„A nawiasem mówiąc…” – tak mawiał Ludek Mączka, po czym snuł opowieść na inny temat.
A nawiasem mówiąc…
Jimi Hendrix podczas Festiwalu Woodstock w 1969, w rockowej, energetycznej interpretacji zagrał amerykański hymn „The Star-Spangled Banner”.
Słowa tej pieśni – bo hymnem została później – napisał w 1814 roku Francis Scott Key.
Jego dalekim kuzynem (?) w następnym wieku będzie pisarz, którego pełne imię i nazwisko brzmi Francis Scott Key Fitzgerald – autor m.in. powieści Wielki Gatsby, Czuła jest noc, Piękni i przeklęci. Znak zapytania jest stąd, że po angielsku ten stopień pokrewieństwa określa się: „second cousin, three times removed”, co znaczy, że dwaj panowie Francisowie mieli wspólnych pra-pra-pra-dziadków od strony brata pra-pra-babki po kądzieli, czyli ze strony matki.
A nawiasem mówiąc…
Francis Scott Key miał jedenaścioro dzieci. Były to: Elizabeth Phoebe, Maria Lloyd, Francis Scott Jr.; John Ross, Ann Arnold, Edward Lloyd, Daniel Murray, Philip Barton Jr., Ellen Lloyd, Mary Alicia Lloyd, Charles Henry.[1]
Jeden z synów, Philip Barton Key II, waszyngtoński prokurator okręgowy, był jednocześnie jednym z największych stołecznych kobieciarzy i miał przydomek najprzystojniejszego mężczyzny w stolicy. Pośrednio dzięki temu przeszedł do historii: 27 lutego 1859 zazdrosny mąż jednej z uwiedzionych dam, krzycząc: „Key, ty draniu! Znieważyłeś mój dom, musisz umrzeć!”, zastrzelił Philipa Burtona na waszyngtońskiej ulicy.
Morderstwo, jakich wiele, nawet zważywszy to, że Key był bez broni. Mąż-morderca – prawnik, wojskowy (dosłuży się stopnia generała), notoryczny rozpustnik, dyplomata i kongresman (czyli poseł) – podczas procesu za linię obrony przyjął „okresową niepoczytalność”, która popchnęła go do zbrodni w afekcie i na tej podstawie sąd go uniewinnił. Było to pierwsze – a więc historyczne – użycie „okresowej niepoczytalności” w amerykańskim prawie.
Teresa da Ponte Bagioli Sickles (1836-1867), dama uwiedziona przez Philipa Bartona Jr.
Była wnuczką Lorenza Da Ponte – librecisty Mozarta i mówiła pięcioma językami. Mąż, który uwiódł ją przed ślubem, gdy miała 15 lat, najpierw zostawił brzemienną żonę w domu i pojechał w misję dyplomatyczną do Londynu z prostytutką, którą pod fałszywym nazwiskiem (swego oponenta politycznego – prasa wychwyciła to natychmiast) przedstawił królowej Wiktorii, później – otwarcie żonę zaniedbywał na korzyść innych kobiet, następnie zastrzelił na ulicy nieuzbrojonego kochanka Teresy, wreszcie – uniewinniony za „działanie w afekcie w stanie tymczasowej niepoczytalności” – „pogodził się z żoną i jej przebaczył”, choć trzymał ją do końca życia w odosobnieniu, co ułatwiał mu towarzyski ostracyzm wobec Teresy. Część prasy nazwała morderstwo „oczyszczaniem społeczeństwa z elementów amoralnych” i „wybawieniem waszyngtońskich dam od tego łajdaka Key’a”, a opinia publiczna ze zgrozą przyjęła fakt wybaczenia wiarołomnej.
Teresa Sicles zmarła na gruźlicę, mając 31 lat.
Jednak z córek Francisa Scotta, urodzona w 1823 roku Ellen Lloyd, wyszła w 1846 roku za mąż za porucznika Simona Frasera Blunta. W małżeństwie tym urodziła się trójka dzieci: Alice Key (ur. 1847), John Young Mason (1849) i Mary Lloyd (1850).
