Kapitan Ziemowit Barański opowiada: Fryderyk Chopin – 3. Zalany GTR i piaski Elby

W 1993 roku, po powrocie Fryderyka Chopina do kraju z II semestrem Szkoły pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego, zapadła decyzja, że w sezonie letnim statek będzie bazował w Cuxhaven i pływał w krótkich rejsach turystycznych, głównie na Helgoland. Były to przeważnie rejsy dwudniowe, według ścisłego harmonogramu i bez względu na pogodę. Pogoda w Deutsche Bucht jest zmienna i często zdarzają się silne wiatry. Poza tym pierwsza część trasy to przejście od Cuxhaven do pławy „Elbe 1” stosunkowo wąskim torem wodnym wśród piaszczystych mielizn ujścia Elby. Wprawdzie miałem już doświadczenie w żegludze na tym akwenie i przypadkowo bardzo dobrego nauczyciela, ale rejsy musiały się odbywać według planu i trzeba było żeglować niezależnie od warunków atmosferycznych.

Fot. Krzysztof Jamrozik

 

Wspomniałem o nauczycielu, a była to zaskakująca historia. Pewnego dnia zauważyłem, że na pokład jeden z pasażerów wchodzi o kulach. Nie było w tym nic specjalnego, ale moją uwagę zwrócił fakt, że na kulach były opaski: na prawej zielona, a na lewej czerwona i to zapachniało mi czymś związanym z morzem.

Po wyjściu z portu, ten pasażer przyszedł na mostek i zapytał, czy mógłby trochę posterować. Zawahałem się, ale on uspokoił mnie: „Teraz jestem na emeryturze, ale przez 25 lat byłem tu pilotem”. Na takie dictum oczywiście się zgodziłem, a on – sterując – zaczął mi wyjaśniać, gdzie prąd jest silniejszy, gdzie słabszy, jak to się ma do aktualnego stanu pływu i dlaczego trzyma tu taki, a tu inny kurs. Po rejsie powiedziałem mu, że może z nami pływać, kiedy chce i oczywiście za darmo. Kilka razy z tego skorzystał, a ja uczyłem się „ujścia Elby” od prawdziwego fachowca.

 

Wracam jednak do opisywanego rejsu. Pływy w ujściu Elby są o znacznym skoku, a prądy o dużej szybkości. To właśnie silny prąd odpływu przy zachodnich lub północno-zachodnich wiatrach powoduje powstawanie krótkiej i nienormalnie wysokiej fali, której bryzgi od czasu do czasu wpadały na pokład.

Taka sytuacja sama w sobie nie stwarzała specjalnego niebezpieczeństwa, ale trzeba było pilnować, aby zamykać świetliki nad siłownią. Bryzgi słonej wody mogły dostać się do elektrycznej tablicy rozdzielczej i spowodować poważną awarię. Niestety, pewnego dnia nie dopilnowano zamknięcia świetlików i stało się: tablica rozdzielcza została zalana, stanął generator, a także silnik główny, bo zawiodła elektryczna automatyka pomp hydraulicznych (wtedy na Chopinie był napęd hydrauliczny).

Statek stał się prawdziwym żaglowcem. W chwili awarii postawiony był tylko kliwer i grotsztaksel. To za mało, aby żeglować bejdewindem. Zaczęło nas powoli znosić na zawietrzną, a tam czekały lotne piaski płycizn Elby. Fala była wysoka, bo jeszcze trwał odpływ, a wiatr 8-9° B. Rzucenie kotwicy raczej nie wchodziło w grę, bo kotwica w tych warunkach by nas nie utrzymała. Ogłosiłem więc alarm do żagli i czym prędzej zaczęliśmy stawiać żagle rejowe na fokmaszcie. Załoga była świadoma, że wkrótce zacznie się przypływ i za kilkadziesiąt minut możemy być na mieliźnie, więc praca na rejach szła błyskawicznie. Część żagli już została postawiona, ale statek przy tak silnym wietrze nie chciał odpadać i właściwie leżeliśmy w dryfie. Trzeba było więc jeszcze dostawić kliwry, a czas uciekał.

arch. Ziemowit Barański

 

Trzeci oficer Robert Sienkiewicz zwołał załogę do brasowania rej grotmasztu, które były ustawione na bejdewind. Przy tak silnym wietrze stawiały wielki opór i utrudniały odpadanie. Po tych manewrach statek wreszcie zaczął słuchać steru, odpadliśmy do półwiatru, szybkość się zwiększyła i ruszyliśmy w stronę toru wodnego. Byliśmy jednak jeszcze po niewłaściwej stronie toru. Odpływ na szczęście jeszcze się nie skończył i głębokość była wystarczająca. Minęliśmy boję torową – co prawda po niewłaściwej stronie – ale wreszcie weszliśmy na głęboką wodę.

Wiatr był północno-zachodni, szliśmy więc z wiatrem w stronę Cuxhaven. Silniki nadal nie działały, więc nie mogliśmy wejść do portu. Popłynęliśmy dalej, aż na kotwicowisko w pobliżu Brunsbüttelkoog. Nasi elektrycy i mechanik pracowali całą noc, aby usunąć awarię i następnego dnia rano wszystko działało. Wiatr też zelżał i spokojnie kontynuowaliśmy nasz rejs na Helgoland.

Ja znowu pomyślałem o nieodwzajemnionej miłości, ale także o tym, że w nieszczęściu miałem jednak szczęście. ■

 

Cdn. (co piątek)


Opublikowane za uprzejmą zgodą P.T. Autora.
Pierwodruk: Minuta Kapitańska. Bractwo Wybrzeża – Mesa Kaprów Polskich. 2012, marzec; str. 5-9.
Dobór ilustracji i red.: Periplus.pl / Kazimierz Robak

Na Str. Głównej:

 

 fot. Zbigniew Świerzewski

 

 

fot. Jürgen Braker

 

 


Kpt. Ziemowit Barański o Fryderyku Chopinie:

► ► 1. Miłość nieodwzajemniona? (18 października 2019)

► ► 2. Pożar w siłowni (13 grudnia 2019)

► ► 3. Zalany GTR i piaski Elby (13 marca 2020)

► ► 4. O włos od pogrzebu morskiego (20 marca 2020)

► ► 5. Urwana reja (27 marca 2020)

► ► 6. Załogantka spadła z rei (3 kwietnia 2020)

► ► 7. Człowiek za burtą! (10 kwietnia 2020)

► ► 8. Połamane maszty (17 kwietnia 2020)

 


► Periplus – powrót na Stronę Główną