Na początku 1964 roku Jimi Hendrix zamieszkał w Nowym Jorku. Grał bez przerwy, czasem były to występy w zespołach akompaniujących ówczesnym sławom jak The Isley Brothers, Little Richard czy King Curtis, czasem w grupach znanych jedynie lokalnie, jak Curtis Knight And The Squires (Knight stał się sławny dopiero później, z tego… że w jego zespole grał Jimi Hendrix).
1966, maj: Curtis Knight And The Squires w klubie Cheetah (Broadway & 53rd Street, NYC), stąd „gepardzie” koszule.
Od lewej: Jimi Hendrix (g), za nim Napoleon „Hank” Anderson (b; widać tylko gryf instrumentu), Marion Booker (dr), Nate Edmonds (org), Curtis Knight (g)
Pod koniec roku 1965 Hendrix założył własny zespół: Jimmy James and the Blue Flames. Występował w Greenwich Village – centrum nowojorskiej bohemy, w klubie Café Wha?.
Café Wha? (115 MacDougal Street róg Minetta Lane, Greenwich Village, NY) w roku 1966.
Fot. Fred W. McDarrah
W Café Wha? spotykali się wszyscy wielcy i ci, którzy wielkimi mieli zostać, jeśli tylko pojawili się w NYC. Tu: czytał swoje utwory Jack Kerouac, dał pierwszy (1961) publiczny występ Bob Dylan, prezentował prace Andy Warhol.
Zespół Jimmy James & The Blue Flames miał w repertuarze miał utwory z list przebojów – „Wild Thing”, „Hey Joe”, „Like a Rolling Stone”, „House of the Rising Sun”, „Hang On Sloopy”, „In the Midnight Hour” – ale lider, schowany za pseudonimem Jimmy James, grał je inaczej niż wszyscy. Na tyle inaczej, że przyciągał uwagę – nie zawsze życzliwą.
Trwała w najlepsze „brytyjska inwazja” na Amerykę, więc w Nowym Jorku, a zwłaszcza w Greenwich Village, pełno było rockmanów z Wysp –– i Hendrix złapał z nimi kontakt. Co prawda opieki nad nim nie podjął się (i to mimo rekomendacji ówczesnej dziewczyny Keitha Richardsa) manager Rolling Stonesów Andrew Loog Oldham, ale 3 sierpnia 1966, właśnie w Café Wha?, zobaczył go i usłyszał Chas Chandler.
Chandler był basistą zespołu The Animals (tak, to ci od „Domu wschodzącego słońca”)…
►►The Animals: „House of the Rising Sun” (1964)
The Animals w 1964
(od L do P) Eric Victor Burdon (voc), Alan Price (org), Chas Chandler (b), Hilton Valentine (g), John Steel (dr)
… ale jego zespół, odbywający właśnie ostatnie amerykańskie tournée, praktycznie się rozpadał i Chas już przymierzał się do nowego zawodu: produkcji nagrań.
W Café Wha?, słysząc kowbojską piosenkę „Hey Joe” i przebój Boba Dylana „Like A Rolling Stone” w wykonaniu Hendrixa, wiedział, że od tego mógłby zacząć.
Podczas występu Chas siedział obok mnie i z ekscytacji walił mnie łokciem, jakby chciał mi połamać żebra – wspominał Ken Pine, jego kolega.
►► Jimi Hendrix: „Hey Joe” (live, Monterey Pop Festival, 1967)
W trwającej godzinę rozmowie z Hendrixem Chandler powiedział, że przyszłą współpracę widzi w Londynie: gdy zakończy trasę, pozałatwiają formalności i odlatują. Hendrix miał na to kiwnąć głową i powiedzieć tylko: „W porządku”.
Trasa The Animals trwała – z przerwami – do 5 września 1966. Chandler wrócił do Nowego Jorku, znalazł Hendrixa – co nie było łatwe, bo ten nie miał stałego adresu – i zaczął wykupywać jego stare angaże, i prostować wszystkie uwikłania prawne. Było tego sporo: nawet paszport wydany został dopiero, gdy amerykański adwokat Animalsów i znajomy Chandlera znalazł prawdziwe metrykalne imiona Hendrixa – Johnny Allen, o których ten nie miał pojęcia.