Porucznik, a później kapitan Simon F. Blunt (1820) – nawiasem mówiąc – był ciekawą postacią. Zaciągnął się do marynarki wojennej USA i na jednym z okrętów, jako dyplomowany midszypman specjalizujący się w kartografii, uczestniczył w latach 1838-1842 w ekspedycji Wilkesa, która eksplorowała Pacyfik i „morza południowe” (dopływając do Antarktydy), kładąc podwaliny pod rozwój amerykańskiej oceanografii. Ukończył Akademię Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych w Annapolis, a następnie, w latach 1849-1850, skartował Zatokę San Francisco i część wybrzeża Kalifornii. W roku 1853 został kapitanem żagloparowca pocztowego SS Winfield Scott kursującego między San Francisco a Panama City.
Niestety: płynąc do Los Angeles, przekonany, że zna doskonale akwen, 1 grudnia 1853 wybrał trasę na skróty, niedostatecznie zmniejszył prędkość we mgle i nie uwzględnił prądu, który zniósł jego statek z kursu prosto na wyspę Middle Anacapa.
Wszystkich pasażerów (około pięciuset) ewakuowano bezpiecznie, poczta i skarbiec (sztaby złota wartości 2 miliony dolarów) – ocalały, ale jednostka była stracona.
Pięć miesięcy później, 27 kwietnia 1854, w Baltimore, gdzie musiał wyjaśniać przyczyny katastrofy, niespełna 36-letni Simon F. Blunt zmarł, osierocając trójkę dzieci i czyniąc 31-letnią Ellen Lloyd wdową.
W roku 1861 Ellen Lloyd Key Blunt wyjechała wraz z dziećmi do Paryża. Pamiętamy: jej średnim był syn, John Young Mason Blunt.
W Paryżu, po przegranej wojnie francusko-pruskiej, zaczęły się radykalizować nastroje społeczne. Po zrywie i upadku rewolucyjnej Komuny Paryskiej (1871) młody John Young Mason, mający już za sobą imponujący staż wojskowy, zaczął bywać w Marsylii i wdał się w przerzuty broni dla oddziałów hiszpańskiego pretendenta do tronów – tak: hiszpańskiego i francuskiego – którym był książę Madrytu Karol Burbon – Don Carlos, czyli: Carlos María de los Dolores Juan Isidro José Francisco Quirino Antonio Miguel Gabriel Rafael de Borbón y Austria-Este.
W brawurowych akcjach na małej „balancelle” Tremolino uczestniczył także młody, niespełna dwudziestoletni emigrant polski Konrad Korzeniowski – współwłaściciel owego stateczku!
Hiszpańska dwumasztowa „balancelle” z 1880 roku
„Monsieur Georges” – bo tak nazywali go marsylscy znajomi, kompani, przyjaciele – dysponował znaczną gotówką, bywał w lepszym towarzystwie, w teatrze, operze, w kawiarniach, ale i w tawernach przy bulwarach starego portu (Le Vieux Port) w starożytnym mieście Massilia, w którym aż wrzało od różnych nierzadko ciemnych spraw, afer, interesów. Do tego podkochiwał się w młodej Węgierce, Pauli Horvath, znanej jako baronowa Paula de Somoggyi (a może markiza de Trabadelo?) i przez nią został wciągnięty w owe przemytnicze działania zwolenników Don Carlosa, tzw. ruchu karlistowskiego. Taka jest wersja owych miłosnych i politycznych namiętności według Jerry Allen, amerykańskiej dziennikarki i pisarki, autorki Morskie lata Josepha Conrada i The Thunder and the Sunshine – a Biography of Joseph Conrad.[2]
Jak to zwykle bywa w takich sprawach i emocjach – poszło o kobietę i honor, a skończyło się pojedynkiem na pistolety: Korzeniowski – pozywający vs. Blunt. Czy rzeczywiście powodem pojedynku z oficerem kawalerii kapitanem Bluntem była piękna Baskijka, doña Rita de Lastaola – „bogini karlistowska” również związana ze zwolennikami Don Carlosa?
