Kazimierz Robak: Rok 1967: Jimi Hendrix po Monterey. 8. The Monkees

Po występie w Monterey The Experience dało kilka koncertów na Zachodnim Wybrzeżu. Wtedy Michael Jeffery zakontrak­to­wał zespół Hendrixa jako suport w amerykańskiej trasie zespołu The Monkees.

Chandler, któremu Jeffery powiedział o tym przez telefon, rzucił tylko:

– Czyś ty, kurwa, kompletnie zgłupiał?

I cisnął słuchawką.

Rzeczywiście. Trudno było o większy kontrast niż zestawienie The MonkeesThe Jimi Hendrix Experience.

 

W roku 1965 Robert Rafelson i Bert Schneider, dwaj początkujący producenci – po obejrzeniu filmu Beatlesów A Hard Day’s Night – wpadli na pomysł komediowego serialu opowiadającego o perypetiach fikcyjnego zespołu rockowego The Monkees, który próbuje przebić się do pierwszej ligi.

Spośród ponad 400 kandydatów na wykonawców głównych ról zaangażowani zostali: Peter Tork (lat 23), Micky Dolenz (20), Michael Nesmith (23) i Davy Jones (20).

Z tej czwórki Nesmith, Tork i Dolenz mieli muzyczne obycie, bo grali wcześniej zawodowo, więc siłą rzeczy Jonesowi przypadła od początku rola wokalisty.

 

Serial The Monkees cieszył się wielkim powodzeniem, scenarzyści puszczali do widzów perskie oko czyniąc w kolejnych odcinkach aluzje do filmów i piosenek Beatlesów, czterech aktorów odgrywało swoje role zgodnie z tym, co zostało im napisane, a na okładkach płyt pomijano nazwiska muzyków, którzy nagrywali piosenki w studio – i wszystko grało. Jak – można łatwo sprawdzić, bo wszystkie (chyba wszystkie…) odcinki serialu są na YouTubie.

 

Piosenki, które w serialu „śpiewał” zespół grany przez aktorów, stały się przebojami. Nic dziwnego: pisali je zawodowi tekściarze i kompozytorzy, a nagrywali zawodowi muzycy. Sprzedaż płyt poszła w miliony i nazwa The Monkees wskoczyła na pierwsze miejsca list przebojów.

Ten sukces wywołał dwie reakcje:

● widzów, którzy chcieli swoich telewizyjnych idoli obejrzeć i posłuchać na żywo
● i kwartetu Tork – Dolenz – Nesmith – Jones, który zapragnął stać się zespołem prawdziwym.

Aktorzy najpierw więc wywalczyli sobie prawo do kontroli nad materiałem dźwiękowym, a później sami zaczęli grać i śpiewać – i to coraz śmielej. Prasa podchwyciła główną myśl serialu, że The Monkees chcą być amerykańskimi Beatlesami i z tą etykietką grupa wypłynęła na szerokie wody.

 

Telewizja NBC nadawała 58 odcinków serialu The Monkees od 12 września 1966 do 25 marca 1968. Później zespół The Monkees zaczął żyć własnym życiem. Rozwiązał się dopiero w roku 1971.

 

Na rynku płytowym The Monkees zadebiutowali 16 sierpnia 1966 – a więc zanim serial wszedł na antenę – singlem z piosenką ►►Last Train to Clarksville” (kompozytorzy: Tommy Boyce i Bobby Hart), która od razu stała się przebojem. Termin „debiut” należy uznać za metaforyczny, bo z oficjalnego składu zespołu w nagra­niu uczestniczył – jako wokalista –  tylko Micky Dolenz.

 

Take the last train to Clarksville
And I’ll meet you at the station
You can be there by four-thirty
’Cause I’ve made your reservation, don’t be slow
Oh, no, no, no
Oh, no, no, no

’Cause I’m leaving in the morning
And I must see you again
We’ll have one more night together
Till the morning brings my train and I must go
Oh, no, no, no
Oh, no, no, no
And I don’t know if I’m ever coming home

 

Był rok 1966 i nikt w Ameryce nie doczepił się do zdania „We’ll have one more night together”. Być może dlatego, że McLendon zażądał cenzurowania piosenek dopiero rok później. Można na to wzruszyć ramionami, ale w jakimś sensie przecież dopiął swego: w styczniu 1967 Ed Sullivan przed swoim programem telewizyjnym zażądał od od zespołu The Rolling Stones zmiany wersu „let’s spend the night together” na „let’s spend some time together”, argumentując krótko: „Albo wylatuje piosenka, albo wy”. Mick Jagger posłuchał, choć śpiewając wywrócił oczami, ale do następnego numeru zespół wyszedł ubrany w hitlerowskie mundury, za co wyleciał z programu na prawie trzy lata.

