Prawdopodobnie w Kodeksach Morskich wszystkich państw wpisany jest obowiązek prowadzenia dzienników. Oczywiście istnieją różne wzory tych dzienników, ale można założyć, że są podobne.
Należy do nich wpisywać datę, utrzymywany kurs kompasowy, poprawki kompasu, szybkość, dane pogodowe, port wyjścia i port przeznaczenia (ale ten wpisuje się dopiero po wejściu do portu), wypełniać rubrykę „Zdarzenia”, zaokrętowanie załogi, pozycję statku na koniec każdej wachty, zapalenie i zgaszenie świateł pozycyjnych itp. Wpisują to wszystko oficerowie wachtowi, a kapitan każdego dnia potwierdza te dane swoim podpisem. Oczywiście dla załóg są to działania rutynowe, niedające możliwości dodawania własnych komentarzy dotyczących rejsu.
Podczas żeglugi zdarzają się jednak ciekawe, interesujące lub zabawne zdarzenia, które umykają pamięci, a ożywają dopiero w tawernach portowych lub podczas spotkań po latach przy beczułce rumu. Te opowieści często nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, a ich weryfikacja nie jest możliwa, bo nawet jeżeli armator zachował dzienniki z rejsów, to znajdują się w nich tylko suche urzędowe zapisy.
Oczywiście bywają członkowie załogi, którzy prowadzą swoje zapiski, ale nie są one dla wszystkich dostępne. Żeglarze jednak to ludzie zaradni, który potrafią sobie poradzić nie tylko z takimi problemami. Spróbuję to pokazać na przykładzie załóg s/y Roztocze – flagowego jachtu lubelskiego, na którego pokładzie spędziłem setki godzin w różnych rejsach.
29 czerwca 1969 r., Stocznia Jachtowa, Szczecin: uroczystość pierwszego podniesienia bandery na s/y Roztocze
arch. Ziemowit Barański
We wrześniu 1969 r., w jednym z pierwszych rejsów Roztocza, dwaj członkowie załogi – Irek Bieniaszkiewicz i Olgierd Iwaszkiewicz – zaprezentowali mi gruby zeszyt, prawie identyczny formatem z używanymi w tamtym czasie dziennikami jachtowymi, z poważną etykietą, na której był tytuł: Dziennik Prawdziwy. Zaciekawiło mnie, co to mogło znaczyć, ale o nic nie pytałem, tylko zajrzałem do środka, oczekując jakiegoś nowego wzoru dziennika. Pierwsza strona była jednak bez żadnych rubryk, tylko pod nagłówkiem „Dziennik Prawdziwy – s/y Roztocze” znajdował się taki tekst:
Dziennik Prawdziwy – s/y Roztocze – założony przez Braci Aszkiewiczów, tego wspaniałego żaglowca wspaniałych oficerów, po to by każdy mógł śmiało napisać: co sądzi o kapitanie, gdzie ma taki rejs i kim właściwie są jego koledzy. Wolno też wklejać fotografie, rysować i robić paskudnie przeciwko zwierzchności. Założono w roku wodowania 1969
arch. Ziemowit Barański
To motto musiało oczywiście chwycić: do dzisiaj zachowały się 4 tomy takich dzienników obejmujące okres od roku 1969 do 2002. Warto więc wspomnieć, jakie przygody opisywano w Dzienniku Prawdziwym.
Zacznę od bardzo ważnej sprawy, jaką jest żywienie załogi. Na jachtach nie było etatowych kucharzy, a przygotowaniem posiłków zajmowali się kolejno członkowie załogi, pełniąc tzw. wachtę kambuzową. Umiejętności okazjonalnych kuków były bardzo zróżnicowane, ale II oficer, który tradycyjnie odpowiadał za wyżywienie, zazwyczaj był w tych sprawach kompetentny i jakoś sobie z kukami-amatorami radził. Jednak nie zawsze było to proste.
Na jednym z rejsów pewnego dnia funkcję kuka pełnił Antek B., który już w momencie obejmowania służby powiedział drugiemu oficerowi, że on o gotowaniu nie ma zielonego pojęcia i prosi o instruktaż i pomoc. Oficer odpowiedział, że rozumie jego problemy, dlatego obiad, który będzie przygotowywał, będzie łatwy do wykonania:
– Mamy świeże mięso w lodówce, więc udusisz je z cebulką. A ziemniaki to chyba potrafisz obrać i ugotować?
Antek żwawo zabrał się do roboty, przygotował ziemniaki, które pomogli mu obrać koledzy z wachty i zabrał się do dalszej pracy.
Po jakiejś godzinie zawołał jednak drugiego oficera prosząc, aby ten zobaczył, jak idzie duszenie mięsa z cebulką. Oficer wszedł do kambuza, ale za chwilę wypadł na pokład wyjąc ze śmiechu i przez dłuższy czas nie mógł wykrztusić ani słowa. Wreszcie po chwili wyjaśnił mi, co zastał w kambuzie:
Antek siedział na stołeczku, przed sobą miał garnek z mięsem i pokrojoną cebulką i obydwoma rękami dusił w tym garnku cebulę z mięsem. Kiedy oficer wszedł do kambuza, Antek zapytał, czy tego duszenia wystarczy, bo robi to już około pół godziny. Niemniej jednak po dalszym instruktażu zrobił niezły obiad.
Być może to podwójne duszenie mięsa – na zimno i na gorąco – dało pozytywne rezultaty i warte jest odnotowania w książce kucharskiej. W każdym razie dokładnie zostało to odnotowane w Dzienniku Prawdziwym ku uciesze potomności.
s/y Roztocze w roku 1976
arch. Ziemowit Barański
Ziemowit Barański
11 marca 2023
Cdn.
O tym, jak kpt. Ziemowit pływał na s/y Roztocze i o wielu jego przygodach na innych jachtach przeczytacie w antologii Jak się raz zacznie…,
bo jest tam 80 opowiadań z żeglarskiego życiorysu Kapitana.
► Sięgnijcie po książkę (bo to już ostatnie egzemplarze!)