowni w dobrych lokalizacjach, wyjazdów zagranicznych, czy stypendiów i hurtowych zakupów prac przez muzea.
Maksymilian Kasprowicz, Zdzisław Kałędkiewicz. Robotnicy stoczni odczytują dekret o przejęciu przemysłu.
(1952, olej na pł., 120 x 200 cm; wł.: Muzeum Zamoyskich w Kozłówce)
Jednak wśród nich większością byli ci, którzy ze strachu, czy obrzydzenia kamuflowali się. Udawali lojalnych, pokornych, uległych, ale na wszelkie sposoby unikali bliższych kontaktów z aparatczykami licząc się z możliwością nadwyrężenia bądź złamania kręgosłupa moralnego. Ten kamuflaż Czesław Miłosz nazywał „ketmanem”.
W Zniewolonym umyśle[2], aktualnej do dzisiaj analizie i syntezie postaw wobec protoplastów dzisiejszych sterników świadomości i wywieranej przezeń ideologicznej presji, Miłosz wyodrębnił kilka typów ketmana, co ciekawe, przyjmowanych również przez niektórych ludzi władzy. Wiwisekcji dokonał na najbliższym mu kręgu zawodowym: literatach, lecz ta okazała się na tyle uniwersalna, że bez problemu można ją odnieść do innych grup twórców w ustrojach totalitarnych i autorytarnych, bez względu na czas i miejsce.
Halszka Cebertowicz, Zdzisław Brodowicz. Szczepan Bałut wykonał 6-latkę.
(1952; olej na płótnie; 90 x 146 cm; wł.: Muzeum Zamoyskich w Kozłówce)
Podział dokonany jest ze względu na technikę kamuflażu. Jest więc ketman: narodowca (głośno podziwiającego wszelkie osiągnięcia ZSRR, a w istocie popierającego rodzimy dorobek), rewolucjonisty (ostentacyjnie manifestującego swoją wiarę w słuszność systemu i świetlaną przyszłość), sceptyka (widzącego bezsensowność oporu, kapitulującego i zamieniającego się w cynika), etyka (konserwatysty skrupulatnie przestrzegającego tradycyjnych norm postępowania) i metafizyka (wierzącego w siły sprawcze ewolucji systemu).
Stan ciągłego zagrożenia, strach, lęk i wynikająca zeń naturalna potrzeba kamuflażu mogła doprowadzić do zaburzeń dysocjacyjnych tożsamości, w tym wytworzenia jako mechanizmu obronnego osobowości wielorakiej, zwanej również rozdwojeniem jaźni, co nie było wcale takie rzadkie w tych środowiskach.
Aleksander Kobzdej. Kamieniarze.
(1952; olej na płótnie; 146 x 110 cm; wł.: MN w Warszawie)
W powszechnych dziejach kultury jest aż nadto dowodów. Jednak Miłosz słusznie nie wyszedł poza typologię pozostawiając nam punkty wyjścia do obserwacji i formułowania ocen. Wierzył w rozsądek i wyjście z „sytuacji bez wyjścia”, a także zakładał, iż w każdym drzemie naturalny odruch buntu, który w sprzyjających okolicznościach może się ujawnić. Sam był tego przykładem wybierając emigrację i osiągając niekwestionowaną pozycję w światowej literaturze.
Zdzisław Kałędkiewicz. Gdańsk na barykadzie pokoju.
(1950; olej na płótnie; 136 x 180 cm; wł.: Muzeum Zamoyskich w Kozłówce)
Do chwalebnych wyjątków należał Władysław Strzemiński, przedwojenny awangardowy konstruktywista i twórca unizmu, który nie uznawał żadnych kompromisów i nie kamuflował się. Do końca życia otwarcie pozostał wierny obranej formie i metodzie twórczej. Niestety, zapłacił za to wysoką cenę. Jego casus miał być ostrzeżeniem. Przypominam sobie z Powidoków Andrzeja Wajdy[3] ekspresyjną i wstrząsającą scenę zniszczenia przez bojówkę bezpieki prac Strzemińskiego w galerii tuż przed otwarciem wystawy. Jest w niej nie tylko zemsta na twórcy niedającym zagnać się do kołchozu „sztuki”, ale i alegoria mordowania sztuki jako takiej.
W tym momencie myślę o postaci bardzo odległej w czasie, przestrzeni i profesji: o włoskim humaniście Giordanie Brunie, którego inny władca umysłów, Kościół Katolicki, uznał za heretyka i spalił żywcem na stosie za nieugiętą postawę i obronę dorobku naukowego niezgodnego z obowiązującą doktryną. Dla przykładu. Za samodzielne, krytyczne myślenie, przekonanie o słuszności obranej drogi i wytrwałość w dążeniu do osiągnięcia założonego celu.
Przyglądam się pozostałym obrazom. Zbiór jest spójny stylistycznie i formalnie. Wiele dzieł sprawia wrażenie istniejących poza czasem. Jakby nigdy nie było PRL, a więc i socrealizmu. Jakby zostały namalowane wczoraj. Są różnorodne i dobre, a niektóre nawet bardzo dobre.
Marian Mokwa. Opuszczona łódź.
(1950; olej na płycie pilśniowej; 92 x 123 cm; wł. prywatna)
Z katalogu dowiaduję się, że część autorów ukończyła studia przed wojną, a ich wykładowcami i mistrzami byli m. in. Axentowicz, Jarocki, Mehoffer, Pankiewicz, Skoczylas, Weiss, Wyczółkowski. Widać kontynuację stylistyki tamtych w pejzażach (morskich, miejskich i kaszubskich), martwych naturach, portretach, architekturze itp., ale i poszukiwania własnego niepowtarzalnego stylu umożliwiającego przyporządkowanie dzieła autorowi po cechach formalnych, bez zerkania na podpis.