Anglik nie mógł się nadziwić, że żadna amerykańska wytwórnia nie poznała się na Jimim, który kontrakty nagraniowe podpisywał tylko jako muzyk sesyjny.
1966, maj: gala w Atlantic Records z okazji premiery „When A Man Loves A Woman” Percy’ego Sledge’a (zdjęcie pierwsze), wystąpił też Wilson Pickett (zdjęcie drugie). W zespole towarzyszącym obu gwiazdom Atlanticu grał 24-letni James Marshall Hendrix.
Fot. William „PoPsie” Randolph.
Hendrix w międzyczasie kończył zakontraktowane wcześniej występy, choć praktycznie nie dawały mu one żadnych pieniędzy: na przykład umowę z wytwórnią PPX Studios podpisał na sumę jednego dolara.
Grupa Curtis Knight And The Squires; pierwszy z lewej to James Marshall Hendrix alias Jimmy James.
(Okładka płyty z nagraniami z lat 1965/66, w których brał udział Jimi Hendrix, wydanej przez jego spadkobierców 24 marca 2015)
Na ostatnim koncercie z grupą Curtis Knight And The Squires, kiedy jak zwykle krytykowano go za to, że jest za głośny i za krzykliwy, uderzył w struny i powiedział: „Ostatni raz gram to gówno. Jadę do Anglii”.
Swoją przyszłość widział już z Chandlerem.
24 września 1966 w paszporcie Hendrixa pojawił się stempel kontroli wjazdowej lotniska Heathrow. Jego wiza nie zezwalała mu na pracę.
Chandler, który w międzyczasie dokooptował współproducenta – Michaela Jeffery, miał zamiar zrobić z Hendrixa gwiazdę pierwszej wielkości. Wiedział, że jedyną drogą do sukcesu jest agresywna kampania promocyjna.
W Londynie, 1 października 1966, Chandler i Hendrix poszli na koncert The Cream. Zespół, który właśnie stworzyli Eric Clapton, Jack Bruce i Ginger Baker, startował z wysokiego poziomu i prasa od początku nazywała go supergrupą.
Hendrix dołączył do finałowych improwizacji. Gdy zagrał, Clapton zszedł ze sceny, a Chandlera, który go znalazł w garderobie, zapytał: „Is he always so fucking good?”.
Po latach Clapton napisze:
[…] pojawił się Chas Chandler, basista z The Animals, w towarzystwie młodego czarnego Amerykanina, którego przedstawił jako Jimiego Hendrixa. Powiedział nam, że Jimi jest genialnym gitarzystą i że chce zagrać z nami kilka kawałków. Pomyślałem, że wygląda mi na faceta w porządku i prawdopodobnie wie, co robi. Zaczęliśmy rozmawiać o muzyce i okazało się, że lubi tych samych bluesmanów co ja, więc od razu byłem za. Jackowi również to nie przeszkadzało, chociaż zdaje się, że Ginger był nastawiony nieco anty.
Utwór, który Jimi chciał zagrać, był nagraniem Howlin’ Wolfa zatytułowanym Killing Floor. Wydawało mi się fantastyczne, że chciał zagrać akurat ten kawałek, ponieważ był to niezwykle trudny utwór. Oczywiście Jimi zagrał dokładnie tak, jak powinno się go zagrać, i rozwalił mnie totalnie. Przy pierwszym dżemowaniu z nieznanym zespołem większość muzyków trzyma się na uboczu, ale Jimi nie miał najmniejszych oporów. Grał na gitarze zębami, trzymając instrument za głową, leżał na podłodze, tarzał się i robił wszystko to, z czego był później znany. Było to niesamowite przeżycie i pod względem muzycznym również robił wrażenie, nie były to tylko fajerwerki.
