Kapitan Ziemowit Barański opowiada: Oceania (1): Trzaskający lód

Po powrocie z rocznego rejsu na Pogorii International Class Afloat w latach 1988/89 – myślałem, że trochę odpocznę, co udało mi się przez kilka miesięcy. Dalej było jak zwykle. Na początku 1990 roku zadzwonił do mnie Krzysztof Baranowski z wiadomością, że jego Fundacja „Międzynarodowa Szkoła pod Żaglami”, jest zarejestrowana i rozpoczyna działalność. Poinformował mnie też, że główną sprawą będzie budowa nowego żaglowca, ale trafia się okazja zorganizowania rejsu wokół Bałtyku dla fińskiej organizacji ekologicznej – Oddział Fiński Service Civil International – a następnie udział w Tall Ships’ Races 1990. Powiedział też, że jest możliwość wyczarterowania na ten rejs Oceanii[1] i spytał, czy podejmę się pełnienia funkcji kapitana. Dochody z rejsu miały wspierać budowę nowego żaglowca.

 

Pocztówka z Oceanii

 

Trochę się bałem, bo byłoby to moje pierwsze dowództwo większego statku, a w dodatku z eksperymentalnym ożaglowaniem, ale przypomniałem sobie, że kiedy przed laty wychodziłem ze Szczecińskiej Stoczni Jachtowej Roztoczem, to też wydawało mi się za duże. Odpowiedziałem więc „Tak” i w połowie czerwca stawiłem się na Oceanii stojącej w Gdańsku.

Załogę – mechanika, intendenta, oficera wachtowego-radiooficera – częściowo zorganizował Krzysztof Baranowski, a częściowo – pozostali oficerowie, bosman / II mechanik – rekrutując ich spośród żeglarzy lubelskich, ja. W rejsie brał też udział jako oficer kpt. Wojciech Mikienko, w tamtym czasie pracownik Instytutu Maszyn Przepływowych PAN.[2]

 

W pierwszych dniach zakładaliśmy żagle. Tu przydała mi się praktyka z rejsu Pogorii, bo cała załoga – z jednym wyjątkiem – nigdy nie pływała na jednostce z ożaglowaniem rejowym.

Do Helsinek statek miał popłynąć tylko z załogą etatową i tam zaokrętować całą grupę uczestników rejsu.

Na dwa czy trzy dni przed wyjściem na Oceanii pojawił się pan Zygmunt Choreń z prośbą, aby do Helsinek zabrać bomy i gafle wykonane w Polsce dla tejże fińskiej organizacji, która właśnie budowała jakąś swoją jednostkę. Oczywiście się zgodziłem, ale rozpoczęły się schody formalne.

Trzeba było zrobić odpowiednią odprawę celną i przygotować dokumenty. I tak stałem się kapitanem frachtowca przygotowując manifesty, konosamenty i różne dokumenty o których tylko coś mi świtało, kiedy zaglądałem kiedyś do kodeksu morskiego. Ładunek zamocowaliśmy na pokładzie stalowymi stropami, które musiałem sam zapleść. Wreszcie wszystkie odprawy się odbyły i 27 czerwca 1990 wyszliśmy z Gdańska do Helsinek.

Płynęliśmy bez problemów, a obsługa nowatorskiego ożaglowania Oceanii okazała się raczej łatwa, tylko bosman musiał dyżurować z młotkiem, aby zwalniać zacinające się zapadki na windach brasów, które należało luzować.

Na wejściu do Helsinek trochę obawiałam się manewrów portowych, bo Oceania miała wprawdzie ster strumieniowy, ale o nietypowej konstrukcji. Przed manewrami należało zatrzymać silnik i mechanicznie zasprzęglić ster strumieniowy. Wtedy można go było używać, ale po włączeniu zabierał około połowę mocy ze śruby.

W Helsinkach postawiono nas jednak w dużym basenie i w miejscu reprezentacyjnym. Było to bardzo miłe, ale przysporzyło kłopotów z naszym frachtem.

Wyładowałem te bomy na chodnik obok budynku po drugiej stronie ulicy i czekałem, kiedy policja wlepi nam mandat. Na szczęście odbiorca przysłał przyczepę do transportu ładunku, ale za chwilę po odjeździe wrócił, bo policja uznała, że ładunek jest za długi. Ale to już nie był mój problem. Ładunek został przekazany.

 

źródło: Choren Design & Consulting

 

Szczęśliwe dotarcie do pierwszego portu można było uczcić jakimś wyjątkowym drinkiem, a na Oceanii było to możliwe: w chłodni był lód pochodzący z odwiertów lodowca na Spitsbergenie, gdzie prowadzono badania naukowe. Lód – podobno sprzed 2500 lat – pochodził z głębokich warstw lodowca i był sprasowany pod tak wielkim ciśnieniem, że w kostce lodu nie było widać żadnych pęcherzyków powietrza. Jednak w szklance, kiedy kostka stopniowo topniała, pęcherzyki uwięzionego powietrza rozsadzały cienką ściankę lodu z charakterystycznym trzaskiem. Piliśmy więc whisky z trzaskającym lodem. ■

 


[1] RV Oceania (s/y Oceania) – stalowy, trójmasztowy żaglowiec zaprojektowany przez Zygmunta Chorenia na bazie typu B-79 (Pogoria, Iskra, Kaliakra), zbudowany w Stoczni Gdańskiej w 1985 r. dla Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk jako statek badawczy (Research Vessel).
Dł.: 48,9 m; szer.: 9 m; zanurz.: 3,9 m; wys. masztów: 32 m; wyporność: 370 t; silnik: diesel 816 HP/600 kW; autonomia pływania: 30 dni; zasięg: nieogra­ni­czony (poza strefami polarnymi w zimie).
Ożaglowanie pierwotne: parawanowe, obsługiwane hydraulicznie podnoszone reje, pow. 740 m2.
Ożaglowanie aktualne (zmieniono 2010/2011): skośne (szkuner), stawiane elektrycznie, pow. 280 m2.

[2] Załoga Oceanii w tym rejsie: kapitan – Ziemowit Barański; oficerowie: Włodzimierz Wieczorkiewicz, Kazimierz Goebel, Wojciech Mikienko, Bogusław Urbanowicz, Jacek Jettmar; I mechanik – Andrzej Cichocki; bosman / II mechanik – Stefan Kowalewski; intendenci: Andrzej Jan Baranowski, Jarosław Kornacki.

 


Jest to cz. 1 opowiadania „Oceania” napisanego przez kpt. Ziemowita specjalnie dla Periplus.pl

Fotografie (jeśli nie zaznaczono inaczej): z archiwum Ziemowita Barańskiego
Przypisy, podział, red.: kr / Periplus.pl

Fot. na Stronie Głównej:
Ziemowit Barański (2013-10-26)
fot. Witold Czajewski

Kpt. Ziemowit Barański: Oceania

► ► Cz. 1. Trzaskający lód (25 września 2020)

► ► Cz. 2. Octan etylu i nie tylko (2 października 2020)

► ► Cz. 3. „Niech każdy płynie, jak może!” (9 października 2020)

► ► Cz. 4. „Wołgo-Bałt” (16 października 2020)

 

Cdn.


► Periplus – powrót na Stronę Główną