Komentarz ten sam: inne czasy! Piosenka Stonesów jednak miała widać szczególną moc gorszycielską, bo w roku 2006 podczas pierwszego koncertu zespołu w ChRL władze po prostu zakazały jej wykonania, z chińską grzecznością uzasadniając, że „jej tekst jest zbyt sugestywny”.

 

Drugim przebojem The Monkees, wypuszczonym 12 listopada 1966, był ►►I’m a Believer” (kompozytor: Neil Diamond). W studio już było mniej metaforycznie – w nagraniu uczestniczyło trzech Monkeesów: Micky Dolenz jako główny wokalista oraz Davy Jones i Peter Tork w chórkach.

 

 

I thought love was only true in fairy tales
Meant for someone else but not for me
Love was out to get me
That’s the way it seemed
Disappointment haunted all of my dreams

Then I saw her face, now I’m a believer
Not a trace of doubt in my mind
I’m in love, and I’m a believer
I couldn’t leave her if I tried

 

Przeboje firmowane, a później grane, przez The Monkees wszyscy z pewnością znają, więc wystarczy tylko wspomnieć, że był to boys-band śpiewający i grający grzeczną i słodkawą, rytmiczną i prostą muzykę dla białych i grzecznych (teoretycznie) nastolatków płci obojga.

Byli krytykowani: za żart sceniczny, za beatlesowski prefabrykat, za prymitywne wyciskanie pieniędzy z kieszonkowego małolatów. Oni sami zdawali sobie sprawę, że są tylko trybikiem w showbiznesowej maszynie do robienia pieniędzy, w wywiadach otwarcie przyznawali, że nie piszą piosenek i że nawet ich nie grają.

A jednak – ich trybik zaskoczył.

The Monkees (1965): The Monkees

 

Mini-odpowiednik The Monkees mamy na gruncie polskim.

W latach 1965-1966 telewizja polska wyświetlała 15-odcinkowy serial Wojna domo­wa, który z miejsca zdobył ogromną popularność. Tam też – jakże by inaczej: było to apogeum ery bigbitu – pojawiła się (w 13. odcinku) piosenka, która natychmiast stała się przebojem. „Tylko wróć (Tak mi źle…)” także napisali zawodowcy z najwyższej półki: muzykę – Jerzy „Duduś” Matuszkie­wicz, tekst – Wojciech Młynarski.

W Polsce jednak wszyscy wiedzieli, że śpiewa ją Wojciech Gąssowski z towa­rzy­sze­niem Chochołów, a nie serialowy bohater Paweł z seria­lo­wym zespołem Kocmołuchy. Mniej już osób wiedziało, że w duecie z Gąssowskim śpiewał Roman Hoszowski.

 

Wojna domowa (1965): Kocmołuchy

 

Tak mi źle, tak mi źle, tak mi szaro
Każdy dzień ciągnie się jak makaron
Wtedy był wiatr i mgła, porcja mżawki
Zmokłaś ty, zmokłem ja
Zmokły na drzewach kawki
Zmokły pończochy dwie typu „ye-ye”
I mój cud „bitels” but się rozkleił
No a najgorsze chyba, że
Starzy nie puszczą więcej cię
Tak mi źle, tak mi źle, tak mi źle

Tak mi źle, tak mi źle, tak mi łyso
Szary jest kot i pies, szare dni są
W szkole znów sporo luf z roli stonki
Jeden szewc, ten co wiesz
Robi już „rolingstonki”

Tylko ty jesteś wciąż tak daleko
Katar skróć, szybciej wróć, wróć bo czekam
Przy budce Ruchu, tam gdzie wiesz
Znajdziesz mnie zawsze jeśli chcesz
Tylko wróć, znajdziesz mnie tam, gdzie wiesz…

 

►► Tak mi źle, tak mi szaro

 

The Monkees, mimo swych przebojów (po dwóch pierwszych, 8 marca 1967, wydali kolejny: ►► „A Little Bit Me, a Little Bit You”) sprzeda­wa­nych w milionowych nakładach, w Monterey oczywiście nie wystąpili.