Echa tej wersji pobrzmiewają na kartach opowieści Josepha Conrada Złota strzała. Wiemy już przecież, że występujący tam kapitan kawalerii John Young Mason Key Blunt i jego matka, Ms. Blunt to postacie rzeczywiste. Jednak szukanie szczegółów autobiograficznych w utworach pisarza zawsze jest bardzo, ale to bardzo niepewne. Zdzisław Najder nazywa Złotą strzałę krótko: „fantazja wspomnieniowa Conrada”.
Jaki by nie był powód pojedynku, wynik okazał się krwawy: obaj postrzeleni. Z tym, że o ile Blunt został trafiony w prawe ramię, to Korzeniowskiego kula trafiła w pierś i przeszła na wylot przez lewe płuco tuż koło serca. I byłby to typowy wątek na jakieś romansidło, tyle tylko, że w rzeczywistości… pojedynku nie było! Z bardzo dużym prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością!
Para francuskich pistoletów pojedynkowych z 1880 r.
No, ale kula w piersi przyszłego pisarza utknęła – co jest pewne i bezdyskusyjne – i był to strzał samobójczy (prawie pewne)! Jedna z wersji mówi, że był to sposób na uniknięcie powołania do armii carskiej na wojnę z Turcją (Conrad formalnie był obywatelem Cesarstwa Rosyjskiego i zgodę na zrzeczenie sie tego obywatelstwa uzyskał dopiero w roku 1889, trzy lata po otrzymaniu paszportu brytyjskiego). Inna – że była to depresja. Kolejna – że samobójstwo, było przykrywką dla rany odniesionej w zakazanym wówczas pojedynku (więc jednak!). Jeszcze inna – że historia z pojedynkiem miała kamuflować samobójstwo.
Przyczyn nie dojdziemy, ale w marcu 1878 roku krótka depesza z Marsylii, od przyjaciela Konrada niejakiego Richarda Fechta:
Conrad blessé – envoyez argent – arrivez
wyrwała Tadeusza Bobrowskiego – troskliwego wuja i opiekuna młodzieńca po śmierci rodziców – z dalekiej Ukrainy. W Marsylii był już 11 marca i pierwsze, co przyszło mu zrobić „studiując najprzód sprawę całą, następnie Indywiduum”, to… uregulować długi Konrada. Pożyczka od marsylskiego bankiera – 1706 franków, opłata za wynajmowane mieszkanie dla pani Bonnard – 1000 franków, zapłata dla gospodyni pani Fagot – 233 franki, doktorowi – 100 franków, razem – 3009 franków, czyli 1228 rubli. A jeszcze musiał zwrócić zaciągniętą przez Konrada kilka dni wcześniej pożyczkę od Fechta 800 franków (Konrad pożyczkę – owe 800 franków – natychmiast przegrał w kasynie w Monte Carlo).
Pojedynku nie było, na ślad „balancelle” (a może „felukki” albo „tartany”?) Tremolino (60 RT) – pomimo intensywnych poszukiwań w różnych archiwaliach portowych, urzędowych, policyjnych – też nie natrafiono. A baronowa de Somoggyi? A markiza de Trabadelo? A doña Rita?… Czyżby „legendy marsylskie”, jak ocenia Zdzisław Najder? Hmmm…
Pozostał uroczy szkic „Tremolino” z tomu Zwierciadło morza, o którym sam Conrad mówił, że w nim „spowiada się ze swych wzruszeń”, a Tremolino pozostał mu w pamięci jako „najdzielniejszy z drobnych stateczków”, który…
w swej krótkiej a świetnej karierze nie nauczył mnie nic, lecz dał mi wszystko. Zawdzięczam mu obudzenie miłości do morza… [przekład Aniela Zagórska]
I pozostała opowieść Złota strzała; może i najsłabsza, jak uważa Najder, w dorobku Conrada, ale chyba jedna z dwóch (jest jeszcze Uśmiech szczęścia) wspominająca o romansowych wątkach w życiu pisarza. W przedmowie do Złotej strzały pisał, że są w niej:
[…] przeżycia związane z wtajemniczaniem się w żywioły namiętności – poprzez ogniową próbę i udrękę, którym stawianie czoła wymagało siły decyzji i wytrwania. [przekład Aniela Zagórska]
Na tym można by zakończyć, tyle że pozostały jeszcze poważne finansowe sprawy, o których nie omieszkał wspomnieć (i zapisać na „konto” siostrzeńca) wuj Tadeusz Bobrowski. W liście do Stefana Buszczyńskiego pisze:
[…] mając owe 3000 franków na podróż przysłane, spotkał się z dawnym swoim kapitanem, Mr Duteil – który namówił go na jakąś aferę na brzegach Hiszpanii – po prostu gatunek kontrabandy. Zaangażowawszy 1000 franków zyskał z górą 400 – to im się bardzo podobało – w drugą zaangażował wszystko – wszystko też stracili.