Pomimo że widziałem już Buddy’ego Guya i wiedziałem, że większość czarnych muzyków potrafi różne rzeczy, to i tak za każdym razem, kiedy ogląda się coś takiego na własne oczy, to niezwykłe przeżycie. Publiczność stała jak wryta, bo widziała, słyszała i nie wierzyła. Byli pod olbrzymim wrażeniem, podobnie jak ja. Pamiętam, że myślałem, iż jest to siła, z którą należy się liczyć. Przerażała mnie, ponieważ było jasne, że rodzi się wielka gwiazda, i kiedy my dopiero nabieraliśmy prędkości, on był tym, który miał skupić uwagę wszystkich.
1967, Londyn: Jimi Hendrix i Eric Clapton
Chandler znalazł dwóch brytyjskich muzyków: jako sekcja rytmiczna do Hendrixa dołączyli Noel Redding (b) i Mitch Mitchell (dr) – i tak powstało The Jimi Hendrix Experience.
Po próbach, które nie trwały nawet dwóch tygodni, 13 października 1966, w Evreux, The Jimi Hendrix Experience rozpoczęło działalność jako suport Johnny’ego Hallydaya („To taki francuski Presley” – powie o nim później Hendrix) w tournée po Francji.
18 października grupa wystąpiła w paryskiej Olympii, gdzie koncert francuskiego bożyszcza otwierała ekipa brytyjska: Blackbirds, Brian Auger Trinity, Long Chris i zespół Hendrixa. Experience było na scenie tylko około kwadransa, wykonując „Killing Floor”, „Hey Joe”, „Wild Thing” i wiązankę przebojów, ale paryżanie osłupieli: najpierw na widowni, a później w domach, bo koncert Hendrixa nagrała rozgłośnia RTE. Jest to pierwsze znane nagranie The Jimi Hendrix Experience – na płycie ukazało się w roku 2000[1].
W listopadzie 1966 na koncertach Hendrixa w londyńskich klubach spotykała się już cała śmietanka brytyjskiego rocka.
Czas wolny między występami grupa spędzała w studio. Chandler pilnował dosłownie każdego dźwięku.
John McDermott (archiwista i producent w Experience Hendrix – rodzinnej firmie, która od 1997 r. ma kontrolę nad spuścizną Jimiego):
Chas miał swoją wizję „Hey Joe”. Do tego stopnia, że osobiście ingerował w montaż. Nie chcąc urazić ani zniechęcić Reddinga, który był zawodowym gitarzystą [a nie basistą – KR], po cichu podmienił jego partię basu na swoją własną. To był jedyny raz, gdy Chandler, którego basowe riffy były integralną częścią przebojów The Animals, zagrał w nagraniu Hendrixa.
Chandler zdradził mi ten sekret prawie 20 lat temu [ok. 1989 – KR], ale poprosił, by ujawnić to dopiero po śmierci jego i Reddinga [1996 i 2003 – KR].
1967: Jimi Hendrix i Chas Chandler
Chandler, dzięki swoim kontaktom, wprowadził The Jimi Hendrix Experience do wszystkich liczących się klubów w Londynie: Bag O’Nails, Blaises, Marquee Club, The Ram Jam Club, Refectory, Roundhouse, Scotch Of St. James, 71/2 Club, Speakeasy, The Upper Cut.
Od 8 do 11 listopada 1966 grupa koncertowała w Monachium.
29 grudnia zagrała „Hey Joe” w prestiżowym programie telewizyjnym BBC Top of the Pops.
5 stycznia 1967 „Hey Joe” wskoczyło na 10 tygodni na brytyjskie listy przebojów dochodząc do 6. miejsca.
►► Jimi Hendrix: „Hey Joe” (live, 1967)
Hey Joe,
where you goin’ with that gun in your hand?
Hey Joe,
I said where you goin’ with that gun in your hand?
Alright.
I’m goin down to shoot my old lady
You know I caught her messin’ ’round with another man.
I’m goin’ down to shoot my old lady
You know I caught her messin’ ’round with another man.
And that ain’t too cool.
Hey Joe,
I heard you shot your lady down
You shot her down.
Hey Joe,
I heard you shot you old lady down to the ground.
