Kapitan Ziemowit Barański opowiada: W tamtych czasach

Pierwszy stopień żeglarski zrobiłem po maturze na szkolnym obozie żeglarskim Ligii Morskiej. Był to też mój pierwszy kurs. Pojechaliśmy na Mazury do Giżycka. Uczyliśmy się na dość prymitywnych łodziach DZ – otwartopokładowych. Wtedy też poczułem, że chcę pływać, że chcę się tym zajmować. Wtedy to się tak naprawdę zaczęło. A że nie lubiłem chodzić na piechotę, wiosłować mi się nie chciało, to stwierdziłem, że żeglarstwo jest czymś w sam raz dla mnie.

Po tamtym kursie, jak tylko dostałem się na studia do Lublina, zacząłem szukać kontaktu ze środowiskiem żeglarskim. Ciągle działała jeszcze Liga Morska. Od razu „przykleiłem się” do niej i zacząłem w tym wszystkim uczestniczyć. Wszedłem w nowe środowisko i zdobywałem kolejne stopnie żeglarskie.

 

A dlaczego Lublin?

Zdawałem na medycynę w Białymstoku, ale się nie dostałem. Medycyna to było marzenie moich rodziców. To marzenie zrealizowała po latach moja młodsza o 12 lat siostra. A ja znalazłem jeszcze wolne miejsca na chemii na UMCS i tam się dostałem. […] Żeglarstwo było dla mnie wtedy bardzo ważne. Dawało namiastkę wolności.

 

Czy w tamtych czasach można było czuć się wolnym?

Kontrolowani byli wszyscy i wszystko. Jeśli chodzi o żeglarstwo, to do 1956 roku właściwie w grę wchodziło tylko pływanie po wodach śródlądowych. Jeśli chodzi natomiast o morze, to reżim był straszliwy.

Kursy żeglarskie na Wybrzeżu odbywały się tylko w basenach portów, np. w Gdyni. Strefa przybrzeżna była bardzo pilnowana, żeby nikt nie uciekł. Nie można było wychylić nosa nawet na zatokę. Gdy się wypływało w morze, to te kontrole były niesamowite.

Wyglądało to w ten sposób, że przychodził oficer WOP-u z żołnierzami. On przeglądał papiery, a żołnierze przeszukiwali statek. Zaglądali dosłownie w każdą najmniejszą dziurę. Szukali ludzi, sprawdzali, czy ktoś nie próbuje uciec z Polski. Po kontroli jeden z żołnierzy stał jeszcze na brzegu i pilnował, żeby nikt nie wsiadł na statek. Stał tak przez pół godziny, bo tyle mieliśmy czasu, żeby odpłynąć.

Najgorzej było między ’49 a ’53. Wtedy nawet za opowiedzenie kawału niepoprawnego politycznie można było trafić do więzienia. Trochę zaczęło się zmieniać w ’53, gdy zmarł Stalin. Ale w sumie ciężko było aż do ’56, do przewrotu Gomułki. Później, powoli, zaczęli odpuszczać. Po ’56 dało się odczuć zmiany. ■

 

Cdn. (co piątek)


Na Stronie Głównej:

Kpt. Ziemowit Barański, 1 listopada 2013,
fot. Małgorzata Wielądek

 

 

Jacht s/y Andromeda
arch. Jacht Klub Morski „Gryf”, Gdynia

 

 


Jest to fragment książki:

 

Czyszczoń, Joanna.
Kapitan. Z Ziemowitem Barańskim, jachtowym kapitanem żeglugi wielkiej, rozmawia Joanna Czyszczoń.

Sandomierz : Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia w Sandomierzu, 2019.

 

opublikowany za uprzejmą zgodą P.T. Autorki i kpt. Ziemowita.

O książce możecie przeczytać TU, a kupić ją można bezpośrednio w wydawnictwie: http://wds.pl/rozne-kapitan,c44,p1841,pl.html

 


► Periplus – powrót na Stronę Główną