Oficjalnie – bo nie zostali zaproszeni. A nie zaproszono ich, bo takiego zespołu po prostu nie było. Triki sceniczne pozwalały aż nadto zadowolić tłumy rozentuzjazmowanych i roz­wrzesz­cza­nych nastolatków żądnych widzenia swoich idoli, ale przed zawodowcami na festiwalowej widowni i scenie czwórka aktorów tworząca The Monkees (prawda: muzykalnych) nie miała co udawać. Pojawił się wprawdzie wśród widzów Micky Dolenz (ubrany w strój indiański) i Peter Tork (po cywilnemu) – ale to było wszystko. W Monterey na więcej grupa pozwolić sobie nie mogła.

Micky Dolenz w Monterey (z prawej David Crosby)

 

Koncerty takiego właśnie zespołu miał otwierać Jimi Hendrix ze swoją muzyką.

 

Serial miał olbrzymią widownię również w Wielkiej Brytanii. W superlatywach wyrażali się o nim Beatlesi. John Lennon stwierdził, że to czwórka Monkeesów to najzabawniejsza grupa komediowa od czasów braci Marx i że nie opuszcza żadnego odcinka. W lutym 1967, podczas brytyjskiej trasy The Monkees, członkowie zespołu byli częstymi gośćmi w prywatnych domach Beatlesów. 10 lutego 1967 Mike Nesmith uczestniczył w sesji nagraniowej piosenki „A Day In The Life”. W 1968 Peter Tork zagrał jedną z partii gitarowych w muzyce do filmu Wonderwall skom­po­no­wa­nej przez George’a Harrisona i w związku z tym jego nazwisko można znaleźć na płycie ze ścieżką dźwiękową filmu – Wonderwall Music – pierwszym solowym LP Harrisona.

 

Tymczasem Hendrix, zazwyczaj oszczędny w słowach i opiniach na temat innych muzyków, w styczniu 1967 powiedział:

[…] to jest taka żenada, człowieku, kiedy Ameryka wysyła The Monkees – o Boże, to mnie dobija! Wstyd mi, że Ameryka może być tak głupia, żeby wyprodukować coś takiego. Mogliby przynajmniej przysłać zespół, który ma coś do zaoferowania. Są w Stanach zespoły, które głodują, żeby tylko się przebić, a tu pojawiają się te cioty.[1]

Brytyjskie tournée Monkeesów spotkało się z histerycznie entuzjastyczną reakcją nastolatków i prasy. Być może dlatego Hendrix w wywiadzie dla Melody Makera wybuchnął:

Boże, nienawidzę ich! Popłuczyny. Naprawdę szlag mnie trafia, że tacy jak oni stali się tacy wielcy. Nie można nikogo za to winić, ale żeby tacy jak Monkees?[2]

 

A jednak w czerwcu 1967 to Dolenz zasugerował swoim menadżerom dołączenie Hendrixa do siedmiotygodniowej trasy The Monkees.

The Monkees to był teatr. Ale podobnie teatralne było The Experience i wydawało mi się, że to będzie doskonałe zestawienie. Chyba podobnie myślał Jimi, bo jednak do nas dołączył. Ale kiedy wparadował na scenę zaczął rozwalać wzmacniacze i przeszedł do Purple Haze, dzieciaki natychmiast go zagłuszyły ze swoim „We want Daavvy!” Boże, to była plama!

 

The Experience dołączyło do The Monkees w Jacksonville na Florydzie 8 lipca 1967 r.

I się zaczęło.

Hendrix:          – Foxy!

Widownia:       – Davy!

Hendrix:          – Foxy!

Widownia:       – Davy!

Hendrix:          – …

Widownia:       – We want Davy! We want Davy! We want Davy!

Hendrix:          – …

Widownia:       – We want the Monkees! WE WANT THE MONKEES!

No, nie szło się dogadać.

 

Później były dwa występy w Północnej Karolinie, w Charlotte i Greensboro. Trudno byłoby znaleźć w Stanach miejsce mniej przyjazne dla „czarnego faceta ze swoją piekielną kakofonią połączoną z orgias­tycz­nym sprzężeniem zwrotnym”.

