Kazimierz Robak: Pieczątki z Pogoriicz. 2: 1982 (czartery)

Czartery Pogoriowe w roku 1982 były imprezą – z perspektywy prostego załoganta – szczególną, bo tak naprawdę do samego wypłynięcia nic nie było wiadomo na pewno.

W pierwszy rejs dla płatnych pasażerów Pogoria wypłynęła 8 czerwca 1982 r. do Kilonii. Umowa czarterowa zawarta została jesienią 1981 roku, a więc tuż przed ogłoszeniem wojny polsko-jaruzelskiej. Kontrakt był tak obwarowany, że pełniący obowiązki armatora Polski Związek Żeglarski (dokładnie: jego agenda zwana „Interster”) w przypadku zerwania płacić by musiał bajońskie sumy. Gdy więc ktoś tam „na górze” policzył dokładnie ewentualne straty, machina ruszyła.
Załoga została wybrana osobiście przez Kapitana Andrzeja Marczaka spośród tych, których uważał za przyjaciół. Obiecaliśmy mu, że nie „zsiądziemy”, czyli nie poprosimy o azyl polityczny w najbliższym porcie zachodnim, bo za to dostałby po dupie przede wszystkim Andrzej, a zaraz po nim – Pogoria.
Niedługo później, niczym kadra narodowa, otrzymaliśmy służbowe paszporty z Centralnego Ośrodka Sportu (sic!). Nie wyglądało to aż tak jak w Misiu, ale prawie: junta dopiero uchylała ostrożnie granice kraju, a nam paszporty po prostu przyniesiono do PZŻ na Chocimską. Za to płynącej na Zachód Pogorii pogranicznicy kazali się meldować przez radio w kolejnych stacjach brzegowych. Gdy już z drugiej stacji, a po niej  z następnej, zapytano o co chodzi i po cholerę ich wołamy, Kapitan wskazał cybuchem fajki na radiostację i kazał „zamknąć to pudło na głucho” (Geograf, popraw proszę, jeśli się mylę).

Czarter trwał do końca miesiąca i po nim PZŻ natychmiast wysłał barkentynę na lipiec i sierpień na The Cutty Sark Tall Ships’ Races – światowe regaty wielkich żaglowców urządzane przez Sail Training Association, sponsorowane wówczas przez producenta whisky Cutty Sark, w Polsce zwane krótko „Operacja Żagiel”. Ponieważ we wczesnym okresie stanu wojennego zwyczajnym ludziom paszportów nie wydawano w ogóle, nie było nawet co rozmawiać o „masowym udziale młodzieży w rejsach morskich” (czyli o tym, po co Pogorię budowano). Dlatego barkentyna wypłynęła z tą samą co w czarterze kilońskim nieliczną załogą, bo mustrować na nią mieli płacący za rejs turyści.

 

Podczas czarteru kilońskiego turyści, zarówno pokładowi jak i z kei, bardzo często prosili o pamiątkowe stemple i Pogoriowe pieczątki były w ciągłym użyciu. Jak pamiętamy z poprzedniego odcinka, do dyspozycji była Szekielka, pieczątka okrągła (ta z omyłkowo, choć proroczo, wpisaną Gdynią), stempel z nazwą S/Y POGORIA i stempel POSTED ON HIGH SEA. Co bardziej uparte turystki potrafiły też włączyć do kolekcji pieczątkę Kapitana (czasem z podpisem).

 

Już w czerwcu podczas czarteru mieliśmy też pieczątkę specjalną. Udało się nam (warszawskiej grupie z rejsu antarktycznego: Przybyszenko, Choina, Geograf, Makac i niżej podpisany) znaleźć projektanta, zamówić i nabyć drogą kupna stempel okolicznościowy. Dziś zamówienie i sporządzenie takiej pieczątki to kwestia godzin. Wtedy – tygodni, bo w grę wchodziło jeszcze zezwolenie cenzury: cenzurować rzecz jasna nie było czego, ale czekać na papier było trzeba. Pieczęć powstała więc z wyprzedzeniem (mam w archiwum ostemplowany nią list z 8 maja 1982) i jej odcisk wyglądał tak:

Błąd w napisie dolnym jest oczywisty, ale pieczątka miała duże wzięcie, prawdopodobnie dlatego, że była duża (8 x 6 cm) i nietypowa. Bardzo efektownie prezentowała się zwłaszcza w sztambuchach. Oczywiście pod specjalnym nadzorem.

 

 

Rejs – z Gdyni do Gdyni przez Kilonię, Falmouth, Lizbonę, Vigo i Southampton – trwał od 14 lipca[1] do 4 września 1982. Po powrocie Kapitan Krzysztof Baranowski zaczął zlecać mi przez telefon różne dziwne zadania, np. bym dowiedział się, ilu uczniów w całej Polsce chodzi do licealnych klas pierwszych, albo zebrał jak najwięcej danych na temat organizacji zajmujących się opieką społeczną.
Dopiero w połowie października okazało się, że wszystkie nasze rozmowy na tematy oświatowo-żeglarskie, które toczyliśmy podczas rejsu antarktycznego, miały już w kapitańskiej głowie formę projektu dopiętego niemal na ostatni guzik i nazwanego Szkoła Pod ŻaglamiClass Afloat.
Ostatnim guzikiem do dopięcia było – bagatela! – wyłonienie ze wszystkich licealistów polskich trzydziestki najsprawniejszych i najbardziej nawiedzonych (tylko tacy mogli uwierzyć w realność pomysłu), i zorganizowanie 9-miesięcznego rejsu Pogorią do Indii i Sri Lanki. Wbrew wszystkiemu i wszystkim.

Ja i reszta warszawskiej grupy (zwana później na pokładzie Układem Warszawskim) nie widzieliśmy w tym nic dziwnego. Skoro nagle okazało się, że Kapitan po to właśnie zamówił u projektanta Pogorii, Zygmunta Chorenia, nadbudówkę dziobową w formie klasy – uczniowie musieli się znaleźć, a dla nich musiała powstać pierwsza Szkoła Pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego.


[1] Data hipotetyczna. Ostatni udokumentowany zapis zamustrowania na żaglowiec pochodzi z 13 lipca, ale (zgodnie z żeglarskimi obyczajami i przesądami) żaden kapitan nie wyszedłby w morze trzynastego. Czytaj o tym: ►Wojciech Przybyszewski: „Trzynastego”◄


Cdn.

Kazimierz Robak
17 stycznia 2021


 

Kazimierz Robak:
„Pieczątki z Pogorii

►► Cz. 1 (15 stycznia 2021)
1980-1982

►► Cz. 2 (22 stycznia 2021)
1982 (czartery)

►► Cz. 3 (29 stycznia 2021)
1982-1984 (pierwsza Szkoła Pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego)

►► Cz. 4 (5 lutego 2021)
1985 (druga Szkoła pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego – „Rejs Papug”)

►► Cz. 5 (12 lutego 2021)
1988-1989 (Międzynarodowa Szkoła pod Żaglami Krzysztofa BaranowskiegoInternational Class Afloat)

►► Cz. 6 (19 lutego 2021)
Postscriptum x 3

 


► Periplus – powrót na Stronę Główną