Yeah!
Yes, I did, I shot her
You know I caught her messin’ ’round town.
Uh, yes I did, I shot her
You know I caught my old lady messin’ ’round town.
And I gave her the gun and I shot her!
Alright
Hey Joe,
where you gonna run to now?
(where you gonna go?)
Hey Joe,
I said, where you gonna run to now?
(where you gonna go?)
Well,
I’m goin’ way down south,
way down south, way
I’m goin’ way down south, where I can be free!
Ain’t no one gonna find me!
Ain’t no hangman gonna
he ain’t gonna put a rope around me!
You better believe it, baby!
I gotta go now!
Hey, hey, hey Joe
you better run on down!
Goodbye everybody. Yeah!
Co tu gadać, gdy nie ma o czym mówić. Wystarczy posłuchać, jak ta piosenka grana była wcześniej:
►► Billy Roberts: „Hey Joe”
(wersja z 1962 r. – podobno – oryginalna)
►►The Leaves: „Hey Joe”
Od 1965 do 1966 nagrali trzy wersje „Hey Joe” (tu są wszystkie trzy)
►► The Byrds: „Hey Joe” (16-19 maja, 1966)
Między tym, co zagrali oni, a Hendrixem są lata świetlne. Zresztą między tym, jak interpretowano „Hey Joe” później – też:
►► Wilson Pickett: „Hey Joe” (1969)
Jimi po prostu stał już po drugiej stronie przepaści. Nie wiadomo, jak tam się znalazł – jego młodszy brat twierdzi, że od zawsze miał głowę pełną dźwięków i że to sprawa sił nadprzyrodzonych, ale takie wyjaśnienie wydaje się mi zbyt proste.
Za pewne uważam za to, że Hendrix przyjechał do Londynu już z gotową wersją „Hey Joe”, a w studiu ją tylko doszlifował z nowym zespołem, dającym większe możliwości niż Blue Flames (Chandler wyrażał się o nich mało pochlebnie, choć robił to oględnie). Do tego głowę miał rzeczywiście pełną muzyki, bo nagrywał dwójki „Hey Joe” (23 października 1966), „Purple Haze” (11 stycznia 1967 – 3-8 lutego 1967) i 40-minutowy longplay Are You Experienced (23 października 1966 – 4 kwietnia 1967) w bardzo krótkich odstępach.
Na Hendrixie pierwszy poznał się rockowy Londyn (a Chas Chandler jako primus inter pares). Pozostali słuchacze, w klubach i na koncertach, byli osłupiali i nie wydają się przesadą słowa jednego z recenzentów:
Publiczność, jak zwykle, oniemiała i jej reakcja sprowadzała się do „Who the hell is this guy?”
I tak cud, że na Wyspach „Hey Joe” doszło aż do szóstego miejsca list przebojów. Ludzie na ogół nie lubią zmian ani nowatorów; van Gogh przymierał głodem, Malewicza po „Czarnym kwadracie” tylko garstka futurystycznej awangardy rosyjskiej nie miała za fiksata.
Europejska publiczność była jednak i tak bardziej nastawiona na to, co nowe, niż amerykańska.
W USA singiel z Hendrixowskim „Hey Joe” po prostu przepadł. W tym samym roku zaskoczył jednak longplay Are You Experienced, ale stało się to dopiero po Monterey (w USA wydano AYE 26 sierpnia 1967)
17 marca 1967 do sklepów trafił singiel z „Purple Haze”. Na listach brytyjskich utrzymał się 14 tygodni dochodząc do 3. miejsca
►► Jimi Hendrix: „Purple Haze”
(live at the Atlanta Pop Festival, 1970-07-04)
Purple Haze all in my brain,
Lately things don’t seem the same,
Actin’ funny but I don’t know why
Excuse me while I kiss the sky.
Purple Haze all around,
Don’t know if I’m coming up or down.
Am I happy or in misery?
Whatever it is, that girl put a spell on me.
Help me! Oh, no.
Purple Haze all in my eyes,
Don’t know if it’s day or night,
You’ve got me blowing, blowing my mind
Is it tomorrow or just the end of time?