Przy dochodach wuja Bobrowskiego w owym czasie – głównie z dzierżawy żyznych pól Kazimierówki (ukraiński czarnoziem) – o których pisze siostrzeńcowi, a które wynosiły 5000 rubli rocznie i opłaceniu należnego Imperium Carskiemu podatku 500 rubli (co? czyli 10% od przychodu???!; zaraz, zaraz: 10%!!!, a dziś… eeech); przy kursie rubla do franka francuskiego wynoszącym wówczas około 1:2,45 wysyłane pieniądze, którymi tak obficie i przez wiele lat zasilał go wuj, stanowiły jednak bardzo poważne obciążenie domowego budżetu (Bobrowski systematycznie wspierał finansowo także innych swoich krewnych).
Roczna pensja – bo tak to trzeba nazwać – wypłacana przez wuja siostrzeńcowi, wynosząca 2000 franków rocznie, podwyższona po tym marsylskim „wypadku” do 2400 franków rocznie (plus dodatkowo dosyłane pieniądze na różne „nieprzewidziane potrzeby”) pozwalała na normalne, można rzec beztroskie, życie zważywszy, że w owym czasie roczne zarobki robotnika w fabryce wynosiły 900 franków, rzemieślnik zarabiał 1800 franków, a roczna pensja porucznika francuskiej marynarki wojennej wynosiła 2000 franków. Nic więc dziwnego, że Konrad Korzeniowski, nawet jako zwykły marynarz, dysponował gotówką większą niż kapitan statku, na którym pływał.
Tak to – zaczynając od Hendrixa, przez amerykański hymn, zahaczając o Wielkiego Gatsby’ego – doszliśmy do Conrada. I kto by pomyślał, że Jimi Hendrix – hymn amerykański – Fitzgerald – Conrad mogą mieć coś wspólnego?
Gdybyśmy zaś poszli dalej, na przykład śledząc dalsze losy, których doświadczał kpt. Blunt, byłoby jeszcze ciekawiej. Bo – nawiasem mówiąc – prawdziwy John Young Mason Blunt zakończył swoją karierę wojskową w mundurze oficera armii Stanów Zjednoczonych na Filipinach[3].
Nasze koło objęłoby więc nie tylko Monterey, Woodstock i Bethel ale i filipińską Manilę, a to już chyba byłoby nadto.
Choć nawiasem mówiąc…
Przypomniałem sobie o tych powiązaniach czytając ponownie artykuł Zdzisława Najdera, napisany z okazji 75. rocznicy śmierci Conrada, zatytułowany „Sienkiewicz – Conrad – Faulkner”[4] i zaczynający się tak:
Henryk Sienkiewicz, Joseph Conrad-Korzeniowski i William Faulkner spotkali się tylko raz.
William Faulkner, odbierając w 1950 roku literacką Nagrodę Nobla przed kamerami telewizyjnymi i w obecności szwedzkiej rodziny królewskiej, wygłosił zwyczajową w takich okolicznościach mowę, w której i Sienkiewicz ze swoim „ku pokrzepieniu serc”, i Conradowska Zasada Wierności…
Polecam artykuł Najdera.
