Dziesiątego kwietnia 1995 r. „Fryderyk Chopin” wyszedł z portu Horta na Azorach. Na pokładzie znajdowali się uczniowie II semestru Szkoły pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego. Szliśmy kursem na wejście do Kanału Angielskiego.
Fot. Konrad Kwas; arch. Ziemowit Barański
Początkowo wiatr był słaby, ale w miarę oddalania się od Azorów dostaliśmy się w strefę niżu przesuwającego się na wschód. Po przejściu frontu chłodnego wiatr stał się szkwalisty, ale szkwały nie przekraczały 7° w skali Beauforta. Nieśliśmy więc zredukowane ożaglowanie. Na grotmaszcie stały tylko dwa żagle, dolny i górny marsel.
Cieszyliśmy się z dość szybkiej żeglugi z nadzieją dotarcia do Plymouth w ciągu kilku dni, gdzie czekał na nas nowy-stary kucharz Tadzio Korotkiewicz. Kucharza na pokładzie nie było, gdyż dotychczasowego kucharza musieliśmy z powodu jego choroby odesłać z Horty do kraju. Kuchnią zajmowali się nauczyciele i uczniowie.
Przed południem uczniowie byli w klasie na lekcjach, a wachtę pełnili wolni od zajęć nauczyciele. Na pokładzie byłem też ja, bosman Ryszard Rajchel i pierwszy mechanik Wiesław Grządziela.
Nagle rozległ się głośny huk, jak gdyby eksplozji. W pierwszej chwili wydawało mi się, że stało się coś w siłowni i powiedziałem do mechanika, żeby sprawdził. Mechanik pokazał mi jednak coś w górze.
Spojrzałem w tym kierunku i zobaczyłem, że dolna grotmarsreja swobodnie huśta się na topenantach. A więc urwał się bejfut! Sytuacja stała się niebezpieczna. Wiatr był dość silny i szkwalisty, a w przypadku zerwania się topenant reja mogła spaść na pokład i spowodować poważne uszkodzenia na pokładzie, czy nawet w siłowni, bo tuż przed grotmasztem jest świetlik do siłowni.
Podnieśliśmy szybko grot dolny marsel na gejtawach i gordingach, ale niebezpieczeństwo trwało. Na reję nie można było wejść, a niecałkowicie zwinięty żagiel nadal nią szarpał. Weszliśmy więc z bosmanem na maszt obejrzeć bejfut i przynajmniej prowizorycznie zamocować reję do masztu. Udało się nam wykonać to dość szybko i niebezpieczeństwo urwania się rei zostało zażegnane.
Później bosman, Rysiek Rajchel, wymyślił, jak przy pomocy stalowego stropu można zamocować reję tak, aby można było ją obracać. Wykonaliśmy to zamocowanie i wszystko wróciło do normy. Żeglowaliśmy tak dalej aż do Szczecina, gdzie – po opuszczeniu rei – bejfut został naprawiony przez przyspawanie zerwanego elementu.
Ja, wspominając to wydarzenie, znowu po raz kolejny doszedłem do przekonania, że w nieszczęściu miałem jednak szczęście, bo na pokładzie nie było uczniów, reja nie zerwała się całkowicie, a szybka akcja prowizorycznej naprawy była udana. ■
Cdn. (co piątek)
Opublikowane za uprzejmą zgodą P.T. Autora.
Pierwodruk: Minuta Kapitańska. Bractwo Wybrzeża – Mesa Kaprów Polskich. 2012, marzec; str. 5-9.
Dobór ilustracji i red.: Periplus.pl / Kazimierz Robak
Na Str. Głównej:
fot. Rafał Grygorczuk
Kpt. Ziemowit Barański o Fryderyku Chopinie:
► ► 1. Miłość nieodwzajemniona? (18 października 2019)
► ► 2. Pożar w siłowni (13 grudnia 2019)
► ► 3. Zalany GTR i piaski Elby (13 marca 2020)
► ► 4. O włos od pogrzebu morskiego (20 marca 2020)
► ► 5. Urwana reja (27 marca 2020)
► ► 6. Załogantka spadła z rei (3 kwietnia 2020)
► ► 7. Człowiek za burtą! (10 kwietnia 2020)
► ► 8. Połamane maszty (17 kwietnia 2020)
► Periplus – powrót na Stronę Główną