By trafić na czołówki gazet trzeba było jednak akcji specjalnej, przebijającej demolki, które stały się znakiem firmowym The Who.
31 marca 1967, przed koncertem w londyńskim Finsbury Park Astoria (późniejszy Odeon i Rainbow Theater), Keith Altham, dziennikarz z The New Musical Express, zasugerował półżartem podpalenie. Kupienie benzyny do zapalniczek było już kwestią chwili. Tego wieczoru gitara Hendrixa zapłonęła po raz pierwszy, ale obsługa techniczna sceny tak się wściekła, że zespół oficjalnie głosił, że był to wypadek.
– Wypadek? Mógł to wszystko spalić! I po jaką cholerę wymachiwał tą gitarą na wszystkie strony i to nad głową? – pieklił się główny strażak teatru.
– Nie wiem – odpowiedział Hendrix. – Spanikowałem. Chciałem to zgasić.
Po koncercie Jimi zameldował się w szpitalu z poparzeniami – szpital dobrze wpasowywał się w wersję o samozapłonie, ale muzyk podobno, nie mając doświadczenia, rzeczywiście dolał za dużo benzyny do ognia.
Dziennikarz Chris Welch na pierwszej stronie tygodnika Melody Maker przedstawił mrożący krew w żyłach opis, jak to Jimi poparzył sobie rękę, gdy gitara przypadkiem [podkreślenie moje – KR] się zapaliła i razem z zespołem w przerażeniu uciekł za kulisy, płomienie buchały z gitary na trzy metry [dosłownie: 10 stóp] w górę tuż obok kurtyny, konferansjer chciał złapać instrument, ale się poparzył, a ogień ugasił dopiero strażak z gaśnicą. Jak to się ma do rzeczywistości i innych relacji – dużo by mówić. Keith Altham, opisujący wydarzenie w New Musical Express, był bardziej bezpośredni: słowo „przypadkiem” przypadkiem wziął w cudzysłów.
W nagłówkach Hendrix już wcześniej nazywany był „czarnym Presleyem” i „Dzikim Człowiekiem z Borneo”, ale teraz dopiero brukowce poczuły krew. Na spektaklu widzów było kilkuset, ale następnego dnia o płonącej gitarze wiedział już cały Londyn i cała Anglia.
12 maja 1967 grupa wydała album „Are You Experienced”. Utwory „Purple Haze”, „The Wind Cries Mary”, „Foxy Lady”, „Fire” i „Are You Experienced?” stały się psychodelicznymi hymnami nowej generacji.
If you can just get your mind together
Then come on across to me
We’ll hold hands and then we’ll watch the sunrise
From the bottom of the sea
But first, are you experienced?
Have you ever been experienced?
Well, I have
I know, I know you probably scream and cry
That your little world won’t let you go
But who in your measly little world
Are you trying to prove that
You’re made out of gold and, eh, can’t be sold
So, are you experienced?
Have you ever been experienced?
Well, I have
Let me prove you…
Trumpets and violins I can hear in distance
I think they’re calling our names
Maybe now you can’t hear them, but you will
If you just take hold of my hand
Oh, but are you experienced?
Have you ever been experienced?
Not necessarily stoned, but beautiful…
Are You Experienced – okładka winylu wydanego w Wielkiej Brytanii 12 maja 1967;
longplay zawierał utwory: „Foxy Lady”, „Manic Depression”, „Red House”, „Can You See Me”, „Love or Confusion”, „I Don’t Live Today”, „May This Be Love”, „Fire”, „3rd Stone from the Sun”, „Remember”, „Are You Experienced”.
Are You Experienced – okładka wydania amerykańskiego (23 sierpnia 1968), które od brytyjskiego różniło się również zestawem utworów: zamiast „Red House”, „Can You See Me” i „Remember” słuchacze amerykańscy dostali „Purple Haze”, „Hey Joe” i „The Wind Cries Mary”.
Płyta była obecna przez 33 tygodnie na brytyjskich listach przebojów.