Stanisław Rolicz. Nadmorskie drzewa jesienią.
(1948; olej na płótnie; 72,0 x 59,8 cm; wł.: Muzeum Miasta Gdyni)
W zbiorze tylko kilkanaście prac ma tytuły bezpośrednio nawiązujące do wytycznych partii i rządu.
Józef Łakomiak. Spółdzielnia produkcyjna.
(1951; olej na płótnie; 98,5 x 130,5 cm; wł.: Muzeum Zamoyskich w Kozłówce)
M. in. wspomniany Stalin wśród „Mazowsza”, Szczepan Bałut wykonał 6-latkę Halszki Cebertowicz i Zdzisława Brodowicza, Gdańsk na barykadzie pokoju Zdzisława Kałędkiewicza, Spółdzielnia produkcyjna Józefa Łakomiaka, Ceglarki i Podaj cegłę oba Aleksandra Kobzdeja – lecz ich autorzy są z pokolenia kończącego studia po wojnie, na przełomie lat 40. i 50.
Aleksander Kobzdej. Ceglarki.
(1950; olej na płótnie; 133 x 169 cm; wł.: MN w Warszawie)
Ciekawe jest to, że i ci malowali jak ich starsi koledzy: znakomicie, ale zachowawczo. Być może casus Strzemińskiego skutecznie wyleczył ich z młodzieńczego buntu i eksperymentowania. Niewątpliwie przyjęli postawę ketmana. W sumie wyszło im to na dobre. Tacy artyści, jak Antoni Suchanek, Marian Mokwa, Władysław Lam, Jacek Żuławski, Kazimierz Śramkiewicz, Teresa Pągowska, Kazimierz Ostrowski, Jan Cybis, Aleksander Kobzdej, Roman Usarewicz, Juliusz Studnicki, czy Józefa Wnukowa nie musieli potem wstydzić się swoich prac i publicznie spowiadać z ukąszenia heglowskiego. Widać, że raczej flirtowali z władzą i to na dystans, niźli romansowali, byli po słowie i kończyli ślubem.
Wiedzieli, że wolność nie jest dana raz na zawsze, traci się ją gwałtownie lub niedostrzegalnie, podstępnie, krok po kroku, ale zawsze proces jej utraty zaczyna się od kultury.
Kazimierz Babiński
listopad, 2017
Tekst publikowany w: Neony – Tożsamość. Kwartalnik artystyczno-historyczny. Nr 1 (9), styczeń-marzec 2018; str. 28-29.
Pruszcz Gdański : Stowarzyszenie Przyjaciół Pruszcza Gd. i Okolicznych Gmin
Redakcja tekstu i przypisy: Periplus.pl (kr)
= = = = = = = = = = = = = = = = =
Kazimierz Babiński – historyk i filolog. Wieloletni pracownik administracji w Gdańsku i województwie. Dziennikarz, publicysta i krytyk. W kręgu jego zainteresowań jest film, fotografia, literatura, plastyka i szeroko pojęte związki tych dziedzin z polityką.
Współpraca: warszawska Kultura i Tygodnik Kulturalny oraz czasopisma pomorskie/gdańskie: Tytuł, Forum Pomorskie i Neony – Tożsamość.
[1] „Pierwsza dekada (Po burzy nad starym światem). Malarstwo na Wybrzeżu w latach 1945-1955”. Muzeum Narodowe w Gdańsku. Oddział Sztuki Nowoczesnej – Pałac Opatów w Gdańsku Oliwie, ul. Cystersów 18. Od 15 października 2017 do 28 stycznia 2018.
[2] Miłosz, Czesław. Zniewolony umysł. Napisany w 1951. Pierwsze wydanie polskie: Paryż : Instytut Literacki, 1953.
Pierwsze wydanie angielskie: The Captive Mind. London : Secker and Warburg, 1953. Przedmowa: Bertrand Russell.
Pierwsze wydanie francuskie: La pensée captive. Paris : Gallimard, 1953. Przedmowa: Karl Jaspers.
Pierwsze wydanie w Polsce (poza cenzurą): Warszawa : Niezależna Oficyna Wydawnicza NOWA, 1978.
Pierwsze wydanie w Polsce (oficjalne): Kraków : Krajowa Agencja Wydawnicza, 1989.
Termin „ketman” zapożyczony jest z islamu, gdzie funkcjonuje jako uzupełnienie terminu „takijja”.
Taqiyyah (arabski: ‘ostrożność’, ‘strach’) jest przyzwoleniem na ukrycie prawdziwych przekonań i wiary w momencie skrajnego zagrożenia. Niemal homonimiczne arabskie słowo ṭāqīyah to ‘czapka’, przy czym chodzi tu o okrągłe nakrycie głowy, które – w kolorze białym – często używane przez muzułmanów w czasie modlitwy, a kolorowe noszone jest na co dzień.
Kitmān (arabski: ‘kamuflaż, symulacja’) określa zastosowanie takiji w praktyce.
Część teologów islamskich uważa, że takijja i ketman to objaw tchórzostwa.
[3] Powidoki. Reż. Andrzej Wajda. Polska : Akson Studio / Michał Kwieciński, 2017. W rolach gł.: Bogusław Linda, Zofia Wichłacz, Bronisława Zamachowska, Krzysztof Pieczyński, Szymon Bobrowski, Mariusz Bonaszewski.