12 czerwca 1967, Greensboro N.C., Oaks Motel: Hendrix i The Monkees.
Jimi gra na gitarze Mike’a Nesmitha, który siedzi obok. Tyłem, w prześwitującej koszulce – Peter Tork
Fot. Mickey Dolenz

 

W dodatku na widowni zawsze liczna była armia ciotek i mamuś, które przyprowadziły swoje pociechy na koncert czterech uroczych i pełnych wdzięku młodzieńców i same też – skrycie lub jawnie – ich ado­ro­wały za urodę i niewinność.

Foto z 32. odcinka serialu The Monkees, pt. „The Monkees on Tour”
Reż.: Bob Rafelson; premiera: 24 kwietnia 1967, NBC

Źródło: IMDb.com

 

Hendrix na tym tle, nie dość że czarny („a czarni to… no przecież pani dobrze wie, co się o nich mówi!”), nie dość że ubrany w nie-wiadomo-co i kolorowy jak paw, to jeszcze ze swoimi ruchami frykcyjnymi wobec gitary i wzmacniaczy, z tą dziką muzyką i z tymi niby-piosenkami, które równie dobrze mogły mówić o kosmicznej ekstazie Erosa, jak o narkotycznym odlocie…

To się nie mogło udać.

 

I się nie udało.

The Experience wycofało się z trasy po tygodniu, 16 lipca 1967[3].

 

 

Chas Chandler nie mógł powiedzieć, że po ostatnim występie Hendrix zszedł ze sceny nowojorskiego Forest Hills Stadium pokazując widowni faka. Mając jednak ogromne wyczucie potrzeb mediów, natychmiast wymyślił i sprzedał prasie wiadomość, jak to organizacja Córy Amerykań­skiej Rewolucji[4] złożyła protest, że deprawacja, zgorszenie, demoralizacja, psucie młodzieży i bezbożność, obraza najświętszych uczuć patriotycznych, religijnych i innych, w związku z czym… itd.

A Hendrix do tego dodał: „Chyba zastąpi mnie Myszka Miki!”

Gazety to podchwyciły, bo trudno było o smaczniejszy kąsek, ale…

Prawda była inna. Oto w tym samym czasie album Are You Experienced zawędro­wał na szczyty amery­kań­skich list przebojów, muzykę Hendrixa podchwyciła większość amerykańskich stacji radio­wych, gdyż tego chciały rzesze słuchaczy bardziej…  hm… dorosłych. The Jimi Hendrix Experience już nie musiało być niczyim suportem. Zajaśniało jako gwiazda pierwszej wielkości i mogło wejść na własną koncertową orbitę. Dlatego Hendrix rozstał się z The Monkees. Za pełnym porozumieniem i zrozu­mie­niem z obu stron.

18 sierpnia 1967, Los Angeles CA, Hollywood Bowl
Fot. Henry Diltz

 

Jimi Hendrix (wywiad dla Los Angeles Free Press, 25 sierpnia 1967):

Zagraliśmy siedem występów na tej trasie. Personalnie – było pięknie, bo to fajni goście. Ale w ogóle nas nie reklamowano. Zanim nie wyszliśmy na scenę, ludzie nawet nie wiedzieli, że tam będziemy. My i The Monkees? Różni odbiorcy. Ale to nie była ich wina. Wiedzieli, co chcą zobaczyć. Przyszli zobaczyć The Monkees.

 

Mike Nesmith:

wcześniej słyszałem tylko jedną jego płytę. Tamtej nocy [w Jacksonville] poszedłem posłuchać, jak grał [przed naszym występem]. Zaczął od „Purple Haze” i psychicznie podniósł mnie pół metra nad ziemię, i pomyślałem, że to muzyka prosto z nieba, że to reinkarnacja Wagnera, że dzieje się tu coś pierwszej wielkości. A potem oglądałem go każdej nocy… […]

Ludzie zazwyczaj pytają mnie „jak Hendrix grał na gitarze?” Przez lata wypracowałem sobie odpowiedź: „On nie grał na gitarze. On był gitarą”. Kiedy grał, nie było sposobu, by zobaczyć, gdzie kończyły się jego palce, a gdzie zaczynał gryf gitary… to było coś wyjątkowego… on był wyjątkowy…

 


[1] They’re one group that you can’t really put down because they’re just too much And it’s so embarrassing, man, when America is sending over the Monkees – oh, God, that kills me! I’m so embarrassed that America could be so stupid as to make somebody like that. They could have at least done it with a group that has something to offer. They got groups in the States starving to death trying to get breaks and then these fairies come up.

