W 1988 roku kapitan Krzysztof Baranowski rozpoczął prace organizacyjne rejsu Międzynarodowa Szkoła pod Żaglami na STS „Pogoria”.
Ja właśnie odszedłem na wcześniejszą emeryturę i pomagałem mu trochę w organizacji, a w lipcu – razem z Krzysztofem – prowadziłem obóz kwalifikacyjny nad jeziorem Poraj, niedaleko Częstochowy.
Skład kadry rejsu Międzynarodowej Szkoły pod Żaglami nie był jednak wtedy ustalony. Nic nie wskazywało, że Pogorią popłynę, tym bardziej, że Lubelski Okręgowy Związek Żeglarski już wcześniej zaplanował udział s/y Roztocze w zlocie jachtów polskich i szwedzkich w Nyköping w Szwecji – ja miałem być kapitanem, a płynąć mieliśmy w drugiej połowie sierpnia 1988.
Jednak pod koniec lipca okazało się, że w rejsie Pogorii potrzebny jest oficer ze stopniem jachtowego kapitana żeglugi wielkiej. Krzysztof zaproponował mi stanowisko pierwszego oficera i równocześnie dyrektora Szkoły. Rejs zapowiadał się ciekawie – trasa zaplanowana była wokół Ameryki Południowej, a nauczyciele mieli być opłacani przez Ministerstwo Oświaty. Oczywiście zgodziłem się na te warunki, ale był pewien problem. Rejs Roztocza, który miałem prowadzić, zaplanowano na drugą połowę sierpnia – dokładnie od 9 do 30 sierpnia 1988. W tamtych czasach paszporty, wizy i inne formalności musiały być załatwiane z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, a więc pod koniec lipca 1988 już wszystko było dopięte i zmiana kapitana nie wchodziła w grę. Gdybym ja zrezygnował, rejs by się nie odbył. Zrezygnować więc nie mogłem.
Rejs Międzynarodowej Szkoły pod Żaglami miał się zacząć 1 września 1988. Rejs Roztocza miał się zakończyć 28-29 sierpnia 1988 i tak był planowany. Wydawało się więc, że wszystko jest w porządku.
Niestety: zarówno Neptun jak i Eol lubią robić żeglarzom różne niespodzianki, więc końcówka rejsu s/y Roztocze do Szwecji okazała się dramatyczna. Zacznijmy od początku.
Do Nyköping dotarliśmy przy sprzyjającym wietrze i wszystko toczyło się według planu. Przyjęto nas sympatyczne. Roztocze było największym jachtem i budziło największe zainteresowanie. Pierwszego dnia pobytu odbyło się spotkanie uczestników zlotu i poszła na nie cała nasza załoga jachtu, zostawiając na pokładzie tylko jednego żeglarza wachtowego. W tym czasie do portu przyszli dziennikarze. Na drugi dzień w miejscowej gazecie ukazało się zdjęcie Roztocza i wachtowego Tomka, ale w podpisie napisano wyraźnie: na rufie stoi kapitan jachtu „Roztoccze”.
Oczywiście załoga nie dała mi potem żyć, dopytując się bez przerwy, jak udało mi się tak przytyć w tak krótkim czasie, a zdjęcie z gazety wkleiła do Dziennika Prawdziwego. Co Czytelnicy mogą podziwiać poniżej.
Z Nyköping trzeba było jednak wracać jak najszybciej do Polski, bo czekała tam na mnie Pogoria.
Ziemowit Barański
27 kwietnia 2023
Cdn.
►Cz. 9. Utyłem?◄
►Cz. 10. Pała!◄ piątek, 19 maja 2023
►Cz. 11. L… Story◄ piątek, 26 maja 2023
►Cz. 12. Karty◄ piątek, 2 czerwca 2023
►Cz. 13. Mesboy◄ piątek, 9 czerwca 2023
O tym, jak kpt. Ziemowit pływał na Roztoczu i o wielu jego przygodach na innych jachtach przeczytacie w antologii Jak się raz zacznie…,
bo jest tam 80 opowiadań z żeglarskiego życiorysu Kapitana.
► Sięgnijcie po książkę (bo to już ostatnie egzemplarze!)