Po wydaniu w USA (23 sierpnia 1968) była 106 tygodni na listach amerykańskich, gdzie doszła do 5. miejsca na US Billboard Top LPs i przez 27 tygodni utrzymała się na liście 40 najlepszych płyt długogrających.
Dziś uznawana jest za kamień milowy w historii muzyki, a jej przełomowe znaczenie porównuje się z Ulissesem (1922) Jamesa Joyce’a.
Majowy kalendarz grupy jest wypełniony do ostatniego dnia. Występy na Wyspach, w Belgii, we Francji, w Niemczech, w Szwecji, w Danii, w Finlandii przyciągały tłumy. Zapotrzebowanie na bilety było tak duże, że organizatorzy przenosili koncerty do większych audytoriów. Nazwa zespołu była drukowana największą czcionką.
4 czerwca 1967 Hendrix z zespołem dał pożegnalny londyński koncert w „Saville Theatre”. Rozpoczął od swojej wersji „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” – rewolucyjna płyta The Beatles została opublikowana zaledwie 8 dni wcześniej (26 maja 1967).
Widownia – a byli tam George Harrison i Paul McCartney – zerwała się z miejsc. McCartney skomentował to później:
Był to jeden z największych zaszczytów, jaki mnie spotkał w karierze.
Opinie o Hendrixie innych rockmanów z brytyjskie czołówki były podobne.
Pete Townshend: Jimi totalnie zmienił brzmienie gitary elektrycznej i przewrócił świat rocka do góry nogami.
Eric Clapton: Po tym, jak poszliśmy z Townshendem, żeby zobaczyć jak gra Jimi, pomyślałem, że dla nas gra się już skończyła i możemy się pakować.
29 stycznia 1967, Londyn, Saville Theatre: Jimi Hendrix i The Who (Pete Townshend w białej koszuli)
Z Londynu do USA The Jimi Hendrix Experience leciał mając status super gwiazdy. Niestety – tylko w Wielkiej Brytanii i w Europie. O Amerykę trzeba było walczyć.
Rekomendacja Paula McCartneya wystarczyła jednak, by Jimi Hendrix dostał zaproszenie na Festiwal Muzyki Pop organizowany w kalifornijskim Monterey w dniach 16-18 czerwca 1967.
Na festiwalowej scenie zapowiadał go przyjaciel z Londynu – Brian Jones, już wówczas legendarny współtwórca zespołu The Rolling Stones.
18 czerwca 1967, Monterey, CA: Brian Jones i Jimi Hendrix za festiwalową sceną.
Fot. Jim Marshall
[1] The Jimi Hendrix Experience. Box set. MCA 112 316-2. Wyd. 2000-09-12. Zestaw 4 CD lub 8 LP.
Zremasterowana wersja wydana została pod tym samym tytułem przez Sony Legacy, 2013-08-20.
Kazimierz Robak
26 czerwca 2019
Cdn.
Rok 1967 i wcześniej: Jimi Hendrix w Monterey.
►► 1. „Wild Thing” (27 czerwca 2019)
►► 2. Jimi w Londynie (4 lipca 2019)
►► 3. Instrument w drzazgi (11 lipca 2019)
►► 4. Płonąca gitara (18 lipca 2019)
►► 5. Powiększenie (25 lipca 2019)
►► 6. The Troggs (1 sierpnia 2019)
Rok 1967 i dalej: Jimi Hendrix po Monterey.
►► 7. Z górki, ale pod górę (8 sierpnia 2019)
►► 8. The Monkees (15 sierpnia 2019)
►► 9. 50 lat temu (18 sierpnia 2019)
►► 10. Zenon Szostak: Hendrix a sprawa polska (22 sierpnia 2019)
Rok 1967 i dalej: Jimi Hendrix – igranie z ogniem.
►► 11. Ta pierwsza (29 sierpnia 2019)
►► 12. Druga i trzecia (5 września 2019)
►► 13. Czwarta, której nie było (12 września 2019)
Rok 1970, 18 września: Jimi Hendrix.
►► 14. Coda: Był z innej planety… (18 września 2019)