► ► Zdzisław Najder: Sienkiewicz – Conrad – Faulkner
Zenon Szostak
sierpień 2019
Dobór ilustracji, przypisy (jeśli nie zaznaczono inaczej), odsyłacze i red.: Periplus / Kazimierz Robak
[1] Elizabeth Phoebe (1803-10-10 – 1897-09-09, z męża Howard), Maria Lloyd (1805-02-13 – 1897-02-23, z męża Steele), Francis Scott Jr. (1806-10-07 – 1866-04-04), John Ross (1808-03-03 – 1837-05-21), Ann Arnold (1811-03-02 – 1884-03-03, z męża Turner), Edward Lloyd (1813-09-26 – 1822-07-08), Daniel Murray (1816-06-09 – 1836-06-22), Phillip Barton Jr. (1818-04-05 – 1859-02-27), Ellen Lloyd (1823-08-16 – 1884-03-30, z męża Blunt), Mary Alicia Lloyd (1823-11-20 – 1886-05-20, z męża Pendleton), Charles Henry (1827-07-30 – 1869-07-29).
[2] Allen, Jerry. Morskie lata Conrada. [tł. Maria Boduszyńska-Borowikowa] Gdańsk : Wyd. Morskie, 1971.
Allen, Jerry. The Sea Years of Joseph Conrad. Garden City, N.Y. : Doubleday, 1965.
Allen, Jerry. The Thunder and the Sunshine : a Biography of Joseph Conrad. New York, N.Y. : G. P. Putnam’s Sons, 1958. [nietłumaczona na polski]
[3] John Young Mason Blunt (1849-01-22, Waszyngton DC – 1910-11-22, Manila, PH). Urodzony w Waszyngtonie wnuk autora tekstu hymnu USA, wychowany we Francji, władający płynnie angielskim, niemieckim, francuskim i hiszpańskim, najpierw – podczas amerykańskiej wojny secesyjnej – chciał wstąpić w szeregi konfederatów, a gdy to mu się nie udało, zaciągnął się do armii francuskiej, w której służył najpierw w Korpusie Czerwonego Krzyża, a później we francuskim oddziale żuawów papieskich, z którym uczestniczył w wojnie francusko-pruskiej (1870-1871, następnie działał aktywnie (jak wiemy) w ruchu karlistowskim pozostając w służbie Juana Carlosa do roku 1880, po czym – wraz z matką – przeniósł sie do Wielkiej Brytanii, skąd – po służbie w Pierwszym Pułku Dragonów Królewskich – pojechał w 1884 r. do Stanów Zjednoczonych, ukończył Oficerską Szkołę Kawalerii w Fort Leavenworth, KS, a podczas wojny hiszpańsko-amerykańskiej (1898) został – w stopniu kapitana – wysłany na Filipiny, gdzie służył, przeszedł na emeryturę i zmarł, zaś jego doczesne szczątki spoczęły na amerykańskim Cmentarzu Narodowym w Arlington.
[4] Rzeczpospolita, dodatek „Plus Minus”; 31 lipca / 1 sierpnia 1999. [przyp. Z.S.]
Cdn.
Rok 1967 i wcześniej: Jimi Hendrix w Monterey.
►► 1. „Wild Thing” (27 czerwca 2019)
►► 2. Jimi w Londynie (4 lipca 2019)
►► 3. Instrument w drzazgi (11 lipca 2019)
►► 4. Płonąca gitara (18 lipca 2019)
►► 5. Powiększenie (25 lipca 2019)
►► 6. The Troggs (1 sierpnia 2019)
Rok 1967 i dalej: Jimi Hendrix po Monterey.
►► 7. Z górki, ale pod górę (8 sierpnia 2019)
►► 8. The Monkees (15 sierpnia 2019)
►► 9. 50 lat temu (18 sierpnia 2019)
►► 10. Zenon Szostak: Hendrix a sprawa polska (22 sierpnia 2019)
Rok 1967 i dalej: Jimi Hendrix – igranie z ogniem.
►► 11. Ta pierwsza (29 sierpnia 2019)
►► 12. Druga i trzecia (5 września 2019)
►► 13. Czwarta, której nie było (12 września 2019)
Rok 1970, 18 września: Jimi Hendrix.
►► 14. Coda: Był z innej planety… (18 września 2019)