[2] Oh God, I hate them! Dishwater. I really hate somebody like that to make it so big. You can’t knock anybody for making it, but people like the Monkees?

[3] Zagrali koncerty w: Jacksonville FL (8 lipca 1967 – 10 tys. słuchaczy), Miami FL (9 lipca – 10 tys. słuchaczy), Charlotte NC (11 lipca – 13 tys. słuchaczy), Greensboro NC (12 lipca – 7 tys. słuchaczy) i w Nowym Jorku (14, 15 i 16 lipca – łącznie 15 tys. słuchaczy).

[4] Organizacja Daughters of the American Revolution istnieje od 1890 roku. Powołana została, gdyż założona w 1889 roku organizacja Sons of the American Revolution odmówiła akcesu kobietom. Zrzesza ok. 185 tys. członkiń i ma 3000 oddziałów w USA i za granicą.
Do D.A.R. mogą wstąpić kobiety, które udowodnią pochodzenie od uczestników Amerykańskiej Wojny Rewolucyjnej (1775-1783).
Córy Rewolucji długo stały twardo na stanowisku, że ludzie są równi, ale tylko wtedy, gdy są biali. Z tego powodu, w roku 1939, storpedowały projekt Eleanor Roosevelt, ówczesnej Pierwszej Damy USA, która próbowała zorganizować w sali koncertowej waszyngtońskiego budynku D.A.R. recital Marian Anderson, czarnoskórej śpiewaczki światowej sławy. W odpowiedzi Pierwsza Dama wystąpiła z szeregów organizacji.
W 1945 roku kolejna Pierwsza Dama, Bess Truman, oświadczyła podczas spotkania organizacyjnego, że ona i jej mąż są zdecydowanie przeciwni dyskryminacji rasowej – tym razem poszło o występ Hazel Scott, jazzowej wokalistki i pianistki. Zarząd Cór odpowiedział wysłaniem do Białego Domu petycji o rezygnację Ms. Truman z członkostwa. Pani Prezydentowa żądanie odrzuciła, w organizacji została, a w roku 1952 (jeszcze za prezydentury swego męża) doprowadziła, że D.A.R. oficjalnie usunęły ze swych statutów i katechizmów zapis „tylko biali wykonawcy”.
Co prawda 32 lata później, w 1977, w szeregach D.A.R. pojawiła się pierwsza czarna Córa Rewolucji, ale w roku 1984 odrzucenie jednego z podań o członkostwo przewodnicząca lokalnego oddziału umotywowała kolorem skóry aplikantki. Czym to się skończyło i jaki jest poza tym dorobek D.A.R. łatwo można wyguglować, więc tutaj jeszcze tylko przytoczę hasło przewodnie Cór: „God, Home, and Country”.


 

Kazimierz Robak
26 czerwca 2019

Cdn.

 


 

Rok 1967 i wcześniej: Jimi Hendrix w Monterey.

►► 1. „Wild Thing” (27 czerwca 2019)

►► 2. Jimi w Londynie (4 lipca 2019)

►► 3. Instrument w drzazgi (11 lipca 2019)

►► 4. Płonąca gitara (18 lipca 2019)

►► 5. Powiększenie (25 lipca 2019)

►► 6. The Troggs (1 sierpnia 2019)

Rok 1967 i dalej: Jimi Hendrix po Monterey.

►► 7. Z górki, ale pod górę (8 sierpnia 2019)

►► 8. The Monkees (15 sierpnia 2019)

►► 9. 50 lat temu (18 sierpnia 2019)

►► 10. Zenon Szostak: Hendrix a sprawa polska (22 sierpnia 2019)

Rok 1967 i dalej: Jimi Hendrix – igranie z ogniem.

►► 11. Ta pierwsza (29 sierpnia 2019)

►► 12. Druga i trzecia (5 września 2019)

►► 13. Czwarta, której nie było (12 września 2019)

Rok 1970, 18 września: Jimi Hendrix.

►► 14. Coda: Był z innej planety… (18 września 2019)

 


► Periplus – powrót na Stronę Główną